Aby „dotknąć” Boga

Rzadko współpraca i przyjaźń dwóch osób przynosi tak wspaniałe owoce, jak w przypadku św. Wincentego i jego duchowej córki św. Ludwiki de Marillac.

zdjęcie: SOMOS.VINCENCIANOS.ORG

2015-07-31

Bardzo rzadko jakiemuś świętemu przysługuje „prawo” patronowania tak wielu dziełom, jak ma to miejsce w przypadku św. Wincentego à Paulo. W 1885 roku Papież Leon XIII uznał go bowiem za patrona wszystkich dzieł miłosierdzia w Kościele. Równie rzadko współpraca i przyjaźń dwóch osób przynosi tak wspaniałe owoce, jak u św. Wincentego i jego duchowej córki św. Ludwiki de Marillac.

Wybrał go Bóg 

Wincenty przyszedł na świat 24 kwietnia 1581 roku w miejscowości Pouy – dziś od jego imienia nazwanej: St-Vincent-de-Paul – w wielodzietnej rodzinie gaskońskich rolników, jako trzecie z sześciorga dzieci. Miał dość szczęśliwe – co nie oznacza, że łatwe – dzieciństwo. Ale choć, jak w wielu rodzinach o podobnym statusie, musiał pomagać w pracach gospodarczych oraz opiekować się młodszym rodzeństwem, jego rodzice, świadomi niezwykłej inteligencji syna, marzyli dla niego o lepszej przyszłości. Był na to wówczas tylko jeden sposób. Gdy Wincenty skończył 14 lat wysłali go do Dax, gdzie w szkole franciszkańskiej kontynuował naukę, zarabiając na nią korepetycjami udzielanymi mniej zdolnym, za to zamożnym, kolegom oraz korzystając ze wsparcia proboszcza. Po ukończeniu nauki nie czuł się powołany do życia duchownego, jednak ulegając sugestiom swoich bliskich, podjął studia teologiczne. Dostrzegł w tym pewną szansę na zrobienie kariery, co w konsekwencji pomogłoby mu wspierać rodziców i rodzeństwo. 
Czyżby tylko chłodna kalkulacja i nadzieja na dobrobyt uczyniły z zaledwie 19-letnego młodzieńca kapłana? Chyba nie. Najwyraźniej Bóg, który zna serce człowieka lepiej niż on sam, pragnął uformować osobę, jaką Wincenty miał się wkrótce stać, wybierając nieco „okrężną” drogę, by przygotować go do przyszłych zadań. Początkowo skoncentrowany głównie na tym, co – jak sądził – może osiągnąć tylko własnymi siłami, Wincenty stopniowo zmieniał sposób postrzegania siebie i swojego życia. Z całą pewnością nie mógł jednak przypuszczać, że odmieni się ono tak szybko i radykalnie. 

