Być w kontakcie z samym sobą

O emocjach przeżywanych w chorobie, o mądrym dbaniu o siebie i o tym, że stawianie granic otwiera nas na służbę innym, opowiada mgr Maria Rabsztyn, psycholog.

zdjęcie: canstockphoto.pl

2023-07-04


ks. Wojciech Bartoszek: – Jakie reakcje mogą wystąpić u osoby, która usłyszy niepomyślną diagnozę lekarską?

Maria Rabsztyn: – Informacja o niepomyślnej diagnozie zawsze związana jest z kryzysem. Reakcje na takie informacje mogą być różne w zależności od osobowości i indywidualnych cech charakteru, ale zawsze towarzyszy im doświadczenie olbrzymiego stresu. Na wieść o poważnej chorobie, która przecież może okazać się śmiertelna, pojawiają się w człowieku napięcie, niedowierzanie, lęk. Słysząc złe wiadomości, człowiek często najpierw myśli, że to niemożliwe, a potem pełen lęku pyta, co będzie dalej i jak sobie poradzi. Warto podkreślić, że w podobnych sytuacjach mężczyźni i kobiety reagują inaczej. Kobiety są bardziej emocjonalne i dlatego może pojawić się także płacz, mężczyźni natomiast są bardziej opanowani i w trudnej sytuacji od razu szukają racjonalnego rozwiązania, próbują działać.

– Mówi Pani o kryzysie. Bodajże w języku chińskim na określenie kryzysu używa się dwóch znaków: jeden oznacza ograniczenie, drugi mobilizację i rozwój. Czy to znaczy, że doświadczenie kryzysu może nas przygnieść, ale może także wyzwolić w nas energię do działania?

– Jak już wspomniałam, reakcje na kryzys mogą być różne. Wiele zależy od osobowości człowieka, jego osobistej historii i doświadczeń. Podam przykład mojego nieżyjącego już kolegi, który dowiedział się, że ma nowotwór. Od swojego lekarza usłyszał, że zostało mu 5 tygodni życia. Osiwiał w ciągu 3 dni. Jego żona znalazła inną lekarkę, prosząc o konsultację. Lekarka z medycznego punktu widzenia potwierdziła wcześniejszą diagnozę, ale stwierdziła również, że nie wie, ile choremu zostało życia. Mój kolega uchwycił się tej myśli, nie załamał się i… żył jeszcze 25 lat. Trudno to wyjaśnić, bo wyniki badań były jednoznaczne, ale ta sytuacja pokazuje, że w każdym człowieku istnieje ogromna wola życia. Być może mojemu koledze pomogła wiara w Boga i w to, że to Bóg decyduje o długości życia człowieka, a nie lekarz… Wola życia jest wpisana w naszą naturę. Każdy z nas instynktownie chce żyć jak najdłużej. Choćby nie wiem jakie cierpienia i trudy nas spotykały, pragniemy żyć i jest w nas niezgoda na śmierć. To dobra i naturalna reakcja. Bywa jednak, że w obliczu niepomyślnej diagnozy załamujemy się. Znałam człowieka, który dowiedział się od lekarza, że ma nowotwór płuc. Wrócił do domu i umarł. Jak widać, reakcje mogą być skrajnie różne i nikt nie jest w stanie ich przewidzieć. Jedno jest pewne: z niepomyślną diagnozą zawsze związane jest niebywałe cierpienie.

– W jaki sposób radzić sobie ze złymi uczuciami i emocjami, które towarzyszą niepomyślnej diagnozie, chorobie?

– Wyjaśnijmy od razu, że nie ma złych uczuć. Uczucia mogą być przyjazne i nieprzyjazne, wszystkie jednak są nam bezwzględnie potrzebne. W radzeniu sobie z emocjami – także tymi w chorobie – można wyróżnić trzy etapy: emocję zauważyć, emocję nazwać, emocję zaakceptować, czyli uznać za swoją. Doświadczanie w chorobie rozmaitych emocji i uczuć jest naturalne i jak najbardziej na miejscu. Nie należy więc ich tłumić, ale je przeżywać i wyrażać.

