To Ja jestem

Więc już nie musieli niczego się obawiać. On był z nimi, a skoro tak, to nic im nie groziło, to nie mogło już być lepiej. To otrzymają nawet więcej niż pragnęli, bo „łódź znalazła się natychmiast przy brzegu, do którego zdążali”

Jezus kroczący po falach, Julius von Klever

Jezus kroczący po falach, Julius von Klever

2015-04-18

I Rok czytań
J 6,16-21 


Zaledwie kilka dni temu przydarzyło mi się coś bardzo smutnego. Nagle, zupełnie niespodziewanie, straciłam człowieka bardzo mi bliskiego. Bliskiego nie tylko dlatego, że był moim bratem, że przeżyliśmy obok siebie niemal całe życie, ale także dlatego, że przez ostatnie osiem lat czułam się za niego odpowiedzialna. Musiałam odtąd być już nie tylko jego siostrą, ale także zastąpić mu Mamę, którą wówczas straciliśmy. Bo choć mój brat dobiegał sześćdziesiątki, potrzebował tego bardziej, niż inni ludzie w jego wieku; Był intelektualnie niepełnosprawny.

Jeszcze osiem dni temu żył, dziesięć dni temu byliśmy wpólnie u lekarza, w aptece, na spacerze… Jeszcze dwa tygodnie temu wydawał się człowiekiem zdrowym, pełnym energii i sił.

Nie zapytałam Boga: „dlaczego mi go zabrał?”, ani „dlaczego akurat teraz, kiedy przeszłam na emeryturę, kiedy mogłabym mu poświecić więcej czasu i uwagi, na którą zasługiwał i której potrzebował?”. Nie zapytałam. I nie dlatego, że nie chciałabym tego wiedzieć, ale dlatego, że moje dotychczasowe doświadczenie nauczyło mnie rozumieć, że Bóg wie, co robi, że wybiera właściwy czas i miejsce, że chce dla nas jak najlepiej. A kiedy czasem wydaje się nam, że nas opuścił, że się oddalił, że nie zdążył na czas – wtedy właśnie jest najbliżej. Jestem pewna, że tak właśnie było i tym razem.

Tak było i w czasie wydarzenia opisanego przez św. Jana w dzisiejszej Ewangelii. „(…) o zmierzchu uczniowie Jezusa zeszli nad jezioro i wsiadłszy do łodzi przeprawili się przez nie do Kafarnaum. Nastały już ciemności, a Jezus jeszcze do nich nie przyszedł; jezioro burzyło się od silnego wiatru…”. Ciemność, wzburzone jezioro, silny wiatr. Groźne okoliczności i niebezpieczeństwo. Żaden rozsądny rybak,  żeglarz, ani podróżnik nie wyprawia się na wielką wodę w takich okolicznościach. Tyle, że nie zawsze mamy na nie wpływ, nie zawsze mamy wybór. No bo któż z nas nie znalazł się choćby raz w sytuacji, która wydała mu się niebezpieczna, beznadziejna, rozpaczliwa? W sytuacji, która w mniejszym lub większym stopniu stała się próbą wiary?

Apostołom wydawało się, że nie doczekają się już nadejścia Jezusa. Wypłynęli, bo pewnie sądzili, że uda im się dotrzeć na miejsce przeznaczenia zanim rozpęta się burza. Sądzili zapewne, że „wiedzą lepiej” i że jest w ich mocy „uniknąć najgorszego”.

A Jezus zjawia się nagle pośrodku jeziora, kroczy sobie po falach jakby nigdy nic, jakby to było takie zwyczajne i oczywiste… Więc przelękli się jeszcze bardziej. I nagle usłyszeli:  „To Ja jestem, nie bójcie się”.

Jego „Ja jestem” zabrzmiało tak jakoś znajomo… jak Imię Wiekuistego Boga. Więc już nie musieli niczego się obawiać. On był z nimi, a skoro tak, to nic im nie groziło, to nie mogło już być lepiej. To otrzymają nawet więcej niż pragnęli, bo „łódź znalazła się natychmiast przy brzegu, do którego zdążali”.

Wierzę, że „łódź” mojego Brata też dotarła już do tego najlepszego z „Brzegów” i znalazła bezpieczną przystań w ramionach Miłosiernego Boga.

Dajmund Danuta, Autorzy tekstów, Rozważanie

nd pn wt śr cz pt sb

28

29

30

1

2

3

5

11

12

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

Dzisiaj: 19.05.2024