Otoczyć śpiącego miłością
Człowiek śpiący „nie myśli”, ale „jest”. Istnienie jest bardziej pierwotne niż myślenie. Człowiek trwale śpiący być może „nie będzie myślał” do końca życia, jednak do końca życia pozostaje człowiekiem.

zdjęcie: Canstockphoto.pl
2025-04-01
Medycyna rozpoznaje różne stany śpiączki. Istnieją takie, w których widoczna jest szansa na wybudzenie. Są też takie, z których człowiek prawdopodobnie nie wybudzi się już w tym życiu. O przypadkach, w których nastąpiły bardzo poważne nieodwracalne zmiany w mózgu, mówi się w medycynie, że są to „utrzymujące się stany wegetatywne”. Kim jest człowiek, którego oczy może nie zobaczą już światła, bo pozostanie kimś trwale śpiącym?
„Myślę, więc jestem”. Ale najpierw: „jestem”
Człowiek śpiący, którego świadomość jest zawieszona przez sam fakt na przykład 7-godzinnego snu w nocy, pozostaje nadal człowiekiem. Co do tego nikt nie ma wątpliwości. Człowiek w śpiączce, a więc w stanie głębokiej nieprzytomności i nieświadomości nadal pozostaje człowiekiem. Medycyna nieraz go wybudza. Czasem z kolei sama medycyna wprowadza w stan śpiączki, tzw. śpiączki farmakologicznej, by człowieka w ten sposób wyleczyć. Człowiek, u którego nie doszło do pełnego odwrócenia śpiączki, i zapadł w przewlekły stan wegetatywny, nadal pozostaje człowiekiem i posiada niezbywalną ludzką godność.
Dziś renesans przeżywa słynne powiedzenie Kartezjusza: „myślę, więc jestem”. Niektórzy z tej sentencji wyprowadzają wnioski, że skoro ktoś „nie myśli” i jego zdolność do myślenia jest trwale zniszczona przez chorobę, to znaczy, że właściwie „nie jest” już w pełni człowiekiem, a jeśli nawet jest człowiekiem, to jakość jego życia jest tak niska, że właściwie dalsze życie nie jest już warte kontynuacji. Trzeba na to odpowiedzieć jasno i klarowanie: człowiek jest jednością cielesno-psychiczno-duchową i nawet jeśli, któraś z jego sfer nie jest w pełni rozwinięta, albo chora, albo trwale uszkodzona, to ten brak nie umniejsza w żaden sposób jego pełnej ludzkiej godności. Nienarodzone dziecko nie jest jeszcze w pełni rozwinięte, ale jest obdarzone pełną ludzką godnością. Osoba z głęboką niepełnosprawnością umysłową, związaną na przykład z uszkodzeniem części mózgu, nadal pozostaje w pełni człowiekiem. Podobnie osoba z głęboką demencją starczą, czy też znajdująca się w długotrwałej śpiączce, czy też osoba w utrzymującym się stanie wegetatywnym – każda z tych osób pozostaje w pełni człowiekiem. Jeśli Kartezjusz powiedział „myślę, więc jestem”, to chciał przez to wskazać na wielką wartość ludzkiej świadomości. Nie twierdził jednak, że samo istnienie, samo ludzkie życie, jeśli nie posiada świadomości, staje się bez wartości. Takie wnioski wyprowadził tzw. pokartezjański dualizm, który zaczął świadomość przeciwstawiać cielesności i który sprowadził istotę człowieczeństwa do samej świadomości. W imię owego dualizmu ten kto na trwałe nie potrafi powiedzieć „myślę, więc jestem”, właściwie „nie jest” człowiekiem. Tym, którzy dziś tak właśnie sądzą, trzeba powiedzieć, że zdanie „myślę, więc jestem” winno być poprzedzone zdaniem odwrotnym: „jestem, więc myślę”. Człowiek śpiący „nie myśli”, ale „jest”. Istnienie jest bardziej pierwotne niż myślenie. Człowiek trwale śpiący być może „nie będzie myślał” do końca życia, jednak do końca życia „pozostaje” człowiekiem.
