Nauczyciel i towarzysz chorych

Święty Jan Paweł II bardzo dobrze rozumiał osoby cierpiące. Zaś przesłania, które skierował do chorych, nie stanowią jakiegoś epizodycznego wątku jego nauczania i posługi, ale stały się jedną z charakterystycznych cech jego pontyfikatu.

zdjęcie: Adam Bujak

2020-05-05

Wieczorem, 29 lutego 1944 roku Karol Wojtyła wraca do domu po połączonych dwóch dniówkach w fabryce Solvay. Jest ciemno. Chwila nieuwagi i zostaje potrącony przez nadjeżdżającą ciężarówkę. Nieprzytomny pada na ulicę. Ze stojącego tuż obok tramwaju natychmiast wyskakuje kobieta i zatrzymuje nadjeżdżające samochody. Niemiecki oficer każe odwieźć rannego do szpitala na ul. Kopernika w Krakowie, gdzie pacjent przez dwa tygodnie leczy wstrząs mózgu i poważne obrażenia ramienia. Dwaj anonimowi Samarytanie – kobieta-Polka i żołnierz-Niemiec – ratują przyszłego papieża przed nieuchronną śmiercią.

Karol Wojtyła – Jan Paweł II był człowiekiem doświadczonym przez cierpienie. Jak jego Mistrz i Pan. To także teolog i papież, który wypracował swoistą „teologię cierpienia”. Ilość tekstów oraz przemówień papieskich poświęconych tej kwestii jest bardzo duża. Tłumaczy się to niewątpliwie jego osobistymi doświadczeniami, tragicznymi wydarzeniami, które przeżył, nieszczęściami i chorobami, jakimi doświadczyło go życie (wypadek przy Solvayu, zamach na jego życie, przebyte operacje, choroba Parkinsona) oraz jego nadzwyczajnym wyczuleniem ludzkim i duszpasterskim na los osób chorych i cierpiących. W różnych dokumentach i przemówieniach często pojawiają się takie słowa jak: „krzyż”, „ból”, „cierpienie”, „chorzy”, „współczucie”, „miłosierdzie”. Każda jego podróż apostolska, każda audiencja, każde spotkanie z ludźmi przepełnione było wyjątkową troską o chorych i cierpiących.    

List o sensie cierpienia

Jan Paweł II nazywa człowieka cierpiącego „integralną częścią” misji Kościoła. Przesłania do chorych nie stanowią jakiegoś epizodycznego wątku jego nauczania i posługi, ale jedną z charakterystycznych cech jego pontyfikatu. Jak stwierdził kardynał Fiorenco Angelini, pierwszy przewodniczący Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia: „Jeżeli Kościół u progu trzeciego tysiąclecia zdoła – odpowiednio do aktualnych wymogów czasu – przepowiadać «Ewangelię cierpienia», to będzie to zasługą przede wszystkim Jana Pawia II, który z «Ewangelii cierpienia» uczynił niekończącą się katechezę, pozostając w bliskim kontakcie z chorymi, cierpiącymi, pracownikami służby zdrowia i duszpasterzami”.

Papież najpełniej zanalizował problem cierpienia w Liście Apostolskim o chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia Salvifici doloris, opublikowanym z okazji Jubileuszu Odkupienia w 1984 roku. Dokonał w nim wszechstronnej i wyczerpującej analizy tej problematyki, pozostawiając tekst o wyjątkowej głębi, oparty na przesłaniu biblijnym i teologicznym.

Jak zauważa papież, każdy chrześcijanin jest wezwany do naśladowania Chrystusa; naśladowania Go także w postawie daru z siebie, w jego odchodzeniu, połączonym nieraz z cierpieniem. Chrystus przyjął na siebie ból świata i przekształcił go – przez miłość – w moc zbawczą. „Każdy człowiek ma udział w Odkupieniu. Każdy też jest wezwany do uczestnictwa w owym cierpieniu, przez które Odkupienie się dokonało. Jest wezwany do uczestnictwa w tym cierpieniu, przez które każde ludzkie cierpienie zostało także odkupione. Dokonując Odkupienia przez cierpienie, Chrystus wyniósł zarazem ludzkie cierpienie na poziom Odkupienia. Przeto też w swoim ludzkim cierpieniu każdy człowiek może stać się uczestnikiem odkupieńczego cierpienia Chrystusa” (SD V, 19).

