Krzyż łaski i światła

Rozmowa z Księdzem Biskupem Andrzejem Czają z Opola.

zdjęcie: pixabay.com

2025-09-04

ks. Wojciech Bartoszek: – Czy gdy w 2009 roku przyjmował Ksiądz Biskup krzyż w czasie święceń biskupich, pomyślał o tym, że może on dotyczyć późniejszego doświadczenia choroby?

Ksiądz biskup Andrzej Czaja: – Nie, ale przyznaję, że w moim sercu zrodziła się wówczas wątpliwość, czy podołam nowym obowiązkom i powierzonej mi funkcji. Wątpliwość ta była związana z problemami zdrowotnymi, których doświadczyłem dwa lata wcześniej, będąc jeszcze w Lublinie, na KUL-u. W 2007 roku pojawiły się u mnie pierwsze problemy z wątrobą, ale nie zostały one do końca zdiagnozowane. Problem zaleczono i czułem się bardzo dobrze. Nie brałem pod uwagę, że w przyszłości choroba powróci z tak poważnym przebiegiem, doprowadzając w rezultacie do przeszczepu.

Dobrze pamiętam moment, kiedy już po ogłoszeniu mojej nominacji przemawiałem do wiernych w Kamieniu Śląskim. Powiedziałem wtedy, że jestem gotów całkowicie oddać swoje życie dla diecezji, dla Kościoła, dla ludzi. To oddanie życia rozumiałem jako nieposiadanie niczego dla siebie. Codzienność jednak często weryfikuje nasze rozumienie rzeczywistości i szybko okazało się, że biskup musi każdego dnia, kawałek po kawałku to życie faktycznie oddawać. Oznacza to, że musi się zgodzić na złożenie w ofierze swojego dobrego imienia, samotności w podejmowaniu trudnych decyzji, czasem niezrozumienia ze strony kapłanów. Owo danie życia okazało się więc o wiele większym wyzwaniem niż mi się na początku wydawało. Także Arcybiskup Alfons Nossol powiedział mi, że dopiero po ingresie, gdy rozpocznę posługę, wejdę na drogę krzyżową. Nie mówię tego dlatego, że czuję się męczennikiem i że moje obowiązki są nie do udźwignięcia. Na każdym kroku doświadczam Bożego prowadzenia i pomocy. Wiem, że w tej posłudze Bóg jest ze mną.

– Nadszedł jednak moment, w którym do tych krzyży związanych z posługą, doszedł jeszcze jeden – krzyż choroby i cierpienia.

– Tak. W 2014 roku okazało się, że problem zdrowotny z 2007 roku jest nadal aktualny. Podczas pobytu w szpitalu w Katowicach kolejny raz nie postawiono jednoznacznej diagnozy. Trochę mnie podleczono i wykluczono najgorsze (nowotwór i wirusowe zapalenie wątroby typu C). Dopiero w 2019 roku przy kolejnym incydencie zdrowotnym pewna doświadczona pani doktor zasugerowała, że może to być PSC.

– Co to jest PSC?

– PSC to pierwotne stwardniejące zapalenie dróg żółciowych. PSC jest rzadką chorobą o podłożu immunologicznym. Żółć, która normalnie przepływa przez przewody żółciowe do jelita, nie może prawidłowo odpłynąć i gromadzi się w wątrobie. Prowadzi to do powikłań zapalnych i dalszego uszkodzenia wątroby.

– U Księdza Biskupa choroba ta rozwijała się przez lata, dając najpierw incydentalne objawy, po czym jej przebieg zyskał charakter gwałtowny.

– W sierpniu 2022 roku postawiono diagnozę, że jest to PSC i podjęto decyzję o leczeniu. W styczniu 2023 roku rozwinął się u mnie potężny stan zapalny wątroby, który właściwie doprowadził do sepsy. Lekarz przyjmujący mnie na SOR-ze w opolskim szpitalu był przerażony moimi wynikami. Na szczęście udało się wyprowadzić mnie z tej zapaści. Potem, w krótkim czasie jeszcze dwukrotnie wracałem do szpitala ze stanem zapalnym i wkrótce okazało się, że jedyną drogą leczenia w mojej sytuacji jest przeszczep wątroby. Trafiłem do warszawskiego szpitala na ul. Banacha, gdzie lekarze potwierdzili konieczność przeszczepu. Pomyślnie przeszedłem badania kwalifikujące do przeszczepu i 31 marca 2023 roku zostałem wpisany na listę oczekujących.

– Oczekiwanie na przeszczep było trudnym doświadczeniem?

