Spotykając Miłość

Co takiego wybrała Maria, że okazuje się to ważniejsze od wypełniania posługi i obowiązków? Maria wybrała Słowo. Maria wybrała Miłość.

zdjęcie: www.flickr.com

2014-10-07

II Rok czytań
Łk 10, 38-42

Towarzyszymy dzisiaj Jezusowi w Jego wizycie w domu Marty i Marii. Wraz z Marią siadamy u Jego stóp. Razem z Martą krzątamy się, by godnie przyjąć niezwykłego Gościa. Pytamy: Dlaczego Maria nie włączała się do prac? Dlaczego nie pomagała swojej siostrze, tylko siedziała u stóp Jezusa i słuchała Go? Czy czynności, jakie wykonywała Marta były niepotrzebne?

Maria poszła za pragnieniem serca. Słuchała Jezusa, którego pokochała ogromną miłością. W jej sercu cały czas była wdzięczność za ocalenie jej duszy, za nawrócenie, za cierpliwość Jezusa do niej, za przebaczenie. Gdy przychodził do ich domu, ona pragnęła przyjmować każde Jego słowo. Pragnęła całą sobą chłonąć wszystko, co pochodziło od Niego. Jej miłość stale była spragniona Jego obecności, chciała ciągle patrzeć na Niego, słuchać Go, być świadkiem Jego znaków, czynów. Jej miłość do Chrystusa była naprawdę wielka. To dlatego, że On pierwszy okazał jej swoją miłość, miłość miłosierną. Doświadczyła tak niespotykanego ogromu miłości, że zapragnęła wszystko tej miłości poświęcić. Bóg przebaczył jej grzechy, darował winy. Od Niego pierwszego doznała właśnie takiej miłości, miłości bezwarunkowej, miłości totalnej, akceptującej. Jej doświadczeniem była dotąd pogarda, brak szacunku, poniżenie. Ale pojawił się Jezus, który patrzył na każdego z miłością. Na nią również. A w Jego wzroku zobaczyła czystą miłość, jakiej nie znała. Zobaczyła akceptację jej osoby. Ta miłość była dla niej niepojęta. Wszyscy widzieli tylko jej zewnętrzną postać, oceniali ją po jej czynach, po życiu. Jezus patrzył inaczej. On widział wnętrze człowieka. On dostrzegł jej ból, jej cierpienie, jej bezsilność. On swoją miłością dotknął jej serca, samej głębi i wydobył z niego dobro, którego zawsze była spragniona. Wymazał całą przeszłość i otoczył miłością. Jakże miałaby Go nie kochać!

Sercem czuła, że przy Nim staje się mocna w swym postanowieniu zmiany życia. Przy Nim staje się dobra, czysta, nowa, inna, niż dotychczas, lepsza. Poza tym nabiera szacunku do samej siebie. Może myśleć o sobie bez nienawiści, bez pogardy. To Jezus sprawił, że zaakceptowała samą siebie. Maria doświadczała całą swoją istotą, że powoli jej życie przemienia się, a jego sens tkwi w Jezusie, w Jego miłości, w Jego nauce. Dlatego pragnęła Go słuchać. Każde słowo odradzało ją. Każde stawało się w niej radością, pokojem, miłością. To niebywałe, jak słowa Jezusa w niej stawały się życiem, ciałem, rzeczywistością. Bo ona ich pragnęła ogromnie, chłonęła je całą sobą i czyniła swoim pokarmem, sensem życia. Myślała o nich, rozważała je, starała się według nich żyć. Czuła w swoim wnętrzu, że dopiero teraz rozpoczęła prawdziwe życie. Jej szczęście nie miało granic, bowiem zobaczyła jego sens. Ona teraz wiedziała, dlaczego żyje. A mianowicie żyje, by kochać Jezusa, żyje, by Go słuchać. Żyje dla Niego, ze względu na Niego. Widziała zmiany zachodzące w niej pod wpływem Jego miłości, Jego nauki, Jego czynów. A w sercu zrodziło się pragnienie odwzajemnienia tak wielkiej miłości, odwzajemnienia do końca i całkowicie.

Marta krząta się przygotowując posiłek dla Gościa. Chciałaby się pokazać z jak najlepszej strony. Ona również kocha Jezusa i najchętniej usiadłaby i słuchała Go. Ale jednocześnie czuje, że wypadałoby Gościa czymś poczęstować. Tym bardziej, że Jezus tyle chodził, jest zmęczony i głodny. Tak więc przygotowuje posiłek, a w sercu mieszają się różne uczucia i emocje. Dodatkowo wzbiera w niej zazdrość, że jej siostra siedzi sobie i słucha Jezusa, a więc czyni to, co i ona chciałaby teraz robić, natomiast Marta nie może wszystkiego słyszeć, cieszyć się obecnością Chrystusa, bo ma do wykonania obowiązki. Pojawia się poczucie krzywdy, żal i pretensje do siostry, a w końcu nie wytrzymuje i robi wymówkę Jezusowi. „Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła.” Co takiego wybrała Maria, że okazuje się to ważniejsze od wypełniania posługi i obowiązków. Maria wybrała Słowo. Maria wybrała Miłość. Ten wybór pozornie zwyczajny, ma bardzo głębokie znaczenie. Bowiem to „słuchanie” w jakie zamieniła się Maria, gdy przyszedł Jezus, stało się jej życiem. Maria doświadczyła Miłosierdzia. Ono przemieniło totalnie jej życie. Od tej pory kochała coraz bardziej i coraz więcej Jezusa i Jemu poświęcała wszystko. Pragnęła Go nieustannie słuchać. Jego nauka zapadała głęboko w jej serce. Ona żyła Słowem Jezusa, ona żyła Jego miłością, ona żyła Nim. Ponieważ Jezus jest Bogiem, ponieważ daje życie wieczne, ona w ten sposób dokonała wyboru, który skutkuje wiecznością. Nie będzie tego pozbawiona. To jest najlepsze, co może wybrać człowiek – Jezusa! Słuchanie Go i życie Jego nauką! Umiłowanie tak wielkie, że poświęca się Jemu wszystko, całe życie!

Marta nie czyni źle. Jednak to, co rodzi się w jej sercu w trakcie posługiwania, zmienia sens jej uczynków. Te uczucia, te emocje nie będą skutkowały wiecznością. Nie mają tej mocy przemiany w miłość, przemiany życia na lepsze. I chociaż posługiwanie i wypełnianie obowiązków jest dobre, to jednak intencje dla których się je wykonuje, mogą być czasem niewłaściwe. Mogą człowieka uświęcać lub nie.

Cogiel Renata Katarzyna, Autorzy tekstów, Rozważanie

nd pn wt śr cz pt sb

28

29

30

1

2

3

5

11

12

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

Dzisiaj: 04.05.2024