Dzieła zbawczego nie należy jednak rozumieć w sensie uproszczonym, jako „odpokutowanie za grzech”, lecz przede wszystkim jako dzieło miłości, czyli złożenia całkowitego daru z siebie umiłowanej osobie. Takie spojrzenie na mękę i śmierć Jezusa zostało rozwinięte przez następcę Jana Pawła II, Benedykta XVI, w encyklice Deus caritas est. Czytamy w niej: „Spojrzenie skierowane na przebity bok Chrystusa, o którym mówi św. Jan (por. 19, 37), zawiera to, co było punktem wyjścia tej encykliki: Bóg jest miłością. To tu może być kontemplowana ta prawda. Wychodząc od tego, można definiować, czym jest miłość.

Poczynając od tego spojrzenia, chrześcijanin znajduje drogę swego życia i swojej miłości” (DCE, 12). Człowiek nie cierpi dla jakiejś nagrody ani wskutek swoich czy cudzych grzechów; cierpi, bo cierpi także niewinny Bóg. Cierpienie, znoszenie bólu to formy daru z siebie, a zatem miłości. Nikt bowiem nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś daje swoje życie (por. J 15, 13).    

Ewangelia cierpienia

W Salvifici doloris papież rozwija tzw. „Ewangelię cierpienia”. Ten nowy termin, ukuty przez Jana Pawła II, zdaje się na pierwszy rzut oka stanowić wewnętrzną sprzeczność. Jak można z czegoś bolesnego, niezamierzonego przez Boga (cierpienia) uczynić przedmiot ewangelii – głoszenia Dobrej Nowiny? A jednak. Według Jana Pawła II cierpienie może stać się źródłem wielorakiego dobra. Ewangelia cierpienia zawiera w sobie dwa aspekty: pomnażanie dobra przez cierpienie (dotyczy to osób, które cierpią) oraz czynienie dobra temu, kto cierpi (dotyczy to tych, którzy opiekują się cierpiącym pacjentem).

Jeśli chodzi o aspekt pierwszy, realizuje się on w postawie, jaką człowiek może przyjąć wobec cierpienia fizycznego, psychicznego, duchowego czy moralnego. Chodzi tu o zdolność przyjmowania cierpienia jako uczestnictwa w zbawczym dziele Chrystusa. „Cierpienie Chrystusa stworzyło dobro Odkupienia świata. To dobro samo w sobie jest niewyczerpalne i nieskończone. Odkupienie dokonane mocą zadośćczyniącej miłości, jest stale otwarte na każdą miłość, która wyraża się w ludzkim cierpieniu. W tym wymiarze – wymiarze miłości – Odkupienie, które do końca się dokonało, stale się niejako od nowa dokonuje. Chrystus dokonał Odkupienia bez reszty i do końca, równocześnie zaś go nie zamknął: w tym odkupieńczym cierpieniu, poprzez które dokonało się Odkupienie świata, Chrystus otwarł się od początku, i stale się otwiera na każde ludzkie cierpienie. Owszem, to zdaje się należeć do samej istoty odkupieńczego cierpienia Chrystusa, że pragnie ono stale być dopełniane” (SD V, 24).

