W gościnie u kodeńskiej Matki Jedności
Rok 2022 we wspólnocie Apostolstwa Chorych jest VII rokiem Nowenny przed stuleciem istnienia w świecie. Z tej okazji w ciągu całego roku pragniemy przybliżać Czytelnikom miejsca kultu Matki Bożej rozsiane po całej Polsce, które szczególnie związane są z osobami chorymi. Jako pierwsze prezentujemy Sanktuarium w Kodniu z wizerunkiem Matki Bożej Królowej Podlasia i Matki Jedności.
2022-02-03
Niesamowita historia obrazu Matki Bożej – Królowej Podlasia i Matki Jedności, jak też Jej Sanktuarium w Kodniu nad Bugiem, nadaje się na scenariusz niezłego filmowego thrillera, z pościgami, nagłymi zwrotami akcji, winą i odkupieniem, a przede wszystkim – wielką miłością w tle. Co roku 2 lipca przybywają tu licznie chorzy, w niezwykłej, jedynej w swoim rodzaju pielgrzymce.
Niezwykłą historię kodeńskiego wizerunku Matki Bożej opisała Zofia Kossak-Szczucka w powieści „Błogosławiona wina”. Autorka (urodzona w Kośminie koło Puław) w dzieciństwie bywała tutaj wielokrotnie. Zbierając materiały do książki, wiele czasu spędziła w pałacu Sapiehów w Krasiczynie koło Przemyśla, studiując dwutomowe dzieło „Monumenta Antiquitatum Marianorum”, w którym Jan Fryderyk Sapieha – zabiegając o koronację obrazu – polecił spisać przekazywane z pokolenia na pokolenie dzieje, tradycje, legendy Kodnia i Sanktuarium. Księga powstała w języku łacińskim. Przedstawiono ją papieżowi. Koronacja odbyła się w 1723 r. – po Jasnej Górze i Trokach koło Wilna, był to trzeci obraz koronowany koronami papieskimi w ówczesnych granicach Polski. Ciekawostką może być fakt, że kiedy pisarka zmarła, a jej ciało złożono w trumnie (w domu w Górkach Wielkich nieopodal Cieszyna), u wezgłowia znajdował się obraz kodeńskiej Pani. Ciekawe, że właśnie ten wizerunek Maryi...
Jak to się stało, że obraz Matki Bożej Gregoriańskiej (tak nazywano ikonę, zanim znalazła się w Kodniu) trafił do położonego nad malowniczo wijącym się meandrami Bugiem, niegdyś małego miasteczka – w dawnych czasach leżącego w centrum Rzeczypospolitej – dziś zaś ulokowanego zaledwie kilkaset metrów od granicy Polski i zarazem Unii Europejskiej? Czy Bożym pragnieniem było, by na tej pięknej ziemi, tonącej w kwiatach i zieleni, zamieszkałej przez wieki przez Polaków, Rusinów, Ukraińców, Żydów – stanowiącej tygiel kultur i religii – okrutnie doświadczanej przez los, powstało przecudnej urody sanktuarium poświęcone Maryi? Wydaje się, że tak. Zbyt wiele cudów, znaków, faktów się dokonało przez wieki, by twierdzić inaczej. A wizerunek Maryi, pomimo tego, że tyle razy był wywożony, aresztowany przez zaborców, ukrywany, przedziwnymi zrządzeniami Opatrzności zawsze tu powracał. Ale zacznijmy od początku.
Błogosławiona wina
Mamy rok 1629. Czwarty w kolejności właściciel Kodnia, książę Mikołaj Sapieha, zwany Pobożnym, rozpoczyna budowę murowanej świątyni w rynku miasta, w pobliżu drewnianego kościoła parafialnego pw. św. Anny. W trakcie budowy książę zapada na ciężką chorobę. Za namową żony udaje się w pielgrzymce do Rzymu, aby tam modlić się o łaskę zdrowia. Kiedy orszak Mikołaja dociera do Rzymu, zostaje zaproszony przez Ojca świętego Urbana VIII na Mszę świętą, sprawowaną w prywatnej kaplicy papieskiej w Watykanie. Tutaj po raz pierwszy widzi wizerunek Matki Bożej Gregoriańskiej lub Guadalupeńskiej. I zakochuje się w nim! Dokonuje się cud uzdrowienia – paraliż całkowicie ustępuje.
W Mikołaju rodzi się pragnienie, by obraz zabrać do Kodnia i umieścić w budującym się kościele rodowym. Prosi o to papieża, ale ten odmawia. I wtedy rodzi się w sercu Sapiehy myśl szalona, wręcz bluźniercza: skoro nie można po dobroci, trzeba go wykraść! Przekupuje papieskiego zakrystianina, dając mu 500 złotych dukatów. Ten w zamian wykrada wizerunek Matki Bożej z kaplicy Urbana VIII. Pod osłoną nocy natychmiast wyrusza do Polski. Wybucha skandal! Za zuchwałym pielgrzymem wyrusza pościg, ale Mikołaj, doświadczony żołnierz, sprytnie kluczy, zwodząc papieską gwardię.
