Śpiączka – między ciemnością a światłem

Czasami reakcja nie pojawi się od razu, czasem będzie ledwie dostrzegalna – minimalne drgnięcie palców czy ruch powiek bywa prawdziwym krokiem milowym. Tak było w przypadku Piotra.

zdjęcie: pixabay.com

2025-05-07

To był piątek rano. Dzień zapowiadał się dość dobrze, bo Piotr miał wolne od pracy, a wieczorem w odwiedziny mieli przyjść znajomi. Dzieciaki w szkole, żona w pracy. Poranna kawa, a potem rower – trzeba wykorzystać przecież słoneczną pogodę. Podczas przejażdżki Piotra zabolała nagle głowa. Upadek na szosie. Jeszcze próbował się podnieść, ale ciało dało za wygraną. Najsilniejszy ból głowy w życiu. Nastała ciemność. Dobrze, że ktoś był wtedy w pobliżu i zadzwonił po pogotowie. Karetka na sygnale, szum i głosy. Piotr szybko znalazł się w szpitalu. Diagnoza – pęknięty tętniak tętnicy mózgowej. Trzeba szybko operować. Na szczęście neurochirurdzy szybko opanowali krwotok, a po zabiegu Piotr został przekazany na oddział intensywnej terapii. Teraz oddychał za niego respirator, a poprzez specjalne pompy podawano wiele leków. Tak rozpoczęła się długa batalia o jego życie – Piotr zapadł w śpiączkę.

Śpiączka – co to właściwie jest?

Podstawową funkcją naszego mózgu jest możliwość komunikowania się ze światem zewnętrznym i reagowanie na różne bodźce. Chorzy w stanie śpiączki są głęboko nieprzytomni, czyli nie reagują nawet na bardzo silne bodźce zewnętrzne. Nie są w stanie się poruszać. Z takimi osobami nie da się porozumieć poprzez głos czy dotyk.

Istnieje wiele przyczyn śpiączki, choć najczęściej jest ona spowodowana uszkodzeniem mózgu. Szczególnym rodzajem braku przytomności jest tzw. śpiączka farmakologiczna. Jest to sztuczny, z założenia przejściowy stan wywołany lekami, aby ograniczyć pracę mózgu oraz zapewnić możliwie największy komfort chorego. Śpiączki powstałe w wyniku uszkodzenia mózgu mają charakter ściśle patologiczny i mogą być spowodowane urazem określonego obszaru mózgu (np. po uderzeniu, czy jak u Piotra – po samoistnym pęknięciu chorego naczynia krwionośnego) lub całego mózgu (np. w wyniku zatrucia czy niedotlenienia). Śpiączki mogą być przejściowe, ze stopniowym powrotem prawidłowych funkcji mózgu, ale nie zawsze tak się dzieje. Zdarza się również, że chory częściowo zaczyna reagować na sygnały ze świata zewnętrznego, jednak pozostaje w tzw. stanie wegetatywnym. Należy bowiem zaznaczyć, że śpiączka nie jest tym samym co stan wegetatywny. Pacjent w stanie wegetatywnym jest przytomny, może otwierać oczy i wykonywać niewielkie ruchy w odpowiedzi na dotyk, ale pozostaje dalece nieświadomy swojego otoczenia i nie komunikuje się z nim. To przewlekły stan, w którym mogą znajdować się osoby, u których doszło do ciężkiego, trwałego uszkodzeniu mózgu.

Pierwsze odwiedziny

- Kiedy zadzwonił lekarz i powiedział mi, że Piotrek miał krwawienie do mózgu i jest operowany, wpadłam w jakieś oszołomienie. Całkowicie automatycznie pojechałam do szpitala i dopiero kiedy zobaczyłam Piotrka, doszło do mnie, co się stało i zaczęłam strasznie płakać – wspomina Joanna, jego żona.

