Na ratunek!

Rozmowa z Michałem Słomianem, ratownikiem medycznym, członkiem Zespołu Lotniczego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.

zdjęcie: Jacek Krawczyk

2022-11-08

 

Redakcja: – Jaka jest specyfika Pana pracy jako ratownika medycznego?

Michał Słomian: – Pracuję w zawodzie od 20 lat, od 1999 r. jestem wolontariuszem Maltańskiej Służby Medycznej. Od 7 lat pracuję w Lotniczym Pogotowiu Ratunkowym. Przez kilka lat pracowałem w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. W każdym miejscu specyfika pracy jest inna. Od pacjentów, którzy wymagają tylko badania i podstawowej pomocy z lekkimi dolegliwościami do przypadków wymagających pilnych interwencji zabiegowych. Specyfiką LPR jest to, że zespół ten wysyłany jest do najcięższych przypadków – wypadków komunikacyjnych, zatrzymania krążenia, trudnych porodów itd. Dodatkową trudnością w pracy w Zespole LPR jest to, że trzeba się znać i na lotnictwie i na medycynie. Członek Załogi Śmigłowcowej Służby Ratownictwa Medycznego pełni funkcje tzw. CZaHa, czyli Członka Załogi Hems (z ang. Helicopter Emergency Medical Service, tzn. Śmigłowcowa Służba Ratownictwa Medycznego). CZaH podczas misji pełni podwójną rolę – medyczną i operacyjną. W praktyce oznacza to, że oprócz wykonywania medycznych czynności ratunkowych, wspiera on również pracę pilota, który może zlecić mu realizację takich zadań, jak: pomoc w nawigowaniu, prowadzenie korespondencji radiowej, czytanie list kontrolnych, monitorowanie parametrów śmigłowca. Z uwagi na podwójną rolę na pokładzie statku powietrznego CZaH zajmuje fotel obok pilota, ale za jego zgodą, gdy zachodzi taka potrzeba, fotel może zostać obrócony tak, aby CZaH wsparł działania lekarza.

– Z jakimi przypadkami spotyka się Pan w swojej pracy? Do jakich sytuacji jest Pan wzywany jako ratownik medyczny?

– Głównym moim miejscem pracy jest Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. Mamy wezwania do różnych pacjentów, ale najbardziej wymagający są pacjenci z wypadków komunikacyjnych. Wymagają dobrego zabezpieczenia wstępnego i prawidłowego postępowania w trakcie transportu. Dużym wyzwaniem jest znalezienie bezpiecznego miejsca do lądowania na miejscu zdarzenia. Po wylądowaniu trzeba także zabezpieczyć śmigłowiec do czasu wyłączenia wirnika. W ratowaniu człowieka liczy się każda sekunda, stąd do najcięższych przypadków wysyła się właśnie LPR, by pacjent miał szansę jak najszybciej dostać się do szpitala i otrzymać specjalistyczną pomoc. Często latamy do dzieci, bo ośrodkami, które mogą je zabezpieczyć są Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach-Ligocie i Zespół Szpitali w Chorzowie przy ul. Truchana. W te miejsca z pacjentem pediatrycznym z różnych części naszego regionu możemy dotrzeć o wiele szybciej niż karetką. W naziemnych zespołach ratownictwa medycznego oprócz wyjazdów do wypadków czy zawałów serca, zdarzają się także wyjazdy do osób, które potrzebują jedynie pomocy np. w podniesieniu z podłogi albo podania leków na nadciśnienie. Na zabezpieczeniach medycznych przychodzą osoby z prośbą o zmierzenie ciśnienia albo proszą o plaster na odciski. Zdarzają się też zasłabnięcia czy drobne urazy.

– Co w Pana pracy jest najtrudniejsze?

– Zdecydowanie najtrudniejsze są dla mnie działania z pacjentami pediatrycznymi. Każdy wylot czy wyjazd do dziecka jest dużym wyzwaniem. Mamy do czynienia z dziećmi w różnym stanie, nieraz bardzo ciężkim. Zdarzają się sytuacje, że pacjent umiera i trzeba podjąć decyzję o odstąpieniu od czynności medycznych. To są niezwykle trudne decyzje, ale i z tym musimy sobie umieć poradzić. Na szczęście w wielu sytuacjach akcja kończy się powodzeniem i te udane interwencje podbudowują i dają poczucie sensu w tej pracy.