Do Boga przez człowieka 

Przeprawiając się Morzem Śródziemnym z Marsylii do Narbonne statek wiozący Wincentego został wraz z załogą i pasażerami napadnięty przez tureckich piratów, a młody, gorliwy kapłan, przewieziony do Tunisu, dostał się do niewoli, w której miał spędzić dwa lata, kolejno u czterech panów. Dopiero pobyt w Nicei Sabaudzkiej przyniósł Wincentemu odmianę losu i zwrócił mu wolność. Udało mu się bowiem nawrócić swojego „właściciela” i w konsekwencji obaj uciekli do Europy. 
Lata 1608-1620 okazały się przełomowymi dla duszy młodego kapłana. To wówczas poznał wielu wybitnych i pełnych Bożego Ducha ludzi, między innymi ks. Piotra de Bérulle’a, który wskazywał kapłanom na wielkość ich kapłańskiej służby i św. Franciszka Salezego. Zaczął też inaczej patrzeć na ludzką nędzę, zarówno materialną, jak i duchową. Być może pomogły mu w tym kolejne okoliczności życia, zwłaszcza czas, gdy głosił Chrystusową Ewangelię galernikom. Także rok 1612, kiedy objął parafię w Clichy i szczególną troską otoczył ubogich i cierpiących, przygotowywał go do przyszłych zadań. Nie inaczej było w Chatillon les Dombes, gdzie pokorną i cierpliwą służbą szybko zjednał sobie zaufanie parafian. Kluczowym dla rozwoju jego duchowego życia stało się jednak wydarzenie, które miało miejsce 25 stycznia 1617 roku. Gdy głosił rekolekcje w Folleville wezwano go do pewnego chorego – porządnego i szanowanego – człowieka. Ten w obliczu śmierci wyznał, że jego życie było jednym wielkim kłamstwem i w rzeczywistości nie zasługuje na opinię, jaką się cieszy. Przy łożu tego człowieka ks. Wincenty przeżył prawdziwy wstrząs. Zrozumiał więcej niż przez całe lata studiów. Pojął, że Bóg poprzez ludzi potwierdza swą obecność. Zrozumiał, że aby „dotknąć” Boga, musi pochylić się nad człowiekiem – także tym najuboższym; zarówno w sensie materialnym jak i duchowym. Swoje odkrycie przypieczętował, składając Bogu ślub poświęcenia się ludziom ubogim i pokrzywdzonym. Tak radykalna zmiana w duszy przyszłego Świętego nie dziwi, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że nastąpiła ona w dniu, w którym Kościół wspominał nawrócenie św. Pawła. Bo Bóg zawsze znajdzie jakiś sposób, by dotrzeć do duszy człowieka. 

Spotkanie z Ludwiką 

W międzyczasie, skończone w Tuluzie studia Wincenty pogłębiał na uniwersytetach w Rzymie i w Paryżu, uzyskując w 1623 roku licencjat z prawa kanonicznego. W tym samym roku odwiedził swych bliskich w Pouy i zaczął rozmyślać nad tym, jak poprawić los swojej rodziny. Pokusa ta miała pewnie ścisły związek z dręczącym go od szkolnych czasów wyrzutem sumienia. Pewnego dnia, do kolegium, gdzie się uczył, przybył jego ojciec stęskniony za synem. Wincenty nie chciał jednak zejść do rozmównicy, wstydząc się przed kolegami ojca-biedaka. 
Prawdopodobnie już w 1624 roku ks. Wincenty à Paulo po raz pierwszy spotkał poślubioną Antoniemu Le Gras Ludwikę de Marillac, niegdyś penitentkę ks. Piotra Camusa – przyjaciela św. Franciszka Salezego. Pełnej lęków i skrupułów kobiecie, borykającej się z chorobą męża, wskazano tego „ubranego zbyt biednie” kapłana, jako człowieka, który mógłby udzielić jej duchowych porad. Spotkanie to nie należało do udanych. Uprzedzenia były obopólne. Nie tylko Ludwika – mówiąc oględnie – nie zachwyciła się poleconym jej kapłanem, ale i ks. Wincenty nie miał ochoty zostać duchowym doradcą tej skomplikowanej kobiety. Wkrótce spostrzegł jednak, że ta surowa i niespokojna dama w kontakcie z biednymi staje się zupełnie inną – czułą i delikatną – osobą, postanowił więc nauczyć ją, jak „rozszerzać serce przez przyjmowanie na siebie ciężarów innych”. 

