Darować samego siebie

6 lipca br. odbyła się 55. Ogólnopolska Pielgrzymka Osób Chorych i Niepełnosprawnych na Jasną Górę. Publikujemy tekst rozważania ks. Andrzeja Muszali skierowanego do chorych i ich opiekunów, przygotowany specjalnie na tę okazję.

zdjęcie: canstockphoto.pl

2021-12-09

Jak co roku, dnia 6 lipca pielgrzymuje do sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej na Jasnej Górze wyjątkowa grupa wiernych – osoby chore, cierpiące. Najcenniejsza cząstka Kościoła i świata – ta niewidzialna, najbardziej upodobniona do Jezusa na krzyżu. Pielgrzymuje tu zawsze, a szczególnie w ten dzień – we wspomnienie Matki Bożej Uzdrowienia Chorych. Pragnę Was wszystkich serdecznie przywitać i pozdrowić. I zaprosić do rozważania na temat choroby, cierpienia.

Maryja wie, co to ból

W duchu skierujmy teraz wzrok na Najświętszą Maryję Pannę. Ona – Maryja z Nazaretu – zna, co to ból, cierpienie, choroba, umieranie… Kiedyś troszczyła się o swojego Syna, gdy był jeszcze chłopcem, żyjącym z Nią pod jednym dachem. Pewnie czasem się przeziębił, albo rozbił sobie kolano, przeciął palec. Może czasem bolał Go ząb. Później Maryja spotykała się z chorymi, idąc śladem już dorosłego Syna – lekarza, Samarytanina, który leczył chorych, przywracał wzrok niewidomym, słuch głuchym, podnosił sparaliżowanych, wskrzeszał z martwych. Stała także pod krzyżem Jezusa, gdy On oddawał ostatnie tchnienia. Patrzyła na Jego śmierć.

Dzisiaj Maryja spotyka się z chorymi każdego dnia – w szpitalach, domach opieki, hospicjach, prywatnych domach. Spotyka się z nimi w Lourdes, Fatimie, czy tu, w Częstochowie, gdzie ludzie przychodzą do Niej ze swoimi troskami i cierpieniami. Jakże wielu chorych przyszło dziś do Niej! Lecz w tym roku w sposób szczególny – nie tyle fizycznie, co duchowo, łącząc się z kaplicą na Jasnej Górze poprzez telewizję, radio, Internet. Jakże inna to pielgrzymka w tej dobie epidemii!... Zaskakująca…

Pewnie niewielu wie, że 6 lipca przypada także wspomnienie bł. Piotra od Krzyża. Żył on na przełomie XV i XVI wieku. Wyruszył z Niemiec jako pielgrzym do Rzymu, ale zatrzymano go w drodze z uwagi na epidemię, która wówczas wybuchła. Piotr zrozumiał, że ma zmienić swoje plany – nie iść dalej, lecz zająć się chorymi. I tak też uczynił – oddał swoje siły, aby opiekować się zarażonymi, pielęgnować, towarzyszyć umierającym. Wkrótce sam zachorował i zmarł w roku 1522. Jak jeden z anonimowych Samarytan, którzy do końca pozostali wierni swojemu powołaniu.

Dzisiaj także przeżywamy czas epidemii. Czas inwazji niewidzialnego gołym okiem koronawirusa, który zainfekował już 45 tysięcy osób w naszym kraju, z czego blisko 2 tysiące zmarło. Na całym świecie ilość ofiar epidemii spowodowanej przez COVID-19 wynosi już ponad pół miliona. Jak zawsze w takich czasach rodzi się pytanie: dlaczego? Dlaczego tak się stało? Dlaczego teraz, w XXI wieku, kiedy wydawało się nam, że posiedliśmy wiedzę, jak niwelować różne choroby, stanęliśmy w obliczu pandemii? Poszukujemy sensu tych zaskakujących wydarzeń. Czy jest to jakaś kara?

Kara? Przestroga? Znak?

Tak, taki mechanizm myślenia włącza się od razu – czy Bóg karze współczesnego człowieka za jego pychę, samozadowolenie? Jednak wzdrygamy się przed takim rozumowaniem – dlaczego dobry Bóg miałby karać niewinnych? Przecież umierają dzieci, osoby starsze, nieraz te, które w ciągu swojego życia uczyniły wiele dobra. Czy w ogóle możemy powiedzieć, że Bóg karze? Czyż nie jest On Ojcem? Czyż nie jest samą Miłością? Odrzućmy taki sposób myślenia o jakiejś karze, odrzućmy z naszego języka to fatalne w skutkach powiedzenie: „Pan Bóg Cię skarał, albo skarze”. Nie myślmy w odniesieniu do epidemii w kategoriach kary czy zemsty. Bóg jest życzliwy dla człowieka – On jest Bogiem współczującym.

Jak zatem zrozumieć tę sytuację? Może w kategoriach znaku? Przestrogi? Tak, takie rozumowanie jest już bliższe Ewangelii. Sam Jezus kiedyś powiedział: „Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, iż to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jeruzalem? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie” (Łk 13, 2-5).

