Eucharystia miłością i życiem w doświadczeniu Marty Robin

W numerze 12/2018 „Apostolstwa Chorych” wiele miejsca poświęcono Marcie Robin. Ponownie przywołujemy postać tej francuskiej mistyczki, tym razem przedstawiając jej niezwykłą duchowość eucharystyczną.

zdjęcie: WWW.CATHOPIC.COM

2019-07-01

Jeden z kapłanów, który po ciężkim wypadku samochodowym trafił do szpitala na półtora roku, tak pisze o owym doświadczeniu: „W chorobie wszystko jest inne, nawet podejście do wiary. Człowiek nie jest w stanie się modlić, medytować, czytać… Mój mózg nie miał siły do refleksji. Utraciłem wszystkie siły duchowe. Pozostały mi tylko dwa wielkie punkty oparcia: ró­żaniec i Komunia święta. Eucharystia stała się dla mnie siłą duchową, którą otrzymywałem w sytuacji opuszczenia, w jakiej się znalazłem. W takiej sytuacji człowiek pozwala działać Bogu i nie wie dobrze, co On uczyni”.

W chorobie, zwłaszcza cięższej wszystko wydaje się człowiekowi inne, gdyż przechodzi on z pozycji działania, aktywności, samodzielności, do stanu bierności, niemocy, słabości i zależności od innych. Przechodzi od stanu pew­ności siebie opierającej się na własnych siłach i planowaniu przyszłości do sta­nu niepewności o własne dziś i jutro. W tym stanie zmuszony jest do udania się do dobrego lekarza, a może nawet do szpitala i do poddania się leczeniu. W owej sytuacji jego wiara staje się inna chociażby z tego względu, że wtedy człowiek zwraca się do Boga jako do Wszechmocnego, do Lekarza, do Tego, który jest silniejszy od słabości i zagro­żeń wynikających z choroby. Jeszcze bardziej „odmienna” staje się wiara, gdy w konkretnym doświadczeniu choroby dochodzi do spotkania z Chrystusem ukrzyżowanym i zmartwychwstałym.

Marta Robin

Osobą, która doświadczyła szczegól­nego spotkania z Chrystusem w chorobie była francuska mistyczka, Marta Robin (+1981). Dzięki Eucharystii, a ściślej mó­wiąc dzięki żywemu Chrystusowi w niej obecnemu, jej ból, cierpienie i choroba stały się sposobem głębokiego, mistycz­nego uczestnictwa w tajemnicy zba­wienia siebie i innych. Doświadczona długą chorobą, która przykuła ją do łóżka, Marta w dwudziestym ósmym roku swego życia otrzymała stygmaty, znak uczestnictwa w męce Chrystusa i co tydzień, do końca życia, od czwartku wieczorem do godziny piętnastej w pią­tek przeżywała Mękę Pańską. Jej zjedno­czenie z umęczonym Zbawicielem było tak silne, że przejawiało się w wielkim bólu fizycznym, moralnym i duchowym cierpieniu, opuszczeniu, w ujawniają­cych się ranach na rękach, boku i głowie, upływie krwi itp. Z tym krzyżem była podarowana jej łaska duchowego wi­dzenia poszczególnych wydarzeń zwią­zanych z Męką Pańską (począwszy od ustanowienia Eucharystii), samej męki i śmierci Zbawiciela, a następnie Jego zmartwychwstania i zstąpienia do piekieł.

Ustanowienie Eucharystii

Marta Robin wyznaje wielokrotnie, iż dane jej było „w świetle Bożym widzieć” po kolei sceny ustanowienia Eucharystii i sakramentu kapłaństwa i otrzymać od Boga ich wyjaśnienia, tzn. objawienie dotyczące ich sensu i znaczenia. Czy­tając jej pisma ma się wrażenie, że jej punkt widzenia jest punktem głęboko wewnętrznym, duchowym, dającym jej dostęp do wspólnoty Jezusa z Jego uczniami i do ich wewnętrznych prze­żyć. Według przekazu Marty, ustanowie­nie Eucharystii dokonało się w ramach rytuału Paschy żydowskiej i podczas trzeciej Paschy, którą Jezus spożywał ze swymi uczniami „wypełniając wszystko zgodnie z Prawem” i zarazem „czyniąc coś więcej”. Opowiadanie o niej, podane przez Martę, ujawnia bardzo wyraźnie nowe elementy przekraczające stary porządek Prawa żydowskiego i uwypu­klające „pierwszą Paschę w porządku chrześcijańskim, Paschę zamykającą jedną epokę, a otwierającą nową”.

