„Głębia przyzywa głębię”

W relacjach międzyludzkich tak istotne są proste słowa, gesty, spojrzenia, będące potwierdzeniem obecności przy drugim, wyrazem wzajemnej akceptacji i afirmacji.

zdjęcie: CANSTOCKPHOTO.PL

2020-01-06

W czasie niezwykle szybkiego rozwoju współczesnych środ­ków komunikacji (szczegól­nie telefonów komórkowych i Internetu) nastąpiło wzajemne zbliżenie się lu­dzi. Świat stał się wioską. Jak w wiosce wszyscy się znają i możliwy jest łatwy kontakt z każdym z jej mieszkańców, tak też dzięki sieci internetowej można poznać życie i problemy ludzi miesz­kających nawet daleko od nas, i – co szczególnie ważne – istnieje możliwość szybkiego skontaktowania się z osobami żyjącymi w innym kraju, na innym kon­tynencie, na drugiej półkuli ziemskiej. Współczesne media stanowią wielką szansę dla ludzi chorych i niepełno­sprawnych, bo dzięki tym mediom człowiek, nawet na stałe przebywają­cy w domu, może skomunikować się praktycznie z całym światem. Jednak żadne, nawet najlepsze sposoby łączno­ści międzyludzkiej, nie zastąpią bezpo­średniej, fizycznej i realnej obecności człowieka przy człowieku, szczególnie przy człowieku chorym.

„Ja jestem” – Bóg obecny przy człowieku

W Starym Testamencie Bóg, obja­wiając swoje imię Mojżeszowi, powie­dział o sobie: „Jestem, który jestem” (Wj 3, 14). W zdaniu tym Bóg zapewnia Mojżesza o swojej stałej obecności. Użyte tutaj hebrajskie słowo hajah ma sens dynamiczny. Nie oznacza, że Bóg istnieje gdzieś daleko, w zaświatach. Czasownik ten wskazuje na bliską, czynną i skuteczną obecność Boga. Bóg objawia się jako Ten, który na stałe jest z Mojżeszem: „Ja jestem z tobą” (Wj 3, 12), objawia się jako Ten, który wędruje ze swoim ludem przez pustynię.

Najpełniejsze przybliżenie się Boga do człowieka dokonało się w tajemnicy Wcielenia: „Słowo stało się ciałem i za­mieszkało wśród nas” (J1, 14), a dokład­niej tłumacząc z języka greckiego, trzeba by powiedzieć: „Słowo stało się ciałem i rozbiło namiot między nami”. W osobie Jezusa Chrystusa najgłębiej wyraża się obecność Boga, solidarnego z człowie­kiem i z ludzkimi sprawami. Na kartach Ewangelii nasz Pan często w prostych słowach „Ja jestem” zapewnia o swojej obecności. Szczególnie mocno słowa te wybrzmiewają, gdy są przez Jezusa wypowiadane w sytuacjach, w których uczniowie doświadczają lęku i niepo­koju. Kiedyś w nocy na wzburzonym jeziorze Jezus uspokajał ich: „Odwa­gi! Ja jestem, nie bójcie się!” (Mt 14, 27). Czasem wypowiedziane przez Jezusa zdanie „Ja jestem”, wybrzmiewało tak wyraźnie i uroczyście, że słuchający Go ludzie nie mieli wątpliwości, iż w ten sposób nawiązuje do starotestamen­talnego imienia Boga „Jestem, który jestem”. Na przykład podczas aresz­towania Jezusa w ogrodzie oliwnym miała miejsce tajemnicza scena, opi­sana przez Ewangelistę Jana: „A Jezus wiedząc o wszystkim, co miało na Niego przyjść, wyszedł naprzeciw i rzekł do nich: «Kogo szukacie?» Odpowiedzieli Mu: «Jezusa z Nazaretu». Rzekł do nich Jezus: «Ja jestem». Również i Judasz, który Go wydał, stał między nimi. Skoro więc rzekł do nich: «Ja jestem», cofnęli się i upadli na ziemię” (J18, 4-6). Choć aresztowanie Jezusa nastąpiło chwilę później, to jednak w pierwszym odruchu oprawcy upadli na kolana, bo odczuli majestat Boży obecny w osobie Jezusa i w Jego pełnym mocy zapewnieniu „Ja jestem”.