Pamięć o ubogich 

Tymczasem papież Paweł V wysłał Wincentego do Francji z misją do króla. Skromny, a przy tym niezwykły kapłan szybko zdobył zaufanie królowej, która uczyniła go swoim kapelanem i jałmużnikiem. Powierzyła też ks. Wincentemu opiekę nad Szpitalem Miłosierdzia, któremu sama patronowała. 
Mimo pozorów pewnej życiowej stabilizacji, Wincenty à Paulo pozostał wierny złożonemu przez siebie ślubowi. Ani na dworze, ani w wygodnym zamku Montmirail, gdzie był doradcą duchowym znamienitej rodziny Gondi, nie zapomniał o ubogich, ucząc katechizmu także wieśniaków. Zgromadziwszy wokół siebie kapłanów, którzy głosili ubogim Słowo Boże, w 1625 roku dał początek Zgromadzeniu Księży Misjonarzy – lazarystom. 
Już w 1627 roku Kongregacja Rozkrzewiania Wiary zatwierdziła „Misję Wincentego à Paulo”, której oddał on wszystko, co posiadał. Chciał, aby jego duchowi synowie przemierzali z Dobrą Nowiną religijnie zaniedbane (także z powodu duchowego lenistwa duszpasterzy) regiony. Równocześnie, być może pamiętając o własnej niedojrzałości w tej kwestii, ks. Wincenty zabiegał o dobre przygotowanie do kapłaństwa młodych mężczyzn, organizując specjalne rekolekcje przed święceniami i powołując do życia seminaria duchowne. Organizował tzw. „Wtorkowe Konferencje”, które prowadził prawie przez całe życie. Z tej jego „szkoły” wywodzili się najlepsi kapłani Francji. Powtarzał nieraz: „Nie zadowalajcie się mówieniem: jestem chrześcijaninem! Ale żyjcie tak, żeby można było o was powiedzieć: widziałem człowieka kochającego Boga z całego serca i zachowującego Jego przykazania”. Pamiętając o trudnych początkach swego kapłańskiego życia, zakładał niższe seminaria duchowne, przeznaczone zwłaszcza dla chłopców z ubogich rodzin. 
Święty Wincenty założył także stowarzyszenie Pań Miłosierdzia; kobiet które miały nieść pomoc ubogim i niepełnosprawnym, żebrakom oraz porzuconym dzieciom, których w tym czasie we Francji nie brakowało. Założyciel pragnął, aby czyniły to osobiście, mądrze i w sposób dobrze zorganizowany, który zapewniłby potrzebującym stałą, a nie tylko doraźną, przeplataną okresami zaniedbań, pomoc. I tak w krótkim czasie powstały w całej Francji grupy „la carita” – poprzedniczki dzisiejszej Caritas. Owdowiała w 1925 roku Ludwika de Marillac cieszyła się już wówczas tak wielkim zaufaniem ks. Wincentego, że 6 maja 1629 roku, uroczyście przekazał jej odpowiedzialność za stowarzyszenie Pań Miłosierdzia. 

Córki miłosierdzia 

Choć wiele lat swojego życia przyszło mu mieszkać w domach bogaczy, nie tracił czasu. To tam uczył się odpowiedzialności za ludzi biednych. Owocem spotkania św. Wincentego i św. Ludwiki de Marillac było także powstanie w 1633 roku Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia zwanych – od francuskiego słowa „charité”, czyli „miłosierdzie” – szarytkami. Boża Opatrzność postanowiła na dobre skrzyżować ścieżki życia tych dwojga. Bóg wiedział najlepiej, jak wielkim dobrem może zaowocować ta przyjaźń. W tamtych czasach kobiety, które chciały poświęcić się Bogu nie mogły marzyć o aktywności apostolskiej, którą uważano za nieodpowiednią dla nich i zbyt niebezpieczną. Mogły tylko wieść życie mniszek konsekrowanych za klauzurą klasztoru. A jednak tej dwójce – Wincentemu i Ludwice – udało się to, co wydawało się niemożliwym: 29 listopada 1633 roku, w porozumieniu z ks. Wincentym, Ludwika zgromadziła pod swoim dachem dziewczęta, które chciały poświęcić się Jezusowi, prowadząc życie konsekrowane, a zarazem – pozostając w świecie – całkowicie poświęcić się służbie biednym i opuszczonym. 25 marca 1642 roku, ona i cztery pierwsze siostry złożyły śluby, oddając się na służbę Chrystusowi w ubogich. Wkrótce córki miłosierdzia, zaczęto nazywać „szarymi siostrami”, a św. Wincenty tak widział ich szczególne posłannictwo: „Będą miały za klasztor domy chorych i ten, w którym zamieszka przełożona; za celę, wynajęty pokój; za kaplicę, kościół parafialny; za krużganki, ulice miast; za klauzurę, posłuszeństwo; za kratę, bojaźń Bożą; za welon, świętą skromność; za profesję, stałe zaufanie Boskiej Opatrzności i ofiarę całego swego jestestwa”. I choć Wincenty i Ludwika musieli później nieco „zinstytucjonalizować” charakter zgromadzenia, to niepodważalny jest fakt, iż dali oni początek wielu współczesnym kongregacjom aktywnego życia apostolskiego i instytutom świeckim, które do dziś rodzą się z rozmaitych ruchów religijnych. 

