Drodzy Chorzy!

Ofiarując się jako „żywe hostie” Bogu, możemy powierzyć Mu nasze życie, uczynki, modlitwy, radości, wyrzeczenia, niezrozumienia przez innych naszej chrześcijańskiej drogi.

zdjęcie: canstockphoto.pl

2024-02-02

We wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Lourdes – 11 lutego – będziemy obchodzić Światowy Dzień Chorego. Z tej okazji w wielu kościołach odbędą się nabożeństwa dla chorych. Przypomną one o konieczności wsparcia osób dotkniętych cierpieniem. Zaś Wam, Drodzy, będą próbowały pomóc w modlitwie wstawienniczej o łaskę zdrowia oraz w stałym odkrywaniu chrześcijańskiego powołania do naśladowania Chrystusa. Zarówno jeden, jak i drugi wymiar życia osoby chorej, ukazał św. Jan Paweł II w liście apostolskim „Salvifici doloris”, którego 40. rocznicę wydania będziemy wspominać właśnie 11 lutego.

Obecny czas jest więc dobrą okazją, aby głębiej spojrzeć na nasze życie, powołanie i drogę w Kościele. W trosce o zdrowie, słusznie szukacie pomocy w medycynie. Nie zaniedbujcie wizyt u lekarzy, stosujcie się do ich wskazań! Dzięki wierze, mimo niesprzyjających okoliczności związanych z utratą zdrowia, możecie pogłębić więź z Chrystusem, odnajdując w Nim pokój ducha. Pokój ducha i cierpliwość w znoszeniu trudności stają się prostym znakiem wiary dla innych, naszym pierwszym świadectwem.

Jakiś czas temu otrzymałem list, którego fragment chciałbym przytoczyć:

„Bardzo dziękuję, że ksiądz zaproponował mi adopcję siostry zakonnej, duchową opiekę nad nią, za którą będę mogła ofiarować modlitwy, msze święte, cierpienia i umartwienia. Z wielką radością i miłością chciałabym podjąć tę duchową opiekę. Proszę jedynie księdza o wsparcie mnie niegodnej, bym wypełniła przyrzeczenie Bogu złożone. Do końca życia będę składać i ofiarować w intencji tej siostry oraz Apostolstwa Chorych modlitwy i cierpienia. Dziękuję za przyjęcie mnie w szeregi Apostolstwa Chorych. Bóg zapłać z całego serca.”

Odnajduję w słowach pani Teresy, Autorki listu, wielką hojność, pokorę oraz miłość w podjęciu Apostolstwa za konkretną osobę – misjonarkę miłości. Na podstawie tego listu, jak i wielu innych, a także rozmów z chorymi, zauważam, że powołanie do Apostolstwa wiąże się z przywołanymi przez Autorkę listu cnotami. Jedynie w pokorze serca, w wielkiej jego hojności oraz miłości do bliźniego możliwe jest Apostolstwo Chorych. Apostolstwo jest osobistą, jedyną w swoim rodzaju duchową drogą pojedynczego człowieka, powołaniem. Nie można kogoś zapisać do wspólnoty. Podobnie nie można zapisać grupy osób. Można jedynie podprowadzić kogoś do tej duchowości. Każdy z nas, osobiście, na modlitwie przed Panem Bogiem, powinien sam rozeznać tę duchową drogę.

