„Nie wódź nas na pokuszenie” czy „Nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie”?

Wypowiadając słowa „nie wódź nas na pokuszenie”, rozumiane jako „nie poddawaj nas próbie”, uświadamiamy sobie, że choroba i cierpienie mają charakter próby wiary.

2021-06-17

Rozważanie do fragmentu Ewangelii Mt 6, 7-15
XI tydzień zwykły

Jakiś czas temu w Kościele pojawiła się dyskusja nad zmianą słów w Modlitwie Pańskiej. Wyrażenie „nie wódź nas na pokuszenie”, będące szóstą spośród siedmiu próśb zawartych w „Ojcze nasz”, wydaje się niezrozumiałe, a nawet – w opinii niektórych – może nieść zamieszanie. Sugeruje, że Bóg nas może kusić do złego. Poza tym zwolennicy zmiany powołują się na dzisiaj odczytywany w kościołach fragment z Ewangelii Mateusza, gdzie padają słowa „nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie”. W tym kontekście proponuje się następujące tłumaczenie: „nie opuszczaj nas w pokusie”. Czy takie zmiany to dobry pomysł? 

Gdy pojawiają się wątpliwości w rozumieniu jakiegoś fragmentu Pisma świętego, to należy sięgnąć do jego języka oryginalnego, czyli do greki. Rozważane tu wyrażenie w przywołanym dziś fragmencie Ewangelii brzmi oryginalnie: „kai mē eisenénkēs hēmas eis peirasmon”. Kluczowe jest tu słowo „peirasmon”, które można przetłumaczyć jako „pokusa”, ale także jako „próba” oraz jako „doświadczenie”. Niniejsze zdanie można by zatem przetłumaczyć dosłownie: „nie wystawiaj nas na próbę” lub „nie poddawaj nas próbie”, czyli nie zsyłaj na nas doświadczeń ponad nasze siły, czyli takich, których nie moglibyśmy znieść, z których nie wyszlibyśmy zwycięsko. Tak proponuje ks. Waldemar  Chrostowski, znany polski biblista. Natomiast interlinearny Grecko-Polski Nowy Testament tłumaczy „nie wprowadź nas w doświadczenie”. Łącząc te wszystkie możliwości tłumaczenia i bazując na obserwacji życia, można powiedzieć, że ciężkie doświadczenie w życiu (np. choroba) staje się próbą, która może przerodzić się w pokusę zwątpienia, w pokusę odejścia od Boga. Jak widać: „próba” i „pokusa” są blisko siebie.
 
W proponowanej zmianie „nie opuszczaj nas w pokusie”, ale też w aktualnym tłumaczeniu omawianego zdania zawartym w dzisiejszej Ewangelii „nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie” zawarty jest jeszcze głębszy problem. Zdania te brzmią tak, aby nie sprawić wrażenia, że pokusa-próba może pochodzić od Boga. No, bo rodzi się pytanie, kto poddaje człowieka próbie? Patrząc na całość Pisma świętego, widać wyraźnie i pokazuje to ks. Chrostowski, że Bóg może doświadczać człowieka próbami. Tak było w życiu Abrahama, kiedy to Bóg zażądał ofiary z Izaaka. Była to wielka próba wiary. Z kolei w Księdze Hioba jej początkowe dwa rozdziały zapowiadają, że wszystko, co wydarzy się później – wszystkie cierpienia, jakie dotkną Hioba – będą próbą jego bezinteresownej pobożności. O ile u Abrahama próba pochodzi wprost od Boga, o tyle u Hioba, pochodzi ona od szatana, ale za przyzwoleniem Boga. Zatem nie jest łatwa odpowiedź na pytanie: skąd pochodzą próby? Mówimy, że Bóg nie chce cierpienia, ale je dopuszcza. Słowa z „Ojcze nasz” – w dosłownym tłumaczeniu z greki „nie wystawiaj nas na próbę” bardziej skłaniają się ku temu, że to Bóg kieruje w naszą stronę próby, bo ma nad nimi ostateczną władzę. Zresztą, gdy modlimy się o zdrowie, to też wyrażamy wiarę w to, że Bóg ma władzę nad naszym trudnym doświadczeniem.  
 