Obecność Jezusa pośród ludzi stała się objawieniem i wypełnieniem obec­ności Boga. Chrystus jest prawdziwym Emmanuelem, czyli „Bogiem z nami” (Mt 1, 23), który uczestniczy we wszyst­kich ludzkich doświadczeniach. Życie Jezusa, Jego egzystencja staje się osta­tecznie „pro-egzystencją”, czyli „byciem dla człowieka” (pro w języku łacińskim znaczy „dla”). Szczególnie mocno Bo­skie „Jestem” objawiło się w krzyżu. Męka i śmierć Pana Jezusa na krzyżu potwierdziły całkowicie prawdę, że Bóg „jest”, i że „Bóg jest miłością” (1 J4, 8). Na krzyżu potwierdziła się też prawda, że egzystencja Jezusa jest ostatecznie „pro-egzystencją”, czyli jest „byciem dla innych”, całkowicie, bez reszty, aż do oddania własnego życia.

Obecność Jezusa nie skończyła się wraz z Jego śmiercią. Po zmartwych­wstaniu Jezus dalej jest wśród swoich uczniów: „Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: «Czemu jesteście zmie­szani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem»” (Łk 24, 37-39). To nie wszystko: tuż przed wniebowstą­pieniem Jezus znów zapewnia, że dalej będzie obecny we wspólnocie uczniów. Ostatnie zdanie z Ewangelii według św. Mateusza to właśnie zapowiedź, iż pozostanie z nimi na zawsze: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20).

Szczególnie pięknym miejscem obecności zmartwychwstałego Jezu­sa we wspólnocie Kościoła jest Eu­charystia. W Eucharystii – na sposób sakramentalny – „Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (J1, 14). Także w Eucharystii obecność Jezusa jest pro­-egzystencją, bo staje się w niej Pokar­mem dla człowieka. Obecność Jezusa w Najświętszym Sakramencie ołtarza jest – jak uczy prawda wiary – rzeczywi­sta i realna, a nie jedynie symboliczna, ani też nie jest to obecność – jak się dziś często mówi – wirtualna.

„Ja jestem” – człowiek obecny przy człowieku

Czynna, stała, bezpośrednia obec­ność Boga jest dla człowieka darem. Równocześnie jednak staje się wzorem i zadaniem. Tak jak Bóg „jest” przy czło­wieku, tak i człowiek powinien „być” przy drugim: człowiek zdrowy przy człowieku chorym, ale też człowiek chory przy swoich bliskich z otocze­nia. Istnieje łacińskie słowo esse, któ­re znaczy „być”. Słowo to oznacza być w ogóle, istnieć w sensie ogólnym. Jest też jednak inne słowo – adesse, które znaczy „być aktywnie obecnym”. Bo cóż z tego, że chora osoba wie, iż jej doro­sły syn gdzieś jest, gdzieś żyje, gdzieś mieszka, skoro w ogólnie nie jest obec­ny przy niej. Cóż z tego, że jako chory mieszkam z moją rodziną, która przy­jęła mnie do siebie, skoro ja w swojej chorobie zamknąłem się w sobie i tak naprawdę dla moich bliskich ciągle je­stem nieobecny. A przecież naturalną rzeczą powinno być otwarcie się czło­wieka na człowieka, obecność człowieka przy człowieku. I chodzi tu zarówno o obecność fizyczną, dokonującą się po­przez wzajemne spotkanie, odwiedziny, wspólne zamieszkanie. Chodzi także o obecność duchową, czyli o wzajemne otwarcie dla siebie serc i dusz. Ksiądz Eugeniusz Dutkiewicz, założyciel ho­spicjum w Gdańsku, jeden z głównych twórców ruchu hospicyjnego w Polsce, odniósł słowa z Psalmu 42 (werset 8): „głębia przyzywa głębię” do spotkania człowieka z człowiekiem. Rzeczywiście słowa Psalmu stanowią przynaglenie, by głębię własnego serca otworzyć na głębię duszy bliźniego, bo głębia duszy bliźniego przyzywa głębię mego serca.

Tak, zadanie obecności leży po dwóch stronach, po stronie bliskich chorego i jego otoczenia oraz po stro­nie samego chorego. Zadanie obecności przy chorym ma wręcz znaczenie tera­peutyczne. W 1986 roku na spotkaniu z chorymi w Peru św. Jan Paweł II po­wiedział: „Nie wystarczą nawet najlep­sze środki techniczne, ani najbardziej fachowa opieka. Chory jest osobą ludz­ką i jako osoba odczuwa potrzebę ser­decznej obecności swoich najbliższych i przyjaciół. Ta obecność jest duchowym lekarstwem przywracającym chęć do życia i do walki o nie z wewnętrzną siłą”. Tę aktywną obecność przy chorym można w pewnym stopniu zrealizować za pomocą współczesnych środków ko­munikacji. Dzięki połączeniu przez te­lefon chory może usłyszeć głos bliskiej osoby, przez połączenie internetowe – może nawet zobaczyć jej twarz. Jednak „głębia przyzywa głębię”, cały człowiek przyzywa całego człowieka. Ostatecznie liczy się bezpośrednie spotkanie z całym człowiekiem.