Rodzinna tragedia, w której jeden z jej członków trafia na oddział intensywnej terapii, jak w opisanym przypadku, zawsze jest niezwykle trudną sytuacją i wiąże się z cierpieniem i poczuciem bezradności. Bliscy przyjeżdżają do szpitala w nadziei, że uda im się zobaczyć ukochaną osobę i usłyszeć, że wszystko będzie dobrze. Rzeczywistość niestety czasem okazuje się inna. Gdy przychodzą na oddział, pierwsze co widzą to zazwyczaj szereg różnych maszyn wydających niepokojące dźwięki. Chory leży w bezruchu, podłączony do tych maszyn za pomocą licznych kabli i rurek. Często może nawet wydawać się fizycznie inny, ponieważ ciężkiej chorobie mogą towarzyszyć obrzęki, zasinienia, rany i opatrunki. W takich momentach jednym z najlepszych sposobów na zrozumienie aktualnej sytuacji jest spokojna, rzeczowa rozmowa z lekarzem. Specjalista może wyjaśnić stan chorego, opisać podejmowane działania i przedstawić możliwe sposoby dalszego leczenia. Choć odpowiedzi nie zawsze są takie, jakie bliscy chcieliby usłyszeć, sama świadomość tego, co się dzieje, pomaga nieco odnaleźć się w tak trudnej sytuacji.

Czy mnie słyszysz?

Mijały pierwsze dni. Bezsenne noce, gorączkowe telefony do szpitala z tym samym pytaniem, czy jest jakieś światełko w tunelu. W końcu Joanna usłyszała od lekarza, że stan jest ciężki, ale stabilny. W kolejnych dniach planowali podjąć próbę obudzenia Piotra – odstawiono wszystkie leki wpływające na przytomność. Rozpoczęło się nerwowe wyczekiwanie. - Nadal się nie budził. Codziennie przychodziłam, chwytałam za rękę, głaskałam i do niego mówiłam. Zero reakcji, nic. Jakby Piotrek był bardzo głęboko zamknięty w swoim ciele – mówiła Joanna.

Choć ciało pozostaje nieruchome, a oczy zamknięte, nawet w takim stanie mózg może częściowo przetwarzać bodźce. Dlatego tak ważne jest, aby nie rezygnować z prób kontaktu z chorym. Choć może wydawać się to niezręczne, to warto opowiadać o swoich codziennych sprawach, może coś przeczytać czy puścić ulubioną piosenkę. Uszkodzony i oszołomiony mózg potrzebuje kontaktu i rehabilitacji. Personel medyczny ma swoje metody, ale to właśnie rodzina może wnieść do tego procesu to, czego nie daje żaden lek – czułość i bliskość.

Wielka niepewność

Rokowanie w przypadku śpiączki jest zawsze niepewne. Zależy od przyczyny i stopnia uszkodzenia mózgu, ale również od stanu zdrowia pacjenta przed zachorowaniem. Niestety często śpiączka wiąże się z wysokim ryzykiem trwałych powikłań neurologicznych,  nawet śmierci. Lekarze zazwyczaj nie są w stanie przewidzieć, jak długo pacjent pozostanie w śpiączce, ani jakie ma szanse na wybudzenie i powrót do normalnego życia. Ta niepewność to ogromne obciążenie dla rodziny i bliskich, którzy każdego dnia zmagają się z trudnymi pytaniami i silnymi emocjami.

Głębokie przygnębienie jest naturalną reakcją na tak dramatyczne wydarzenia. Pojawiają się problemy ze snem, brak apetytu, trudności w koncentracji i ogólne wyczerpanie. Nie należy mieć do siebie pretensji z powodu takich odczuć. Trzeba jednak pamiętać, że długotrwały stres i przeciążenie emocjonalne mogą wpływać na zdrowie (zarówno fizyczne jak i psychiczne) bliskich pacjenta. Dlatego, w miarę możliwości, warto skorzystać z pomocy psychologicznej lub duchowej, aby znaleźć wsparcie i siłę do radzenia sobie z tą trudną sytuacją. Nie należy zapominać również o wzajemnym wsparciu w rodzinie. Każdy przeżywa takie doświadczenie inaczej i w związku z tym ma też różne potrzeby. Warto pomyśleć nad dzieleniem się obowiązkami, by móc też znaleźć czas na odpoczynek. Trzeba zadbać o siebie, żeby móc z pełnią sił troszczyć się o bliską osobę. A może to także moment, by zmierzyć się z od lat odkładanymi, niezałatwionymi sprawami?

