Boży zielnik

W dzisiejszych czasach obserwuje się znaczny wzrost zainteresowania lekami i suplementami diety pochodzącymi od ziół. Coraz częściej też zioła wykorzystuje się do produkcji rozmaitych kosmetyków i środków pielęgnacyjnych.

zdjęcie: canstockphoto.pl

2016-09-02

Dziś, gdy coraz częściej intuicja podpowiada nam, że leczenie naszych licznych schorzeń przy pomocy mniej lub bardziej kolorowych i schludnie opakowanych, ale za to niebezpiecznych pigułek to nie jest najlepsza droga, przypominamy sobie słowa pewnego człowieka o imieniu Paracelsus. Powiedział on: „Wszystkie łąki i pastwiska, wszystkie lasy i góry są aptekami”. Potwierdzenie tych jego słów odnajdujemy także w Biblii: „Pan stworzył z ziemi lekarstwa, a człowiek mądry nie będzie nimi gardził” (Syr 38, 4).

Zioła znane od wieków

Ludzie od zarania swoich dziejów używali roślin w celach leczniczych. Pierwsze wzmianki dotyczące ziołolecznictwa można znaleźć już w dokumentach historycznych Babilonii i Asyrii pochodzących z okresu 2000 lat p.n.e. Dotyczą one takich ziół jak na przykład rumianek, szafran, piołun, babka czy nagietek. Ale tak naprawdę kolebką ziołolecznictwa stał się starożytny Egipt, czego dowodzą napisy i rysunki na budowlach i papirusach oraz zapisy w dziełach starożytnych pisarzy. Największej wiedzy na ten temat dostarczył papirus Ebersa zawierający ok. 900 recept. Ziołolecznictwem w Egipcie zajmowali się kapłani. Rośliny lecznicze uprawiano przy świątyniach, zaś leki sporządzano według ścisłych receptur w specjalnych pomieszczeniach.

Na kontynencie europejskim ziołolecznictwo i wiedzę medyczną z nim związaną zapoczątkowali starożytni Grecy, a jego rozkwit nastąpił w V i IV wieku p.n.e. Początkowo istniał ścisły związek ziołolecznictwa z kultem religijnym, ale z czasem nadawano mu coraz bardziej świecki charakter. Zioła sprzedawano lekarzom i pacjentom w odpowiednich składach nazywanych po grecku apotheke. Właśnie od tego słowa wywodzi się współczesne określenie „apteka”.

Klasztorne leki

W okresie średniowiecza ziołolecznictwo rozwijało się głównie przy chrześcijańskich klasztorach. Szczególnie zasłużyli się w tej dziedzinie benedyktyni hodujący zioła w przyklasztornych ogródkach zwanych wirydarzami i prowadzący specjalne, pięknie ilustrowane zielniki roślin leczniczych. Zakonnicy hodowali między innymi szałwię lekarską, miętę, koper włoski, lubczyk ogrodowy, rozmaryn lekarski i wiele innych roślin. Zasoby aptek zakonnych wzbogacano czasem ziołami przywiezionymi z dalekich podróży misyjnych.

Ojciec ziołolecznictwa

Do prawdziwego przełomu w dziejach ziołolecznictwa doszło za sprawą wspomnianego już na wstępie Paracelsusa, którego właściwe imię i nazwisko to Phillippus Aureolus Theophrastus Bombastus von Hohenheim. Ten urodzony ok. 1493 roku w Szwajcarii lekarz i przyrodnik uważany za ojca nowożytnej medycyny twierdził, że to Bóg dał ludziom lekarstwo na każdą chorobę i ten sam Bóg ułatwił człowiekowi jego poszukiwanie, dodając roślinom odpowiednie, zewnętrzne znaki szczególne. Zgodnie z tą zasadą Paracelsus stosował np. rośliny o nerkowatych liściach na choroby nerek, zaś makówki na bóle głowy. To on opracował również metody przetwarzania roślin w taki sposób, aby wydobyć z nich substancję aktywną. Głównie dlatego uznawany jest też za ojca ziołolecznictwa, czyli fitochomii (nauki badającej związki organiczne obecne w roślinach), a także farmakognozji (działu farmacji zajmującego się roślinami używanymi jako leki).

Boży farmaceuci

W dzisiejszych czasach obserwuje się znaczny wzrost zainteresowania lekami i suplementami diety pochodzącymi od ziół. Coraz częściej też zioła wykorzystuje się do produkcji rozmaitych kosmetyków i środków pielęgnacyjnych. Starają się na to zapotrzebowanie odpowiedzieć różne podmioty świeckie, ale także – zgodnie ze swą wielowiekową tradycją – rozmaite zakony, które do dziś, niemal nieprzerwanie, zajmują się ziołolecznictwem. Prowadzą one punkty porad lekarskich i apteki, a ich poradnie ziołolecznictwa udzielają fachowych rad z zakresu leczenia ziołami. Czynią tak np. bonifratrzy, którzy oferując swoje mikstury i mieszanki ziołowe pomagające w wielu schorzeniach, wykorzystują swoje bogate, 300-letnie (jeszcze wileńskie) doświadczenie w stosowaniu leków ziołowych pochodzących z naturalnych lub przetworzonych surowców, uzyskiwanych z roślin leczniczych. Podobnie postępują benedyktyni czy kapucyni cieszący się zasłużonym zaufaniem swoich pacjentów. Zapewne niektórzy z nas znają słynny „Balsam kapucyński”. Sami zakonnicy twierdzą, że jego historia zaczęła się ponad 150 lat temu w kapucyńskim klasztorze w Pradze, a w czasie I wojny światowej za sprawą wdzięczności rannego czeskiego zakonnika jego receptura trafiła do Krakowa. W latach 90-tych kapucyni, zmuszeni stale rosnącą popularnością balsamu, otwarli Manufakturę Kapucyńską, która zajmuje się jego produkcją i dystrybucją. Kapucyni sprzedają też miody i inne produkty pszczele i to nie tylko swoje. Sprowadzają je również ze słynnej pasieki ks. Ostacha w Kamiannej. Obok miodów pojawiły się też produkty o. Grzegorza Sroki, autora słynnego poradnika ziołowego i innych publikacji z tej dziedziny. Zakonnik ten przez 50 lat zajmował się ziołolecznictwem. Prawdopodobnie był najsłynniejszym światowym zielarzem zakonnym zaś jego spostrzeżenia dotyczące terapeutycznego działania ziół, zostały w późniejszym czasie potwierdzone naukowo. Wśród wielu innych są również dostępne preparaty ziołowe ojców franciszkanów z Panewnik, przetwory s. Małgorzaty Chmielewskiej czy maści bonifratrów.