– Jakich emocji i uczuć najczęściej doświadcza osoba chora?

– Do najpowszechniejszych emocji doświadczanych w chorobie należą: gniew, strach, lęk, bezsilność, smutek. Każda z tych emocji jest nam do czegoś potrzebna. Gniew jest zdrową emocją, zwykle jednak źle go kojarzymy, bo w dzieciństwie doświadczyliśmy wielu zachowań ze strony dorosłych i rówieśników, kiedy ich gniew był skierowany na nas. W gniewie jednak nie chodzi o to, by go używać przeciw komuś, ale by przeżyć go i wykorzystać jako siłę służącą do zaspokojenia potrzeb. Proszę pamiętać, że osoba chora ma mnóstwo niezaspokojonych potrzeb: potrzebę bezpieczeństwa, potrzebę bycia zdrowym, potrzebę chodzenia, potrzebę pracy i normalnego funkcjonowania itd. Gdy zatem mamy jakieś niezaspokojone potrzeby, automatycznie rodzi się gniew. Gniew, podobnie jak strach, służy do tego, aby nas pobudzić do działania, do usunięcia przeszkody. Te emocje pobudzają nasze nadnercza, które produkują duże ilości adrenaliny i kortyzolu. Warto sobie uświadomić, że gniew nas pobudzał i pobudza, abyśmy pokonywali w życiu trudności i podejmowali wyzwania. To dzięki niemu potrafimy np. mówić, chodzić, siedzieć, słuchać, pisać. Chcę także przy tej okazji zwrócić uwagę na pewną subtelność, o której warto pamiętać. Otóż często, gdy czujemy gniew, mówimy: „jestem zły” i wtedy podświadomie dociera do nas komunikat, że jesteśmy złymi ludźmi. Dlatego w momentach gniewu należałoby raczej mówić „jestem rozzłoszczony”. Wówczas mówimy o swoim stanie, a nie o tym, jacy z gruntu jesteśmy. Być złym i złościć się to nie to samo.

Człowiek, który słyszy niepomyślną diagnozę, doświadcza także strachu i lęku. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że strach i lęk to są dwie różne emocje, które często postrzegane są przez nas jako tożsame. Tymczasem one różnią się od siebie i nawet zlokalizowane są w różnych częściach mózgu. Strach jest automatyczną reakcją na bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia. Zlokalizowany jest w ciele migdałowatym mózgu. Ośrodek lęku znajduje się w korze pofałdowanej i współdziała z intelektem i wyobraźnią. Strach ma nas bezpośrednio uchronić przed utratą życia i zdrowia, lęk natomiast uruchamia się wówczas, gdy zadajemy pytania o przyszłość np. „co się stanie, jeśli?”. Lęk sprawia, że w umyśle w powiązaniu z wyobraźnią mogą powstawać różne scenariusze przyszłych wydarzeń. Strach różni się od lęku tym, że jest bardziej realny, lęk natomiast często jest wytworem naszej wyobraźni, a to, czego dotyczy, nie dzieje się realnie, a jedynie potencjalnie.

Inną ważną emocją często przeżywaną w chorobie jest bezsilność. Czasem trudno się do tego przyznać, że jesteśmy bezsilni, bo wolimy mieć raczej poczucie sprawczości i panowania, ale uznanie i przeżycie swojej bezsilności w różnych sytuacjach może być bardzo uwalniające. Kiedy uznajemy istnienie swoich emocji, zwłaszcza tych nieprzyjaznych, wówczas mamy kontakt ze sobą. A bycie w kontakcie ze sobą oznacza rozumienie samego siebie i tego, co nas spotyka. To prowadzi do odnalezienia sensu także w trudnym położeniu i daje poczucie spełnionego życia.

– A co ze smutkiem? On także często towarzyszy chorobie.