Mówi o niej św. Piotr Apostoł w jednym z dwóch listów, które odnajdujemy w Nowym Testamencie. To ważne dla nas dzisiaj słowo Boże. Spróbujmy głębiej je rozważyć. „Zbliżając się do Tego, który jest żywym kamieniem odrzuconym wprawdzie przez ludzi, ale u Boga wybranym i drogocennym – zwraca się św. Piotr do adresatów, pośród których i my się znajdujemy – wy również, niby żywe kamienie, jesteście budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, przyjemnych Bogu przez Jezusa Chrystusa” (1 P 2, 4-5). Słowa te pisze człowiek, który wiele przeszedł w życiu. Gdy kreśli je, jest autorytetem wśród chrześcijan – pierwszym Apostołem, opoką. Formułując myśli w liście, jest u schyłku życia i dzieli się jego owocami – przemyśleniami wypływającymi z głębokiego doświadczenia wiary. Czyni to jak osoba w sędziwym wieku przekazująca młodemu cenne wskazówki – swój duchowy testament. Mówi o składaniu Panu Bogu duchowych ofiar przez – jak to ujmuje – „żywe kamienie”. Z tych „kamieni” zbudowany jest Kościół – pisze. Kogo ma na myśli? Najpierw samego Chrystusa, „kamień węgielny” budowli duchowej Kościoła, odrzucony przez Żydów. Pan Jezus ofiarował swoje życie na krzyżu dla naszego zbawienia. Dalej – mówiąc o „żywych kamieniach” – myśli o chrześcijanach autentycznie ofiarujących się Bogu. Między nimi jest również i on sam. Odda swoje życie za Chrystusa. Przeczuwa rychłą śmierć męczeńską. Zrealizuje to, o co prosił św. Paweł – Apostoł Narodów: „Proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej” (Rz 12, 1). Pośród „żywych kamieni” tworzących fundament duchowy Kościoła znajdujemy się także i my. Bogu niech będą dzięki, że obecna sytuacja w Kościele nie wymaga od nas świadectwa męczeństwa, jak było to w przypadku pierwszych chrześcijan. Nasze ofiarowanie możemy uczynić w inny sposób, duchowo. Ofiarując się jako „żywe hostie” Bogu, możemy powierzyć Mu nasze życie, uczynki, modlitwy, radości, wyrzeczenia, niezrozumienia przez innych naszej chrześcijańskiej drogi.

Ofiara, ofiarowanie to szczególne wymiary życia, które wiążemy z kapłaństwem. Każdy z nas – wszyscy chrześcijanie – na mocy chrztu świętego weszliśmy w to szczególne ofiarnicze kapłaństwo. Dotykamy tutaj ważnej duchowej prawdy. Katechizm nazywa je kapłaństwem powszechnym, chrzcielnym, w odróżnieniu od hierarchicznego, urzędowego. O tym kapłaństwie powszechnym mówi właśnie św. Piotr we wcześniej przywołanym fragmencie Listu (por. 1 P 2, 5), jak i w kolejnym, pięć wersetów dalej: „Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem Bogu na własność przeznaczonym, abyście ogłaszali dzieła potęgi Tego, który was wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła” (1 P 2, 9). W jednej z pieśni liturgicznych śpiewamy: „Ludu kapłański, ludu królewski, zgromadzenie święte, ludu Boży”. Być może wiążemy słowa tej pieśni jedynie z kapłaństwem – jak to katechizmowo określamy – urzędowym, np. z księżmi posługującymi w parafii. Przywołana przeze mnie pieśń śpiewana jest nieraz podczas uroczystości uwydatniających szczególnie wymiar sakramentu święceń. Stąd nasze skojarzenia. Czy zastanawialiśmy się jednak, że słowa te odnoszą się także do nas? Jak przełożyć wzniosłość tych słów na praktykę życia codziennego?

Czytając je pobieżnie wydają się górnolotne i być może niezrozumiałe. Gdy głębiej zastanowimy się nad ich sensem, zobaczymy, że tak nie jest. Piotr pisze o zwykłych, codziennych sprawach naszego życia. Gdybyśmy dalej czytali Pierwszy List św. Piotra, zobaczylibyśmy, że autor kieruje swoje wskazania do ogółu chrześcijan, jak i do poszczególnych grup np. kobiet, mężczyzn, niewolników itp. Duchowe ofiarowanie możemy więc powiązać dosłownie z każdą czynnością, przez którą chcemy oddać Bogu chwałę. Podajmy przykłady.