Marta zaznacza, że Jezus zasiadając do ostatniej Paschy z apostołami „pełnił funkcję głowy rodziny”, tzn. tego, który podczas Paschy żydowskiej przewodni­czył całej ceremonii liturgicznej owego obrzędu i wyjaśniał jej sens w nawiąza­niu do jej egipskiej genezy. Wskazując na zasadniczą intencję Jezusa, twierdzi, że w owej godzinie „zdecydował się On ofiarować z miłości swoim przyjaciołom swe ciało, duszę, Bóstwo, wszystko czym jest”, całego siebie. Dlatego nie nazywa Go gospodarzem Paschy – którym jest człowiek goszczący ich u siebie – ale „Barankiem Bożym”.

Nazywa Go także Panem, co odnosi się do Jego postawy w tym momencie Paschy żydowskiej, w którym zadawano pytanie: „Dlaczego ta noc różni się od innej nocy?”, na które gospodarz – wspo­minając wydarzenie uwolnienia Izra­elitów z niewoli egipskiej i wyjaśniając znaczenie baranka paschalnego, chleba przaśnego i gorzkich ziół – odpowia­dał w formie hagady, czyli pouczenia moralnego. Jezusa wypowiedź jednak, według relacji Marty, zwraca się nie tylko ku przeszłości, ale jeszcze bardziej ku przyszłości, ku Królestwu Ojca. W kilku miejscach mistyczka przybliża postawę wewnętrzną Jezusa podczas Wieczerzy paschalnej, objawiającą prawdę o wy­pełnieniu się starotestamentowej „figu­ry” (zapowiedzi) baranka paschalnego w Nim. Mówi o Jego wzruszeniu na myśl o czekającej Go Męce, a następnie o Jego jakby przeniesieniu się w inny, przyszły świat, w którym już teraz widzi siebie tryumfującego nad cierpieniem, widzi, iż Bóg przyjął Jego ofiarę i że dokonało się odkupienie świata. Można powiedzieć, że jawiący się mistycznie Marcie w godzi­nie nowej Paschy Chrystus, zanurzony w doczesności i wykraczający chwilami poza nią „ku Ojcu”, jest główną treścią tejże Paschy, głównym jej sensem. Jego Pascha to przejście ku Ojcu i pociągnię­cie ku Niemu w zmartwychwstaniu i we wniebowstąpieniu tych, którzy w Niego wierzą i wierzyć będą. Choć w trakcie Ostatniej Wieczerzy Jezus nie mógł jesz­cze przeżywać stanu uwielbienia przez Ojca, będącego odpowiedzią na Jego uniżenie się na krzyżu (zob. Flp 2, 8-9), mistyczne doświadczenie Wieczernika jako doświadczenie w Duchu Świętym było dla Marty doświadczeniem także Chrystusa uwielbionego. Potwierdza to jej opis Komunii świętej udzielonej apo­stołom w Wieczerniku, kiedy to Jezus w chlebie żywym, jak zaznacza, „dawał im siebie”, „wchodził do nich”, „wnikał w ich serca”.

