Niestrudzony pielęgniarz

W niedzielę 9 października br. Artemides Zatti został ogłoszony świętym Kościoła katolickiego. Był pielęgniarzem i farmaceutą. Niezwykle skromny, bardzo pracowity i zawsze widzący w drugim człowieku Jezusa.

zdjęcie: www.freechristimages.org

2022-12-06

Artemides Zatti urodził się w 1880 r. w ubogiej włoskiej rodzinie. Jego dzieciństwo było dość trudne, bowiem sytuacja ekonomiczna państwa Zattich zmusiła dziewięcioletniego Artemidesa do podjęcia pracy zarobkowej – został on chłopcem „od wszystkiego” na gospodarstwie rolnym. Jego dzień pracy rozpoczynał się na długo przed wschodem słońca i kończył o zmroku. Mimo wszelkich starań i wysiłków w domu panował jednak niedostatek. Z tego względu w 1897 r. rodzina Zattich przeprowadziła się do Argentyny, gdzie już wcześniej wyemigrował wuj Artemidesa. Sam chłopiec pracował w ceglarni, a jego ojciec handlował na bazarze.

Mimo szerzącego się w ówczesnych czasach w Argentynie antyklerykalizmu, rodzina Zattich wiodła głębokie życie religijne. W każdą niedzielę i święta przychodzili na Mszę świętą do kościoła, gdzie posługiwali salezjanie. To tutaj Artemides poznał ks. Carla Cavelliego, który z czasem stał się jego przyjacielem i kierownikiem duchowym. To od niego dostał biografię ks. Bosko, pod wpływem której zaczął zastanawiać się nad swoją przyszłością i powołaniem życiowym. Postanowił zostać duchowym synem ks. Bosko i rozpoczął przygotowania do kapłaństwa.

Duchowy syn ks. Bosko

Edukację zakonną rozpoczął w Bernal, koło Buenos Aires. Tam też przybył pewnego dnia młody kapłan chory na gruźlicę. Artemides zgłosił się do jego pielęgnacji. W niedługim czasie zakonnik zmarł, ale przebywanie przy łóżku chorego pozostawiło swoje ślady w organizmie Artemidesa. Sam zachorował na gruźlicę i musiał przerwać studia. Lekarz poradził mu, aby wyjechał do domu leżącego wysoko w górach. Udał się więc na leczenie do domu salezjańskiego w Viedma, gdzie Matce Bożej Nieustającej Pomocy złożył obietnicę, że całe swe życie poświęci trosce o chorych. Artemides wkrótce za wstawiennictwem Matki Bożej – jak wierzył – odzyskał zdrowie i wstąpił do nowicjatu salezjanów. Śluby czasowe złożył 11 stycznia 1908 r., a trzy lata później śluby wieczyste.

Przyjaciel chorych

W domu zakonnym w Viedma salezjanie pod kierownictwem ks. Evasio Garrone prowadzili szpital i aptekę dla ubogich. Artemides obserwując posługę swoich współbraci salezjanów, odkrył, że formą realizacji jego powołania nie ma być kapłaństwo, lecz zostanie bratem zakonnym i praca na rzecz chorych. Od razu więc po złożeniu ślubów wieczystych rozpoczął pracę u boku ks. Garrone, ofiarnie służąc chorym i ubogim. Po śmierci ks. Garrone w 1911 r., Artemides przejął wszystkie jego obowiązki. Przez 40 lat pracował z heroiczną gorliwością. Był kierownikiem szpitala św. Józefa, jednego z pierwszych w Patagonii, aptekarzem, asystentem na sali operacyjnej, pielęgniarzem, administratorem. Uważano go za prawdziwego dobrego Samarytanina. Jego działalność jednak nie ograniczała się jedynie do szpitala. Nie szczędząc trudu pomagał także z wielkim poświęceniem ubogim. Gdy potrzebował pomocy, zwracał się do znajomych mówiąc: „Nie chcielibyście pożyczyć Panu Bogu jakiegoś ubrania?” lub „Nie moglibyście pożyczyć Panu Bogu pieniędzy na szpital?”, a gdy przybył do szpitala ubogi Indianin, Artemides wołał: „Siostro, proszę przygotować łóżko Panu Bogu!”. Jego prostota i ufność w Bożą Opatrzność przełamywały wszelkie ludzkie trudności.