Drugi aspekt praktycznego urzeczywistnienia Ewangelii cierpienia znajduje swoje głębokie wyjaśnienie w przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie, którą Jan Paweł II nazywa „kluczem” do nauczania Chrystusa. Przypowieść ta poucza nas, jak należy okazać innym tę miłość, która zaprowadziła Chrystusa na Golgotę. Oto bogata i wyczerpująca egzegeza tej ewangelicznej przypowieści, dokonana przez Ojca świętego: „Przypowieść o Miłosiernym Samarytaninie należy do Ewangelii cierpienia, wskazuje bowiem, jaki winien być stosunek każdego z nas do cierpiących bliźnich. Nie wolno nam ich mijać, przechodzić mimo z obojętnością, ale winniśmy przy nich zatrzymywać się. Miłosiernym Samarytaninem jest każdy człowiek, który zatrzymuje się przy cierpieniu drugiego człowieka, jakiekolwiek by ono było. Owo zatrzymanie się nie oznacza ciekawości, ale gotowość. Jest to otwarcie jakiejś wewnętrznej dyspozycji serca, które ma także swój wyraz uczuciowy. Miłosiernym Samarytaninem jest każdy człowiek wrażliwy na cudze cierpienie, który wzrusza się nieszczęściem bliźniego. Jeżeli Chrystus, znawca wnętrza ludzkiego, podkreśla owo wzruszenie, to znaczy, że jest ono również ważne dla całej naszej postawy wobec cudzego cierpienia. Trzeba więc w sobie pielęgnować ową wrażliwość serca, która świadczy o współczuciu z cierpiącym. Czasem owo współczucie pozostaje jedynym lub głównym wyrazem naszej miłości i solidarności z cierpiącym człowiekiem.

Jednakże Miłosierny Samarytanin z Chrystusowej przypowieści nie poprzestaje na samym wzruszeniu i współczuciu. Staje się ono dla niego bodźcem do działań, które mają na celu przyniesienie pomocy poranionemu człowiekowi. Miłosiernym Samarytaninem jest więc ostatecznie ten, kto świadczy pomoc w cierpieniu, jakiejkolwiek byłoby ono natury. Pomoc, o ile możliwe, skuteczną. W tę pomoc wkłada swoje serce, nie żałuje również środków materialnych. Można powiedzieć, że daje siebie, swoje własne «ja», otwierając to «ja» dla drugiego. Dotykamy w tym miejscu jednego z kluczowych punktów całej chrześcijańskiej antropologii. Człowiek nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego. Miłosierny Samarytanin – to człowiek zdolny do takiego właśnie daru z siebie samego” (SD VII, 28).

Najpiękniejsze strony historii zostały zapisane przez tych, którzy postanowili żyć Ewangelią, służąc chorym i cierpiącym oraz naśladując Jezusa, który leczył choroby duszy i ciała i który zawsze czynił dobro. Jesteśmy wezwani, by otworzyć oczy i wyjść ze swoich czterech ścian, by służyć cierpiącym. Nasze zaangażowanie wobec chorych jest jednym z najlepszych sposobów głoszenia Dobrej Nowiny – Ewangelii Jezusa Chrystusa, który utożsamił się z ludźmi w potrzebie: „Byłem chory, a przyszliście do Mnie” (Mt 25, 36) oraz: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych, Mniecie uczynili” (Mt 25, 40).    