Święty Jan Paweł II: „Człowiek pozostanie zawsze człowiekiem”
W marcu 2004 roku św. Jan Paweł II, sam będąc już mocno schorowanym człowiekiem, wygłosił przemówienie do uczestników Międzynarodowego Kongresu Lekarzy Katolickich, obradującego w temacie: „Terapie podtrzymujące życie a stany wegetatywne: postępy nauki i dylematy etyczne”. Wypowiedział m.in. takie słowa: „Mówiąc o pacjentach znajdujących się w tym stanie klinicznym, niektórzy wręcz podają w wątpliwość ich «człowieczeństwo», jak gdyby przymiotnik «wegetatywny» (dziś w powszechnym użyciu), będący metaforą pewnego stanu klinicznego, mógł czy też powinien być używany w odniesieniu do samego chorego, umniejszając jego wartość i osobową godność. Należy w związku z tym podkreślić, że termin ten, choć używany tylko w zakresie klinicznym, nie jest zbyt trafny w odniesieniu do podmiotów ludzkich. Przeciwstawiając się podobnym tendencjom myślowym, czuję się zobowiązany ponownie przypomnieć, że istotna wartość i osobowa godność każdego człowieka nie ulegają zmianie nigdy, niezależnie od konkretnych okoliczności jego życia. Człowiek, nawet ciężko chory lub niezdolny do wykonywania bardziej złożonych czynności, jest i zawsze pozostanie człowiekiem, nigdy zaś nie stanie się «rośliną» czy «zwierzęciem»”.
Odżywiamy i nawadniamy
O chorych znajdujących się w trwałym stanie wegetatywnym lub w stanie minimalnej świadomości można przeczytać w ważnym dokumencie Kongregacji Nauki Wiary z roku 2020, pt. „Samaritanus bonus”, poświęconym opiece nad osobami w krytycznych i końcowych fazach życia. Dokument potwierdza, że osoby znajdujące się w takich stanach, winny być otoczone stałą i wrażliwą opieką. Oczywiście nie jest konieczne stosowanie nieproporcjonalnej, skomplikowanej terapii, która zadawałaby dodatkowe cierpienia i przedłużałaby w sposób bolesny ich życie. Taką terapię należałoby uznać za „uporczywą”, dziś często określaną jako terapię daremną. Przedłużanie terapii daremnej może być sprzeczne z prawem człowieka do godnej śmierci. Pacjenci w śpiączce potrzebują podstawowej opieki pielęgnacyjnej, zapobiegającej dodatkowym komplikacjom, na przykład odleżynom. Potrzebują także odżywiania i nawadniania, nawet jeśli realizuje się to w sposób sztuczny. Kongregacja w liście „Samaritanus bonus” stwierdza w tym względzie wyraźnie: „Przede wszystkim warto przypomnieć sobie, o czym nigdy nie można zapomnieć w związku z tego typu bolesną sytuacją, że pacjent w tych stanach ma prawo do odżywiania i nawadniania. Sztuczne karmienie i nawadnianie to w zasadzie zwykłe środki”. Taka sytuacja może trwać miesiącami, a nawet latami. Kongregacja dlatego wskazuje na konieczność karmienia i nawadniania, ponieważ raz po raz w społeczeństwach pojawiają się sugestie, a nawet praktyka, że tego typu działania są daremne i że można z nich zrezygnować. List „Samaritanus bonus” wyjaśnia: „Odżywianie i nawadnianie nie są terapiami medycznymi w odpowiednim tego słowa znaczeniu, ponieważ nie zwalczają przyczyn procesu patologicznego zachodzącego w organizmie pacjenta, ale stanowią formę pielęgnacji należnej osobie pacjenta, pierwotną i niezbywalną opiekę kliniczną i ludzką”. Nowa Karta Pracowników Służby Zdrowia opracowana przez Papieską Radę ds. Służby Zdrowia w 2016 roku rozstrzyga podobnie: „Odżywianie i nawadnianie, także metodami sztucznymi, jest zasadniczo zwyczajnym i proporcjonalnym sposobem podtrzymania życia. Jest ono więc obowiązkowe w takiej mierze i przez taki czas, przez jaki osiągają właściwą im celowość, która polega na zapewnieniu nawodnienia i odżywiania pacjenta. W ten sposób zapobiega się cierpieniom i śmierci, które byłyby spowodowane wycieńczeniem i odwodnieniem”. W niektórych przypadkach także karmienie i pojenie mogą przybrać charakter terapii uporczywej, z której można zrezygnować. Tak czytamy o tym w Liście Kongregacji: „Gdy dostarczanie składników odżywczych i płynów fizjologicznych nie przynosi żadnej korzyści pacjentowi, ponieważ jego organizm nie jest już w stanie ich wchłonąć czy przyswoić, należy wstrzymać ich podawanie. W ten sposób nie przyspiesza się w sposób niedozwolony śmierci przez odebranie nawodnienia i środków odżywczych istotnych dla funkcji życiowych, ale akceptuje się naturalny przebieg krytycznej bądź śmiertelnej choroby”.