Z pewnością choroba, epidemia jest dla nas jakimś znakiem – Bóg jej nie chciał, jak i nie chce ludzkiego cierpienia. Ale skoro już się pojawiła, chce ją wykorzystać w odpowiedni sposób. Może po to, abyśmy zatrzymali się, podjęli refleksję nad naszym życiem – „kim jesteśmy, skąd przychodzimy, dokąd idziemy?”. Ów niewidzialny wirus, który przybył do nas z dalekiego kraju, przemawia do nas „w porę i nie w porę” (por. 2 Tm 4, 2), nie pozwalając nam pogrążyć się w duchowym marazmie, w wygodzie, w złudnej stabilizacji. Musimy podjąć refleksję: „albo jest coś więcej, niż tylko ten świat, albo nie”. Tak. Istnieje coś więcej, niż ten świat, gdzie liczy się sukces, zdrowie, dobra materialne. Istnieje „Inny Świat” – świat duchowy, boski, nadprzyrodzony, który jest tak bardzo subtelny, że nikomu się nie narzuca. Wcześniej mogliśmy uchylać się od odpowiedzi, mogliśmy oszukiwać siebie lub wyszukiwać sobie rozmaite zajęcia zastępcze, by uniknąć konfrontacji z wewnętrznym głosem; teraz nie możemy już więcej uciec od refleksji nad własną przemijalnością i kruchością; nad prawdą, że „nie mamy tutaj trwałego miasta, ale szukamy tego, które ma przyjść” (Hbr 13, 14).

Choroba, choć sama w sobie nie jest czymś dobrym, może być jednak okazją do otwarcia się na dobra nadprzyrodzone, przypominając, iż codziennie zbliżamy się do dnia, kiedy będziemy musieli zdać sprawę z naszego życia wobec Tego, od którego je otrzymaliśmy. Może unikajmy w naszych życzeniach tylko zdrowia i długich lat życia, lecz na pierwszym miejscu składajmy życzenia pięknego człowieczeństwa, ducha służby, pełni płynącej ze zjednoczenia z Bogiem, otwartości na działanie Ducha Świętego.

Dobrze wykorzystać czas

Droga Siostro, Drogi Bracie, pielgrzymujący dziś na Jasną Górę w sposób duchowy, wirtualny, ale nie mniej rzeczywisty niż kiedyś, gdy byłeś tu ostatnio. Czas koronawirusa – czas trudny, czas, którego nikt z nas się nie spodziewał ani nie chciał – może być wykorzystany przez nas w bardzo pożyteczny sposób. W Ewangelii nie ma nigdy porażek. Nawet największa przegrana może obrócić się w zwycięstwo, jak to było w przypadku Jezusa skazanego na śmierć krzyżową. Jego cierpienie, umieranie, śmierć stały się bramą do Życia. I to życia pełnego. Podobnie może być i dziś. Epidemia może nam posłużyć jako okazja do głębszej refleksji nad stylem naszego życia. I dotyczy to zarówno chorych jak i zdrowych. Może stać się prawdziwą Ewangelią – to znaczy Dobrą Nowiną – bo Bóg ma dla nas zawsze tylko Dobrą Nowinę – nigdy złą.

Bardzo trafnie pisał o tym papież Jan Paweł II w swoim Liście Salvifici Doloris o chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia z roku 1984. W obecnym roku – 100. rocznicy jego urodzenia – przypomnijmy jego słowa. Pisał on o trudnej, lecz jakże istotnej „Ewangelii cierpienia” – i to w podwójnym znaczeniu. Po pierwsze, w odniesieniu do osób zdrowych, szczególnie pracowników służby zdrowia, członków rodziny i przyjaciół osób chorych: „Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie należy do ewangelii cierpienia, wskazuje bowiem, jaki winien być stosunek każdego z nas do cierpiących bliźnich. Nie wolno nam ich «mijać», przechodzić mimo z obojętnością, ale winniśmy przy nich «zatrzymywać się». (…) Człowiek nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego” (SD VII, 28).

Tak. Nasze życie nie może być skoncentrowane wyłącznie wokół naszych prywatnych spraw. Mamy otworzyć się na potrzeby chorych. Oby ten niewidzialny wirus stał się ewangelicznym zaczynem, który – niczym drożdże – zadziała na całe ciasto, powodując jego wzrost. Wzrost duchowy. Wzrost miłości, ofiarności. „Nikt z nas nie żyje dla siebie” – pisał św. Paweł (Rz 14, 7). Nie żyjemy dla siebie – jeślibyśmy tak postępowali, wówczas zamknęlibyśmy się w sobie w logice pierwszego grzechu człowieka: brać, zrywać owoce tylko dla siebie, konsumować, korzystać ile się da. Chrześcijanin nie może tak żyć. Ma spalić się w duchu służby, zapomnienia o sobie, troski o innych, o chorych, potrzebujących. Jak bł. Piotr od Krzyża. Jak Jezus Chrystus, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie. Niech każdy człowiek w pełni sił podejmie jakiś wolontariat wobec chorych! Niekoniecznie wolontariat instytucjonalny. Może ma w swoim sąsiedztwie kogoś, do kogo trzeba iść dwa razy w tygodniu, po prostu usiąść, poczytać mu książkę, porozmawiać. Nie żyjemy dla siebie. Tylko dobro warto czynić na tym świecie – tylko dobro jest nieśmiertelne. Tylko ono po nas pozostanie na świecie. Pozostanie także w naszych sercach, kiedy sami przekroczymy granicę życia i śmierci.