Dziurawiec, koper, mięta

Jeśli przyjrzeć się środkom medycznym zapisywanym współcześnie przez lekarzy, okazuje się, że wiele z nich posiada swoich „przodków” wśród ziół. Tak jest chociażby w przypadku kwasu acetylosalicylowego. Co ciekawe, około 24% nowoczesnych leków w USA pozyskuje się właśnie z roślin. Podobnie wygląda to w wielu innych krajach.

Uważa się, że na całym świecie istnieje ponad 20 tysięcy rodzajów roślin, które można stosować w celach leczniczych. Ta wielość potwierdza tezę Paracelsusa, że istnieje możliwość leczenia niemal wszystkich chorób przy pomocy ziół. Na podstawie własnych doświadczeń większość z nas jest w stanie zgodzić się z tym twierdzeniem. Przecież i my nieraz przygotowujemy ziołowe herbatki, dzięki którym koimy rozmaite dolegliwości swoje czy swoich bliskich.

Wiemy również, że z ziół można wytwarzać rozmaite maści, czy lecznicze nalewki. Któraż matka nie stosowała kopru włoskiego na bolesne kolki i wzdęcia swojego maluszka? Któż z cierpiących na bezsenność nie błogosławił poczciwego dziurawca za jego kojące właściwości. Ilu ludziom cierpiącym na niedrożność górnych dróg oddechowych przyniósł ulgę choćby zwykły napar z mięty?

Chemia w starciu z naturą

Z całą pewnością należy cieszyć się z tego swoistego renesansu ziołolecznictwa. Raduje także i to, że obecnie nastąpiła faktyczna akceptacja leków pochodzenia roślinnego, które z pozycji co najwyżej tolerowanych środków paramedycznych awansowały na partnerów leków pochodzenia syntetycznego. Zapewne stało się tak za sprawą coraz częściej ujawnianych skutków ubocznych, spowodowanych przez leki chemiczne zwłaszcza wśród dzieci, kobiet w ciąży, rekonwalescentów czy osób starszych, ale też za sprawą pewnych zastojów w rozwoju medycyny. Tymczasem zioła lecznicze zawierają substancje biologicznie czynne, oddziałując na organizm człowieka, pobudzają jego mechanizmy odpornościowe, dostarczają witamin i składników mineralnych oraz ułatwiają przyswajanie składników pokarmowych. O ile leki syntetyczne czyli chemiczne, zwłaszcza antybiotyki, pozostawiają w organizmie substancje, które obciążają nerki, wątrobę i żołądek, o tyle kuracje ziołowe nie niszczą dobroczynnej flory bakteryjnej żyjącej w przewodzie pokarmowym człowieka.

Jednak z roztropnością

Trzeba jednak pamiętać, że choć stosowanie ziół jest na ogół bezpieczne i skuteczne, to nadużywanie niektórych z nich może być tak samo groźne, jak przedawkowanie leków sprzedawanych na receptę. Warto zatem zawsze stosować je po konsultacji z lekarzem i pamiętać, że leki pochodzenia roślinnego są skuteczne głównie w profilaktyce, ale nie zawsze wystarczające w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia życia. Nieodpowiednio przyrządzone lub w połączeniu z niektórymi lekami syntetycznymi mogą okazać się groźne dla zdrowia.

Używajmy więc „Bożej apteki” rozumnie i z wielką wdzięcznością za ten niezwykły dar Stwórcy dla swego umiłowanego stworzenia, jakim jest człowiek.

Tę wdzięczność w swej poezji wyraził już ks. Jan Twardowski tak pisząc w „Jeszcze jednej litanii”:

Pokrzywo, której włókna
potrzebne są do wyrobu tkanin.
Rumianku, który leczysz
nie tylko ludzi i zwierzęta,
ale i rośliny rosnące w pobliżu.
Szałwio potrzebna w cierpieniu.
Nie opuszczajcie nas nawet wtedy
kiedy pod parasolem deszcz, ciemno i zimno.


Zobacz całą zawartość numeru

Z cyklu:, Miesięcznik, Numer archiwalny, Dajmund Danuta, 2016-nr-08, Rozmaitości, Autorzy tekstów

nd pn wt śr cz pt sb

25

26

27

28

29

1

2

3

4

5

6

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

Dzisiaj: 29.03.2024