Spojrzeć z miłością

W szpitalnych salach ludzie nie tylko cierpią z powodu bólu kręgosłupa, glejaka, depresji, bolącego kolana, raka wątroby, czy zatoru. Przeżywają o wiele większy ból. Poczucie bycia grzesznikiem, samotność, świadomość, że są potępieni, odrzuceni, na marginesie.

2025-07-04

Komentarz do fragmentu Ewangelii Mt 9, 9-13
XIII tydzień zwykły

Czasem zauważam w mojej kaplicy coś, co mi daje dużo do myślenia. Spotykam od czasu do czasu chorych, którzy w wolnych chwilach wstępują do kaplicy. Wchodząc do niej ukradkiem zauważam, że nie przychodzą na jedną, dwie minuty. Często spędzają tu dłuższy czas, w półmroku, kiedy jest cicho i pusto. Gdy z kolei zorientują się, że nie są sami, czują się speszeni, jakby nieswojo, że ktoś ich widział w tym miejscu! Nagle zawstydzeni, spłoszeni uciekają, nawet pomimo wystawionego dopiero co Najświętszego Sakramentu. Długo nie rozumiałem takiego zachowania, było to dla mnie zbyt dziwne.

A jednak można je zrozumieć przez pryzmat dzisiejszej Ewangelii o powołaniu Mateusza siedzącego w komorze celnej. Kluczem do zrozumienia tych sytuacji z codzienności szpitalnej i z dzisiejszej Liturgii jest spojrzenie! Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego Mateusz wcześniej nie zostawił dla nikogo komory celnej, a uczynił to po spotkaniu z Jezusem? Tylko na słowa Jezusa: „Pójdź za Mną”, Mateusz wstał i poszedł za Nim. Tak sobie? Tak po prostu zostawił coś, co robił przez całe życie i to dla kogoś przechodzącego obok; zrezygnował ze swojego utrzymania, życia? A jednak. Lecz zanim Jezus wypowiedział słowa: „Pójdź za Mną”, najpierw Mateusz doświadczył Jego spojrzenia. Myślę, że ono nie było tylko spojrzeniem zewnętrznym, takim jak zazwyczaj my patrzymy na innych. Użyty wyraz eiden oznacza: przyjrzeć się, zrozumieć, przyjąć. Mateusz doświadczył wielu spojrzeń, zapewne najczęstsze były takie, które go oceniały, uznawały za nieuczciwego człowieka, kolaboranta. Jezus patrząc spojrzał na Niego z miłością. Bo tylko wtedy można zrozumieć sens życia, zobaczyć sens siebie, pośród pokiereszowanej historii swojego życia.

Zaczynam rozumieć moich chorych, ich ciche przebywanie w kaplicy i uciekanie przed ludźmi. Czasem są to chorzy, z którymi wcześniej wielokrotnie rozmawiałem na wizytach, nasłuchałem się o wielu ich życiowych bólach. I uświadamiam sobie, jak powierzchowne może być nasze spojrzenie. Jak łatwo można kogoś wrzucić do jednego worka. Jak można ominąć salę szpitalną, gdy ktoś trzykrotnie już mówi: nie przyjmuję komunii. Może wtedy warto tym bardziej wejść i się zatrzymać, tak jak na widok Mateusza zatrzymał się Jezus. Choć na chwilkę, zobaczyć tym razem coś zupełnie innego. Spojrzeć inaczej na człowieczeństwo, na rany, nie tylko te pooperacyjne, ale te niewidoczne dla oczu, na duszy. Tylko wtedy je zobaczę, gdy jak Pan Jezus dam się zaprosić na ucztę z celnikami i grzesznikami. Przecież lekarza nie potrzebują zdrowi, ale ci, którzy się źle mają.

W szpitalnych salach ludzie nie tylko cierpią z powodu bólu kręgosłupa, glejaka, depresji, bolącego kolana, raka wątroby, czy zatoru. Przeżywają o wiele większy ból. Poczucie bycia grzesznikiem, samotność, świadomość, że są potępieni, odrzuceni, na marginesie. Że już nie ma szans, by uratować ich życie. Czasem wystarczy wysłuchać, pobyć, opowiedzieć, że Bóg przyszedł na ten świat także do ich bólu i cierpienia, odkupił ich grzechy. „A ja już myślałem, że zawsze będę skazana na potępienie, że będę poza Kościołem”. Lubię powtarzać wtedy słowa: „Czy byłby to prawdziwy Bóg, gdyby nie poradził sobie z Pani życiem, nawet tak zagmatwanym…”. Szpital nauczył mnie, że nie mogę czekać na ludzi, trzeba wyruszyć do komór celnych. Czy chorzy pozostający samotnie w domach, domach pomocy społecznej, szpitalach nie są takimi Mateuszami celnikami? Tam są nie tylko osoby w podeszłym wieku, ale często ci, których tracimy w parafiach: młodzi, w średnim wieku, często niezauważeni.

I jeszcze jedno. Może warto zacząć od imienia, to ono nadaje historię i sens. Jezus „zwrócił się do człowieka imieniem Mateusz”. Wiem ile znaczy powiedzenie do pacjenta po imieniu. Często wtedy słyszę, „skąd ksiądz mnie zna…?”, jak bardzo wtedy spojrzenie na niechcianego księdza jest inne. A przecież w anonimowym szpitalu, przy 850 chorych nie znam ich. Wystarczy spojrzenie na ekran monitora, kartę chorego!

Dziś, kiedy czytasz tą Ewangelię spróbuj się zatrzymać, być bardziej uważnym, zobaczyć coś, czego na co dzień nie widzisz, spojrzeć oczyma Jezusa na ludzi obok ciebie, nawet jeśli już wychodzisz z jakiegoś miejsca, jak Jezus z Kafarnaum. Niech kolejne twoje kroki nie pozwolą ci przejść obojętnie obok drugiego, który czeka na spojrzenie, czuły głos, odrobinę zrozumienia. Nie przekreślaj grzesznika, ale zobacz w nim też człowieka, który potrzebuje zrozumienia i dobrej nowiny.

Autorzy tekstów, ks. Marcin Niesporek, Rozważanie, Komentarz do ewangelii