Do sklepu po chleb, do kościoła po Komunię świętą, czyli jak umacniać więź z Jezusem

Czerpmy garściami łaski płynące z sakramentów, póki możemy. Bowiem znów może przyjść taki czas, że nie będzie to możliwe.

zdjęcie: cathopic.com

2021-10-05

Kiedy w marcu 2020 roku Rada Stała Konferencji Episkopatu Polski rekomendowała biskupom diecezjalnym wprowadzenie dyspensy od obowiązku udziału wiernych w niedzielnej Mszy świętej, a potem biskupi faktycznie wprowadzili te dyspensy, wydarzyło się coś, co miało niezwykle silny wpływ na życie Kościoła.

Dlaczego wprowadzono dyspensę?

Dlaczego pojawiły się takie decyzje pasterzy Kościoła? Były one związane z wystąpieniem pierwszej fali pandemii na terenie Polski. Rząd wprowadził wtedy różnego typu ograniczenia, mające chronić społeczeństwo przed przenoszeniem wirusa. Obostrzenia te dotknęły także wiernych gromadzących się na nabożeństwach. Działo się to w czasie, kiedy nie było jeszcze łatwo dostępnych testów diagnostycznych, nie było płynów dezynfekujących, maseczek, nie mówiąc o szczepionkach. Co prawda, od początku epidemii funkcjonowały tzw. szpitale jednoimienne, które przyjmowały poważnie chorych pacjentów covidowych, jednak istniała niepewność, czy ilość miejsc w szpitalach wystarczy i czy nie zabraknie specjalistycznego sprzętu, przede wszystkim respiratorów. Jedynymi sposobami zapobiegania zakażeniom były wówczas: zachowanie dystansu społecznego, izolacja, tych którzy zachorowali oraz kwarantanna dla tych, którzy mieli kontakt z zakażonymi. Zasadniczo chodziło o to, by chronić najbardziej podatnych na negatywne skutki zakażenia, a mianowicie osoby starsze. Dziś, po ponad roku mówi się, że tamte działania rzeczywiście zapobiegły załamaniu się systemu opieki zdrowotnej w Polsce. Nie pojawiły się u nas dylematy, komu przydzielić pierwszeństwo w podłączeniu do respiratora. A takie sytuacje wystąpiły w innych krajach, na przykład we Włoszech czy w Hiszpanii.

Pierwsza rekomendacja Episkopatu wyznaczała termin trwania dyspensy do końca marca 2020 roku. Nie spodziewano się wówczas, że pandemia tak mocno rozprzestrzeni się, że pojawią się jej kolejne fale. Przez cały czas jej trwania istniały ograniczenia dotyczące ilości wiernych: do 50 osób, do 5 osób, potem pojawiły się limity, związane z wielkością powierzchni świątyni. I tak pozostało do dnia dzisiejszego, (czyli przynajmniej do 17 maja 2021 roku). Ponieważ limity nie zostały zniesione, dlatego też nie odwołano do dnia dzisiejszego dyspensy od obowiązku niedzielnej Mszy świętej.

Jak rozwijało się życie duchowe w pierwszej fazie obostrzeń związanych z pandemią?

Kiedy w Wielkim Tygodniu i w Wielkanoc ubiegłego roku nie można było praktycznie w ogóle uczestniczyć w liturgii, w sercach wielu ludzi pojawiły się wielki ból i smutek oraz tęsknota, przede wszystkim za Eucharystią. Od samego początku szukano innych dróg duchowej więzi z Kościołem. Pierwszym sposobem utrzymywania wspólnoty były transmisje. Dziś, kiedy żyjemy w dobie Internetu, sprawa transmisji przez media stała się stosunkowo prosta. Gdy pojawiła się pandemia, wielu duszpasterzy od początku uruchomiło internetowe relacje  Mszy i nabożeństw parafialnych. Wielu wiernych wolało transmisje ze swoich parafii niż te oficjalne, realizowane przez telewizję czy radio. Chcieli mieć kontakt ze swoimi duszpasterzami.

