O chlebie, który stał się Sercem

Po tygodniu zobaczył czystą wodę z rozpuszczającym się komunikantem, na środku którego widniała plamka wielkości dwugroszówki, o intensywnej czerwonej barwie.

zdjęcie: www.sokolka.archibial.pl

2022-03-31

Każdego dnia na ołtarzach świata dokonuje się największy z możliwych cudów – cud przemiany chleba i wina w prawdziwe Ciało i Krew Jezusa. Jednak przyjmując Komunię świętą możemy dotykać Go tylko przez wiarę, bo naszym zmysłom pozostają dostępne jedynie zewnętrznie niezmienione postacie chleba i wina. Co zatem może wnieść do naszej wiary wydarzenie eucharystyczne w Sokółce?

Cud w sejfie?

Czasem zdarza się, że kapłan rozdający Komunię upuści konsekrowaną hostię. – W takim wypadku procedura jest zawsze taka sama: należy włożyć go do vasculum – naczynia z wodą służącego kapłanowi do obmycia palców po rozdanej Komunii – by tam postać konsekrowanego chleba się rozpuściła – tłumaczy mi ks. kanonik Stanisław Gniedziejko, od 20 lat proboszcz parafii pw. św. Antoniego Padewskiego w Sokółce.

To właśnie tam blisko dwanaście lat temu, 12 października 2008 roku, podczas niedzielnej Mszy o godz. 8.30 upuszczony komunikant dał początek niezwykłym wydarzeniom. Po Mszy zakrystianka s. Julia Dubowska ze Zgromadzenia Sióstr Eucharystek, wiedząc, że komunikant będzie potrzebował czasu, by się rozpuścić, przelała zawartość vasculum do innego naczynia i wraz z kielichami umieściła je w kościelnym sejfie. – Po tygodniu zapytałem siostrę, czy ten konsekrowany komunikant już się rozpuścił. Ona po sprawdzeniu, oniemiała ze zdziwienia, zawołała mnie, bym koniecznie przyszedł – wspomina dzień 19 października ks. Stanisław. Zobaczył on czystą wodę z rozpuszczającym się komunikantem, na środku którego widniała plamka wielkości dwugroszówki, o intensywnej czerwonej barwie. – Wyglądało to dziwnie, niby zakrzepła krew, ale jakby żywa cząstka ciała. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem – wspomina.

Bez wątpliwości

Później sprawy toczą się szybko. Zaalarmowany przez proboszcza o tym, co się wydarzyło, przyjeżdża do Sokółki abp Edward Ozorowski. Metropolicie białostockiemu towarzyszą kanclerz, infułaci i księża profesorowie. Głęboko poruszony hierarcha, podejmuje decyzję o przeniesieniu naczynia z komunikantem do kaplicy Bożego Miłosierdzia na plebanii. Nakazuje też czekać i obserwować. Krwista plamka nie znika, lekko tylko przysycha. Arcybiskup zarządza wyjąć komunikant z wody i umieścić go na małym korporale, tym samym, przed którym tysiące ludzi dziś adoruje Pana Jezusa w bocznej kaplicy sokólskiej kolegiaty. Zleca badania patomorfologiczne, by także naukowo dowieść cudu. – Do czasu badań substancja eucharystyczna była trzymana w kaplicy plebanii. Wszystko utrzymywaliśmy w tajemnicy, by nie robić niepotrzebnej sensacji – tłumaczy dziś ks. Stanisław.

7 stycznia 2009 roku, próbki w obecności kanclerza kurii ks. Andrzeja Kakareko pobiera prof. Maria Sobaniec-Łotowska, patomorfolog z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Wraz z kolegą z uczelni, prof. Stanisławem Sulkowskim, niezależnie przeprowadzają badania histologiczne i ultrastrukturalne. Wyniki są ze sobą zbieżne. Oba wykluczają ludzką ingerencję, oba też nie pozostawiają cienia wątpliwości. „Przesłany do oceny materiał wskazuje na tkankę mięśnia sercowego człowieka w agonii, a przynajmniej ze wszystkich tkanek żywych najbardziej ją przypomina (...) Struktura włókien mięśnia sercowego i struktura chleba były ze sobą ściśle powiązane, w sposób wykluczający ich złączenie za sprawą ludzkiej ingerencji” – głosi fragment raportu prof. Marii Sobaniec-Łotowskiej.

