Od „Hosanna!” do „Ukrzyżuj!”

Razem z niezliczonym tłumem chcemy krzyczeć z radości: „Hosanna Synowi Dawidowemu!”, ścieląc przed Nim swoje szaty i machając z radością palmami. Jednak od Niedzieli Palmowej jest już blisko do Wielkiego Piątku.

zdjęcie: wallpapercasa.com

2025-04-13

Niedziela Palmowa – czas radości i triumfu. Pamiątka uroczystego wjazdu Chrystusa do Jerozolimy. Razem z niezliczonym tłumem chcemy krzyczeć z radości: „Hosanna Synowi Dawidowemu!”, ścieląc przed Nim swoje szaty i machając z radością palmami. Jednak od Niedzieli Palmowej jest już blisko do Wielkiego Piątku. Nie minie bowiem pięć dni, a tak samo głośno tłum będzie krzyczeć „Ukrzyżuj go!”, a tymi samymi palmami, które rozkładali Jezusowi do stóp, będą szydzić z Niego, bijąc Go po twarzy. Bo to ci sami ludzie, którzy krzyczeli „Hosanna!” żądali potem śmierci Jezusa. Teraz lepiej rozumiem, dlaczego Niedzielę Palmową nazywa się Niedzielą Męki Pańskiej.

Słuchając dziś opisu Męki Pańskiej i rozważając jej głębię, chcę trwać w dziękczynieniu za łaskę zbawienia, za którą Jezus zapłacił wielką cenę. Choć wartość jej jest nieoceniona, chcę uwierzyć i zrozumieć, jak bardzo Jezus mnie umiłował. A dowodem tej bezgranicznej Miłości jest Jego męka i śmierć. Przybył do Jerozolimy, by umrzeć i zmartwychwstać. To tutaj rozegrały się najważniejsze wydarzenia w dziejach ludzkości. 

Jezus jest Królem, jednak nie takim na obraz ludzki, królewskość Jezusa nie jest więc z tego świata. Czy Apostołowie nie oczekiwali właśnie tego, by Jezus objawił światu swą moc? Ich nadzieje będą rozwiane w dramacie wielkopiątkowym. W tym dniu Jezus nie miał nic z blasku i nic z powabu tego świata. Podał On grzbiet swój bijącym i policzki swe rwącym Mu brodę. Nie zasłonił On twarzy przed zniewagami i opluciem. Zasłaniano przed Nim twarze, tak nieludzko był bowiem zeszpecony. Ecce Homo! – wykrzyknie Piłat – Oto człowiek!. To Bóg cierpiący za zbawienie świata, cichy i pokorny jak baranek ofiarny.

A Apostołowie, gdzież są? Czy nie byli gotowi na wypicie kielicha męki wraz z Panem? Judasz zdradził swego Mistrza. Wydał Go Sanhedrynowi za cenę trzydziestu srebrników (taka była cena za niewolnika). Piotr zaparł się Jezusa i Jego z Nim przyjaźni. O reszcie Apostołów nic nie wiemy, prócz tego, że rozpierzchli się jak owce bez pasterza. Został tylko Jan, najmłodszy z grona apostolskiego. Do końca wytrwała  też Maryja – Matka boleściwa, oczekująca na Zmartwychwstanie swego Syna.  Jest więc nadzieja, że nic się nie skończyło, że to dopiero początek. Tak żywo brzmią jeszcze słowa Jezusa: „Oto idziemy do Jerozolimy i spełni się wszystko, co napisali prorocy o Synu Człowieczym. Zostanie wydany w ręce pogan, będzie wyszydzony, zelżony i opluty; ubiczują Go i zabiją, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Kiedy Jezus wypowiadał te słowa, Apostołowie nic nie rozumieli i nie pojmowali, bo nie takich wydarzeń oczekiwali. Widzieli Jezusa czyniącego znaki i cuda: uzdrawiającego i wskrzeszającego umarłych. Taki właśnie, i tylko taki, obraz Jezusa mieli uczniowie. A jaki ja obraz Boga noszę w sobie? Rozważając Mękę Jezusową pytam siebie właśnie o to, w jakiego Boga wierzę. Bywa czasem, że Pana Boga dopasowuję do mojego o Nim wyobrażenia. Chcę przyznać jednak, że moje o Bogu wyobrażenie zawsze będzie tylko częściowym, aż do chwili kiedy będzie mi dane móc Go ujrzeć takim, jakim jest. Pan jest większy od mojego serca, większy od mojego o Nim wyobrażenia.

Jezu Chryste, oswojony z cierpieniem, Ty przez mękę i śmierć Twoją odkupiłeś świat – wspomnij na mnie w Królestwie Twoim!

Autorzy tekstów, Cogiel Renata Katarzyna, Polecane, Nasze propozycje