Chorzy piszą do nas - 12/2013

zdjęcie: canstockphoto.pl

2013-12-30

Jest 12 sierpnia 2005 roku, około 13.00. Przez wioskę na sygnale przejechało pogotowie. Dostaję wiadomość, że to mojego syna poraził prąd. Lekarz reanimuje go bez skutku. Nie krzyczałam głośno, ale całą duszą wołałam do Matki Bożej o wyproszenie łaski życia i zdrowia dla mojego syna, ojca rodziny. Wierzę, że u Boga nie ma rzeczy niemożliwych, ale czy Matka Boża mnie usłyszy? Przecież tylu ludzi woła do Niej. Wtedy zwracam się też do Jana Pawła II, bo On jest tak blisko Matki Bożej i proszę żeby mi pomógł. Syn trafił na OIOM. Szturmujemy Niebo swoimi modlitwami: „O Panie Jezu, Ty Sam powiedziałeś: proście a otrzymacie, kołaczcie a otworzą wam. Wysłuchaj nas przez Twoją i naszą Matkę. My wiemy, że jesteśmy grzeszni ale Ty wysłuchałeś także łotra na krzyżu, bo Twoje Miłosierdzie jest wielkie”. Modliliśmy się cały czas, odprawiane były Msze Święte. Trwało to dwa tygodnie i bardzo powoli robiło się coraz lepiej. Po pół roku syn wrócił do pracy, jeździ samochodem. Dzięki Bogu jest dobrze.

Minęły 4 lata, jest czerwiec 2009 roku. Z jedną z moich córek jest bardzo źle. Doszło do pęknięcia tętniaka. Przewożą ją do kliniki, ryzyko uszkodzenia mózgu powyżej 60%. I znowu wołanie całej rodziny do Matki Bożej. Podczas operacji prosiliśmy: „Matko Najświętsza prowadź ręce tego lekarza, aby mógł wykonać operację jak najlepiej”. W tym samym czasie w różnych miejscach były sprawowane Msze Święte w tej intencji. Po operacji rehabilitacja i bardzo szybki, cudowny powrót do sprawności. Wierzymy w to, że Matka Boża wysłuchała naszych modlitw i przez Jej ręce moja córka otrzymała zdrowie, a po chorobie nie ma śladu.

Mija rok i kilka miesięcy. Kolejne nieszczęście. Córka z zięciem mają wypadek samochodowy. Córka ma zmiażdżone kości nogi, otwarte złamanie. Lekarz nie daje jej nadziei na chodzenie o własnych siłach. Odwożą ją do kliniki i znowu cała rodzina oraz przyjaciele modlą się za córkę. Wtedy już myślałam, że wolą Bożą jest, aby ktoś z mojej rodziny odszedł do Wieczności. Prosiłam, jeśli to możliwe, żebym to była ja, ale i tym razem Pan Bóg okazał Swoje wielkie Miłosierdzie. Córka powoli wróciła do zdrowia, chodzi normalnie.

Po dwóch latach dowiadujemy się, że mój mąż ma raka przełyku i wpustu do żołądka. Operacja w klinice, wycinają część przełyku, żołądek i śledzionę. Modlę się przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej i składam Jej obietnicę, że jeśli mąż wyzdrowieje, to opiszę wszystkie te zdarzenia i wszelkie łaski jakie człowiek może wyprosić, jeśli mocno zaufa Bogu. Mąż jest rok po operacji i czuje się dobrze. A ja wywiązuję się z obietnicy i wszystko opisuję w tym liście. Może ktoś po jego przeczytaniu bardziej zaufa Bogu i uwierzy, że u Niego nie ma rzeczy niemożliwych.


Zobacz całą zawartość numeru ►

 

Z cyklu:, Nasza korespondencja, Numer archiwalny, Miesięcznik, 2013-nr-12, Autorzy tekstów, pozostali Autorzy

nd pn wt śr cz pt sb

25

26

27

28

29

1

2

3

4

5

6

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

Dzisiaj: 19.03.2024