Nigdy sam

Do sokólskiego kościoła wciąż przybywają pielgrzymi. Nad wrotami kolegiaty wita ich Matka Boża Ostrobramska. Po przekroczeniu progu, wchodzi się jakby w inną rzeczywistość. Ludzie klęczą, modlą się w skupieniu. Zwróceni w lewo, w stronę kaplicy Matki Bożej Różańcowej, gdzie za solidną mosiężną kratą znajduje się kustodia z substancją eucharystyczną. Ksiądz Stanisław Gniedziejko podkreśla, że dla ludzi stąd, wiara zawsze była ważna. – Po tym, co tu się wydarzyło mam wrażenie, że są bardziej rozmodleni, jeszcze bardziej świadomi tego, po co tu przychodzą. Nie ma chwili, by Pan Jezus był sam – przyznaje.

Najwięcej ludzi towarzyszyło procesyjnemu przejściu z cząstką Ciała Chrystusa z kaplicy na plebanii do kolegiaty, 2 października 2011 roku. – Na plac przed kościołem już od wczesnego rana przyjeżdżały grupy pielgrzymkowe i pielgrzymi indywidualni. Nie tylko z Polski, ale i z Litwy, Białorusi, Francji czy Włoch – wspomina proboszcz, dodając, że przenoszeniu Cząstki Ciała Pańskiego przez abp. Edwarda Ozorowskiego towarzyszyło ponad 35 tysięcy osób. Wielu z nich do dziś zapamiętało to wydarzenie także poprzez imponujący kobierzec ułożony z kolorowych kwiatów. – Godne przejście miał wtedy Chrystus do sokólskiej kolegiaty – wspomina ks. Stanisław.

Miał żyć

Mistyfikacja – mówią racjonaliści. Czysta biologia – w podobny ton uderzają niektórzy naukowcy. Ksiądz proboszcz na tego typu zarzuty odpowiada krótko.

– Mieszanie w to biologii to personalne rozgrywki między naukowcami. To przykre, że ignorują oni świat duchowy, nadprzyrodzony. My jako ludzie wierzący wierzymy w realną obecność Jezusa w Eucharystii. Jako kontrargument ks. Stanisław wspomina też o uzdrowieniach. – Zwykle są to świadectwa pisane własnoręcznie przez osoby, które doświadczyły jakichś łask po modlitwie tutaj — wyjaśnia. Ksiądz Stanisław wspomina jedno z pierwszych świadectw – ocalenie z wypadku Krzysztofa Staweckiego, który odnawiał ołtarz i przygotowywał relikwiarz dla cudownej Cząstki. – Wracając latem 2010 roku wraz z rodziną z Włoch, na autostradzie w Austrii miał ciężki wypadek. W ulewie jego auto wpadło w poślizg, wyrzuciło go na głaz, a siła uderzenia wyrwała silnik, który wyleciał 70 metrów od samochodu. Kiedy przyjechała na miejsce policja, była przekonana, że nikt nie ocalał. Okazało się, że wszyscy przeżyli, a po krótkiej hospitalizacji zostali wypuszczeni do domu – proboszcz wciąż niedowierza. Po chwili jednak kwituje krótko: – Miał żyć, by skończyć tu robotę i wszystko pięknie tu przygotować.

Tysiące świadectw

Świadectwo pana Krzysztofa to tylko jedno z tysięcy, które od dwunastu lat przysyłają ludzie wdzięczni za Bożą interwencję po modlitwie w sokólskiej kolegiacie. Pierwszym było uzdrowienie 68-letniej Polki od 30 lat mieszkającej w szwedzkim Goeteborgu, której po żarliwej modlitwie do Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie ustąpił ból i powodujące go zgrubienie na jelicie grubym. „Jestem przekonana, że to jest łaska cudownego uzdrowienia. Nie umiem wyrazić słów wdzięczności Jezusowi. Modlę się i płaczę z radości” – pisała po uzdrowieniu w swoim świadectwie przesłanym do proboszcza.

