Wyjątkowi i zwyczajni

Wojtyłowie stanowili wyjątkową rodzinę, chociaż trzeba podkreślić, że była to jednocześnie rodzina bardzo zwyczajna, której troski splatały się z prozaicznymi czynnościami dnia codziennego.

zdjęcie: vaticannews.va

2020-11-18

Wciąż trwający Rok Jana Pawła II, ogłoszony z okazji 100. rocznicy urodzin papieża, jest okazją, by lepiej poznać także historię jego rodziców. Bo Jan Paweł II nie byłby z pewnością tym samym człowiekiem, gdyby nie dom, z którego pochodził. W dużej mierze to duchowa postawa rodziców – Emilii i Karola Wojtyłów – uformowała przyszłego świętego papieża. Ich procesy beatyfikacyjne rozpoczęły się 7 maja br. w Krakowie. Podczas swojej pielgrzymki do Ojczyzny w 2002 roku, Ojciec święty Jan Paweł II po raz ostatni nawiedził grób swoich rodziców i swego brata Edmunda na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Gdy papieski samochód zatrzymał się tuż przy grobowcu, Ojciec święty, wtedy już schorowany, powoli podniósł się z fotela samochodu. Zbliżył się do otwartego okna, lekko się wychylił i długo wpatrywał się w grób. Zdjął z głowy piuskę. Modlił się. Sekretarz papieża, biskup Stanisław Dziwisz, wiedząc, że trudno będzie papieżowi wysiąść z papamobile, zapalił zapałkę i podał mu ją, a papież zapalił znicz, który trzymał w ręku. Ktoś ze współpracowników w imieniu Ojca świętego postawił znicz na grobie. Ta wizyta na cmentarzu była wyjątkowo poruszająca, mimo że Jan Paweł II zawsze, kiedy w czasie pielgrzymek do Ojczyzny był w Krakowie, nawiedzał ten grób i modlił się za swych rodziców i brata...

Nie ma jak u mamy

Emilia z domu Kaczorowska, matka przyszłego papieża, prawdopodobnie skończyła osiem klas w szkole sióstr Miłości Bożej przy ul. Pędzichów w Krakowie. Okres młodości Emilii naznaczony został stopniowym odchodzeniem bliskich jej osób – rodziców i sióstr (matka umarła, gdy Emilia miała 13 lat, ojciec zaś gdy miała 24 lata). Życie nie rozpieszczało tej wrażliwej i delikatnej kobiety nawet później, gdy została żoną wojskowego. W 1914 roku, osiem lat po urodzeniu pierwszego syna, Edmunda, urodziła córeczkę, Olgę, która niebawem po urodzeniu zmarła. Mimo bólu i cierpienia związanego z ogromną stratą, jej życie toczyło się dalej, aby niebawem wynagrodzić to, co zostało przedwcześnie zabrane. Szczęściem i radością dla Emilii stał się jej drugi syn, Karol Józef, który przyszedł na świat 18 maja 1920 roku. Mieszkali wówczas w Wadowicach, w domu należącym do Chaima Bałamutha przy Rynku 2. Karol Józef został ochrzczony 20 czerwca 1920 roku w kościele parafialnym przez kapelana wojskowego, przyjaciela ojca, ks. Franciszka Żaka.

Emilia Wojtyłowa przeczuwała jako matka, że jej dziecko będzie wielkim człowiekiem. Zachowały się do dzisiaj wśród najstarszych mieszkańców Wadowic świadectwa, że po urodzeniu Karola, kiedy miał kilka miesięcy, mówiła do sąsiadek: „Zobaczycie, mój Loluś będzie kiedyś wielkim człowiekiem”.

Trzeba jednak zaznaczyć, że niewiele brakowało, aby ów „wielki człowiek” w ogóle się nie urodził. Lekarz, znany wadowicki położnik i ginekolog, zalecał Emilii aborcję, ponieważ twierdził, że ani matka, ani dziecko, nie przeżyją porodu. Mimo wszystko Emilia i Karol podjęli heroiczną decyzję i pozwolili temu poczętemu życiu przyjść na świat. Znaleźli innego lekarza, który potwierdził, że zagrożenie życia matki i dziecka istnieje, ale na odpowiedzialność rodziców zdecydował się na poprowadzenie ciąży i ostatecznie uratował matkę i dziecko.

