Pasja życia

Siostra Augustyna Milej ze Zgromadzenia Sióst Miłosierdzia św. Karola Boromeusza – lekarz ginekolog-położnik i naprotechnolog – opowiada o potędze natury i o zaskakujących drogach Pana Boga.

zdjęcie: ARCHIWUM PRYWATNE

2016-11-04

REDAKCJA: – Lekarz w habicie – to nie zdarza się zbyt często.

SIOSTRA AUGUSTYNA MILEJ: – Zbyt często nie, ale jednak się zdarza. W Polsce jest przeszło trzydzieści sióstr zakonnych wykonujących zawód lekarza, a ginekologiem-położnikiem oprócz mnie jest jeszcze jedna siostra. Czasem więc sobie żartuję, że stanowię 50% polskiej ginekologii zakonnej.

– Jak to się stało, że została Siostra lekarzem?

– Ja tego do dzisiaj nie wiem. Pan Jezus jakoś to sobie ułożył. Przyszłam do klasztoru w trakcie liceum medycznego, a że głównym charyzmatem naszego zgromadzenia jest opieka nad chorymi, z czasem moi przełożeni podjęli decyzję o posłaniu mnie na studia medyczne.

– Na studia wyjechała Siostra do Rzymu.

– Tak, miałam studiować medycynę na Uniwersytecie Sacro Cuore w Rzymie, a kiedy wyjeżdżałam, nie umiałam ani jednego słowa po włosku! Na szczęście mieszkałam w akademiku przy Poliklinice Gemelli i szybko łapałam język. Po zakończeniu studiów i po specjalizacji spędziłam rok w Afryce, później wróciłam do Polski. Tutaj okazało się, że lekarz-zakonnica budzi jednak pewien dystans w środowisku medycznym i ma małe szanse na zatrudnienie. W końcu po miesiącach poszukiwań, przyjęto mnie do pracy w szpitalu w Rydułtowach. Jak to się wszystko udało, to też wie tylko Pan Jezus.

– A jak odnajduje się Siostra w pracy w szpitalu?

– Pracuję najnormalniej w świecie, jak każdy inny lekarz. Czasem spotykam się z niechęcią, zwłaszcza gdy trafia do mnie ktoś wrogo nastawiony do Kościoła, albo prosi o przepisanie antykoncepcji. Wówczas faktycznie się nie rozumiemy. Mam jednak ogromnie dużo pacjentek i nie narzekam na brak zajęcia.

– Przyszedł moment, kiedy zainteresowała się Siostra także naprotechnologią.

– Kiedy zaczynałam swoją pracę, do Polski docierały pierwsze wieści o naprotechnologii podczas gdy na świecie zajmowano się tym już od jakiegoś czasu. Ukończyłam specjalny kurs i oprócz tego, że jestem ginekologiem-położnikiem, pomagam parom także jako naprotechnolog.

– Proszę, aby wyjaśniła Siostra czym jest naprotechnologia.

– Termin „naprotechnologia” pochodzi z języka angielskiego i jest skrótem nazwy złożonej z trzech słów: natural procreativ technology. Natural – bo wykorzystuje naturalne metody obserwacji kobiecego organizmu i wysyłanych przez niego rozmaitych sygnałów (biomarkerów). Procreativ – bo zajmuje się zdrowiem ginekologicznym kobiety w okresie prokreatywnym czyli rozrodczym. Technology – bo korzysta ze wszystkich dostępnych osiągnięć technologicznych medycyny, które spełniają kryterium godziwości. Naprotechnologia opiera się o naturalne metody rozpoznawania płodności, a dokładnie rzecz ujmując, o obserwację kobiecego cyklu. Twórcą naprotechnologii jest amerykański lekarz, prof. Thomas Hilgers.

– W naprotechnologii wykorzystuje się karty obserwacji cyklu podobne do tych stosowanych w metodzie Billingsa czy Rötzera?

– Tak. Wspomniane przez panią metody są powszechnie znane od wielu lat na całym świecie, także w Polsce. Na każdym kursie przedmałżeńskim jest o nich mowa. Wykorzystuje się w nich specjalnie opracowane karty obserwacji, na których kobieta zaznacza przebieg swojego cyklu miesiączkowego. Jest to możliwe dzięki mierzeniu temperatury, śledzeniu jakości śluzu, obserwacji zmian nastroju itp. Kobieta jeśli nauczy się obserwować swój organizm, to bez problemu będzie mogła określić, w jakiej fazie cyklu się znajduje i czy on przebiega prawidłowo. Tak jak już wspomniałam: tutaj najważniejsza i podstawowa jest obserwacja cyklu.