12 sierpnia 2011 roku na wysypisku śmieci w Karczach k. Sokółki doszło do dramatycznego wypadku. Jeden z pracowników – Jacek Dębko – został zagarnięty przez potężną ładowarkę i razem z odpadkami wrzucony do mechanicznego przesiewacza. Mężczyznę z ciężkimi obrażeniami głowy i twarzy, śmigłowcem przewieziono do szpitala w Białymstoku. Nie dawano mu szans na przeżycie. „Po tym jak śmigłowcem zabrano brata do szpitala w Białymstoku, a my tam przyjechaliśmy go odwiedzić, lekarz oznajmił nam, że jego stan jest bardzo ciężki, a uraz mózgu bardzo rozległy. Na pewno nastąpi obrzęk mózgu. A on nic nie poradzi, bo nie ma na to lekarstwa. Mówił, że mamy spodziewać się, że w ciągu minuty mogą ustać wszystkie funkcje życiowe” – czytamy w kolejnym świadectwie, które przesłał proboszczowi brat poszkodowanego. Poprosił ks. Stanisława o możliwość modlitwy przed cudowną hostią, która wtedy ukryta była jeszcze w kaplicy Bożego Miłosierdzia. Potem była poranna Msza, po której jego bratu spadła gorączka, a po tygodniu od wypadku wybudzony, odzyskał w pełni świadomość. Dziś jedynymi pamiątkami po tamtym tragicznym zdarzeniu są brak oka i bóle głowy.

Inne świadectwo jest historią Anety, absolwentki Zespołu Szkół Rolniczych w Sokółce. Dziewczyna miała źle rokujący nowotwór, a w intencji jej zdrowia modlono się na nieszporach eucharystycznych. W dniu, w którym miała być odprawiana za nią Msza święta, wróciła ze szpitala z diagnozą wchłonięcia się guza, co dla lekarzy było niewytłumaczalne. Dziś jest zdrową i szczęśliwą kobietą. Jeszcze inne świadectwo znajdujemy w zbiorze zatytułowanym „Świadectwa łask”, które do Sokółki przysłała mieszkanka Rzeszowa: „Mam 56 lat, jestem mężatką i mam dwóch dorosłych synów. Od dziesięciu lat opiekuję się obłożnie chorą mamą; sama też cierpię na różne schorzenia. Jestem bardzo umocniona cudem eucharystycznym, jaki wydarzył się w sokólskim kościele. Pragnę złożyć świadectwo uzdrowienia z długotrwałego, dokuczliwego bólu kolana. Miałam problemy z chodzeniem,  zginaniem, klęczeniem. Codziennie ból ten był bardzo silny. Miało to miejsce 2 października 2011 roku podczas uroczystości transmitowanej w telewizji. Z wiarą uczestniczyłam w tym nabożeństwie, prosząc Jezusa, aby dotknął mnie i uleczył to chore miejsce. Po chwili, klęcząc, poczułam ciepło w kolanie i w jednej chwili ból minął. Od tego czasu nie odczuwam żadnych boleści. Głęboko wierzę, że doznałam łaski uzdrowienia, za co z pokorą dziękuję Jezusowi Chrystusowi. Codziennie się modlę, odmawiając Koronkę do Jezusa Chrystusa Eucharystycznego”.

Zobaczyć i uwierzyć

Siostry Julii Dubowskiej, podobnie jak księży wikariuszy – pierwszych świadków cudu, w parafii już nie ma. – Zostałem tylko ja, reszta dostała dekrety i pracuje w innych miejscach. Trochę szkoda, bo, gdy byli, to wychodzili do wiernych i wszystko im opowiadali – tłumaczy proboszcz. Czym jest dla niego sokólski cud? – Sokólski cud eucharystyczny mocno łączę z dziełem Bożego Miłosierdzia. Wydarzył się on bowiem w niedzielę po beatyfikacji bł. ks. Michała Sopoćki, który związał się z naszą parafią poprzez podarowany przez niego obraz Bożego Miłosierdzia, bliźniaczo podobny do tego, który jest w Watykanie. Sprowadzenie tu przed laty sióstr eucharystek też nie może być przypadkowe. Wnioski jednak trzeba wyciągać samemu. Z pewnego dystansu widać jednak, że to Pan Bóg sam układa scenariusz, który potem my widzimy i realizujemy.

Trudno nie przyznać racji proboszczowi z Sokółki. Bo tak to już jest z Bożymi scenariuszami, że nie ma w nich przypadkowych wydarzeń i niepotrzebnych okoliczności. Bóg cierpliwie realizuje swoje plany w ludzkiej historii. A Człowiek? Cóż. Jeżeli nie zechce uwierzyć, to choćby i zobaczył – zamknie oczy na cud.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, Cogiel Renata Katarzyna, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2020nr06, Z cyklu:, Z bliska

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 25.04.2024