Światełko w tunelu

Nie zdarzy się oczywiście sytuacja, gdzie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, chory otworzy oczy i wstanie z łóżka. W realnym świecie powrót do zdrowia to długa droga, a zdrowienie odbywa się powoli, małymi krokami. Czasami reakcja nie pojawi się od razu, czasem będzie ledwie dostrzegalna – minimalne drgnięcie palców czy ruch powiek bywa prawdziwym krokiem milowym. Tak było w przypadku Piotra. Na początku zaczął otwierać oczy w reakcji na kontakt z lekarzem. Przełom nastąpił jednak nieco później, podczas kolejnej wizyty Joanny. Piotrek, ściśnij moją dłoń, jeśli mnie słyszysz. Uścisnął. Na początku słabo, potem trochę mocniej. To nie był przypadkowy skurcz dłoni. Dało się odczuć, że walczy z całych sił – zaczął głębiej oddychać. Joannie łzy popłynęły po policzkach. - Wtedy naprawdę uwierzyłam, że Piotrek ma szansę do nas wrócić – mówiła Joanna.

A wracał powoli. W ciągu następnych dni zaczęła przeszkadzać mu rurka intubacyjna w tchawicy. Spełniał już podstawowe polecenia, więc lekarze zdecydowali o usunięciu rurki. Pierwszy, całkowicie własny oddech od wielu dni. Ledwie słyszalnym, zachrypniętym głosem powiedział, że chce mu się pić. Rzadko zdarza się usłyszeć tak proste, wspaniałe słowa.

- Pierwsze, mgliste wspomnienie jakie mam, to ciągły głos lekarzy i pielęgniarek, próbujących nawiązać ze mną kontakt. Po paru dniach potrafiłem już nawet rozpoznawać konkretne osoby, po samym głosie. Jednak, najwspanialszy głos, jaki usłyszałem, to głos Joasi. Wiedziałem, że nie jestem sam. Chciałem walczyć o odzyskanie swojego życia – wspomina Piotr.

Żyć na nowo

Piotr wybudził się, ale choroba pozostawiła trwałe piętno – miał niedowład prawej ręki i nogi. Rozpoczął się długi okres rehabilitacji, trwający do dziś. Codzienne ćwiczenia są wyczerpujące, ale Piotr nie zamierza się poddawać. Każdy nowy ruch i napięcie mięśni są krokiem w stronę odzyskania samodzielności. Początkowo nawet podniesienie długopisu wydawało się niemożliwe, ale systematyczny powrót siły mięśniowej determinuje go do dalszej pracy. - Teraz każdy dzień jest nagrodą i jestem wdzięczny, że mogę codziennie widzieć swoją rodzinę i dla niej żyć – mówi Piotr.

Nie każdy przypadek kończy się tak dobrze, ale nawet gdy sytuacja wydaje się beznadziejna, warto walczyć. Każdy dzień to nowa szansa, każdy mały postęp to powód do radości. Historie takie jak ta przypominają, jak krucha, ale jednocześnie niezwykle silna jest ludzka natura. Powrót do zdrowia to nie tylko kwestia ciała, ale i ducha – to siła, która pozwala iść naprzód.

Moja perspektywa – dlaczego zostałem anestezjologiem?

Już podczas studiów medycznych wiedziałem, że anestezjologia i intensywna terapia to droga, którą chcę podążać. Początkowo fascynowała mnie jej dynamiczna natura – szybkie decyzje, adrenalina i emocje towarzyszące leczeniu stanów zagrożenia życia. Z czasem jednak moje zainteresowania ewoluowały. Coraz bardziej interesowały mnie skomplikowane choroby krytyczne, patofizjologia układu krążenia i badania naukowe nad tymi procesami. Dziś, im dłużej pracuję, tym staram się dojrzalej dostrzegać swoje miejsce i rolę. Zrozumiałem, że to, co najważniejsze, to nie „wyleczyć” pacjenta, lecz przede wszystkim być jego opiekunem – stróżem jego godności, osobą dbającą o komfort i towarzyszącą mu do końca, niezależnie od rokowania i sukcesu terapeutycznego.


Zobacz całą zawartość numeru

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2025nr04, Z cyklu:, Z bliska