– Tak, bo oczekiwanie to było znaczone ciągle powracającymi ostrymi stanami zapalnymi, którym towarzyszyła bardzo wysoka gorączka i drgawki. Wyniki badań wskazywały już na początek marskości, co oznaczało, że moja wątroba po prostu umiera. Czas oczekiwania na przeszczep jest trudnym, ale jednocześnie ciekawym doświadczeniem. Bo masz świadomość, że to się kiedyś wydarzy, a jednak kiedy przychodzi ten moment, i tak jesteś zaskoczony. Próbując przenieść to doświadczenie na grunt duchowy, narzuca mi się ewangeliczne wezwanie: „Czuwajcie i bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie” (Mt 24, 44). Naszym zadaniem na drodze wiary jest bycie zawsze gotowymi, a to, że przyjście Pana i tak będzie zaskoczeniem, jest niemal pewne. I podobnie było z moim oczekiwaniem na przeszczep. Niby byłem przygotowany i świadomy, tego co mnie czeka, walizka do szpitala od dawna była spakowana, a jednak gdy wezwano mnie do szpitala na operację, czułem się zaskoczony.

– Kiedy wezwano Księdza Biskupa do szpitala?

– Pierwsze wezwanie do warszawskiego szpitala na przeszczep otrzymałem 29 maja 2023 roku. Wówczas operacja jednak się nie odbyła, bo przeznaczona dla mnie wątroba musiała trafić do bardziej potrzebującego chorego, w bezpośrednim zagrożeniu życia. Po drodze były jeszcze różne komplikacje, kolejne wizyty w szpitalu, aż w końcu 19 lipca mój przeszczep doszedł do skutku.

– Przeszczep wątroby niestety nie oznaczał końca problemów zdrowotnych…

– Chociaż samo przeszczepienie organu przebiegło pomyślnie, nie udało się uniknąć komplikacji na dalszych etapach leczenia. W nocy po przeszczepie nastąpiło silne krwawienie, a potem w ciągu kolejnych sześciu dni lekarze jeszcze czterokrotnie musieli mnie reoperować. Mój stan był bardzo poważny, miałem duże ubytki krwi, obawiano się także bakterii, które w czasie operacji mogłyby dostać się do mojego organizmu, powodując sepsę. Przebywałem na OIOM-ie, przez jakiś czas byłem nieprzytomny. Obecnością i modlitwą towarzyszyły mi moje dwie rodzone siostry oraz dwie siostry józefitki (nazywam je opiekunkami życia), które ofiarnie służą mi na co dzień. W tamtym czasie one działały, modląc się w kaplicy, a lekarze działali na sali operacyjnej. Pan Bóg wyraźnie pokazał mi, że chce, abym żył. W tych groźnych okolicznościach ratował mnie przez posługę lekarzy i pielęgniarek, którym także objawiał swoją stałą obecność i moc.

– Ksiądz Biskup jest teologiem dogmatykiem. Wie, jak ważny w takich sytuacjach jest obraz Boga, który nosi się w sobie.

– Tak, zwłaszcza ważna jest wówczas wiara w tajemnicę Bożej Opatrzności. Obcowanie z tą tajemnicą bywa trudne, bo domaga się wielkiej cierpliwości i zawierzenia Bogu, gdyż często dopiero po czasie ujawniają się jej owoce. Wyraźnie doświadczyłem, że co by się w naszym życiu nie działo, pomimo nawet wielkich zmian, jedno się nigdy nie zmienia – zawsze jesteśmy w ramionach Bożej Opatrzności. Ten czas był dla mnie mocnym przeżywaniem wiary w Boga Emmanuela, prawdy o tym, że Bóg jest z nami.

Wiara w Bożą Opatrzność była mi potrzebna także na dalszych etapach, bo jak się okazało, przeszczep i pokonanie wielu komplikacji z nim związanych, nie było końcem leczenia. W październiku 2023 roku pojawiły się kolejne problemy z wątrobą, a dokładniej mówiąc z zespoleniem łączącym wątrobę z jelitem. Wystąpiły kłopoty ze swobodnym przepływem żółci i lekarze musieli wyprowadzić na zewnątrz trzy dreny. Kiedy wydawało się, że kolejny kryzys został zażegnany, wystąpiło masywne krwawienie wewnętrzne. I z nim lekarze na szczęście sobie poradzili. To były kolejne, cudowne interwencje Bożej Opatrzności. Pan Bóg raz za razem ewidentnie mi pokazywał, że czuwa nade mną. Jeśli wcześniej miałbym jakiekolwiek wątpliwości dotyczące bliskości i mocy Boga, wówczas na pewno bym się ich pozbył.

