Prośmy o serca czyste i przemienione

Homilia ks. Wojciecha Bartoszka wygłoszona w niedzielę, 2 czerwca, podczas Archidiecezjalnej Pielgrzymki Osób Niewidomych, Niedowidzących, ich Rodzin i Przewodników do Sanktuarium Matki Bożej Lekarki Chorych w Piekarach Śląskich.

zdjęcie: Pixabay.com

2024-06-01

Gromadzimy się u Matki Bożej Lekarki Chorych: parafianie i pielgrzymi. Wśród nich są osoby niewidome, niedowidzące wraz z przewodnikami. Dzień Pański, o którym mowa w dzisiejszej Ewangelii jest równocześnie dniem każdego z nas. Oddając cześć Bogu, pielgrzymując do sanktuarium, równocześnie dbamy o siebie, o swój rozwój – zwłaszcza duchowy.

Od wieków do Piekar pielgrzymowali chorzy. Przypomnę, że w drugiej połowie XVII w., gdy w sąsiednich Tarnowskich Górach wybuchła epidemia zarazy, jezuici poprosili o możliwość przeprowadzenia nabożeństw w intencji ustąpienia choroby przed obrazem Matki Boskiej Piekarskiej. Później obraz Matki Bożej Lekarki Chorych peregrynował poza granice Polski. Matka Boża wypraszała u chorych wielokrotnie łaskę zdrowia.

W dzisiejszej Liturgii Słowa również słyszymy historię uzdrowienia chorego z uschniętą rękę. Jego – jak pisze Ewangelista – uschła ręka być może była sparaliżowana. Jezus uzdrowił go pomimo wrogości ze strony faryzeuszów. Słuchający wnikliwiej dzisiejszego Słowa wychwycą jeszcze jedną chorobę, poważniejszą, o której pisze św. Marek, a na którą zwrócił uwagę Pan Jezus. Uczynił to w sposób o wiele bardziej zdecydowany. Choroba ta była znaczenie poważniejsza, bo nieuświadomiona, niż niepełnosprawność wcześniejszego. Zdiagnozował ją Pan Jezus u faryzeuszów, ludzi skądinąd cieszących się wielkim autorytetem, szukających szczerze woli Bożej. Jako dobry i wnikliwy Lekarz duszy i ciała człowieka, odkrył, iż chorobą toczącą serca faryzeuszów, prawdziwym duchowym złośliwym nowotworem, była zatwardziałość. Po polsku wychwytujemy cząstkowe słowo, mówiące o „twardym sercu”. Dobrze wiemy, jakie mogą być objawy „serca twardego”, nieprzejednanego wobec bliźniego, serca, które nie chce przebaczyć i zamyka się na nie. Po grecku, czyli w języku, w którym została spisana Ewangelia, czytamy, że chorobą tą była „sklerokardia”. W tym określeniu wychwytujemy dwa słowa: sklero – kardia, czyli dosłownie tłumacząc: choroba niepamięci serca, jego sklerozy. Serce, które nie pamięta, co Bóg dla człowieka dobrego uczynił w życiu:

że powołał do istnienia, że obdarzył niepowtarzalnymi zdolnościami, że prowadzi przez życie, że przede wszystkim – stale przebacza i daje siebie w Eucharystii. Zatwardziałość serca prowadziła do znacznie poważniejszego paraliżu niż paraliż ręki – paraliżu duchowego.

Całkowitym przeciwieństwem faryzejskiej postawy zatwardziałości serca jest postawa Grzegorza, niedawno pielgrzymującego do Piekar Śląskich. Trzy tygodnie temu uczestniczył w diecezjalnej pielgrzymce chorych. Choruje na autyzm. Jest tego w pełni świadomy. Bóg go obdarzył wielkim talentem tzw. słuchem absolutnym. To unikatowa umiejętność bezbłędnego zapamiętywania wysokości dźwięków pozwalająca na ich rozpoznawanie i odtwarzanie bez odwołania się do dźwięku wzorcowego. Jest organistą w ośrodku dla niepełnosprawnych w Rudzie Śląskiej Halembie. Grzegorz potrafi dosłownie z wszystkiego się cieszyć. Nie znam osoby, która miałaby wyższą jakość życia, niż on – autystyk. Za wszystko i wszystkich jest wdzięczny.