– Dlaczego wybrał Pan taki zawód – bardzo trudny i wymagający nie tylko umiejętności i wiedzy medycznej, ale także dużej odporności psychicznej?

– Cała moja przygoda ze światem medycznym rozpoczęła się przez Pomoc Maltańską, do której wciągnął mnie kolega jeszcze w czasach licealnych. Kończąc liceum chciałem zostać strażakiem. Niestety nie dostałem się do szkoły aspirantów PSP i poszedłem do studium medycznego. Po szkole rozwijałem swoje doświadczenie w tym kierunku. Przez lata pracowałem w Pogotowiu Ratunkowym i Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Następnie przeszedłem kurs zaawansowanych zabiegów resuscytacyjnych Amerykańskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Obecnie jestem instruktorem kilku kursów Europejskiej Rady Resuscytacji i Amerykańskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Jestem też instruktorem w LPR. Rozwijając swoje umiejętności, coraz bardziej podobała mi się moja praca i możliwość pomocy ludziom, choć rzeczywiście wymaga ona dużej odporności psychicznej i umiejętności radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych. W LPR praca jest bardzo wymagająca, przechodzimy proces rekrutacji składający się ze sprawdzenia wiedzy medycznej, jak również jesteśmy oceniani przez psychologów. W pracy jesteśmy narażeni na stres, ważne, aby umieć sobie z nim radzić. W ZRM jesteśmy narażeni też na wypalenie zawodowe.

– Czy jako ratownik medyczny – podobnie jak lekarze – musi Pan stale uczyć się nowych rzeczy, podnosić swoje kwalifikacje?

– W powtarzalnych okresach 5-letnich ratownik ma obowiązek zdobyć 200 punktów edukacyjnych. 120 na kursie doskonalenia ratowników medycznych, 80 na kursach dodatkowych. Dla mnie stały rozwój jest bardzo ważny. Jak już wspomniałem, w swoim życiu zawodowym ukończyłem wiele kursów, na niektóre jeżdżę jako instruktor. Wymaga to stałego odświeżania wiedzy. Praca w LPR z doświadczonymi lekarzami pozwala na stały rozwój umiejętności.

– Czy praca ratownika medycznego przynosi Panu satysfakcję? Co pomaga Panu w kryzysowych momentach pracy?

– Największą satysfakcją jest dowiedzieć się, że pacjent, któremu udzielaliśmy pomocy, wrócił do zdrowia. Pamiętam wypadek kilkuletniego chłopaka. Miał ciężkie urazy. Po kilku miesiącach przyjechał z rodzicami do naszej bazy, aby nam  podziękować. Takie sytuacje powodują, że chce się dalej wykonywać tę pracę.

– Wykonuje Pan pracę w zespole fachowców, co z pewnością wymaga umiejętności współdziałania z innymi.

– Tak. Niedawno mieliśmy interwencję, która pokazała bardzo dobrą współpracę w zespole – od dyspozytora, przez zespół karetki, po załogę śmigłowca, a także świadka zdarzenia. Zostaliśmy wezwani do młodego mężczyzny z zatrzymaniem krążenia. Dyspozytor wysłał nas na miejsce karetką. Kiedy przyjechaliśmy, tam działał już zespół LPR, który przejmował pacjenta po reanimacji wykonywanej przez świadka zdarzenia. Chcę podkreślić, że pacjenta udało się uratować w dużej mierze właśnie dzięki błyskawicznej reakcji świadka, który wezwał pomoc i do czasu przyjazdu medyków, zgodnie z instrukcjami dyspozytora, prowadził uciski klatki piersiowej poszkodowanego. Sytuacja miała miejsce we wtorek, a w sobotę ten młody mężczyzna o własnych siłach wyszedł ze szpitala. W wielu wypadkach najważniejsze są pierwsze minuty, zanim dotrze pogotowie. Zachęcam zatem, aby doskonalić się w udzielaniu pierwszej pomocy. Każdy powinien umieć wykonać podstawowe czynności związane z uciskaniem klatki piersiowej czy tamowaniem krwotoków. To może uratować komuś życie.

– Dziękuję za rozmowę.


Zobacz całą zawartość numeru

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2022nr10, Z cyklu:, W cztery oczy

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 26.04.2024