Eucharystia jako ofiara i sakrament

„Eucharystia – pisze mistyczka – wpierw zostaje przyniesiona i zło­żona w ofierze Bogu, potem staje się pokarmem dla wierzącego i przyjmu­jącego Komunię. Nie jest ona wyobra­żeniem wyzwolenia, jak to jest z Paschą żydowską, ale ofiarą i sakramentem zarazem. Jako ofiara wyraża pierwsze i najważniejsze przykazanie: «Będziesz miłował Pana Boga swego całym swo­im sercem» itd., co znaczy: Będziesz miłował Go aż do całkowitego daru, aż po samą śmierć, aż do przelania ostat­niej kropli krwi, zjednoczonej z Jego Boską Krwią odkupieńczą”. Ofiara eu­charystyczna rozumiana przez Martę od strony moralno-duchowej, od strony wezwania do udzielenia odpowiedzi na dar miłości Jezusowej, jest wynikiem głębokiego jej wniknięcia w postawę Chrystusa, a jeszcze bardziej wyni­kiem udzielonego jej mistycznego daru zrozumienia postawy Zbawiciela, który „zdecydował się ofiarować swoim przy­jaciołom z miłością ciało, duszę, Bóstwo, wszystko czym jest”. Marta mówi często, że Jezus kosztował z kielicha wszelkich cierpień, że wypił gorzki puchar ago­nii, że zgodził się i przyjął wszystko, co otrzymał z ręki Ojca i że w Eucharystii pozostawił nam kielich, ofiarę i wezwa­nie, by wszyscy z niego pili”.

Akcentuje, że ten sam Jezus Chry­stus, który podał apostołom w Wie­czerniku konsekrowany chleb i wino, a następnie ofiarował się na krzyżu za zbawienie świata, ofiaruje się nieprze­rwanie w Eucharystii, i że ten sakra­ment miłości łączy nas z umęczonym i uwielbionym Chrystusem. Msza święta uobecnia sakramentalnie całe dzieło zbawcze: mękę, śmierć, zmartwych­wstanie i wniebowstąpienie Chrystusa, całe Jego przejście z ziemi ku Ojcu. Uobecnia je nie obecnością historycz­ną, ale obecnością ponadczasową przez sakramentalne czynności Kościoła, gdyż dla Boga, dla Chrystusa uwielbionego nie istnieją granice przestrzeni i czasu. W prosty sposób tłumaczy, że „Jezus lubił znaki” i że „włożył w nie to, co ma sens”. Wziął chleb i wino, pokarm i napój, tak niezbędne dla mieszkańców tej ziemi, konsekrował je w sobie i wprowadził w nieskończoność”. Odtąd owe znaki „nie są rzeczywistością pustą i pozbawioną czegokolwiek, ale rzeczywistością żywą i działającą – Ciałem i Krwią Chrystusa”. I dodaje: „Będą dla wszystkich, którzy rozumieją i miłują Eu­charystię, znakiem najbardziej przejmującym”.

Eucharystia jako sakra­ment wyraża drugie, podobne do pierwszego, przykazanie: Będziecie stanowić jedno, bę­dziecie jednym ciałem, jednym sercem w Jezusie, którego spożyliście. W ro­zumieniu Marty Robin, sens sakra­mentu Eucharystii polega na jedności między sobą tych, którzy spotykają się z Chrystusem w Eucharystii i z Nim się jednoczą. Polega na uchwyceniu wspólnotowego wymiaru Eucharystii, realizacji zawartego w niej wezwania do budowania jedności z innymi, jedności opartej na duchowej więzi z Chrystusem.

Tajemnica paschalna objawiona przez Jezusa Chrystusa apostołom zo­stała im przekazana nie jako zwyczajne wydarzenie historyczne, ale jako „pa­miątka”, która ma kształtować wszyst­kich, którym oni ją przekażą. Od kiedy Jezus wypowiedział w Wieczerniku sło­wa odnoszące się do Niego samego: „Oto Baranek Boży, oto ofiara przyszłości” […] „Czyńcie to na Moją pamiątkę”, ustano­wiona przez Niego Eucharystia zostaje powierzona Kościołowi. „Wszyscy kapła­ni mają czynić tak do skończenia świata – pisze Marta. Tak ziemia już nigdy nie będzie pozbawiona ołtarzy, Kościół nie zostanie już nigdy bez kapłanów. Odtąd nieprzerwanie Ciało i Krew Chrystusa będą składane Bogu w każdym zakątku świata na ofiarę uwielbienia, chwały, mi­łości, wdzięczności i zadośćuczynienia, i udzielane ludziom jako zadatek wiecz­nego zjednoczenia z Jezusem oraz między sobą”.