Zadanie obecności przy drugim spo­czywa także na osobie chorego. Oczy­wiście, kiedy sam jest przykuty do łóżka czy wózka inwalidzkiego, najczęściej nie potrafi zapewnić swojej fizycznej obecności, nie może udać się w odwie­dziny, bo jest niepełnosprawny. Jednak jako chory może być otwarty na spra­wy, którymi żyje jego otoczenie, jego bliscy, dzieci, wnuki. Nie musi zamykać się w swojej chorobie, w swoich cierpieniach, w swo­ich życiowych ograniczeniach. Może być blisko codziennych spraw osób z rodziny, nie tyle oczekując, że to one go zapytają jak się czuje, ale samemu wy­chodząc z pytaniami: „jak było w pracy?” lub „co słychać w szkole?”. Szczególnym wyrazem solidarnej obecności chorego przy sprawach ludzi z jego otoczenia jest modlitwa za nich i w ich intencjach.

Dotyk i inne znaki obecności Boga

W Piśmie świętym Bóg nie tylko zapewnia o swojej obecności, ale także stale za pomocą różnych znaków po­twierdza swoją obecność. W Starym Testamencie można dostrzec dwa typy znaków obecności Boga. Z jednej strony są to znaki pełne mocy: burza, grzmo­ty, ogień, wicher, obłok. Na przykład w Księdze Wyjścia pojawia się tekst: „Wtedy cały lud, słysząc grzmoty i bły­skawice oraz głos trąby i widząc górę dymiącą, przeląkł się i drżał, i stał z daleka. (…) Mojżesz rzekł do ludu: «Nie bójcie się! Bóg przybył po to, aby was doświadczyć i pobudzić do bojaźni przed sobą, żebyście nie grze­szyli». Lud stał ciągle z daleka, a Moj­żesz zbliżył się do ciemnego obłoku, w którym był Bóg” (Wj 20, 18-21). Ten rodzaj znaków wskazywał na potęgę Boga, Jego majestat i chwałę. Z drugiej jednak strony Bóg objawia się w at­mosferze spokoju. Na przykład ujawnia swoją obecność w szmerze łagodnego powiewu wiatru: „Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu – szmer łagodnego powiewu. Kiedy tylko Eliasz go usłyszał, zasłoniwszy twarz płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do groty” (1 Krl 19, 12-13).

Najważniejszym znakiem obecności Boga wśród ludzi jest Jezus Chrystus. Wcielenie oznacza, że ludzkie ciało, które przyjął Syn Boży, stało się najwy­raźniejszym znakiem obecności Boga. To dzięki swojej ludzkiej naturze Je­zus mógł wykonywać wiele prostych znaków, którymi potwierdzał swoją bliskość. Przytulał do siebie dzieci: „I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je” (Mk 10, 16). Dotykał chorych: na przykład do trędowatego „wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: «Chcę, bądź oczyszczony!». I natych­miast został oczyszczony z trądu” (Mt 8, 3). Dotknięcie trędowatego, któremu prawo nakazywało pozostawać z dala od wspólnoty, było szczególnym zna­kiem bliskości Chrystusa. Dla samych chorych gest dotknięcia się Jezusa miał szczególne znaczenie: „Wtem jakaś ko­bieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówi­ła: «Żebym się choć Jego płaszcza do­tknęła, a będę zdrowa»” (Mt 8, 20-21). Do kontaktu fizycznego przez dotyk Jezus zachęca uczniów, by przekonać ich o realności swojego zmartwych­wstania. Mówił do nich: „Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam” (Łk 24, 39). Podobnie mówił do Tomasza: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż [ją] do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!” (J20, 28). Za pomocą tych i wielu innych gestów Jezus potwierdza swoją bliskość. Wie bowiem, że czło­wiek potrzebuje konkretnych znaków, potwierdzających Jego obecność.

Szczególnym znakiem obecności ży­jącego Jezusa jest Eucharystia, a w niej – biały chleb. Chleb eucharystyczny pozwala człowiekowi przeżyć realną obecność Jezusa, umożliwia dotknięcie Ciała Jezusa, a nawet przyjęcie Go do siebie w sposób rzeczywisty, fizyczny – przez spożycie.

Dotyk i inne znaki obecności człowieka

Tak jak Bóg objawia swoją obecność poprzez liczne znaki, tak i człowiek winien potwierdzać swoją obecność za pomocą prostych, czytelnych zna­ków. Kiedyś św. Jan Bosko zajmujący się wychowaniem młodzieży, powiedział, że nie wystarczy kochać swoich wycho­wanków, trzeba im tę miłość pokazać, potwierdzić. Podobnie powiedział św. Jan Paweł II: „Człowiek musi mieć tę podstawową pewność, że jest miłowany, że jest afirmowany w całej prawdzie swego człowieczeństwa”.

