Święta Mama

Rozmowa z Pierluigim Mollą, najstarszym synem św. Joanny Beretty Molli.

Święta Joanna z najstarszym synem Pierluigim, 1957 rok.

zdjęcie: Archiwum Krystyny Zając

2019-03-05


KRYSTYNA ZAJĄC: – Pierluigi, w Polsce ukazuje się miesięcznik „Apostolstwo Chorych”. Jak wskazuje sam tytuł, poświęcony jest cier­piącym, których Twoja święta Mama z tak wielkim oddaniem leczyła. Poproszono mnie, by zadać Ci kilka pytań, dzięki któ­rym Twoja Mama będzie lepiej znana i do której ci chorzy będą mogli się zwracać o pomoc.

PIERLUIGI MOLLA: – Oczywiście uczynię to bardzo chętnie.

– Jak wspominasz Mamę?

– Moje wspomnienia o Mamie łączą się z pięcioma latami, które przeżyli­śmy razem. Dotyczą zarówno wydarzeń podczas zabawy w naszym domu, jak i tych związanych z jej pracą. Wspólną cechą, która łączy wszystkie te wydarze­nia i wspomnienia jest przeświadczenie o kobiecie, która nas kochała, uczyła i pragnęła przebywać z nami. Chciała przekazać nam swoją wiarę poprzez uczenie nas modlitwy oraz swoje pa­sje: muzykę i miłość do gór. Te wspo­mnienia łączą się z obrazem Mamy jako osoby o bardzo mocnym charakterze, o zdecydowanym głosie, gotowej zawsze wszystkim pomagać. Tutaj chciałbym wspomnieć te wydarzenia, które dla mnie są bardzo drogie. Pamiętam, jak uczyła mnie jeździć na nartach w Co­urmayer, na ogromnej łące pokrytej śniegiem. Zawsze mam w pamięci przechadzki w górach, z których jedna zakończyła się ucieczką przed rozpęta­ną burzą. Inne wspomnienia łączą się z jej pracą, kiedy zabierała mnie ze sobą Fiatem 500, gdy wyruszała odwiedzać pacjentów w miejscowościach w pobliżu Mesero, gdzie pracowała jako lekarz. Pamiętam także niektóre wydarzenia z domu: gdy wieczorem czekaliśmy na tatę, aby wspólnie zjeść kolację lub na naszą wspólną modlitwę przed pójściem spać. To takie proste wydarzenia z życia rodzinnego, które było bardzo pogodne i radosne.

– Co mówiło się o Mamie w domu?

– Mój tata po śmierci Mamy na­wet przez jeden dzień nie przestawał czynić wszystkiego, aby ona była nam bliska. Zawsze o niej mówił z wielkim wzruszeniem i w każdą niedzielę cho­dziliśmy na cmentarz. Zrobił wszystko, co tylko mógł, aby wypełnić nam jej brak, aby była żywa wśród nas dzięki wspomnieniom. Długie lata procesu beatyfikacyjnego sprawiły, że wciąż ją wspominano, a nam dzieciom dawało to poczucie jej ciągłej bliskiej obecno­ści. Z drugiej strony, w jakiś sposób odnowiło to w nas ból spowodowany jej brakiem.

– Nigdy nie czułeś smutku w sercu spo­wodowanego tym, że Mama mogła być ocalona, gdyby nie nosiła Joanny Emanueli pod swym sercem?

– Nie. To był heroiczny i świadomy wybór Mamy, który zawsze szanowałem. Zrozumiałem go jeszcze lepiej, kiedy sam zostałem tatą.

– Jak przeżyłeś beatyfikację i kanonizację Mamy?

– Po tym, jak ją straciłem i nie mogłem być z nią przez większą część mojego życia, te dwie chwile były dla mnie powodem ogromnej radości, za co będę zawsze wdzięczny św. Janowi Pawłowi II. Jest dla mnie ogromnym przywile­jem, że mogę wspominać Mamę w dzień Wszystkich Świętych, a nie kolejnego dnia, w Dzień Zaduszny.

– Jak się czujesz, będąc synem Świętej?

– Jestem taką samą osobą, jak wszy­scy: mam pracę, rodzinę. Mam swoje radości, trudności i bóle – podobnie, jak wszyscy. Być synem św. Joanny to dla mnie wielka odpowiedzialność, ale też wielki zaszczyt.

– Jak reagują ludzie, kiedy dowiadują się, że jesteś synem Świętej?

– Bardzo dobrze. Chcą poznać historię życia Mamy. Zarazem zdają sobie spra­wę, że świętość jest dla wszystkich, także dla świeckich, którzy prowadzą normal­ne życie rodzinne. To, co im przekazuję, to moje przekonanie, że świętości się nie dziedziczy. Każdy z nas musi nad nią pracować.

– Dziękuję za rozmowę.


Zobacz całą zawartość numeru

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2019nr03, Z cyklu:, Nasi Orędownicy, Teksty polecane

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 27.04.2024