15 września 1631 roku Sapieha dociera do Kodnia. Obraz trafia najpierw do kaplicy zamkowej pw. Ducha Świętego (do dzisiaj w prezbiterium można zobaczyć drewnianą zasłonę wizerunku). Niestety, gniew papieża jest wielki – Urban VIII za świętokradztwo karze magnata ekskomuniką, kara dotyka również rodzinę: jego żona ma zostać publicznie ogłoszona wdową, a dzieci sierotami.
Ruszają prace nad wykończeniem świątyni. Nad całością architektoniczną czuwa murator cechu lubelskiego, Jan Cangerle, który nadaje jej kształty charakterystyczne dla tzw. renesansu lubelskiego – bogate stiukowe sztukaterie, kopuła wraz z wzornictwem. Jako że Mikołaj Sapieha nie może wchodzić do świątyni ani uczestniczyć w nabożeństwach, które tutaj się odbywały, każe dobudować nad zakrystią dwa pomieszczenia, wybić malutkie okna w ścianie prezbiterium, aby móc, nie łamiąc papieskiego nakazu, spoglądać na ukochane kształty Matki Najświętszej.
Odwzajemniona miłość
Wieść o jego wielkiej wierze, miłości do Maryi, hojności w szerzeniu Jej czci roznosi się szeroko po Rzeczypospolitej. Ale ekskomunika bardzo boli. W 1636 r. Sapieha udaje się w drugą podróż do Rzymu, by błagać o zdjęcie klątwy papieskiej. Jak podają kroniki, zważywszy na zasługi Mikołaja dla Rzeczypospolitej i obrony wiary katolickiej, przy mocnym wsparciu Nuncjusza Apostolskiego w Polsce, biskupa Honorata Viscontiego, papież ku radości magnata znosi ekskomunikę. Więcej, nakazuje nawet wymazanie z dokumentów faktu rzucenia klątwy i ofiarowuje oficjalnie obraz Sapiesze. Wskazuje na to wypis z Tajnych Archiwów Watykańskich, którego kopia znajduje się w Kodniu.
Za odzyskane zdrowie Mikołaj Sapieha wraz z żoną Anną, składa w ofierze Matce Bożej Kodeńskiej: „koronę, berło, słońce, miesiąc, gwiazdy wszystko w złoto, srebro i kamienie misternie oprawione”. Wota te tworzą późniejszą srebrną suknię obrazu, ufundowaną około 1662 roku przez Konstancję Herbutównę. Wisiał na niej Order Złotego Runa, który otrzymał ojciec Mikołaja. Znalazły się na niej także srebrne tablice fundacji Władysława Sapiehy z 1690 roku, na których po raz pierwszy czytamy spisane dzieje obrazu i kradzieży w Rzymie.
Trudne czasy
Maryja Matka Jedności – można powiedzieć – zadomawia się na podlaskiej ziemi. Kolejne wieki przyniosą ze sobą dziejowe zawieruchy, prześladowania katolików, męczeństwo dzieci Kościoła.
Po powstaniu styczniowym Kodeń traci prawa miejskie, zostają zlikwidowane wszystkie parafie katolickie. Unicka cerkiew św. Michała zostaje rozebrana przez wyznawców prawosławia. Kościół infułacki św. Anny zostaje najpierw rozgrabiony, później zamieniony na prawosławny sobór św. Trójcy. Obraz Matki Bożej Kodeńskiej zostaje wywieziony na Jasną Górę. Przez 52 lata przebywa w kaplicy Serca Pana Jezusa w Bazylice Jasnogórskiej. Do dziś jest tam pamiątkowa tablica, a w Wieczerniku Jasnogórskim znajduje się ołtarz poświęcony Matce Bożej Kodeńskiej. Kroniki podają, że w czasie tego półwiecza wygnania, tak wielu pielgrzymów z Podlasia przybywało do swojej Matki, że trzeba było wprowadzić dla nich specjalny porządek modlitw. Ale historia odmieniła się.
W 1927 roku obraz Matki Bożej Kodeńskiej wyrusza w drogę na swoje miejsce, do Kodnia. Uroczystości mają bardzo podniosły charakter. Matka Boża Kodeńska wieziona jest na powozie zaprzężonym w sześć białych koni, zatrzymując się w mijanych parafiach. Od Terespola za obrazem kroczy pieszo biskup siedlecki. Uroczystości powrotu wizerunku obejmują patronatem najwyższe władze państwowe, a wydarzenia na rynku w Kodniu są transmitowane przez Polskie Radio.
W godzinach wieczornych 3 września 1927 roku Matka Boża Kodeńska wkracza do Kodnia. Wraca do siebie.
Każdego roku Sanktuarium kodeńskie odwiedzają setki tysięcy pielgrzymów z Polski i zagranicy. Świetna infrastruktura hotelowo-restauracyjna, bliskość miejsc świadczących o różnorodności kultur, religii, piękno tej ziemi są jak magnes. Stanowią jakby wejście w inny świat, daleki od zgiełku, hałasu. Kojący i leczący skołataną duszę.