Dlatego też w relacjach między­ludzkich tak istotne są proste słowa, gesty, spojrzenia, będące potwierdze­niem obecności przy drugim, wyra­zem wzajemnej akceptacji i afirmacji. O najprostszych, a zarazem najbardziej elementarnych znakach obecności i mi­łości w stosunku do osób chorych tak mówił św. Jan Paweł II: „Ile razy mrok samotności, która gnębi duszę, może być przebity przez świetlany promień uśmiechu i uprzejmego słowa. Dobre słowo szybko się wymawia; a jednak niekiedy trudno nam przychodzi je wypowiedzieć. Nie powstrzymuje go zmęczenie, nie odwodzą od niego zmar­twienia, hamuje je uczucie oziębłości. Zdarza się tak, że przechodzimy obok osób, które przecież znamy, bez popa­trzenia im w twarz i bez zauważenia, jak często one cierpią z powodu tego subtelnego, wyniszczającego udrę­czenia, jakie pochodzi z poczucia, że są zapomniane. Wystarczyłoby jedno serdeczne słowo, miły gest, i już coś rozbudziłoby się w nich: znak zauwa­żenia i grzeczności może być powie­wem świeżego powietrza w zamknię­ciu życia udręczonego przez smutek i przygnębienie”.

Niezwykle ważnym znakiem obec­ności i miłości względem każdego

człowieka jest uchwycenie go za rękę w geście przywitania. Przytulenie, czy objęcie kogoś ramionami jest znakiem relacji zażyłych, które okazuje się naj­bliższym i na które najbliżsi oczeku­ją. Wszystkie te gesty mają niebywałe znaczenie w kontekście choroby, nie­pełnosprawności. Dają osobie chorego poczucie przynależności do wspólnoty najbliższych. W końcowej fazie choro­by, a szczególnie podczas agonii bardzo ważnym gestem jest trzymanie za rękę. Fizyczny kontakt daje konającemu po­czucie pewności, że druga osoba jest przy nim obecna. Wspomniany ks. Eugeniusz Dutkiewicz nazywa dotyk jednym z „przęseł” mostu łączącego człowieka z człowiekiem. To właśnie na wagę tego gestu szczególnie wska­zywał Pan Jezus.

Co ciekawe, wiele z wymienionych tu prostych znaków obecności da się wyrazić przez współczesne środki ko­munikacji. Przez telefon można wypo­wiedzieć ciepłe, życzliwe słowo. Przez różnego typu video-rozmowy można do drugiego się uśmiechnąć. W tym miejscu jednak rodzi się pytanie: czy podczas video-rozmowy popatrzeć drugiemu w oczy? Z jednej strony – tak, gdyż przecież widzi się rozmówcę, a i on nas widzi, ale z drugiej strony – przecież nie jest to bezpośrednie spojrzenie w oczy człowieka, lecz je­dynie w ekran komputera lub telefo­nu komórkowego. Na pewno brakuje w takim kontakcie jakiejś podstawowej bezpośredniości.

O ile spojrzenie jeden na drugie­go za pomocą współczesnych mediów jest dziś coraz powszechniejsze, o tyle – przez media te nie są możliwe do zrealizowania tak podstawowe gesty jak: przywitanie przez uchwycenie dłoni drugiego, przytulenie, objęcie, pocałowanie, trzymanie za rękę. Nie są możliwe te wszystkie gesty, w któ­rych ma miejsce fizyczny kontakt, czyli dotyk. A przecież to tak ważne znaki serdeczności, bliskości, miłości. Naj­pełniejszy kontakt człowieka z czło­wiekiem dokonuje się w bezpośrednim spotkaniu.

Nawiązując jeszcze do Eucharystii, warto zauważyć, że dzięki współcze­snym mediom możliwe jest wysłuchanie Mszy świętej przez radio, zobaczenie jej transmisji w telewizji lub Internecie. Zresztą wszelkie transmisje Mszy świę­tych są realizowane przede wszystkim z myślą o ludziach chorych i niepełno­sprawnych. Jednak media te nie dają jednej możliwości: przyjęcia Komunii świętej. Ostatecznie potrzebny jest ka­płan lub szafarz świecki, który przynie­sie choremu Najświętszy Sakrament. I wtedy dopiero dokona się najgłębsze spotkanie człowieka z Jezusem: ducho­wo i fizycznie.

Prawda o rzeczywistej obecności Jezusa w Eucharystii stanowi chyba naj­głębsze potwierdzenie tego, że człowiek potrzebuje realnej obecności drugiego i rzeczywistego spotkania z drugim. Bo „głębia przyzywa głębię” (ps 42, 8).


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, Ks. Bartoszek Antoni, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2020nr01, Z cyklu:, Panorama wiary

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 27.04.2024