Duchowość eucharystyczna Marty

Duchowość ta jest mistycz­nym zakorzenieniem w męce, śmierci, zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Jezusa Chrystusa, czyli w misterium paschalnym. Jest to duchowość wnikająca w umęczoną i uwielbioną obecność Jezusa w Eu­charystii – sakramencie miłości. Owo zakorzenienie Marty dokonało się nie jej własnymi siłami, ale mocą Ducha Świętego, daru Ojca i Syna. Otrzymując szczególną łaskę bycia przyłączoną do wcielonego Syna Bożego i z tej perspek­tywy usłyszenia i oglądania misterium paschalnego, Marta doświadczyła nie­skończonej miłości Boga do człowieka. I dlatego napisała, że Jezus oddając sie­bie na krzyżu za zbawienie świata, „dał wszystko, co nieskończona miłość Boga dać mogła”. Sceny paschalne oglądane wewnętrznie, wyryły w jej duszy praw­dziwy obraz tejże miłości Bożej i na­pełniły ją ową miłością. Nic bardziej nie rodzi miłości w duszy człowieka, jak żywe poczucie bycia umiłowanym przez Boga w Chrystusie, aż do ofiary złożonej na krzyżu.

Obok doświadczenia miłości Boga wielki wpływ na jej duchowość eu­charystyczną wywarły widzenia Ma­ryi i zrozumienie natury Jej postawy w tajemnicy paschalnej. Maryja ukazana w wizjach Marty to niewiasta „zgadza­jąca się z gorliwością i pokorą” z wolą Bożą, pomimo odczuwanych lęków i obaw przed czekającym Ją cierpie­niem, to Matka „łącząca i zespalająca swoje cierpienia z nieskończonymi cierpieniami i ofiarą Jej Syna tak, że stanowiła z Nim jedno”. Maryja według wizji Marty to także „Arka przymierza”, w której przebywa Chrystus euchary­styczny, dający Jej boskie życie. To osoba trwająca we wspólnocie popaschalnej w początkach Kościoła (zob. Dz 1, 14; 2, 42-47) w jeszcze ściślejszej jedności ze swym Synem, niż wcześniej za Jego ziemskiego życia, w jedności nie dają­cej się niczym rozerwać, bo nawiązanej z Nim w Duchu Świętym.

Doświadczenie zjednoczenia z Chrystusem i z Maryją w bolesnych i chwalebnych tajemnicach uobecnia­nych w Eucharystii przeżywanej przez Martę, zakorzeniło ją w tym sakramen­cie miłości i wyzwoliło w niej wspania­łomyślną odpowiedź na miłość Bożą: „Bogu trzeba oddać wszystko i powie­dzieć Mu «tak» bez zastrzeżeń”, wyznała w swym Akcie zawierzenia złożonym już w 1922 roku, gdy miała 20 lat.

W późniejszych swych aktach, a zwłaszcza w Akcie zawierzenia miłości i woli Boga, Marta decyduje się być – jak określa – „małą ofiarą”, „małą hostią miłości”: „Boże wieczny, miłości nieskończona! Ty poprosiłeś twą małą ofiarę o wszystko. Weź więc i przyjmij wszystko. Tego dnia oddaję się i poświęcam Tobie bez zastrzeżeń. Oddaję się Tobie jako mała hostia mi­łości, uwielbienia i dziękczynienia dla chwały Twego imienia, dla radości Twej Miłości, triumfu Twego Serca i dla do­skonałego wypełnienia Twoich zamy­słów we mnie i wokół mnie. Przyjmij moją całkowitą ofiarę z siebie, którą każdego dnia i w każdej chwili składam Tobie w ciszy. Racz ją przyjąć i sprawić, by posłużyła dobru duchowemu tylu milionom serc, które Cię nie kocha­ją, nawróceniu grzeszników, powrotu zabłąkanych i niewiernych, uświęce­niu i apostolstwu wszystkich Twych umiłowanych kapłanów i dla korzyści wszystkich stworzeń”.