– Z pewnością był to bardzo trudny czas ogołocenia...

– Na pewno tak, bo chociaż niejeden raz bywałem w szpitalu, nigdy wcześniej nie znalazłem się w stanie całkowitej bezradności i zależności od innych. Zawierzenie Panu Bogu sprawia jednak, że trudne zewnętrzne okoliczności schodzą na dalszy plan i przestają mieć znaczenie. Bardziej myśli się o tym, że w tym momencie Pan Bóg nas ratuje i nam pomaga.

Chcąc odnieść się do sfery duchowej, przyznaję, że przeżywałem coś, co dzisiaj trudno mi wyrazić słowami. Doświadczyłem stanu, w którym mimo braku świadomości (byłem w komie) w moim wnętrzu zarejestrowało się wiele przeżyć. To tak, jakby sama dusza coś rejestrowała – pozazmysłowo, niedotykalnie. Doświadczyłem walki duchowej, zmagania się z mocami ciemności, walki Boga o moją duszę. Przychodził do mnie szatan. I chociaż go nie widziałem, czułem jego obecność. Zły duch zastraszał mnie, popychał w zwątpienie, próbował podeptać moją godność. Myślę, że było to podobne do tego, co Jezus przeżywał w czasie kuszenia na pustyni w Ogrójcu. Szatan wyprowadził mnie w świat ciemności, trwogi, osamotnienia. Czułem jego drwinę z mojej kapłańskiej i biskupiej godności, wydawało mi się, że to wszystko trwa wieczność i że nigdy nie wyjdę z tego stanu. Pomocą w tych momentach największej ciemności były westchnienia duszy: „Jezu, ratuj!”, a także przywoływanie imienia Matki Bożej.

– W tym czasie wiele osób modliło się za Księdza Biskupa. Doświadczenia, o których Ksiądz Biskup opowiada, potwierdzają, że ta modlitwa za chorego jest bardzo ważna.

– Kiedy już odzyskałem przytomność, dowiedziałem się od sióstr, które przy mnie były, że gdy odmawiały akt zawierzenia Jezusowi przez ręce Maryi, ja na zakończenie modlitwy odpowiedziałem: „Amen”. Przypomnę, że byłem wówczas w stanie nieświadomym. Odtwarzam w swoim sercu, że poczułem się wtedy bardzo bezpiecznie. Tak jakby Matka Boża przygarnęła mnie i przytuliła. Ratunek przyszedł także podczas odmawiania w mojej intencji Koronki do Miłosierdzia Bożego i sprawowania Mszy świętej. Przyszedł do mnie Jezus i poczułem się wyzwolony od ataków złego ducha. Byłem spokojny i bezpieczny.

– Czy na jakimś etapie zrodziła się w sercu Księdza Biskupa intencja ofiarowania swojego stanu za innych, postawa apostolstwa chorych?

– Od momentu, w którym dowiedziałem się, że konieczny będzie przeszczep, towarzyszyło mi wezwanie, aby „dopełniać braki udręk Chrystusa dla dobra Jego ciała, którym jest Kościół” (Kol 1, 24). Świadomość, że uczestniczę w męce i krzyżu Pana Jezusa, nadawało głęboki sens temu wszystkiemu, co przeżywałem. Doświadczałem krzyża, ale na tej drodze nie byłem sam. W moim przypadku ten krzyż okazał się krzyżem łaski, światła i obecności Boga. Na swojej drodze krzyża poczułem się wezwany, by oddawać swoje życie Bogu za zbawienie świata. To było jakby zrobienie kroku dalej, bo wcześniej w posłudze oddawałem swoje życie ludziom, Kościołowi, a teraz jeszcze wyraźniej zrozumiałem, że mam oddawać Bogu siebie całego za innych. To sprawiło, że wszedłem na głębszy poziom relacji z Jezusem. Przy ofierze cierpienia, w tym dopełnianiu udręk, poczułem się niesamowicie zjednoczony z Panem. To było wejście w głęboką relację z Jezusem ukrzyżowanym. Na drodze budowania więzi i przymierza z Bogiem są to bardzo ważne momenty.

– Niezwykła jest ta historia zbawienia, która dokonała się i nadal dokonuje się w życiu Księdza Biskupa. Dziękuję za to piękne świadectwo wiary oraz za to, że Ksiądz Biskup zgodził się poprowadzić przyszłoroczną pielgrzymkę Apostolstwa Chorych na Jasną Górę.


Zobacz całą zawartość numeru

Autorzy tekstów, Bartoszek Wojciech, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2025nr09, Z cyklu:, W cztery oczy