Karol Wojtyła w szkole Hanny Chrzanowskiej

„Wiem z własnego doświadczenia, z okresu mojej młodości, że cierpienie ludzkie przede wszystkim mnie onieśmielało, trudno mi było przez pewien czas zbliżać się do cierpiących, gdyż odczuwałem jakby wyrzut, że oni cierpią, podczas gdy ja jestem od tego cierpienia wolny. Prócz tego czułem się skrępowany, uważając, że wszystko, co mogłem im powiedzieć, nie ma pokrycia po prostu dlatego, że to oni cierpią, a nie ja. Ale ten okres onieśmielenia przeszedł, gdy posługi duszpasterskie prowadziły mnie do spotkania z cierpiącymi i to na różne sposoby. Muszę tu dodać, iż ów okres dominującego onieśmielenia przeszedł przede wszystkich dlatego, gdyż dopomogli mi w tym sami cierpiący. Spotykając się z nimi, przekonywałam się stopniowo, a w końcu przekonałem się definitywnie, że pomiędzy ich cierpieniem, jako faktem obiektywnym, a ich własną osobistą świadomością tegoż cierpienia, zachodzą relacje zupełnie nieoczekiwane. Szczytem moich doświadczeń w tej dziedzinie było, gdy raz usłyszałem z ust człowieka, którego stan obiektywnie był ogromnie ciężki, takie wyznanie: «Ksiądz nie wie, jak bardzo jestem szczęśliwy». Miałem przed sobą człowieka, który stracił wszystko w powstaniu warszawskim, sam zaś pozostawał przykuty do łóżka, jako ciężki inwalida. I ten człowiek zamiast skarżyć się na swój los, mówi mi: «Jestem szczęśliwy». Odtąd spotykałem się z cierpiącymi bardzo często, odwiedzałem ich po domach, szpitalach. Poznałem ludzi, którzy należą do służby zdrowia, pielęgniarki, lekarzy, a także innych, którzy umieli torować drogi do tego wewnętrznego procesu”.

W taki sposób zwierza się Jan Paweł II w rozmowie z André Frossardem w książce-wywiadzie „Nie lękajcie się”. Jak doszło do tego, że Karol Wojtyła tak bardzo zbliżył się do osób cierpiących? Tym bardziej, że – jak sam przyznaje – na początku czuł się onieśmielony w ich obecności. Widzimy go przecież na wielu zdjęciach, jak obejmuje chorych; cierpienie wręcz przyciągało go do nich. Jak sam pisze, pomogli mu w tym sami chorzy oraz ci, którzy opiekowali się nimi.

Hanna Chrzanowska była córką wybitnego profesora literatury polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Ignacego Chrzanowskiego. Jeszcze przed wojną, w latach dwudziestych XX wieku, studiowała w Szkole Pielęgniarstwa w Warszawie. Następnie otrzymała stypendium na studia z pielęgniarstwa społecznego w Paryżu. Po powrocie do kraju, w latach 1929-1939, redagowała miesięcznik „Pielęgniarka Polska”, zaś podczas okupacji angażowała się w pomoc uchodźcom, chorym i inwalidom. Wraz z kardynałem Sapiehą podjęła współpracę w Obywatelskim Komitecie Pomocy. Po wojnie, jako kierownik Działu Pielęgniarstwa Społecznego, związała się z Uniwersytecką Szkołą Pielęgniarsko-Położniczą w Krakowie, gdzie wypracowała nowy model opieki nad chorymi – tzw. „pielęgniarstwo domowe”. Uczyła, w jaki sposób najbliżsi, mieszkający z chorym pod jednym dachem, mogą opiekować się nim na co dzień. Napisała podręcznik „Pielęgniarstwo w otwartej opiece zdrowotnej”.

Niestety, reżim komunistyczny, głównie ze względu na przeszłość rodziny Chrzanowskich (ojciec zginął w obozie koncentracyjnym, zaś jej brat został zamordowany przez Sowietów w Katyniu), zamknął szkołę, ona sama zaś znalazła się bez pracy. Wtedy właśnie spotkała biskupa krakowskiego Karola Wojtyłę.

Wojtyła odkrył w Hannie Chrzanowskiej niezwykły charyzmat wzorowej posługi chorym. Wspólnie zainicjowali tzw. „parafialną opiekę pielęgniarską”, która miała na celu pomoc obłożnie chorym i opuszczonym, znajdującym się na terenie parafii. Forma ta przetrwała do dziś, choć niestety zanika z uwagi na ewolucję standardów w systemie opieki zdrowotnej. Chrzanowska werbowała osoby chętne do współpracy: nie tylko pielęgniarki, ale również znajomych, studentów, siostry zakonne. Przyuczała ich do prostych posług przy obłożnie chorych.