W polskiej wersji „Ojcze nasz” („nie wódź nas na pokuszenie”) zawarte są dwie prowokacje. Po pierwsze, mamy słowo „wodzić”, które znaczy „prowadzić kogoś” i tym prowadzącym jest sam Bóg. Jest to zatem taki sam obraz Boga jak ten, który objawia się w spotkaniu z Abrahamem. Po drugie, mamy słowo „pokuszenie”, które brzmi bardziej prowokacyjnie niż słowo „próba”. Jednak – jak zwraca uwagę ks. Chrostowski – słowo „pokuszenie”, tak samo jak „pokusa”, ma w języku polskim co najmniej dwa znaczenia. Może to być pokusa do złego, ale taka pokusa nie może od Boga pochodzić. Ale: po polsku „pokusa” może oznaczać też próbę. Gdy częstujemy kogoś czekoladą, a on, będąc na diecie, mówi „nie kuś mnie”, to nie wyraża w ten sposób przekonania, że sama czekolada jest zła, ale uznaje tę sytuację jako próbę jego woli i postanowień.
 
To może jednak – powiedzą zwolennicy zmian – zastąpić słowa w „Ojcze nasz” jakąś prostszą formułą, bardziej adekwatną do współczesnej mentalności. Oczywiście, że można dokonać takich. Jednak wyżej prowadzone rozważania pokazują, że każda zmiana niesie ze sobą jakąś interpretację teologiczną. Bóg jest wielką tajemnicą (inaczej objawia się w próbie Abrahama, inaczej w próbie Hioba) i nie da się Go wstawić w upraszczające formuły.  
 
Zmiana treści modlitwy byłaby czymś ryzykownym także w wymiarze duchowym. Wierni przyzwyczajają się do powszechnie przyjętych formuł modlitewnych, uczą się ich od dziecka i jest im bardzo trudno się z nimi rozstać. Zwolennicy zmian powiedzą, że polskie tłumaczenie „Ojcze nasz” powstało wiele wieków temu, że język podlega zmianom i wiele staropolskich terminów wymaga uaktualnienia. To prawda, ale w obszarze modlitw trzeba zachować szczególną ostrożność. Takie modlitwy jak „Ojcze nasz” są bowiem głęboko wkorzenione w człowieka. Zapisane są we wnętrzu głębiej niż zwykła ludzka świadomość. Nieraz kapelani szpitalni opowiadają o chorych uznanych przez lekarzy za całkowicie nieprzytomnych, którzy na głos odmawianej przez kapelana modlitwy (najczęściej chodzi właśnie o Modlitwę Pańską) zaczynają poruszać wargami. To głęboka podświadomość się uruchamia. To przejaw duchowego wnętrza człowieka. Gdyby próbować uwspółcześniać Modlitwę Pańską, to podobnie trzeba by właściwie uczynić z modlitwą „Zdrowaś Maryjo”, w której zawarte jest jeszcze więcej języka staropolskiego. Choćby pierwsze słowo „Zdrowaś”: nie oznacza ono, że Maryja jest zdrowa. Jest to pozdrowienie, więc trzeba by przetłumaczyć „Bądź pozdrowiona”, a właściwie sięgając do samego języka greckiego, w którym zapisane jest pozdrowienie Archanioła i które brzmi „chaire”, należałoby przetłumaczyć „Raduj się Maryjo”. Wyrażenie „Raduj się Maryjo” byłoby bliższe znaczeniu biblijnemu niż polskie „Zdrowaś Maryjo”. Jeśli jednak zachowuje się brzmienie staropolskie, to właśnie z powodów, o których była mowa wcześniej. Słowa Pozdrowienia Anielskiego są głęboko zapisane we wnętrzu człowieka.
 
Zdecydowanie lepszym i bezpieczniejszym zabiegiem niż pochopne zmienianie tekstu modlitw, jest zgłębianie we wspólnocie Kościoła znaczenia modlitw, wyjaśnianie poszczególnych wyrażeń. Właśnie modlitwa „Ojcze nasz” doczekała się wyjątkowo wielu pogłębionych interpretacji, jak choćby ta zawarta w jednej z części Katechizmu Kościoła Katolickiego. 
 
Wszystkie te rozważania na temat szóstej prośby mają dla ludzi chorych szczególne znaczenie. Wypowiadając słowa „nie wódź nas na pokuszenie”, rozumiane jako „nie poddawaj nas próbie”, uświadamiamy sobie, że choroba i cierpienie mają charakter próby wiary. Możemy oczywiście modlić się o zdrowie, ale równocześnie, wypowiadając szóstą prośbę, prosimy, by ta choroba nie stała się doświadczeniem ponad nasze siły, takim którego nie moglibyśmy znieść. Prosimy, by ta próba nie przerodziła się w pokusę przeciw Bogu, ale stała się doświadczeniem, z którego człowiek wychodzi z wiarą umocnioną, jak stało się to w przypadku ciężko doświadczonych Abrahama i Hioba.

Autorzy tekstów, Ks. Bartoszek Antoni, Rozważanie, Komentarz do ewangelii

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 26.04.2024