Z racji tego, że nie można było powszechnie przystępować do Komunii, przypomniano o istniejącej w tradycji Kościoła Komunii duchowej, czyli o możliwości wzbudzenia głębokiego i intensywnego pragnienia przyjęcia Jezusa do swojego serca. Istotą tej praktyki jest wiara, która tworzy naszą podstawową więź z Jezusem. Podobnie przypomniano, że istotnym elementem pojednania się człowieka z Bogiem jest wzbudzenie żalu doskonałego, który w obliczu niemożności przystąpienia do spowiedzi świętej, prawdziwie jedna człowieka z Bogiem, pod warunkiem, że zawiera pragnienie wyspowiadania się przed księdzem przy pierwszej możliwości.

Tak chorzy, ale również wiele innych osób zaczęło realizować swoją więź z Bogiem. Cała wspólnota Kościoła doświadczyła tego, co od lat przeżywa wielu chorych, czyli niemożności bycia na Mszy świętej, posiłkowania się transmisjami, modlitwy jedynie w domu. W czasie pandemii kluczową praktyką stała się rzeczywiście modlitwa domowa, realizowana czy to indywidualnie czy to z domownikami, często z pomocą różnego typu transmisji. Dla wielu osób porą jednoczenia się na modlitwie stała się godz. 20.30, o której to porze w wielu domach odmawiano różaniec, przede wszystkim z intencją o zatrzymanie pandemii. Wielu wiernych mówiło, że nigdy tyle czasu nie spędzili na modlitwie jak w trakcie pandemii. Od samego początku obostrzeń, dla licznego grona wiernych brak Komunii świętej był bardzo bolesny, a jedynie duchowe przyjmowanie Jezusa do serca nie było dla nich tym samym, co Komunia sakramentalna. Ktoś porównał czas bez Komunii do delikatnego nakłucia balonu i bardzo powolnego schodzenia z niego powietrza. Wierni mówili, że brak Komunii powoduje stopniowe uchodzenie z nich duchowych energii.

Czy wierzącemu powinna wystarczyć duchowa więź z Jezusem. Odpowiedzi można szukać w Ewangelii według św. Jana. Z jednej bowiem strony czwarta Ewangelia jest w tradycji chrześcijańskiej nazywana „Ewangelią duchową”, a mottem takiego rozumienia Ewangelii mogą być słowa Jezusa: „Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem: potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie»” (J 4, 23n). Co ciekawe, ten właśnie fragment Ewangelii był czytany w trzecią niedzielę Wielkiego Postu ubiegłego roku, kiedy w Polsce pojawiły się pierwsze, dotyczące udziału we Mszach świętych, ograniczenia związane z pandemią. To duchowe rozumienie chrześcijaństwa w ogólności, w tym także Eucharystii, doszło do głosu w czasie pandemii i ono właśnie leży u podstaw tego, co jest nazywane w tradycji chrześcijańskiej Komunią duchową.

Z drugiej jednak strony Ewangelia św. Jana jest miejscem pogłębionego rozumienia sakramentów. To w niej wybrzmiewają słowa o Eucharystii: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata” (J 6, 51). Z realizmem tych słów nie potrafili pogodzić się słuchacze: „Sprzeczali się więc między sobą Żydzi mówiąc: «Jak On może nam dać [swoje] ciało do spożycia?»” (J 6, 52). A Jezus wcale nie łagodził swoich słów i nie wskazywał na bardziej duchowe ich rozumienie: „Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym (J 6, 53n)”. Podtrzymanie realnego, a nie jedynie duchowego znaczenia słów Jezusa, spowodowało zgorszenie słuchaczy i odejście wielu: „A spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, wielu mówiło: «Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?»  (…) Odtąd wielu uczniów Jego się wycofało i już z Nim nie chodziło” (J 6, 60.66).