Pielgrzymki chorych
Od wielu lat, 2 lipca – w dzień liturgicznego wspomnienia Matki Bożej Kodeńskiej, Matki Jedności – do Sanktuarium tłumniej niż zwykle przybywają chorzy. Nie tylko z diecezji siedleckiej – sława Przeczystej Panienki dawno przekroczyła jej granice. Tradycja wielotysięcznych pielgrzymek chorych liczy dziesięciolecia. Liczne wota umieszczone w bazylice wskazują, że wielu z nich powróciło o własnych siłach do swoich domów. Jezus, jak przed wiekami, tak i dzisiaj nie skąpi swojej szczodrobliwości tym, którzy z dziecięcą ufnością stają przed Nim, prosząc o pomoc Jego ukochaną Matkę.
Ktokolwiek był w Kodniu (a przyjeżdżają tu pielgrzymki z całej Polski), wraca doń. Co tak bardzo porusza wędrowców? Inność podlaskiej ziemi? Jej ciągle jeszcze krystaliczna czystość, bujność przyrody nieskażonej wielkim, toksycznym przemysłem, panujący tu spokój? Prosta wiara ludu, doświadczana prześladowaniami, represjami carskimi, utwierdzana męczeństwem unitów, którzy za wierność, jedność z Kościołem i papieżem płacili kontrybucje, zsyłani byli na Sybir, rujnowano im gospodarstwa sprowadzając głód i cierpienie, strzelając do bezbronnych cywilów broniących dostępu do swoich świątyń, jak to miało miejsce w Pratulinie, Drelowie? A może to, że tu nadal obok siebie żyją katolicy, unici, prawosławni i pokazują podzielonym Polakom, że można inaczej żyć?
Ludzie, choć wewnętrznie skonfliktowani, poranieni, zwaśnieni z sąsiadami, poróżnieni politycznie, zastraszeni groźbą wojny i terroryzmu, poddawani ciągłej ateizacji i demoralizacji, czują, że Maryja jest ucieczką. Doświadczają tego, o czym Matka Boża mówiła w Fatimie, że „Niepokalane Serce Maryi jest źródłem nadziei i ocalenia”. Kto tu przybywa i uczy się słuchać Maryi, zwycięża, przemienia się, zostaje uzdrowiony duchowo, a często i fizycznie.
Trudno pojąć paradoks „błogosławionej winy”, która – niczym antyczny mit założycielski – leży u podstaw kodeńskiego Sanktuarium. Ale czyż Boże Wcielenie nie jest również po ludzku niepojęte? Czyż nasz Bóg, który w Jezusie Chrystusie „opuścił śliczne nieba i wybrał ziemskie barłogi”, nie jest Bogiem paradoksów?
Matka Jedności
Z tą kwestią „mierzył się” kard. Karol Wojtyła, kiedy gościł w Kodniu w 1977 r., w 50. rocznicę powrotu obrazu Matki Bożej. Mówił wtedy: „Starajmy się jeszcze raz zrozumieć ten przedziwny czyn, który stał u początku dziejów Matki Bożej Kodeńskiej. Wedle zwyczajnych ludzkich sposobów rozumienia Mikołaj Sapieha, dziedzic Kodnia, zwany Pobożnym, dopuścił się bardzo niepobożnego czynu. Bez zezwolenia papieża Urbana VIII zabrał obraz z jego kaplicy. Można by powiedzieć: ukradł. Wydaje się jednak, że aby zrozumieć tę błogosławioną winę, trzeba uświadomić sobie, iż ten obraz, zanim został wzięty, był mu w jakiś sposób darowany. Nie przez papieża Urbana VIII. Myślę, że darowała mu go sama Bogarodzica. Mikołaj Sapieha czuł ten szczególny duchowy proces, któremu koniecznie potrzebna była Matka – obecność Matki, która jednoczy: Matki, która zna wszystkie swoje dzieci, bez względu na to czy mówią po polsku, czy mówią po rusku, czy mówią po litewsku. Zna je jako dzieci i jest im wspólną, jedną Matką. I oni przy Niej, przez Nią, stają się także jednym Kościołem, jedną owczarnią.
Popatrzcie, Drodzy Pielgrzymi, raz jeszcze na ten wizerunek. Chociaż początki jego sięgają zachodnich krańców Europy, jest w nim coś takiego, co mogło przemawiać do ludzi tej ziemi, co mogło łączyć i faktycznie łączyło wszystkie dzieci Boże: te mówiące po polsku, te mówiące po rusku i te mówiące po litewsku – w jednym Kościele, w jednej owczarni. Tę jedność w Kościele Chrystusowym, jedność Ludu Bożego w szczególny sposób Ona oznacza. Są takie wybrane wizerunki, które temu w szczególny sposób służą. Tę jedność Ona wyraża. Tę jedność Ona sprawia. Taka jest tajemnica tego kodeńskiego obrazu, który miał za sobą dziwną przeszłość”.
Zobacz wszystkie teksty numeru ►