Kapłaństwo służebne, według niej, to „immolacja (całkowita ofiara z sie­bie) człowieka dołączona do immolacji Boga”. Marta pojmowała je w ścisłym związku z wyniszczającą ofiarą Chry­stusa, domagającą się podobnej ofiary ze strony kapłana i ofiar duchowych ze strony wszystkich wiernych.

Wezwana przez Boga do radykalnego uczestnictwa w kapłaństwie wiernych, Marta odpowiedziała: „O mój Jezu, ofia­ruję się jako ofiara całopalna i jako ofiara miłości. Jednoczę tę ofiarę z Twoją ofiarą Krzyża. Czynię wszystko, by być zawsze krzyżowana z Tobą, nie chcę niczego innego, jak tylko Twej świętej woli. Proszę Cię, o słodki Jezu, o nawrócenie grzeszników. Otom gotowa na wszyst­ko ze względu na ich zbawienie i dla umocnienia w wierze”. Jako uczestnicz­ka kapłaństwa wiernych Marta będzie przez całe swe życie ofiarowywać Bogu kielich cierpienia za zbawienie własne i innych. „Każdego ranka mogę sobie powiedzieć: dzisiaj otrzymałam kielich, kielich wewnętrznej radości, którą daje Msza święta, i bardzo bolesny kielich cierpienia, którego doświadczam każ­dego dnia, w każdej chwili, nieustannie, bez wytchnienia. Codziennie więc mu­szę się usposobić do tego, by przyjąć go z miłością, ufnością i z dziękczynieniem, by wznosić go ku Tobie oraz wespół z kapłanem ofiarować go Tobie niczym kielich mszalny, jednocząc się w nim ze wszystkimi Twymi pragnieniami, jedno­cząc się z Jezusem, Bożym Barankiem. Jakże piękny jest kielich drogocennej Krwi Jezusa: Calix sanguinis mei! (Kie­lich krwi mojej). Ale trzeba też, bym powiedziała od siebie: Calix sanguinis mei! Kielich krwi mojej, zjednoczonej z Boską Krwią Jezusa. Nigdy nie powin­nam i nie chcę ich rozróżniać: kielicha Twojej Krwi, o Jezu, i kielicha krwi mo­jej, które powinny stanowić jedną i tę samą Krew. Jedna ma zresztą wartość tylko dzięki Drugiej! Moja, Jezu, nie ma żadnej wartości bez Twojej, ubogaca się w Twojej i przez Twoją. Tego chciałeś, mój Boże!”.

Ofiarowanie kielicha swojej krwi Bogu Ojcu Marta przeżywa bardzo boleśnie, jako współudział w walce du­chowej Jezusa z szatanem w Ogrójcu, jako współcierpienie Jezusa, współkona­nie z Jezusem, współumieranie z Nim. Nie jest to więc cierpienie, konanie i umieranie w samotności, w skupie­niu na sobie samym, jak ma to miejsce w życiu człowieka, który jeszcze nie uznaje Chrystusa za swego Zbawiciela i Pana, i dlatego uważa swe cierpie­nie i śmierć za nieszczęście, a niekie­dy nawet za przekleństwo. W swym cierpieniu, konaniu i umieraniu Marta otwiera się na Jezusa, na Boga Ojca, na każdego człowieka, który potrzebuje uświęcenia i zbawienia. Naśladuje Je­zusa, który swą śmierć za nas przyjął na krzyżu z ramionami otwartymi na wszystkich.