– Tak. Smutek jest nam potrzebny, kiedy coś tracimy. Jest konieczny do odżałowania konkretnej straty np. straty zdrowia. Jest potrzebny również do tego, abyśmy mogli się nad sobą pożalić i zobaczyć, w jak trudnej sytuacji się znaleźliśmy. Smutek, podobnie jak gniew czy strach, trzeba nazwać i przeżyć. W żadnym wypadku nie wolno tłumić tych emocji, bo one same nie znikną, co więcej, wrócą do nas ze zdwojoną siłą, w innej postaci. Zdarza się często, że tłumiony gniew przeradza się w smutek. Człowiek nagle zaczyna dużo płakać i dziwi się, dlaczego tak się dzieje. A ten płacz i smutek to nic innego jak długo tłumiony i niewyrażony gniew. Również niewyrażony smutek lub jego niewłaściwe przeżycie może przerodzić się w agresję, w odrzucenie pomocy, w zamknięcie się. Generalna zasada mówi więc, że emocje nie znikają. To, że ich do siebie nie dopuścimy, nie nazwiemy ich i nie wyrazimy, nie spowoduje, że przestaną istnieć. Przeciwnie, będą kumulowały się i przeradzały w inne.

– Czy emocje wymagają rozładowania?

– Przede wszystkim – co już powiedzieliśmy – wymagają przyjęcia i przeżycia. Gdy jednak tych emocji kumuluje się w nas zbyt wiele, dobrze jest dać im upust, rozładować je. Najlepiej rozładować je fizycznie, ale to – jak wiemy – w przypadku osób chorych nie zawsze jest możliwe, bo z uwagi na swój stan nie potrafią zadziałać, by dać ujście gniewowi. W takich sytuacjach dużą pomocą może być wypowiedzenie swoich emocji przed kimś zaufanym.

– W jaki sposób rodzina i przyjaciele, a więc owi zaufani, o których Pani wspomina, mogą pomóc choremu w przeżyciu emocji i w uporaniu się z niepomyślną diagnozą?

– Być może zabrzmi to banalnie, ale chodzi głównie o to, by z osobą chorą być i wysłuchać tego, co ona w swoim położeniu ma do powiedzenia. Uważam, że każda rozmowa jest terapeutyczna, bo może wnieść coś nowego i ważnego w nasze życie. To wielki skarb mieć dobrego przyjaciela i rodzinę, z którą można porozmawiać. Jeśli ma się kogoś, do kogo można zawsze zadzwonić, z kim można w zaufaniu podzielić się swoimi przeżyciami, to jest to bezcenny dar. Ale słuchanie jest sztuką, której musimy się uczyć całe życie. Bo można w taki sposób słuchać drugiego człowieka, że on się wcale nie poczuje wysłuchany. Można słuchać i w ogóle nie usłyszeć tego, co druga osoba chce nam przekazać.

– Jak więc we właściwy sposób słuchać drugiego człowieka, zwłaszcza chorego?

– Nie pouczać go, nie moralizować, łatwo nie pocieszać, nie dawać rad typu: „weź się w garść”, „nie martw się, wszystko będzie dobrze”, „nie przesadzaj, nie jest tak źle”. Często zdarza się, że rozmawiając z drugim człowiekiem, zaprzeczamy temu, co on mówi, bagatelizujemy jego odczucia, komentujemy, przerywamy. Dzieje się tak skądinąd z dobrych pobudek, bo nie potrafiąc znieść cierpienia drugiego człowieka, instynktownie chcemy mu zaprzeczyć, unieważnić je. Często zamiast wysłuchać tego, co druga osoba ma nam do powiedzenia, wolimy uprawiać gawędziarstwo, podejmując tematy zastępcze, w danej chwili zupełnie nieistotne. Uciekamy w banalne opowiastki, aby tylko zagłuszyć kluczowy problem i nie podjąć rozmowy na najważniejsze tematy. Taka postawa z naszej strony może całkowicie zniechęcić drugą osobę do rozmowy i zablokować ją. Pamiętam, że kiedyś moja umierająca na nowotwór ciocia koniecznie chciała ze mną porozmawiać. Pojechałam do niej i ona zaczęła mówić mi o tym, że pragnie być pochowana na cmentarzu w swojej rodzinnej wsi. Gdy jej syn, a mój kuzyn, który się nią opiekował, usłyszał, o czym rozmawiamy, zareagował bardzo gwałtownie, natychmiast ucinając temat. W ten sposób spowodował u cioci całkowite zamknięcie się, a ona miała wielką potrzebę, by właśnie na ten temat porozmawiać. Dlatego rozmawiając z osobą chorą, trzeba wypracować w sobie takie nastawienie, że ja chcę posłuchać o tym, czym druga osoba żyje, co przeżywa w głębi siebie. Bo przecież to, że ktoś jest chory, nie oznacza wcale, że nie myśli, nie czuje, nie potrzebuje kontaktu. Wręcz przeciwnie – potrzebuje głębokiej więzi i poczucia, że jest zrozumiany. Trzeba nieraz mieć wiele cierpliwości, by wsłuchać się w to, co chory chce do nas powiedzieć, a także umieć wytrzymać napięcie związane z tym, co mówi. W najtrudniejszych momentach warto zapytać: „czy mogę cię przytulić?”, „co mogę dla ciebie zrobić?”. Czasem najlepsze jest milczenie, czy wręcz powiedzenie: „czuję się bezradny wobec tego, co przeżywasz, nie wiem, jak ci pomóc”.