Postawę katolików w pandemii można zatem streścić następująco: otóż, wierząc w to, że Eucharystia jest pokarmem prowadzącym do życia wiecznego, chcieliby przyjmować Komunię, nawet narażając się na możliwość zarażenia się. Jednak zawiesili czasowo przyjmowanie Komunii z myślą o dobru wspólnym, czyli o całej społeczności, w której żyją, by nie zwiększać prawdopodobieństwa zakażania. Starali się oddawać Bogu „cześć w Duchu i prawdzie”, łącząc się z Jezusem poprzez Komunię duchową. Żyli jednak w wielkiej tęsknocie i duchowym napięciu, którego Ewangelia św. Jana wcale nie niweluje, a wręcz przeciwnie – potęguje.

Potem najostrzejsze ograniczenia zniesiono i możliwy był udział we Mszach świętych, przy zachowaniu odpowiednich zaleceń sanitarnych: limitów w świątyniach (by utrzymać wymagane dystanse), maseczek, płynów dezynfekujących. To wszystko dało przynajmniej części chorym i osobom osłabionym wiekiem możliwość przystępowania do sakramentów. Zauważalne było to, że do świątyń wróciła duża część właśnie ludzi starszych, a nie osób w sile wieku, czy też młodzieży. A przecież z punktu widzenia medycznego powinno być odwrotnie: mniejsze ryzyko zachorowania istnieje u ludzi młodszych, a jednak w dużej mierze nie oni pojawili się w świątyniach. Wrócili starsi. Czy byli gotowi na większe ryzyko? Przede wszystkim bardzo potrzebowali Eucharystii. Równocześnie większa ilość starszych osób była bardziej wierna praktyce noszenia maseczki i innym obostrzeniom niż ludzie młodzi. Wiele osób starszych mówiło tak: idę tylko w dwa miejsca: do sklepu, żeby kupić chleb i do kościoła, by przyjąć Komunię świętą. A jak wyglądała sprawa Komunii świętej dla chorych przebywających w domach? Sytuacja była zróżnicowana. Część duszpasterzy na dłuższy czas zawiesiła odwiedziny w domach, część zaproponowała, że chorzy mogą w dowolnym czasie kontaktować się z parafią i wtedy duszpasterz przyjdzie, jeszcze inna część duszpasterzy rozłożyła regularne obchody chorych, które zwykle odbywały się w okolicach pierwszego piątku miesiąca, na obchody trwające cały miesiąc, po to, by nie kumulować zbyt dużej ilości wizyt domowych jednego dnia. Potem pojawiły się szczepionki, realizowane według określonej kolejności społecznej. Jednym z kryteriów kolejności szczepienia stał się wiek: zaczęto szczepić od najstarszych. Równocześnie przypominano, że żadna szczepionka nie chroni w stu procentach ani danej osoby ani jej otoczenia i dlatego dalej zachowano różne formy ograniczeń i obostrzeń. Tym bardziej, że nie wszyscy się szczepią. Rząd słusznie zachował w tej kwestii dobrowolność.

Jak odbudowywać i umacniać więź z Jezusem na obecnym etapie życia społecznego?

Oczywiście do końca nie wiadomo, czy uda się raz na zawsze przezwyciężyć pandemię. Nie wiadomo, czy nie pojawią się kolejne fale i związane z nią nowe zagrożenia i nowe obostrzenia. Ale należy postawić podstawowe pytanie: jak obecnie kształtować więź z Jezusem? I chyba można sprowadzić aktualny program życia duchowego do trzech słów: sakramenty – modlitwa – apostolstwo.