Wybudzenie lub naturalny kres życia
Jan Paweł II we wspomnianym wcześniej przemówieniu w następujący sposób syntetycznie opisuje opiekę nad chorymi z ciężkimi zaburzeniami świadomości: „Tak więc znajdujący się w stanie wegetatywnym pacjent, w oczekiwaniu na przebudzenie lub na swój naturalny kres, ma prawo do podstawowej opieki zdrowotnej (odżywianie, podawanie płynów, higiena, zachowanie odpowiedniej temperatury itd.) oraz do leczenia zapobiegającego komplikacjom, które pociąga za sobą stan obłożny. Ma też prawo do odpowiedniej rehabilitacji oraz do uważnej obserwacji klinicznych oznak ewentualnego przebudzenia”. Papież pokazuje dwa możliwe finały sytuacji śpiączki: wybudzenie lub naturalny kres życia. Odnośnie do wybudzenia należy dodać, że medycyna czyni w tym względzie wielkie postępy. Odnośnie do naturalnego kresu życia trzeba dopowiedzieć, że przynależy on do ludzkiej egzystencji i nawet niezwykłe postępy medycyny nie doprowadzą człowieka do naturalnie osiągalnej nieśmiertelności.
Manipulacja „jakością życia” a eutanazja
Współczesna troska o jakość życia jest działaniem ze wszech miar słusznym. Rozwój medycyny w swoich założeniach prowadzi do jak najlepszej jakości życia pacjentów. Podobnie dzieje się w przypadku działań medycznych i rehabilitacyjnych skierowanych do ludzi w śpiączce i w innych ciężkich zaburzeniach świadomości. Jednak nie sposób nie zauważyć, że cenną kategorią jakości życia można manipulować. Może ktoś na przykład formułować wnioski, że osoba w utrzymującym się stanie wegetatywnym ma na tyle niską jakość życia, że właściwie można doprowadzić do zakończenia tego życia. To tu rodzą się propozycje rezygnacji z podawania żywności lub napojów. Powtórzmy: nie należy przyśpieszać śmierci. Jan Paweł II dodaje: „Nad tą ogólną zasadą nie może przeważać wzgląd na tzw. «jakość życia», będący często rezultatem presji psychologicznej, społecznej czy ekonomicznej. Przede wszystkim żadna kalkulacja kosztów nie może przesłonić wartości podstawowego dobra, które podlega ochronie, a mianowicie życia ludzkiego. Poza tym, jeśli przyjmiemy, że można decydować o ludzkim życiu na podstawie zewnętrznej oceny jego jakości, to uznajemy tym samym, że każdej osobie można z zewnątrz przypisać niższy lub wyższy poziom jakości życia, a więc i ludzkiej godności: konsekwencją tego byłoby wprowadzenie do stosunków społecznych zasady o charakterze dyskryminacyjnym”. Dodajmy, że u podstaw jakości życia stoi świętość życia.
Zrezygnowanie z odżywienia i nawadniania ma charakter tzw. eutanazji biernej. Jan Paweł II w encyklice „Evangelium vitae”, której 30-lecie w tym roku wspominamy, podaje precyzyjną definicję eutanazji: „Przez eutanazję w ścisłym i właściwym sensie należy rozumieć czyn lub zaniedbanie, które ze swej natury lub w intencji działającego powoduje śmierć w celu usunięcia wszelkiego cierpienia”. Eutanazją jest zatem działanie prowadzące do przyśpieszenia śmierci i wtedy taką eutanazję nazywa się czynną. Eutanazją jest też zaniechanie obowiązkowego działania, prowadzące do śmierci i wtedy ma miejsce eutanazja bierna. Papież dodaje ocenę moralną eutanazji: „Takie postępowanie zawsze jest poważnym naruszeniem Prawa Bożego jako moralnie niedopuszczalne dobrowolne zabójstwo osoby ludzkiej”. Należy jednak zaznaczyć, że odstępowanie od terapii daremnej (a więc nie podejmowanie pewnych czynności leczniczych) nie jest eutanazją. W pewnych przypadkach, szczególnie takich, gdzie rozpoczął się nieuchronny proces umierania, nieeskalowanie dalszego leczenia ma na celu zmniejszenie cierpienia i zaakceptowanie faktu, że życie nie jest nieskończone i w pewnym momencie dobiega swojego kresu. W takich sytuacjach celem opieki medycznej staje się przede wszystkim zapewnienie choremu jak największego komfortu, łagodzenie bólu oraz wspieranie go i jego bliskich w trudnym czasie odchodzenia.