Emilia Wojtyłowa rodziła przyszłego papieża, wsłuchując się w śpiew litanii ku czci Matki Bożej. Jakby Ktoś w górze w tym porodzie pomagał... Gdy położna położyła noworodka na piersiach matki, zobaczyła, że po policzkach Emilii płyną łzy, na twarzy zaś rysuje się uśmiech. Matka okazywała wzruszenie, ale także radość i szczęście, że zdarzył się cud. Bo i dziecko, i ona żyją. Ponadto zamiast zapowiadanego chorego, słabego dziecka urodziła zdrowego, silnego chłopca. Niemożliwe stało się możliwe.

Strata za stratą

Karol to imię, które zdawało się być zbyt poważne dla małego chłopca, dlatego matka nazywała swego syna czułym zdrobnieniem „Loluś”. Od początku wychowywała go w atmosferze pobożności. Marzyła, żeby jeden z jej synów został księdzem. „Ona chciała mieć dwóch synów: lekarza i księdza; mój brat był lekarzem, a ja mimo wszystko zostałem księdzem” – tak po latach w rozmowie z André Frossardem swe dziecięce lata wspominał Jan Paweł II.

Emilia Wojtyła zmarła 13 kwietnia 1929 roku w wieku czterdziestu pięciu lat. W świadectwie zgonu zostało odnotowane myocarditis, nephritis (zapalenie mięśnia sercowego i niewydolność nerek). Lolek wówczas nie miał jeszcze dziewięciu lat.

Dla ojca Lolka śmierć żony była dramatem, jednak nie zaskoczeniem. Jej stan zdrowia, który z miesiąca na miesiąc się pogarszał, nie napawał nadzieją. Jako człowiek głębokiej wiary, dzień po pogrzebie zabrał swoich dwóch synów do sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej, by tam szukać pocieszenia i sił. Kiedy Lolkowi i Edmundowi zabrakło rodzonej matki, wskazał im inną Matkę – Maryję, aby powierzyli Jej swe cierpienie, modląc się i uczestnicząc w drodze krzyżowej na słynnych dróżkach kalwaryjskich. W ten sposób ukierunkował ich myślenie i ożywił wiarę.

Trzy lata później nagła śmierć pierworodnego syna Edmunda boleśnie doświadczyła Karola seniora po raz kolejny. Dopiero co stracił ukochaną żonę, a wcześniej także córkę.

Edmund był człowiekiem pełnym uroku, niezwykle zdolnym, żywiołowym i wesołym. Studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie 30 maja 1928 roku otrzymał tytuł Doktora Wszechnauk Lekarskich. Rozpoczął swą praktykę lekarską w jednym z krakowskich szpitali dziecięcych. Wkrótce został przeniesiony do szpitala w Bielsku-Białej. Pracował tam z wielkim zaangażowaniem i poświęceniem. Zaraził się szkarlatyną od pacjentki, przy której czuwał całą noc. Mundek, bo tak nazywali go najbliżsi, zmarł 4 grudnia 1932 roku.

Po latach Jan Paweł II tak wspominał swego starszego brata: „Mój brat Edmund zmarł u progu samodzielności zawodowej, zaraziwszy się jako młody lekarz groźną odmianą szkarlatyny, co wówczas przy nieznajomości antybiotyków było zakażeniem śmiertelnym. Są to wydarzenia, które głęboko wyryły się w mej pamięci – śmierć brata chyba nawet głębiej niż matki, zarówno ze względu na szczególne okoliczności, rzec można tragiczne, jak też i z uwagi na moją większą wówczas dojrzałość. Liczyłem w chwili jego śmierci dwanaście lat”.