„O Ojcze, stań się nieugiętym ka­tem wobec mnie całej, dla nawrócenia grzeszników, dla uświęcenia kapłanów, dla owocności ich posługi – pisze. Za­rzuć, zarzuć Twe sieci i niech to będzie cudowny połów!”. Nazwania Boga „nie­ugiętym katem” nie należy tu rozumieć w sensie dosłownym, gdyż taki obraz Boga jest Marcie obcy. Te słowa nale­ży rozumieć przez pryzmat jej bólu, iż wielka miłość Boga do ludzi, objawio­na w męce Chrystusa nie znajduje od­dźwięku w wielu sercach. Wynikają one z jej wielkiej woli immolacji (całkowitej ofiary z siebie), wyniszczenia się dla zbawienia innych, z woli gotowej przyjąć od Boga karę sprawiedliwości za grzechy innych w duchu posłuszeństwa i miłości do Chrystusa oraz swych braci i sióstr. Czyż św. Paweł współczując Izraelo­wi odrzucającemu usprawiedliwienie z wiary w Jezusa Chrystusa, nie pisał: „Wolałbym bowiem sam być pod klątwą, odłączonym od Chrystusa dla zbawie­nia braci moich, którzy według ciała są moimi rodakami” (Rz 9, 2-3). Taką szalo­ną miłością powodowana była Marta, której, jeśli wymagało tego świadectwo, wcale nie skrywała w głębi swego serca, ale dawała jej wyraz: „O Jezu, kocham Cię do szaleństwa. Kocham Cię z całej duszy. Kocham Cię we wszystkich du­szach, które mnie otaczają, wszystkich duszach grzeszników. Racz je doprowa­dzić do owczarni. Kocham Cię wszędzie, gdzie jestem. Jestem gotowa na mękę albo na śmierć”.

„Mój Panie i mój Boże, w imię Twej męki, która nas zbawia, Twego zmar­twychwstania, które jest zadatkiem naszego zmartwychwstania, Twego chwalebnego wniebowstąpienia, któ­re wszystkim otwiera niebo, błagam Ciebie, Panie, zjednocz moją duszę z Twoją duszą, stop moje serce z Two­im, przemień moje ciało w Twoje ciało rozdarte, w Twoje umęczone członki, o Boska Ofiaro mego zbawienia, i racz zmieszać z Twoją Krwią odkupieńczą każdą kroplę krwi mojej, abym była już tylko jedną duszą, tylko jednym ciałem ekspiacji za wszystkich i by moje ży­cie było już tylko jednym Getsemani i jedną Kalwarią odnawianymi, ciągle przeżywanymi i realizowanymi w całej swej pełni, w całej swej mocy i miłości”.

Moc do życia na sposób „ofiary miłości” Marta czerpała z Eucharystii: „Z Twej Hostii, mój Panie i mój Boże, czerpię w Tobie miłość”. Duchowe zjed­noczenie z Bogiem usposabiało ją do zjednoczenia z innymi i do budowa­nia tego zjednoczenia: „W tym właśnie jest istota mego życia, każdego życia, zjednoczyć się z moim umiłowanym Jezusem, a przez Niego zjednoczyć się ze wszystkimi duszami, ze wszystkimi moimi braćmi i siostrami na tym świe­cie, w miłości czystej i promieniującej”.

Jak wielka moc duchowa tkwi w Eu­charystii pokazuje fakt, iż Marta przez 51 lat nie przyjmowała zwykłego po­karmu i napoju, a żyła jedynie mocą pokarmu duchowego, mocą Euchary­stii przyjmowanej raz w tygodniu. Do Jean Guitton’a, powiedziała: „Żywię się tylko tym. Zwilżają mi tylko usta, ale ja nie mogę przełykać. Hostia daje mi fizyczne wrażenie pokarmu. Jezus jest w całym moim ciele. To On mnie kar­mi. Jest to niczym zmartwychwstanie”. To Chrystus zmartwychwstały obecny w Eucharystii i przychodzący do duszy w Komunii świętej dawał życie nie tylko duszy Marty ale i jej ciału. Życie ciała zależne było u niej od intensywnego życia duszy. „Bóg ogarnia mnie tak po­tężnie, z taką siłą, że tracę wszelki kon­takt z rzeczywistością. Porwana przez Niego w światło, w miłość, w światłość błogosławioną, trwam w zjednoczeniu tak całkowitym, że jestem jakby wto­piona w Jezusa, stanowiąc jedno z Nim w miłości i kontemplacji. Cała istota pozostaje wtedy w zachwyceniu Bo­giem, a to przekracza wszelkie doznania ekstazy”. Tak intensywne zjednoczenie z Bogiem miało silne, witalizujące od­działywanie na jej ciało. „Krew, Eu­charystia – wyznała Marta przy innej okazji – to moc Boga, który poprzez Komunię świętą pobudza moją krew. Ale to może dokonywać się też inaczej. Kiedy przyjmuję Komunię świętą, zdarza się, że odczuwam w sobie odnawianie się ciała. Czasami dokonuje się to poza Komunią świętą”.

