Kochać znaczy działać
W przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie odnajdujemy wykaz działań, które mogłyby stanowić chrześcijański Kodeks Etyki Lekarskiej.

2025-10-06
Komentarz do fragmentu Ewangelii Łk 10, 25-37
XXVII tydzień zwykły
Przypowieść o Miłosiernym Samarytaninie została zapisana jedynie w Ewangelii św. Łukasza. Tradycja podaje, że św. Łukasz z zawodu był lekarzem. Mają świadczyć o tym – oprócz wspomnianej przypowieści – także inne opisy licznych uzdrowień, które zawarł w swojej Ewangelii. Ewangelista przedstawił wiele razy Jezusa jako delikatnego opiekuna, czułego obrońcę, miłosiernego przyjaciela i współczującego towarzysza.
W przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie odnajdujemy wykaz działań, które mogłyby stanowić chrześcijański Kodeks Etyki Lekarskiej. Niezawodnym lekiem na wszelkie bolączki chorych jest OBECNOŚĆ. To ona przynosi ulgę w samotności. Każdy chory potrzebuje nie tylko obecności lekarza-fachowca, ale przede wszystkim lekarza-człowieka. To samo dotyczy pozostałego personelu medycznego. Nie wystarczy, że pielęgniarka profesjonalnie zrobi zastrzyk czy założy wenflon. Wykonywanie jakiejś medycznej czynności przy chorym nie zawsze jest równoznaczne z „byciem” przy jego sprawach. Święty Łukasz relacjonuje, że Samarytanin dostrzegł potrzebę chorego: „Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził obok i zobaczył go” (Łk 10, 33a). To bardzo istotny szczegół. Bo tylko z tego „zobaczenia” może wypłynąć prawdziwa, pełna troski obecność, a nie jedynie bezduszna medyczna usługa. Ale co to znaczy prawdziwie „być” przy sprawach chorego? To znaczy bez pośpiechu i zniecierpliwienia wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. To zainteresować się tym, co go niepokoi i wyjaśnić mu to, czego nie rozumie. To zdobyć się na moment życzliwej rozmowy i serdecznego spojrzenia. W zobaczeniu chorego nie chodzi bowiem tylko o dostrzeżenie go wzrokiem, ale o spojrzenie serca.
Z obecności z kolei rodzi się WZRUSZENIE, które może okazać się skutecznym lekiem na bezmyślne procedury. Święty Łukasz pokazuje, że jest ono początkiem szeregu czułych zabiegów, które przynoszą potrzebującemu człowiekowi prawdziwą ulgę: „Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko” (Łk 10, 33b). Nie ma nic piękniejszego, jak widok medyka prawdziwie przejętego losem pacjenta. Ileż dobra i czułych gestów może wówczas popłynąć w stronę chorego! Jakże może on poczuć się zauważony i indywidualnie potraktowany. Nie musi się martwić, że na korytarzu ciągnie się długi ogonek pacjentów. Otrzyma tyle uwagi i zainteresowania, ile będzie potrzebował.
Jezusowa przypowieść o Miłosiernym Samarytaninie przekazana przez św. Łukasza idzie krok dalej i uczy, że spotykając chorego człowieka, nie można poprzestać na samym tylko wzruszeniu. Byłoby ono wówczas jedynie ckliwością. Cierpienie domaga się KONKRETNEGO CZYNU, konkretnej reakcji. Przecież człowiek okazuje się miłującym nie przez to, co deklaruje, ale przez to, co faktycznie robi. Konkretne działanie jest lekarstwem na obojętność i puste deklaracje. Ewangelista Łukasz relacjonuje, że Samarytanin prawdziwie okazał się bliźnim poszkodowanego właśnie przez to, że udzielił mu bardzo konkretnej pomocy. Na konkret wskazują liczne czasowniki użyte w tekście biblijnym: Samarytanin najpierw zobaczył potrzebującego i wzruszył się głęboko, potem podszedł do niego i opatrzył mu rany, które zalał oliwą i winem. Następnie wsadził go na swe bydlę, zawiózł do gospody i tam pielęgnował. Wyjął ponadto dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł do niego, że jeśli ten wyda więcej, odda mu dług. Wyraźnie widać więc, że miłosierny bliźni nie poprzestał na samym tylko wzruszeniu i współczuciu, ale postarał się o skuteczną pomoc dla poszkodowanego. W tę pomoc włożył swoje serce i nie żałował środków materialnych. Dał siebie, swoje własne „ja”, otwierając to „ja” dla drugiego, przez co stał się gotowy i zdolny do uczynienia bezinteresownego daru z siebie samego.
Prawdziwa posługa miłości drugiemu człowiekowi charakteryzuje się działaniem i podejmowaniem szybkich decyzji, które często instynktownie wskazują rozwiązanie i formę pomocy. Medyk w zetknięciu z ludzkim cierpieniem jest człowiekiem czynu. Jego miłość nie może więc być usługą świadczoną tylko od czasu do czasu, ale jest ona stałą dyspozycją serca. Jest ciągłym czuwaniem nad potrzebami innych oraz niesłabnącą gotowością rezygnacji z siebie dla dobra drugiej osoby. Ważnym rysem lekarskiej czy pielęgniarskiej posługi jest wyzbywanie się siebie, które wyraża się w umieraniu dla swojego „ja”. Im bardziej medyk potrafi umrzeć dla siebie, tym bardziej może żyć dla innych.