Pierwsza sprawa to sakramenty. Warto uczynić wszystko, by korzystać z nich najobficiej. Przede wszystkim chodzi tu o spowiedź i Komunię świętą. Czas pandemii pokazał, że to, co do tej pory wydawało się rzeczą oczywistą, czyli możliwość przystępowania do spowiedzi i Komunii świętej właściwie bez ograniczeń, wcale nie jest takie jednoznaczne. Czerpmy garściami łaski płynące z sakramentów, póki możemy. Bowiem znów może przyjść taki czas, że nie będzie to możliwe. Bo albo może przyjść kolejna fala, albo całkiem nowa epidemia, albo może nastąpić jakiś zupełnie inny kataklizm, albo też nastanie (z powodu braku nowych powołań) poważny brak księży i nie będzie nam miał kto udzielić sakramentów. Jeszcze raz trzeba podkreślić, że przystąpienie do Komunii nie musi być sprawą oczywistą, a to, że dziś można to uczynić, jest łaską dobrego Boga. Do Komunii świętej możemy przystąpić podczas Mszy świętej, na którą się wybierzemy, jeśli kondycja zdrowotna na to pozwoli. Ten model, że idziemy przede wszystkim do sklepu po chleb i do Kościoła po Komunię świętą – przy równoczesnym ograniczaniu niepotrzebnych spotkań (szczególnie, gdyby jeszcze pozostawało jakieś zagrożenie epidemiczne) jest jak najbardziej rozsądny. Możemy też przystąpić do Komunii świętej, zapraszając duszpasterza do domu, jeśli brak nam sił na odwiedzenie kościoła. Bo tak jak kogoś musimy poprosić, by kupił nam chleb, by nie umrzeć z głodu, tak też możemy prosić duszpasterzy o Chleb Eucharystyczny. Warto takie zaproszenie do duszpasterzy formułować, zarówno w ramach tych propozycji, które z parafii do chorych docierają, jak i wtedy, gdy tych propozycji nie ma. Cierpliwa prośba w stronę duszpasterza na pewno zaowocuje ostatecznie przybyciem kapłana. Gdy tu mówimy o sakramentach świętych, nie wolno zapomnieć o spowiedzi świętej. Każdy z nas popełnia grzechy: i ludzie młodsi i starsi, i zdrowi i chorzy, i prowadzący czynne życie zawodowe i na stałe przebywający w domu. Pojawia się dziś niepokojąca tendencja do nieuznawania grzechu we własnym życiu. Czasem ludzie na stale przebywający w domu mówią, gdy przybywa ksiądz z Komunią świętą, że oni są sami, że i tak nie zgrzeszyli, że pragną jedynie wypowiedzieć akt żalu. Prawdą jest, że niekoniecznie każdy popełnia grzech ciężki, ale także grzechy lekkie osłabiają naszą więź i z Bogiem i z bliźnimi: nasze zaniedbania w modlitwie, nasza słaba wiara, nasz brak życzliwości czy cierpliwości względem bliźnich mogą i powinny być przedmiotem spowiedzi świętej.

Drugim sposobem budowania więzi z Jezusem jest wytrwała modlitwa: różaniec, koronka, litanie, czasem brewiarz, odmawiany na przykład z Radiem Maryja i wiele naszych indywidualnych modlitw. Każdy z nas ma swoją porę i rytm modlitwy. Bardzo wiele intencji czeka na naszą modlitwę. Są to intencje dotyczące całego społeczeństwa: o zatrzymanie pandemii i o to, by ludzie wykorzystali ten czas na własne nawrócenie, o zdrowie dla chorych, za lekarzy i za całą służbę zdrowia. Są też intencje dotyczące życia Kościoła: za papieża i biskupów o roztropne kierowanie Kościołem powszechnym i Kościołami lokalnymi, za duszpasterzy o siły i gorliwość pasterską, o nowe powołania kapłańskie (to bardzo ważna intencja, kiedy w naszych seminariach przebywa coraz mniej alumnów), o nawrócenie dla tych, którzy odeszli od Pana Boga. Są wreszcie intencje dotyczące życia rodzin: o wiarę w naszych domach, o zdrowie, za młodzież, by trwała przy Bogu, przy Kościele i nie uległa demoralizacji.