Odznaczał się ewangeliczną miłością, będącą świadectwem niezwykłej stałości w wierze, a także cierpliwością i ofiarnością. Był bezwzględnie posłuszny przełożonym, choć niekiedy dostosowanie się do ich woli kosztowało go wiele wyrzeczeń. Gdy powierzono mu budowę kurii biskupiej, w wolnych chwilach nadal zajmował się chorymi i ubogimi. Nazywano go „krewnym wszystkich biedaków”. W drugim człowieku widział Chrystusa. Kiedy pewnego dnia przełożeni poradzili mu, aby nie przyjmował więcej niż 30 pacjentów, usłyszano jego pytanie: „A co, jeśli 31 pacjentem będzie sam Jezus?”. Wiedział, że nawet jeśli nie da się pokonać choroby, to zawsze można ją leczyć, zawsze można chorego pocieszyć, zawsze można sprawić, by poczuł bliskość, która jest wyrazem troski o niego w czasie choroby. W jego życiu przenikały się i uzupełniały życie czynne i kontemplacja, miłość bliźnich i dar z siebie, służba Kościołowi i własnemu zgromadzeniu.

Czas cierpienia

Choć nie miał ukończonych studiów medycznych, leczył wszystkich, którzy potrzebowali pomocy. Z uwagi na ogromną ilość potrzebujących, Artemides przystąpił do budowy szpitala, osobiście zbierając fundusze, i choć często ich brakowało, zdając się na działanie Opatrzności, doprowadził dzieło do końca. Ponieważ prowadził aptekę nie mając uprawnień, odpowiednie władze zagroziły jej zamknięciem. Aby temu zapobiec Artemides nocami studiował farmację i przystąpił do egzaminu potwierdzającego jego kwalifikacje. Po uzyskaniu przez niego odpowiedniego dokumentu, apteka mogła dalej funkcjonować.

W 1950 r. Artemides podczas prac remontowych spadł z drabiny, poważnie nadszarpując swoje zdrowie. Po tym upadku nasiliły się u niego trwające od dawna bóle w boku i dolegliwości żołądka. Jak się później okazało, były to objawy rozwijającego się raka trzustki. Pomimo własnego cierpienia – znoszonego mężnie i cierpliwie – do końca pracował dla dobra innych. Pełnił swoją misję jeszcze przez rok, zmarł 15 marca 1951 r. w pełnej świadomości, zaopatrzony sakramentami, otoczony miłością i wdzięcznością całej społeczności.

Patron na dzisiejsze czasy

Ksiądz Pierluigi Cameroni – postulator w procesie kanonizacyjnym Artemidesa Zattiego podkreśla aktualność nowego świętego dla naszych czasów: „W jego życiu znajdujemy wiele aktualnych rzeczy. Wspomnijmy choćby obecną pandemię, z tym wszystkim co ona niesie w wymiarze osobistym, wspólnotowym, czy też moralnym. Artemides Zatti zmierzył się z dramatem epidemii i ciężarem chorób. Sam doświadczył poważnej choroby, cierpiał na gruźlicę. Gdy wyzdrowiał oddał się na służbę najuboższym, głównie migrantom, którym służył z nadzwyczajną miłością, widząc w nich twarz naszego Pana. Artemides sam był migrantem. W młodości wyjechał wraz z całą rodziną do Argentyny, co wiązało się z pozostawieniem swojej rodzimej kultury, historii i tradycji. Wielkość tego człowieka polega przede wszystkim na radykalizmie ewangelicznym, z jakim wyruszył w drogę za Chrystusem, w duchu ks. Bosko, czyli z radością i uśmiechem, jakie płyną ze spotkania z Panem”.


Zobacz całą zawartość numeru ►

 

Autorzy tekstów, Cogiel Renata Katarzyna, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2022nr12, Z cyklu:, Nasi Orędownicy

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 26.04.2024