– Profesor Hilgers wykorzystał takie właśnie karty obserwacji do stworzenia podstaw naprotechnologii?

– Tak. On zaczął od zrobienia bardzo prostej rzeczy. Zebrał karty obserwacji metodą Billingsa od dużej liczby kobiet i ułożył je według pojawiających się na nich kolorów (biały, zielony i czerwony). Następnie badał powstałe grupy pacjentek, chcąc poznać całą ich historię ginekologiczną i niejako odkryć „drugie dno” ukryte w każdej z kart. W tym celu mierzył u nich poziom hormonów czy regularnie wykonywał badanie USG i interpretował wyniki. Na ich podstawie stworzył potężną bazę danych, dzięki której opracował tzw. Model Creightona, autorską metodę rozpoznawania płodności. W Modelu Creightona, podobnie jak w metodzie Billingsa czy Rötzera, kluczową rolę odgrywa obserwacja swojego organizmu przez kobietę. Technik obserwacji i sposobów interpretacji objawów można nauczyć się podczas specjalnych szkoleń, prowadzonych przez instruktorów.

– Przeczytałam niedawno, że do powstania naprotechnologii bardzo przyczynił się bł. papież Paweł VI...

– Chyba śmiało można tak powiedzieć. Papież Paweł VI jest inspiratorem powstania naprotechnologii. Aby to wyjaśnić, muszę wspomnieć o pewnym ważnym wydarzeniu. Otóż, polscy biskupi zawieźli papieżowi Pawłowi VI karty obserwacji, zebrane podczas kursów przedmałżeńskich prowadzonych w parafiach. Karty były medycznym dowodem, że kobieta jest w stanie w dostępny i naturalny sposób rozpoznawać swoją płodność. W pewnej mierze nasi biskupi „dostarczyli papieżowi materiału” do encykliki. W encyklice Humanae Vitae, wydanej w 1968 roku papież Paweł VI wezwał lekarzy aby wypracowali metody rozpoznawania płodności oparte na solidnych metodach naukowych. W tym samym czasie Thomas Hilgers był studentem medycyny. Bardzo konkretnie odczytał wezwanie papieża i poświęcił temu całą swoją karierę medyczną. Opracował Model Creightona, został ginekologiem-mikrochirurgiem, założył w Omaha Instytut Pawła VI, który jest światowym centrum naprotechnologii. Tak więc w odpowiednim czasie zaistniało wiele okoliczności, które spowodowały, że mogła zrodzić się idea naprotechnologii i zaistnieć w świecie medycznym.

– Jak w praktyce wygląda leczenie metodą naprotechnologii?

– Zwykle zgłasza się para, która bezskutecznie stara się o potomstwo, choć jak już wspomniałam, naprotechnologia obejmuje całe zdrowie ginekologiczne kobiety, nie tylko niemożność zajścia w ciążę. Pierwszym etapem jest nauka Modelu Creightona pod kierunkiem instruktora. Lekarz naprotechnolog pomaga parze w szukaniu przyczyn niepłodności na podstawie dostarczonych przez nich informacji zawartych w karcie obserwacji. Interpretując zapisy w karcie, lekarz dobiera odpowiednie leczenie i monitoruje, jak pod jego wpływem zmienia się kobiecy cykl.

– Rozumiem, że takie leczenie wymaga ścisłej współpracy lekarza i zgłaszającej się do niego pary.

– Tak, ponieważ lekarz może pomóc o tyle, o ile para dostarczy mu prawdziwych informacji zapisanych na karcie obserwacji. Bez tego lekarz nie będzie wiedział, w jakim kierunku poprowadzić terapię, bo skoro nie pozna rodzaju dolegliwości, nie będzie mógł też znaleźć skutecznego antidotum.

– Z jakimi przyczynami niepłodności spotyka się Siostra u swoich pacjentów?

