Iść i głosić

Nie muszę szukać ludzi czekających na Ewangelię gdzieś daleko. Oni są tuż obok mnie. Ciągle słyszę ich pełne bólu wołanie za Tobą. Pozwól mi ich nieustannie odnajdować i przywracać Tobie.

2022-07-07

Rozważanie do fragmentu Ewangelii Mt 10, 7-15
XIV tydzień zwykły

Kiedy zostałem kapelanem, ktoś z parafian oburzył się, że ich wikarego posyła się do szpitala. Że to jakaś degradacja. Wiele wysiłku musiałem włożyć, aby wytłumaczyć, że szpital to nie zsyłka, ale naprawdę szczególne miejsce. Dziś jeszcze mocniej jestem w tym utwierdzony. Tu każdego dnia i o każdej porze jest miejsce na głoszenie Ewangelii. Tu nigdy nie ma od tego przerwy, ani dyspensy! Przynaglają nas słowa Jezusa: „Idźcie i głoście…”. Powtarzam je sobie szczególnie wtedy, gdy przychodzi zniechęcenie, ludzkie zmęczenie.

Na oddziałach szpitalnych namacalnie doświadczam realizowania się królestwa Bożego. Czy można inaczej przeżywać momenty, gdy wchodzę do sali szpitalnej, a tam sześciu mężczyzn najpierw modli się razem ze mną, potem jeden po drugim proszą o spowiedź, a następnie widzę ich rozpromienione radością twarze po przyjęciu Komunii świętej? Prawdziwe niebo, prawdziwe królestwo Boże.

Ewangelia sprawdza się doskonale w szpitalu: „Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien…”. Przemierzając kolejne sale chorych, nie nosimy sutanny, eleganckich butów – są te białe, szpitalne oraz skromna, biała alba. A idąc na oddziały izolacyjne, ze względów epidemiologicznych nie zabieramy nawet pozłacanego kielicha, a zastępuje go… woreczek foliowy i plastikowy pojemnik, w których przenosimy Jezusa w postaci hostii. Tam nawet nie można zabrać książki z obrzędami sakramentu chorych, trzeba je znać na pamięć lub wydrukować karteczkę ze słowami modlitwy, którą potem należy wyrzucić. Nie chodzi jednak w tych słowach Jezusa o wygląd. Chodzi o duchowe ogołocenie.

„Wchodząc do domu, przywitajcie [...] pozdrowieniem”. To piękne ale chyba najtrudniejsze. Bo czasem spotykam się z nieprzyjęciem, sprzeciwem, tak jak w dzisiejszej Ewangelii. I już chcę zrzucać proch (to znaczy foliowe ochraniacze na nogi, rękawiczki jednorazowe), aż nagle po moich słowach „do zobaczenia”, słyszę odpowiedź: „do jakiego zobaczenia, ja nie chcę tu wracać!” Jakby ktoś to zaaranżował. Jakby z nieba przyszło jakieś przynaglenie do rozmowy. To czasem minuty ostatniej szansy. Kiedy już mi się wydawało, że wszystko spalone, że nic już nie zrobię, ta osoba zaczęła rozmawiać… O swoim życiu, o tym, że spełniła wolę męża, który chciał pogrzeb świecki. Że ten świecki ceremoniarz zrobił to prawie jak ksiądz. To jest ten moment na słowa Ewangelii: „Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie…”. Co mogłem podarować? W tej sytuacji chwili jedynie czas i swoją uwagę. Usiąść i słuchać, pokazać swoją osobą, że Kościół jest także szpitalem polowym. Nie usłyszałem od tej chorej nic pozytywnego o Kościele, ale samo to, że  zaczęła mówić o swoich żalach, niewierze, było chyba początkiem jej dialogu z Bogiem, a więc kiedyś może i powrotu do wspólnoty wierzących… Spełnia się więc to, co Jezus mówi: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy”.

Dziś wobec tej kobiety kompletnie nic nie zrobiłem. Nie było spowiedzi sprzed 32 lat, nie było rozgrzeszenia, Komunii, ale w głębi serca czułem szczególne poruszenie. Samo to spotkanie było „sakramentem”. Była nawet adoracja… bo w ręku trzymałem kielich z kilkudziesięcioma konsekrowanymi hostiami. Powiało Duchem Świętym. To nie ja słuchałem. To Jezus słuchał. Nie wiem, jaki będzie los tej chorej. Wiem jedno, czekała długo na to, by się wygadać i zobaczyć księdza, który nie prawi swoich wyuczonych morałów w stylu, że zwykła modlitwa się nie liczy, ale trzeba iść do kościoła. Usłyszała, że ta rozmowa ma sens, a ona wbrew temu kim jest – naprawdę jest umiłowaną córką Boga. Nie zrobiłem NIC SZCZEGÓLNEGO, tylko zrealizowałem dwa proste słowa; „Idźcie i głoście”. Tylko tyle i aż tyle. Ewangelia stała się w tej sali prawdziwym życiem.

Panie Jezu, jeszcze parę lat temu widząc tych, którzy Ciebie odrzucają, oburzałem się niczym Jan i Jakub, którzy po nieprzyjęciu Ciebie w mieście Samarytan, chcieli na nie rzucić ogień. Dziękuję ci za szpital, za chorych. Tam nauczyłem się i ciągle uczę się Ewangelii. Dawania kolejnej, czasem ostatniej w życiu chorego szansy. To Ty mnie nauczyłeś, że życie nie jest takie czarno-białe. Że jest w nim sporo szarości i nawet w najbardziej oddalonych duszach jest Twoja obecność. Dziś w Ewangelii mówisz: „Nie idźcie do pogan, […] idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela”. Nie muszę szukać ludzi czekających na Ewangelię gdzieś daleko. Oni są tuż obok mnie. Ciągle słyszę ich pełne bólu wołanie za Tobą. Pozwól mi ich nieustannie odnajdować i przywracać Tobie.

Autorzy tekstów, ks. Marcin Niesporek, Rozważanie, Komentarz do ewangelii

nd pn wt śr cz pt sb

28

29

30

1

2

3

5

11

12

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

Dzisiaj: 08.05.2024