Po drugie, jak pisze Jan Paweł II w Liście Salvifici Doloris, ewangelia cierpienia skierowana jest także do chorych, cierpiących, umierających: „Cierpienie Chrystusa stworzyło dobro Odkupienia świata. To dobro samo w sobie jest niewyczerpalne i nieskończone. (…) Chrystus dokonał Odkupienia bez reszty i do końca, równocześnie zaś go nie zamknął: w tym odkupieńczym cierpieniu, poprzez które dokonało się Odkupienie świata, Chrystus otwarł się od początku, i stale się otwiera na każde ludzkie cierpienie. Owszem, to zdaje się należeć do samej istoty odkupieńczego cierpienia Chrystusa, że pragnie ono stale być dopełniane” (SD V, 24).

W takim spojrzeniu choroba i cierpienie mają głęboki sens. Mogą stać się drogą – może najkrótszą – do upodobnienia się do Jezusa. Człowiek chory bierze udział w najważniejszej misji Syna Bożego – zbawieniu świata. Może zintegrować swoje cierpienie z dziełem Chrystusa, o czym pisze św. Paweł w Liście do Kolosan, gdy zwierza się, iż w swoim ciele „dopełnia braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1, 24). Chrystus dokonał dzieła zbawienia, przechodząc poprzez krzyż i umieranie do chwały zmartwychwstania. Każdy Jego uczeń podąża tą samą drogą, będąc – poprzez chrzest – włączony w Jego śmierć i życie wieczne. Choroba i cierpienie mogą stać się jedną wielką modlitwą w zjednoczeniu z modlitwą samego Jezusa: „Ojcze, Ja Ciebie otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania. Za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie” (J 17, 4.19).

Nie zapominajmy wszakże, że zbawienie świata dokonało się nie tyle przez cierpienie, co przez miłość. Krzyż nie jest znakiem ekspiacji, lecz proklamacją, iż miłość oznacza oddanie wszystkiego, włącznie ze swoim życiem. „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13). Dlatego chrześcijanin naśladuje swojego Mistrza nie przez przyjmowanie jak największej ilości krzyży i bólów, lecz przez postawę daru z siebie. Ponieważ jednak mało co, jak właśnie doświadczanie chorób i cierpień tak dogłębnie i radykalnie domaga się od nas zapomnienia o sobie i rezygnacji z egoistycznych zapędów, zatem można powiedzieć, że – przyjęte świadomie – mogą one stać się synonimami miłości, tak jak to dokonało się w przypadku Chrystusa.

Siostry i Bracia, spotykamy się razem na modlitwie przy Matce Boga i naszej Matce. Ona mówi do nas: „Uczyńcie wszystko, co mój Syn Wam powie” (J 2, 4). On zaś mówi w ciszy serca. Potrzeba zamilknąć, poszukać dziś kilku, kilkunastu minut ciszy, aby wejść w ten inny świat, gdzie mieszka Bóg. A jest On niedaleko każdego z nas – w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. Bóg przemawia w ciszy. Przemawia na swój sposób – poprzez ludzi, spotkania, wydarzenia. Także poprzez tę niespodziewaną dla nas epidemię. Ukazuje nam prawdziwe swoje oblicze – że jest Bogiem, który troszczy się o nas. Który – odważmy się to wypowiedzieć – cierpi z nami, bo nic, co ludzkie, nie jest Mu obce.

Zakończymy to rozważanie słowami Jana Pawła II, które wypowiedział podczas Jubileuszu Chorych i Pracowników Służby Zdrowia, 11 lutego 2000 roku: „Bracia i Siostry, niektórzy z was są od lat przykuci do łoża boleści; proszę Boga, aby dzisiejsze spotkanie przyniosło im wielką ulgę fizyczną i duchową! Pragnę, aby ta wzruszająca uroczystość stała się dla wszystkich, zdrowych i chorych, sposobnością do refleksji nad zbawczą wartością cierpienia. Drodzy chorzy, powołani do dźwigania najcięższego krzyża, niech Chrystus będzie dla was Bramą. Niech Chrystus będzie Bramą także dla was, drodzy opiekunowie, którzy troszczycie się o chorych. Jak Dobry Samarytanin, każdy wierzący winien darzyć miłością tych, którzy cierpią”.


Zobacz całą zawartość numeru ► 

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2020nr09, Z cyklu:, Panorama wiary

nd pn wt śr cz pt sb

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 08.12.2024