Na przykładzie życia Marty Robin, życia zespolonego z Bogiem w Duchu Świętym, Pan Jezus zmartwychwstały pokazuje, że naprawdę jest „chlebem życia” i że Jego słowa: „Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął, a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie” (J 6, 35), są prawdziwe i że mogą się speł­nić już w tym życiu, jeśli tylko jest ono zjednoczone z Jego Boskim życiem. U Marty Robin Eucharystia okazuje się czymś więcej, niż tylko „zadatkiem życia wiecznego”.

Jej postawa wiary w Eucharystię ożywiona Duchem zmartwychwstałego Pana staje się wyzwaniem dla człowieka, który nie może pozostać nieporuszo­ny przez tego rodzaju nadzwyczajne znaki. „Mam ochotę krzyczeć do tych, którzy mnie pytają, czy, jeśli ja spoży­wam Eucharystię, to spożywam więcej niż oni, skoro jestem karmiona w niej Ciałem i Krwią Jezusa. Mam chęć im powiedzieć, że to oni zatrzymują w sobie skutki tego pokarmu, blokują w sobie jego efekty”.


Marta Robin urodziła się 13 marca 1902 r. w wiosce Moïlles nad Châteauneuf-de-Galaure w departamencie Drôme, we Francji, jako szóste dziecko Josepha i Amélie Robin. Rodzice Marty zaliczali się do wierzących, choć nie byli praktykującymi. Do 13-tego roku życia uczęszczała do szkoły w Châteauneuf, której nie ukończyła z powodu choroby. Tam także chodziła na lekcje katechizmu i już jako dziecko wyróżniała się duchem modlitwy. Poważny atak choroby (zapalenie mózgu objawiające się skurczami mięśni, zaburzeniami trawienia, osłabieniem wzroku) miał miejsce w 1918 roku, kiedy to Marta zapadła w śpiączkę trwającą 27 miesięcy. Leczenie sanatoryjne jej nie pomagało, choć zdarzały się okresy remisji. W dwudziestym roku życia miała widzenie Maryi, którą obrała za swą pocieszycielkę i przewodniczkę. Pragnęła wstąpić do Karmelu, dwa lata później zrozumiała jednak, że jej powołaniem jest „cierpieć za grzeszników”. Wówczas w kościele parafialnym przed ołtarzem doznała „rany miłości” Bożej. W 1925 roku złożyła Akt całkowitego oddania się miłości i woli Bożej. W 1927 roku miał miejsce poważny nawrót choroby (bóle głowy, krwawienia z przewodu pokarmowego, reumatyzm całego ciała), który doprowadził Martę do trzytygodniowej agonii. Od maja 1928 roku, wskutek paraliżu dolnej części ciała, nie wstawała z łóżka. W nocy z 4 na 5 grudnia owego roku miała objawienia Chrystusa, który zapytał ją, czy zgodzi się cierpieć za nawrócenie wszystkich grzeszników, a w szczególności tych z Châteauneuf, na co Marta się zgodziła i jej życie zostało związane odtąd z ukrzyżowanym i zmartwychwstałym Panem. Od 1929 roku paraliż obejmował szybko całe jej ciało.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2019nr06, Z cyklu:, Panorama wiary

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 26.04.2024