Chrzanowska nauczyła Wojtyłę dojrzałego, bezpośredniego podejścia do chorych. On zaś, jako biskup, cały czas wspierał jej działalność. W 1971 roku zatwierdził wypracowany przez nią regulamin parafialnej opiekunki chorych, zainicjował również coroczne rekolekcje dla pielęgniarek i osób zaangażowanych w służbę zdrowia. Początkowo odbywały się one w Trzebini, nauki zaś głosił sam kardynał Wojtyła.

Hanna Chrzanowska zmarła na raka w 1973 roku. By móc przewodniczyć uroczystościom pogrzebowym, kardynał Wojtyła nie wahał się opuścić zebrania plenarnego Episkopatu Polski. Podczas Mszy świętej mówił: „Dziękujemy Ci, Pani Hanno za to, że byłaś wśród nas, że byłaś taka, jaka byłaś. Dziękują Ci za to opiekunki chorych, siostry zakonne, pielęgniarki, młodzież akademicka, cały Kościół krakowski, dziękuję Ci za to jako biskup Kościoła krakowskiego. Byłaś dla mnie ogromną pomocą i oparciem. A raczej dziękujemy Bogu za to, że byłaś wśród nas, taka jaka byłaś z tą Twoją wielką prostotą, z tym wewnętrznym spokojem, a zarazem z tym wewnętrznym żarem, że byłaś wśród nas jakimś wcieleniem Chrystusowych błogosławieństw z Kazania na Górze, zwłaszcza tego, kiedy mówił: «błogosławieni miłosierni». Dziękujemy Panu Bogu za to życie, które miało taką wymowę, które pozostawiło nam takie świadectwo, tak bardzo przejrzyste, tak bardzo czytelne”.

Hanna Chrzanowska spoczęła na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. 28 kwietnia 2018 roku w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach została ogłoszona Błogosławioną Kościoła.

Bliskość z chorymi

Karol Wojtyła, już jako papież, stał się jeszcze bardziej wrażliwy na osoby chore i cierpiące. Podczas każdej pielgrzymki spotykał się z rzeszami chorych, cierpiących, zepchniętych na margines życia. W trakcie jednej z wizyt w Polsce odwiedził Szpital Dziecięcy w Krakowie-Prokocimiu. „Jestem mała różyczka, wypadłam z koszyczka, nie umiem winszować, tylko Ojca świętego pocałować” – powiedziała jedna z dziewczynek na powitanie papieża. On zaś podczas wygłoszonego w szpitalu rozważania nawiązał do tych słów: „Szanowni Państwo, drodzy Bracia i Siostry, pozwólcie, że na zakończenie przekażę wam jeszcze garść wspomnień. Od początku mojej duszpasterskiej posługi w szczególny sposób związałem się ze środowiskiem lekarskim, a także z całym środowiskiem służby zdrowia. Wśród zebranych dzisiaj, widzę osoby, które były już obecne w początkach mojej pracy duszpasterskiej. Są również obecni ci, z którymi spotkałem się jako metropolita krakowski. Są wreszcie ci najmłodsi, z którymi spotykam się po raz pierwszy. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że praca lekarza, pielęgniarki, każda praca wśród chorych jest służbą Chrystusowi. Dziękuję jeszcze raz, dziękuję wszystkim, dziękuję dzieciom za wzruszający program, który przygotowały i dziękuję małej Różyczce, co wypadła z koszyczka i powinszowała” (Przemówienie wygłoszone w szpitalu pediatrycznym, Kraków, 13 sierpnia 1991 r.).