W pierwszej kolejności sami małżonkowie mogą ofiarować siebie Bogu. Mogą powierzyć Bogu zarówno to, przez co łatwiej im budować wzajemną jedność małżeńską, jak i to, co rodzi trudność. Zwłaszcza to, co nas kosztuje jest cenną duchową ofiarą, „przyjemną” Bogu (por. 1 P 2, 5). Małżonkowie mogą więc ofiarować Bogu trudy związane z różnicą charakterów, wychowaniem dzieci, pracą zawodową, relacjami z teściami. Dalej analizując myśl św. Piotra, zauważmy, że solidne wykonanie pracy zawodowej również możemy ofiarować Bogu. Wówczas praca taka staje się misją, powołaniem. Na przykład pielęgniarka wchodząc na oddział szpitalny, może przyklęknąć na chwilę w kaplicy szpitalnej i wzbudzić intencję ofiarowania Bogu swojej pracy. Podobnie może to uczynić górnik, gdy zjeżdża do kopalni, czyniąc znak krzyża przy figurze św. Barbary. Także w naszym osobistym życiu możemy składać na duchowym ołtarzu Panu Bogu przebaczenie, które nas kosztuje, podobnie – posłuszeństwo, modlitwę, jakieś wyrzeczenie, np. abstynencję od alkoholu ofiarowaną w okresie Wielkiego Postu za alkoholika. W tę misję ofiarowania się wpisuje się także powołanie kapłańskie, w sensie ścisłym – urzędowym. Wyświęcony kapłan nie tylko winien składać Najświętszą Ofiarę, ale również siebie ofiarować przez konkretną posługę jako katecheta, kapelan szpitalny, misjonarz itp. Pomóżmy prezbiterom – naszym proboszczom, wikariuszom, kapelanom szpitalnym, w stałym odkrywaniu przez nich tożsamości i wielkości ich misji.

Na drodze ofiarowania się Bogu odkrywamy jeszcze jeden wymiar. Niezwykle dla nas ważny. Dotyczy on trudnych i przykrych chwil związanych z chorobą. Niektórzy buntują się, gdy słyszą niepomyślną diagnozę. Inni w duchu wiary, głębiej zaczynają reflektować nad życiem i odkrywają drogę szczególnego ofiarowania się Bogu. Co możemy wówczas ofiarować? Znowu, powierzchownie czytając to pytanie, może rodzić się w nas myśl, że niewiele. „Wcześniej, gdy miałem tyle sił, mogłem Bogu wiele dać” – być może myślimy. Faktycznie zaś jest inaczej. Święty Piotr – przypomnę – pisał: „Wy również, niby żywe kamienie” jesteście powołani do „składania duchowych ofiar”. To co jest ukryte dla oka drugiego człowieka, a co dokonuje się w naszym sercu, jest w wielkiej cenie u Pana Boga (por. 1 Sm 16, 7). W naszym sercu może dokonać się decyzja woli, by ofiarować Bogu… dosłownie wszystko: każdy dzień, każdą godzinę, każdą minutę, każdą sekundę leżenia w łóżku, niemożności odpowiedniego w nim ułożenia ciała, nieprzespanej nocy, długiego oczekiwania na wizytę lekarską, świadomości, że choroba, która mnie dotknęła, jest nieuleczalna i że nie wiem, jak długo będę żyć i jaka będzie jakość tego życia. Dalej mogę ofiarować mój wysiłek związany z rehabilitacją poudarową, powolne uczenie się wyrazów, zdań, cierpliwe wypowiadanie ich. Mogę w końcu ofiarować Bogu zgodę na niepełnosprawność, starzenie się... Trudne myśli, które rodzą się w takich sytuacjach mogą nas zamykać. Możemy je przeżywać także inaczej, ukierunkowując je na Osobę Chrystusa, na Jego ofiarę krzyżową i na nasze z Nim jednoczenie się i współofiarowanie. W tych trudnych momentach pustki w głowie, braku jakiegokolwiek czucia albo odczuwania jedynie bólu, możemy spojrzeć na krzyż Pana Jezusa i powiedzieć w głębi serca: „Jezu (chociaż mi trudno) ufam Tobie”, „ofiaruję się Tobie”. Możemy wypowiedzieć tylko jedno słowo, imię Boże – Jezus. Ten akt pełnego oddania się i powierzenia się Bogu powiążmy z konkretną intencją, podobnie jak uczyniła to pani Teresa. Najczęściej w takiej sytuacji nasze myśli biegną ku bliskim, ku rodzinie, zwłaszcza ku tym, którzy pogubili się w życiu, których czeka ważna misja lub też ku realizującym już misję w życiu. Możemy także szerzej ofiarować cierpienie za Kościół święty.