Pod skrzydłami ojca

Po śmierci żony i dwójki dzieci, Karolowi Wojtyle został na świecie tylko najmłodszy syn, Lolek. Już tylko za niego był odpowiedzialny. Musiał mu pomóc znieść kolejny cios i uporać się z dramatem utraty ukochanego brata, by następnie towarzyszyć mu w dojrzewaniu, zanim wypuści go ostatecznie w świat.

Silna wiara ojca wywarła bardzo wielki wpływ na jego syna. Po śmierci Edmunda Karol Wojtyła senior jeszcze więcej uwagi poświęcał swemu synowi Lolkowi. To jego świadectwo sprawiło, że przyszły papież już jako chłopiec wyróżniał się religijnością. Wstawał rano i uczestniczył każdego dnia we Mszy świętej, był ministrantem. Znamienne, że za każdym razem, kiedy chłopiec służył przy ołtarzu, w kościele był obecny również jego ojciec. O wpływie rodziców, szczególnie ojca, na młodego Karola Wojtyłę tak mówił w jednym z wywiadów kardynał Stanisław Dziwisz: „Mogłem obserwować na co dzień, przez czterdzieści lat, jak wielki wpływ wywarli na Ojca świętego jego rodzice. Jak ukształtowali jego duchowość. Jan Paweł II codziennie odmawiał modlitwę do Ducha Świętego, której nauczył go w dzieciństwie ojciec. Papież mówił, że w ten sposób niejako pod wpływem rodzonego ojca zrodziło się w nim natchnienie do napisania encykliki o Duchu Świętym. Wiem jednak, że tych natchnień było o wiele więcej”.

Można postawić pytanie, jak potoczyłyby się losy Lolka, gdyby nie jego ojciec? Jaką drogę życiową by wybrał? Czy byłby tak samo religijny, wykształcony i gotowy poświęcać się dla innych? Karol Wojtyła senior niewątpliwie ukształtował charakter syna i przygotował do życia. Dzięki niemu uczył się mężnie znosić kolejne straty i związane z tym cierpienia.

Ale mimo wcześniejszych trudnych doświadczeń związanych ze śmiercią ukochanych osób, przyszły papież nie był przygotowany na stratę, której doświadczył 18 lutego 1941 roku. Gdy tego dnia wrócił z pracy, zastał w domu nieżyjącego ojca. Trudno mu było pogodzić się z faktem, że nie towarzyszył swemu ojcu w chwili odejścia. Okres żałoby był dla osieroconego Karola jednym z najtrudniejszych, ale i najważniejszych w życiu. Wtedy bowiem toczył wewnętrzne zmagania, które później, już jako papież, nazwał „procesem odrywania od poprzednich własnych zamierzeń”. Ta walka duchowa zaowocowała ostatecznie w jego życiu decyzją o kapłaństwie. Później sam Jan Paweł II niejako to potwierdził, gdy mówił: „Nigdy nie mówiliśmy ze sobą o powołaniu kapłańskim, ale ten przykład mojego ojca był jakimś pierwszym domowym seminarium”. W ten sposób z wielkiej straty, jaką była śmierć ojca, zrodziła się w sercu Lolka najważniejsza życiowa decyzja. Być może Karol Wojtyła senior musiał odejść w tym właśnie momencie, by dzięki temu jego syn mógł rozpocząć nowe, inne życie...

Zwyczajna rodzina

Wojtyłowie stanowili wyjątkową rodzinę, chociaż trzeba podkreślić, że była to jednocześnie rodzina bardzo zwyczajna, której troski splatały się z prozaicznymi czynnościami dnia codziennego. Emilia i Karol, jako małżonkowie, stanowili dla siebie wsparcie, ale też byli do końca oddani swym dzieciom. Dbali o ich wykształcenie i wiarę. Wszystkie sprawy, cierpienia i trudy życia powierzali Panu Bogu. Bo to On był ostatecznie w tej rodzinie najważniejszy. Niech przykład rodziny Wojtyłów, ich proste i wierne kroczenie Bożymi drogami, będzie światłem dla wszystkich rodzin, szczególnie doświadczających życiowych trudności.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, Cogiel Renata Katarzyna, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2020nr11, Z cyklu:, Nasi Orędownicy

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 27.04.2024