Jednym z najbardziej znamiennych gestów Jana Pawła II było objęcie i przytulenie chłopca imieniem Brendon chorego na AIDS, jakie miało miejsce podczas wizyty w USA w roku 1987. W tamtych czasach wszyscy unikali kontaktów z osobami zarażonymi HIV, gdyż uważano, że można nabawić się tej choroby przez sam dotyk, a nawet przebywanie z nimi w jednym pomieszczeniu. Nic to jednak nie znaczyło dla papieża; chciał okazać swoją solidarność także i z tymi osobami. Nie oceniał, nie potępiał nikogo, po prostu był z nimi. Ciekawe, iż pontyfikat Jana Pawła II przypadł właśnie na okres wybuchu tej strasznej epidemii. W 1989 roku wygłosił on przemówienie, w którym zwrócił się do chorych na AIDS: „Z największą troską zwracam się przede wszystkim do chorych na AIDS. Bracia w Chrystusie, którzy znacie wszystkie trudy Drogi Krzyżowej, nie jesteście osamotnieni. Towarzyszy wam Kościół, sakrament zbawienia, aby wspierać was w trudnej wędrówce Zwracam się także do rodzin, pragnę by rodziny przezwyciężające dramat choroby AIDS, wiedziały, że papież ich rozumie i im współczuje” (Przemówienie „Kościół wobec AIDS”, 8).

Jan Paweł II zwrócił się także do różnych grup społecznych: nauczycieli, młodzieży, rządzących, uczonych, pracowników służby zdrowia, kapłanów i zakonników udzielających się w służbie zdrowia, wyznaczając im program, w jaki sposób powinni postępować wobec chorych na AIDS (jak i wobec wszystkich chorych). Pod koniec polecił wiernym całego Kościoła, by zawsze i wszędzie byli orędownikami nadziei, która się nie kończy: „Oby współczesny człowiek umiał przemawiać do Boga słowami Hioba „Wiem, że Ty wszystko możesz. Co zamyślasz, potrafisz uczynić„ (Przemówienie „Kościół wobec AIDS”, 15).

Pasterz cierpiących

„Błogosławieni miłosierni…” To krótkie zdanie Jezusa, które dociera do nas znad Jeziora Galilejskiego, znalazło swe ucieleśnienie w życiu i nauczaniu Karola Wojtyły – Jana Pawła II. Przykład papieża wzywa nas, byśmy zastanowili się, w jaki sposób my sami je realizujemy. Czy staramy się – przynajmniej poprzez zwykłą obecność – towarzyszyć chorym?

W roku 1992 Jan Paweł II w liście skierowanym do ówczesnego przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia, kardynała Florence Angeliniego, ustanowił 11 lutego (dzień wspomnienia Najświętszej Maryi Panny z Lourdes) Światowym Dniem Chorego. Osiem lat później, podczas obchodów Jubileuszu Roku 2000, zaprosił wszystkich chorych do Watykanu. Zwrócił się wtedy do nich słowami: „Niektórzy z was przykuci są od lat do łoża boleści. Proszę Boga, ażeby dzisiejsze spotkanie przyniosło im nadzwyczajną ulgę fizyczną i duchową. Cierpienie i choroba są częścią tajemnicy człowieka na ziemi. Pragnę, aby ta wzruszająca koncelebra była dla wszystkich chorych i zdrowych okazją do zastanowienia się nad zbawczą mocą cierpienia” (Jubileusz Chorych i Pracowników Służby Zdrowia, Rzym, 11 lutego 2000 r.).

Papież wypowiadając te słowa, nie wiedział, że pozostało mu jeszcze tylko pięć lat życia. Coraz bardziej podupadał na zdrowiu; wymagał coraz częstszej i troskliwszej opieki. Ten, który tak umiłował chorych, pasterz cierpiących, sam stał się jednym z nich. W roku 2005 wszedł w terminalną fazę swej choroby, która nieuchronnie zmierzała do śmierci. Swoim przeżywaniem choroby i słabości – cichym, cierpliwym, mężnym – dał najczytelniejsze świadectwo Ewangelii cierpienia. Pokazał w praktyce, co znaczy cierpieć i umierać w jedności z Chrystusem. 

--------------------------------
Autor tekstu – ks. dr hab. Andrzej Muszala, prof. UPJPII w Krakowie, dyrektor Międzywydziałowego Instytutu Bioetyki Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie, kierownik Katedry Bioetyki Społecznej na UPJPII, współtwórca i kierownik pierwszej w Polsce Poradni Bioetycznej.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2020nr05, Z cyklu:, Z bliska

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 24.04.2024