– Przyczyny niepłodności to temat bardzo złożony. Wśród najczęstszych można wymienić schorzenia tarczycy, insulinooporność czy endometriozę. Na pewno jedną z przyczyn może być także wcześniejsze stosowanie przez kobietę antykoncepcji. Ale jeśli chodzi o przyczyny niepłodności to ogólnie można stwierdzić, że wciąż wielu rzeczy jeszcze nie wiemy.

– Jak długo trwa leczenie?

– Trudno to uśrednić. Zdarzają się pary, którym wystarczy jedna wizyta, a są i takie, które leczą się kilka lat. Wszystko zależy od rodzaju dolegliwości i problemu z jakim się zmagają. Ale mogę powiedzieć, że jeśli para ma już za sobą jakieś wcześniejsze zabiegi i ingerencje chirurgiczne lub stosowanie antykoncepcji, zwykle leczenie bywa trudniejsze i wydłuża się. Pary, które do mnie trafiają są już mocno doświadczone cierpieniem. Często mają za sobą wizyty u wielu lekarzy i liczne nieudane próby poczęcia dziecka. W naprotechnologii widzą swój ostatni ratunek.

– I ten ratunek przychodzi?

– Często tak. Bardzo wielu parom udało mi się pomóc – tak wielu, że już przestałam liczyć. Są oczywiście także takie pary, którym nie udaje się począć dziecka. Ale w tym miejscu warto jeszcze raz podkreślić, że naprotechnologia nie zajmuje się tylko leczeniem niepłodności, choć w Polsce faktycznie wykorzystuje się ją głównie w tym celu. Naprotechnologia jest pewnym stylem życia – „stylem życia dla życia” – podobnie jak antykoncepcja jest sposobem myślenia i działania „przeciw życiu”. Zawsze modlę się za pary, które do mnie przychodzą. Był taki czas, że modliłam się dla nich o dzieci. Z czasem uświadomiłam sobie, że powinnam raczej prosić Pana Boga, by konkretna para odkryła swoje miejsce w życiu i odczytała wolę Bożą dotyczącą ich małżeństwa i potomstwa. To Bóg jest Dawcą życia i to Jemu trzeba pozwolić, aby nami dysponował. Podobne idee realizuje również prof. Hilgers, we wspomnianym już Instytucie Pawła VI. Jest to bowiem miejsce, w którym nie tylko leczy się bezpłodność. W Instytucie znajduje się również ośrodek adopcyjny, działają psychologowie. Instytut prowadzi także szkolenia dla kapłanów pracujących z rodzinami i podejmuje wiele podobnych inicjatyw. Można więc powiedzieć, że celem naprotechnologii nie jest tylko doprowadzenie do poczęcia dziecka, ale również całościowa troska o małżonków – także o ich zdrowie emocjonalne i duchowe.

– To musi być dla Siostry duże przeżycie, kiedy jako lekarz pomaga Siostra parze w doczekaniu się upragnionego potomstwa.

– Czuję, że Pan Bóg bardzo mnie prowadzi w mojej pracy. Towarzysząc parom, widzę również jak Pan Bóg działa w ich historii życia. To jest chyba najcenniejsze i najpiękniejsze doświadczenie. Między nami nawiązuje się niezwykła i głęboka więź. Ja jednak tylko wspieram, cudów dokonuje Bóg. Modlę się i proszę Ducha Świętego, by mi wskazywał kierunek, w którym powinnam iść jako lekarz w konkretnej sytuacji. Potężnym zapleczem dla mojej pracy jest wspólnota zakonna, w której żyję. Proszę pacjentki o zdjęcie z mężem, mówiąc, że w klasztorze mam zastęp sióstr, które będą modliły się w ich intencji. W mojej wspólnocie każda siostra ma swój album albo przynajmniej listę z imionami i nazwiskami par.

– Widać, że leczenie i w ogóle pomaganie ludziom przynosi Siostrze wiele radości.

– Wychodzę z założenia, że życie, aby było dobrze przeżyte musi być pasją. Wszyscy – i pani i ja – jesteśmy powołani do tego, by tak właśnie swoje życie potraktować i przeżyć. Bóg nie daje życia po to, by wegetowało, ale po to, by pięknie rozkwitło.

– Bardzo dziękuję Siostrze za rozmowę.


Zobacz całą zawartość numeru 

Z cyklu:, Numer archiwalny, W cztery oczy, Miesięcznik, 2016-nr-11, Cogiel Renata Katarzyna, Autorzy tekstów

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 26.04.2024