Chory w śpiączce: żyjący pośród żyjących
To oczywiste, że pacjentom w śpiączce i innych ciężkich zaburzeniach świadomości potrzebne jest wsparcie ze strony lekarzy oraz zespołu pielęgnacyjnego. Wszystko po to, by zapewnić proporcjonalny i optymalny kształt opieki, prowadzącej do jak najlepszej jakości życia. Jan Paweł II wskazuje na szeroki program pomocy chorym w śpiączce i ich rodzinom: „Społeczeństwo powinno przeznaczać wystarczające środki na rozwiązywanie tego typu problemów, inwestując w konkretne i stosowne inicjatywy, takie jak tworzenie sieci oddziałów przebudzeniowych, realizujących specjalne programy opieki i rehabilitacji; ekonomiczne wsparcie i domowa pomoc dla rodzin, gdy pacjent, po zakończeniu programu intensywnej rehabilitacji, zostanie przeniesiony do domu”. Bardzo ważne jest tu towarzyszenie choremu, obecność przy jego łóżku, zarówno, gdy przebywa w domu, jak i w specjalistycznych ośrodkach, czy to rehabilitacyjnych, czy też hospicyjnych. Chory w śpiączce nie jest zbędnym balastem, ale żyjącym człowiekiem, który pragnie żyć we wspólnocie osób. Najważniejsza jawi się tu obecność ze strony rodziny oraz przyjaciół. Ci z kolei w tym zadaniu towarzyszenia potrzebują wsparcia ze strony wolontariuszy.
Chory w śpiączce potrzebuje stałej komunikacji. Taka bowiem komunikacja może pomóc, przynajmniej w niektórych przypadkach, w wybudzeniu. W tym miejscu warto dodać pewną szczegółową uwagę. Należy uważać na to, co mówi się przy łóżku chorego. Mogłoby się bowiem okazać, że w określonych przypadkach, w sytuacji stopniowego powrotu do świadomości, chory mógłby usłyszeć ze strony swojego otoczenia słowa, których nie chcielibyśmy, by usłyszał.
Dziś proponuje się tworzenie obsługiwanych przez sztuczną inteligencję urządzeń do opieki nad ludźmi obłożnie chorymi i do komunikacji z nimi. Taka technologia może pełnić formę pomocy w towarzyszeniu ludziom w śpiączce. Jednak trzeba pamiętać, że żadna maszyna nie zastąpi człowieka. Śpiący jest jednością cielesno-psychiczno-duchową i potrzebuje obok siebie kogoś właśnie takiego. Po prostu człowiek w śpiączce jest żyjącym pośród żyjących. Jest podmiotem wyzwalającym wielkie pokłady ludzkiej miłości.
Duszpasterska obecność
Wspólnota Kościoła ma wiele do podarowania znajdującemu się w śpiączce choremu i jego rodzinie. Przede wszystkim głosi i przypomina o niezbywalnej godności takiego człowieka. Świadczą o tym m.in. przywołane wyżej dokumenty nauczania Kościoła. Wspólnota wierzących może i powinna przyjść ze wsparciem choremu w śpiączce oraz jego rodzinie. To ze wspólnot kościelnych (parafialnych lub innych) mogą pójść do chorego wolontariusze, proponując swój czas, który pragną poświęcić na obecność przy śpiącym. Ten czas można w różny sposób spożytkować, na przykład na głośną lekturę książki lub modlitwę. Czytanie oraz modlitwa „na głos” mogą mieć duże znaczenie komunikacyjne.
Zatrzymując się tu nad modlitwą, warto wyraźniej podkreślić, że wartościowa jest modlitwa „na głos”. Kapelani zwracają uwagę na pewne ważne zjawisko. Otóż, zdarzają się przypadki, że chory śpiący, niereagujący na żadne inne bodźce dźwiękowe, zdaje się czasem reagować na słowa modlitwy: przez łzy, ruch warg, poruszenie się. Czy są to tylko jakieś odruchy czy też uruchamiają się wtedy najgłębsze pokłady duchowości człowieka? Nie jest to łatwe do ustalenia. Na pewno jednak ma dla chorego i jego otoczenia wielkie znaczenie.