Akt pełnego ofiarowania się Bogu w intencji Kościoła ma wielką wartość duchową. Przypomniał o tym sam Pan Jezus, gdy mówił do przeżywającej wielkie trudności św. Faustyny Kowalskiej: „modlitwą i cierpieniem więcej zbawisz dusz, aniżeli misjonarz przez same tylko nauki i kazania”. Chrystus wzmocnił w niej sens misji, którą realizowała i pogłębił nadzieję. Papież Benedykt XVI w encyklice o chrześcijańskiej nadziei pisał, że nasza nadzieja powinna być tak wielka, by pomogła nam znieść wszystkie napotkane trudności. Ona rodzi się z wiary, z więzi z Chrystusem, który zwłaszcza w godzinie próby przychodzi z pomocą.

W tym pięknym i duchowo czystym akcie ofiarowania może nas jednak coś blokować, powodować, że nie potrafimy tego uczynić. Blokadą tą może być grzech. Spróbujmy go sobie uświadomić i wyznać w sakramencie spowiedzi świętej. Zauważmy, że św. Piotr zanim pisał o ofiarowaniu siebie, zwracał uwagę adresatom na wartość duchowego oczyszczenia: „Odrzuciwszy wszelkie zło, wszelki podstęp i udawanie, zazdrość i jakiekolwiek złe mowy, jak niedawno narodzone niemowlęta pragnijcie duchowego, niesfałszowanego mleka, abyście dzięki niemu wzrastali ku zbawieniu – jeżeli tylko zasmakowaliście, że słodki jest Pan” (1 P 2, 1-3). Komentując dalej myśl Apostoła, zauważmy analogię, którą stosuje, gdy przywołuje obraz niemowląt pragnących matczynego pokarmu. Mówi o nich, by uświadomić nam, że gdy jesteśmy oczyszczeni duchowo, mamy dalej szukać duchowego pokarmu. Jest nim sam Bóg. Wewnętrznie daje się On nam poznać jako „słodki”. Bo zjednoczenie z Nim w duchu dziecięctwa Bożego – jak niemowlęta przy piersi matki (por. Oz 11, 3-4) – rodzi duchowe pocieszenie, radość serca i pokój, pomimo niesprzyjających zewnętrznych okoliczności. Dlatego też św. Piotr w dalszej części listu wzywa: „Cieszcie się, im bardziej jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, abyście się cieszyli i radowali przy objawieniu się Jego chwały” (1 P 4, 13). Niezwykłe są to słowa! Pisząc o uczestnictwie w cierpieniach Chrystusa, w pierwszej kolejności Apostoł ma na myśli znoszenie przykrości ze strony otoczenia ze względu na wiarę i na przynależność do Kościoła – co również dzisiaj jest aktualne i ma dla nas wielkie znaczenie.