Trzecim sposobem budowania więzi z Jezusem jest apostolstwo, czyli dzielenie się wiarą z innymi. Bo wiara dzielona z bliźnimi umacnia się równocześnie w naszych sercach. To bardzo ważne zadanie w kontekście tego, że dziś wiele osób przestało chodzić do kościoła. Jedni świadomie odwrócili się od wspólnoty, dokonując tzw. aktu apostazji, czyli odejścia od wiary, połączonego z formalnym wystąpieniem z Kościoła. Tak uczynili niektórzy wskutek jesiennych protestów po słusznej skądinąd decyzji Trybunału Konstytucyjnego w sprawie większej ochrony prawnej nienarodzonych dzieci chorych i niepełnosprawnych. Inni nie odeszli formalnie od wiary, ale czas pandemii osłabił ich więź ze wspólnotą wierzących. Działo się tak wskutek dłuższego nieuczestniczenia we Mszy świętej niedzielnej. Oczywiście, szczególnie na początku pandemii ten udział faktycznie był niemożliwy. Potem, przynajmniej w niektóre niedziele, można było uczestniczyć w Eucharystii, na przykład poszukując kościołów o większych powierzchniach. Potrzebna była w tym względzie pewna pomysłowość i elastyczność. Wiele osób zrezygnowało jednak z udziału w niedzielnej Eucharystii. Jedni twierdzili, że nie mogą chodzić do kościoła, gdyż nie chcą znaleźć się w skupisku osób, w którym mogą się zakazić. Inni trochę przyzwyczaili się do pozostania w domu, widząc, że to wygodne rozwiązanie. Oczywiście, dopóki będą obowiązywać dyspensy, dopóty nie ma formalnego obowiązku udziału w niedzielnej Eucharystii i brak udziału w niej nie jest grzechem. Jednak rodzi się pytanie, czy nieraz nie jest tak, że osoba, która przekonuje, że nie idzie do kościoła na Mszę świętą z racji epidemicznych, równocześnie uczestniczy w wielu innych, niekoniecznych spotkaniach, na przykład w życiu towarzyskim? Są młodzi, którzy uprawiają sport i to w dyscyplinach zespołowych, a na Mszę ze względów epidemicznych nie chodzą, uczestnicząc w transmisjach przez Internet. Taka postawa jawi się jako niewłaściwa i zaniedbanie Mszy świętej niedzielnej może tu mieć jednak charakter grzechu.

O tym właśnie warto rozmawiać w ramach apostolstwa rodzinnego, apostolstwa wśród znajomych. Można na przykład zachęcać do uczestnictwa we Mszach świętych w kościołach o dużych powierzchniach. Nieraz takie świątynie są niedaleko nas. Dyrektor jednego z domu pomocy społecznej przez cały czas trwania pandemii dojeżdżał z rodziną na Mszę świętą do świątyni oddalonej o 15 kilometrów od miejsca zamieszkania i to na godz. 7.00 rano, kiedy to uczestników liturgii jest niewiele. Czynił to dlatego, bo jego kościół parafialny jest niezwykle mały, a zależało mu na realnym uczestnictwie w Eucharystii, a równocześnie czynił wszystko, by nie stać się zagrożeniem dla pensjonariuszy placówki, w której pracuje. Oczywiście, że nikogo na siłę nie zaciągniemy do kościoła, a sama wiara jest przede wszystkim łaską. Więc o łaskę wiary dla naszych najbliższych warto i trzeba się modlić. Ale też warto z nimi rozmawiać na tematy wiary. Filozofia „idę do sklepu po chleb, a do kościoła po Komunię świętą” jest bardzo dobra. Ona jest dobra na czas pandemii, gdyż przypomina, co jest najważniejsze w naszym życiu i bez czego nie da się żyć. Jest też dobra na każdy inny czas, bo pokazuje, że wśród wartości najbardziej podstawowych, potrzebnych do naszego codziennego życia, jest także Eucharystia, będąca pokarmem na życie wieczne.

Oczywiście, jeśli tu mówimy o sklepie i kościele, to wskazujemy na podstawowe dobra, dotyczące zarówno życia doczesnego, jak i wiecznego. Nie oznacza to zachęty do całkowitego zamykania się w sobie i w domu. Ponieważ odwołano wiele obostrzeń epidemicznych, na pewno warto korzystać ze spacerów, warto przebywać na świeżym powietrzu, w parku, w lesie, w ogrodzie oraz – z zachowaniem ostrożności – roztropnie uczestniczyć w życiu towarzyskim.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, Ks. Bartoszek Antoni, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2021nr07, Z cyklu:, Panorama wiary

nd pn wt śr cz pt sb

25

26

27

28

29

1

2

3

4

5

6

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

Dzisiaj: 28.03.2024