Przy łóżku chorego można modlić się różnymi modlitwami. Można odmawiać różaniec, koronkę do miłosierdzia Bożego, liturgię godzin, czyli tzw. brewiarz, różnego rodzaju litanie. Warto mądrze rozważyć możliwość udzielenia sakramentów świętych. Nie jest możliwa spowiedź, ale można w modlitwach wypraszać dla chorego odpuszczenie grzechów, a w obliczu bliskiej śmierci kapłan może udzielić odpustu zupełnego. Można na pewno udzielić namaszczenia chorych, które przynosi choremu ulgę oraz odpuszczenie grzechów w sytuacji, gdy nie może ich wyznać. Chorym w śpiączce zasadniczo nie udzielamy Komunii świętej. Na pewno potrzebne jest zindywidualizowane podejście. Przypadek przypadkowi nie równy. Jeśli mamy osobę, która ma podstawowe odruchy i choćby minimalną świadomość, wówczas można roztropnie rozważyć możliwość udzielenia Komunii świętej, pamiętając, że w takich przypadkach ważne jest przywołanie prawdy, podkreślonej przez papieża Benedykta XVI w odniesieniu do osób z głębokim upośledzeniem, że chory przyjmuje Komunię w wierze wspólnoty, która go otacza. Natomiast w przypadku klasycznych śpiączek nie ma możliwości udzielenia Komunii świętej.
Niezwykła jednak pozostaje wartość Mszy świętej odprawionej przy łóżku chorego w stanie długotrwałej śpiączki lub w innym ciężkim zaburzeniu świadomości. Przygotowanie ołtarza przy łóżku, zgromadzenie się rodziny i przyjaciół przy chorym będzie miało charakter wydarzenia bardzo uroczystego i stanie się prawdziwym świętowaniem. Chory pozostanie żyjącym pośród żyjących, a pośrodku będzie obecny żyjący Jezus Eucharystyczny.
Wybudzenie czy wskrzeszenie?
W tych wszystkich modlitwach oraz w sprawowaniu sakramentów świętych można chorego i jego rodzinę zawierzać Jezusowi, Maryi oraz świętym. Można też wypraszać łaskę wybudzenia. W tym miejscu warto przywołać jedno z wydarzeń ewangelicznych. Tradycyjnie jest ono nazywane wskrzeszeniem córki Jaira. Otoczenie dwunastoletniej dziewczynki twierdziło, że już nie żyła, gdy przyszedł do niej Jezus. Sam Jezus mówił, że ona tylko śpi. Warto przywołać kluczowe słowa: „Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: «Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?» Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: «Nie bój się, wierz tylko!». (…) Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i głośnego zawodzenia, wszedł i rzekł do nich: «Czemu robicie zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi». I wyśmiewali Go. Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: «Talitha kum», to znaczy: «Dziewczynko, mówię ci, wstań!» Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia” (Mk 5, 35-36. 38-42). Jaki był faktyczny stan chorej, trudno orzec. Może otoczenie przy niedoskonałościach ówczesnej medycyny źle oceniło stan chorej? A może Jezus stan faktycznej już śmierci nazwał snem? Przecież i my o zmarłym mówimy: „spoczywaj w pokoju”, a „spocząć” oznacza przecież także odpoczynek. Na pewno w tej Ewangelii istotne są uzdrowieńcza inicjatywa Jezusa oraz wiara ojca, na którą Jezus zwraca uwagę i którą umacnia.
W obliczu ciężkich stanów chorobowych potrzebna jest silna wiara otoczenia. W wierze tej powierza się chorą osobę i siebie Bożej Opatrzności. Wiara ta może wyprosić łaskę przebudzenia, jeśli taka będzie wola Boża. To zrodzi wielką radość otoczenia, a wybudzony chory na pewno zrozumie, że od Boga otrzymał szczególną łaskę, być może zobowiązującą do wypełnienia jakiegoś zadania. Wiara pomoże też wyprosić dla śpiącego łaskę spokojnego przejścia do wieczności, a dla otoczenia łaskę przyjęcia trudnego faktu śmierci bliskiej osoby. W przypadku odejścia do wieczności wiara otoczenia pozwoli zrozumieć, że śmierć jest tylko snem, z którego wybudzimy się w pełni w dniu powtórnego przyjścia Chrystusa, który będzie dniem powszechnego zmartwychwstania.
Zobacz całą zawartość numeru ►