Moi Drodzy, spróbujmy pomedytować nad tymi treściami i podzielić się nimi z bliskimi – z dziećmi, wnukami. Podobnie jak św. Piotr dzielił się swoimi przemyśleniami w liście. Gdyby zabrakło nam słów w przekazaniu tych prawd, nasze wewnętrzne nastawienie, pokój ducha i radość serca, staną się żywym świadectwem dla innych. Wielokrotnie na drogach Apostolstwa Chorych spotkałem dziadków, którzy pogodą ducha potrafili innym pokazać Boga i Jego miłość. Droga ofiarowania się Jemu, ofiarowania cierpienia jest łaską Bożą, ale również cnotą wypracowaną przez życie. Im wcześniej nauczymy młodych ofiarowania Bogu drobniejszych spraw, tym łatwiej będzie im to uczynić, gdy przyjdzie w ich życiu czas trudniejszej próby.

Podjąłem w liście ogólnie przesłanie płynące z trzech warunków przynależności do Apostolstwa Chorych. Publikujemy je zawsze na przedostatniej stronie miesięcznika. W najbliższych numerach miesięcznika ks. Antoni Bartoszek podejmie dalszy namysł nad tymi warunkami. Zachęcam Was do lektury i do medytowania nad tymi treściami.

Nade wszystko zapraszam Was do wspólnoty Apostolstwa Chorych. Pisząc o zaproszeniu, posłużę się słowami św. Matki Teresy z Kalkuty, która tłumaczyła kiedyś Jacqueline de Deckert, belgijskiej pielęgniarce i opiekunce społecznej jej misję. Misja ta była zbieżna z misją Apostolstwa Chorych: „Cieszę się, że chcesz dołączyć do cierpiących członków misjonarek miłości. […] Ty i inni, którzy chcą się do nas przyłączyć, będą uczestniczyć we wszystkich naszych modlitwach, pracach i we wszystkim, co robimy dla dusz – i Ty robisz to samo własną modlitwą i cierpieniem. Widzisz, celem Zgromadzenia jest zaspokajanie pragnienia Jezusa na krzyżu – pragnienia miłości dusz, przez pracę dla zbawienia i uświęcenia ubogich w slumsach. Któż mógłby robić to lepiej niż Ty? Twoje cierpienie i modlitwy będą kielichem, do którego my, członkowie pracujący, będziemy wlewali miłość dusz, które zbieramy. Dlatego jesteś równie ważna i niezbędna dla realizacji naszego celu. Aby zaspokoić Jego pragnienie, musimy mieć kielich – i Ty, i inni – możecie tworzyć ten kielich. W rzeczywistości możesz zrobić dużo więcej, złożona cierpieniem w łóżku, niż ja swobodnie poruszająca się, ale Ty i ja razem możemy wszystko w Nim, który nas umacnia (zob. Flp 4, 13)”.

Święta Matka Teresa tłumaczyła Jacqueline de Deckert jej duchową misję w Zgromadzeniu Misjonarek Miłości. Nieraz mówiła jej, że jest jej „drugim ja” przez duchową pomoc, którą jej świadczyła. Dokładnie na tym samym polega misja Apostolstwa Chorych, z tą różnicą, że zasięg duchowy wspólnoty nie ogranicza się jedynie do jednego zgromadzenia, czy wspólnoty, ale rozszerza się na cały Kościół. Zaś pierwszymi beneficjantami – jeśli tak można powiedzieć – modlitwy i ofiary cierpienia chorych są sami chorzy. Jedni we wspólnocie wspomagają duchowo drugich.

Przywołując jeszcze raz słowa św. Piotra, sparafrazujmy je, by uczynić je swoimi: zbliżajmy się więc do Tego, który jest żywym kamieniem odrzuconym wprawdzie przez ludzi, ale u Boga wybranym i drogocennym, my również, niby żywe kamienie, stajemy się duchową świątynią stanowiącą święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, przyjemnych Bogu przez Jezusa Chrystusa (por. 1 P 2, 4-5).


Zobacz całą zawartość numeru ►

Jeśli chcesz już dzisiaj przeczytać wszystkie teksty Miesięcznika, zamów prenumeratę.

Autorzy tekstów, Bartoszek Wojciech, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2024nr02, Z cyklu:, Z bliska

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 11.11.2024