Nie tak było z faryzeuszami. Jednym z nich był – Szaweł z Tarsu. Zanim Bóg dotknął jego serca pod Damaszkiem, prześladował chrześcijan. Uczniowie Pana Jezusa bali się go. Wiedzieli, że był świadkiem ukamienowania św. Szczepana. Bóg dopuścił na niego wielką próbę – stracił wzrok, na kilka dni. Jak wielkim szokiem dla chrześcijan z Damaszku musiał być obraz Pawła prowadzonego przez przewodnika Ananiasza. Ten, który miał wtrącać uczniów Chrystusa do więzienia, był całkowicie ubezwłasnowolniony, zależny od tych, których do niedawna postrzegał jako wrogów. Bóg przemienił serce Szawła. Zewnętrznym wyrazem oczyszczającego działania Boga była jego ślepota. Tak olśniła go jasność Pana Jezusa, że zaniewidział na kilka dni. Znacznie trudniejsza, boleśniejsza, bo głębsza była jego ślepota wewnętrzna. Konsekwencją tego doświadczenia stało się przemienione serce Pawła – jak później pisał „nowe”, już nie zatwardziałe. Z zagorzałego faryzeusza stał się gorliwym chrześcijaninem.

Mając wyryte w sercu to doświadczenie pod Damaszkiem, pisał kilka lat później do Koryntian. Usłyszeliśmy fragment tego listu w drugim czytaniu: „Bóg, który rozkazał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu Jezusa Chrystusa”. Od tego spotkania, Jezus stał się najważniejszy w jego życiu. Wszystko na Nim i w Nim się koncentrowało. Łaska wiary stała się najcenniejszym skarbem. Pisał więc dalej do Koryntian: „Przechowujemy ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas (…). Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiało się w naszym ciele.” Te łatwo tłukące się „gliniane naczynia”, te wewnętrzne „konanie Jezusa” w ciele chrześcijanina, są obrazami z jednej strony trudów apostolskiego życia. Z drugiej możemy je wiązać z innymi przeciwnościami, które nas spotykają, a które mogą prowadzić do utraty skarbu wiary. Ponazywajmy po imieniu, czego one dotyczą: …. samotności, trudności w relacjach, słabnącej wiary bliskich, choroby…

Dzisiejsza Liturgia Słowa ukazuje nam dwie postawy ludzi: jednych o sercu twardym i drugich o sercu przemienionym.

Zanim utożsamimy się z drugimi, zauważmy w sobie także postawę pierwszych. Przecież widzimy nieraz wiele zła u innych, w sobie zaś nie. Niestety również mamy podwójne serce – to, które w jednych sytuacjach jest pobożne, i to, które w innych nieprzejednane jest wobec bliźniego, żyjące w nieprawdzie. To tę duchową chorobę Jezus w pierwszej kolejności pragnie w nas uzdrowić. Pokażmy Matce Bożej Lekarce Chorych właśnie to, co nas wewnętrznie rozbija, co może być przyczyną utraty skarbu wiary.

Jednak to nie cała prawda o nas samych. Jest w nas także wiele przestrzeni serca oczyszczonego łaską Bożą, dotkniętego Jego mocą. Przecież tutaj, w sanktuarium jesteśmy – łaska Boża nas przyprowadziła do tego miejsca. Może nieraz zewnętrznie wiele nie widzimy, jednak wewnętrznie – w sercu jest w nas wiele Bożego Światła. To ono powoduje, że jest w nas pokój i radość; jest wdzięczność za to, co posiadamy, i przede wszystkim kim jesteśmy.

Uczy nas tego również bł. Matka Róża Czacka. To właśnie ta niewidoma hrabianka wiele lat temu diagnozowała duchowe choroby podobne do tych, o których mówił Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii: „Jednym z największych nieszczęść ludzkości jest pycha. Pycha sprawia, że człowiek jest mniej lub więcej ślepym” – mówiła. Ta niewidoma matka niewidomych, która widziała więcej niż niejeden człowiek, zwracała uwagę: „człowiek musi znać swoją słabość i przyjmować ją, bo Bóg chce od nas prawdy, chce byśmy rozumieli swoją nędzę i błagali o łaski, które będą nas wspierać i prowadzić, jak się prowadzi małe dzieci na chwiejnych nóżkach”.

Właśnie na tych chwiejnych nóżkach, dzięki pomocy innych, przewodników, prosimy dzisiaj Matkę Bożą Lekarkę Chorych o serca proste, czyste i przemienione łaską Bożą.

Autorzy tekstów, Bartoszek Wojciech, Polecane, Nasze propozycje

nd pn wt śr cz pt sb

30

1

2

3

4

5

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

Dzisiaj: 27.07.2024