– Niepomyślna diagnoza i choroba dotykają nie tylko samego chorego, ale dotyczą również jego rodziny, która wraz z nim mierzy się z tymi trudnymi doświadczeniami.

– Tak. Dokonuje się to m.in. przez opiekę, jakiej chory wymaga. Nie tylko osoba chora doświadcza stresu i napięcia, dotyczy to również opiekunów. Na skutek obciążenia obowiązkami związanymi z opieką, często narażeni są oni na chroniczne zmęczenie, a nawet wypalenie. Osoba, na której spoczywa obowiązek opieki nad chorym, aby mogła dobrze tę opiekę sprawować, musi zatem mądrze o siebie zadbać i mieć świadomość swoich granic. Najlepszym rozwiązaniem jest podzielenie się opieką nad chorym z innymi członkami rodziny, by odpowiedzialność ta nie spoczywała tylko na jednej osobie. Życie bowiem pokazuje, że czasami z powodu przeciążenia obowiązkami, opiekunowie sami zapadają na poważne choroby i szybciej odchodzą z tego świata niż ich podopieczni. Wciąż istnieje błędne przekonanie, że dbanie o siebie jest egoizmem. A mądre dbanie o siebie jest przecież niczym innym, jak realizacją przykazania „miłuj bliźniego swego, jak siebie samego”. Często nie potrafimy o siebie odpowiednio zadbać, bo trudno nam przyjąć prawdę o tym, że jesteśmy niepowtarzalni, wyjątkowi, umiłowani przez Boga, godni uwagi. Jeśli nie zadbam o siebie i nie będę kochać siebie, co wówczas dam drugiej osobie? Czy nie kochając siebie, będę umiał kochać drugą osobę? Nie. Będę miał jej do zaoferowania jedynie pustkę i ból, które są we mnie.

– W jaki sposób stawiać granice i mądrze dbać o siebie?

– Pozwólmy innym, aby też byli dobrzy dla naszych bliskich chorych. Dzielmy się opieką z innymi osobami z naszego otoczenia. Ponadto dbajmy o odpoczynek i komunikujmy podopiecznym swoje granice. Choroba bowiem nie upoważnia nikogo do tego, aby żądał od nas czegoś, co jest ponad nasze siły. Jesteśmy tylko ludźmi – ze swoimi słabościami i ograniczeniami. Mądre zajęcie się sobą nie ma służyć byciu narcyzem zakochanym w sobie, ale temu, aby – paradoksalnie – uwolnić się od siebie i nie musieć szukać potwierdzenia u innych, jak jestem ważny. Zadbanie o własne potrzeby i zasoby, zaprocentuje byciem bardziej „dla” i umożliwi pełne dawanie siebie w służbie innym.

– Bardzo dziękuję za rozmowę.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, Bartoszek Wojciech, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2023nr07, Z cyklu:, W cztery oczy

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 27.04.2024