Potrzebne wszędzie 

W czasach współczesnych Wincentemu i Ludwice szarytki szły wszędzie tam, gdzie można było spodziewać się największych trudów i cierpienia. Tak było też w „Hōtel-Dieu” – ponurym szpitalu, gdzie każda z 20-tu pięćdziesięcioosobowych sal musiała pomieścić 250 osób. O godnych warunkach dla cierpiących czy umierających ludzi nie mogło być oczywiście mowy. Sytuacja jeszcze bardziej pogorszyła się podczas epidemii dżumy w 1636 roku. Gdy Wincenty i Ludwika umieścili w szpitalu swoje córki miłosierdzia, które nieustannie służyły tam cierpiącym, wszystko zmieniło się na lepsze. 
Szarytkom powierzono także opiekę nad porzucanymi, umierającymi z głodu i zimna, lub sprzedawanymi dziećmi, pogardzanymi tylko za to, że były „owocem grzechu”. Siostry mające wątpliwości czy przystoi im opiekować się nieszczęśliwymi maleństwami, św. Wincenty zachęcał, mówiąc: „Staniecie się podobne do Madonny, ponieważ będziecie jednocześnie dziewicami i matkami. Widzicie, moje córki, co dla was i dla nich uczynił Bóg? Od wieków przygotował ten czas, aby zainspirować w niektórych paniach pragnienie zaopiekowania się tymi maleństwami, które On uznaje za swoje: od wieków was wybrał, córki moje, aby posłużyć się wami”. 
Udało mu się również wzbudzić zapał sióstr do posługi dużo bardziej niebezpiecznej, wśród skazanych galerników. Dowodził: „Kto mówi «córki miłosierdzia», mówi «córki Boga» – i Bóg chce, żeby najbiedniejszym usługiwały właśnie Jego córki”. Wincenty i Ludwika uczyli też swoje siostry, jak w tych trudnych warunkach „być jak promienie słoneczne, które stale padają na śmieci i nie ulegają zabrudzeniu”. A przecież, by „naprawić to, co ludzie chcieli zniszczyć, chronić życie tam, gdzie ludzie chcą je zlikwidować”, musiały służyć nie tylko galernikom, ale i żołnierzom na polach bitew. 

Minister od ubogich 

Trudno na kilku stronach wymienić wszystkie dzieła św. Wincentego i św. Ludwiki. Zakładali ośrodki pomocy, prowadzili zbiórkę i segregację żywności, otaczali opieką rozmaitych „wyrzutków”, sprzeciwiając się ich odrzuceniu poza margines społeczeństwa, zaś zdolnych do pracy uczyli wzajemnej pomocy i zarabiania na własne potrzeby. Wincenty, aby pomóc potrzebującym, bez skrupułów wykorzystywał swe wpływy na królewskim dworze; był jakby „ministrem” do spraw opieki socjalnej. 
W czasie zamieszek „Frondy”, w latach 1648-1653 ks. Wincenty i Ludwika nieśli pomoc wielu głodującym i dotkniętym nieszczęściami i zniszczeniami wojennymi mieszkańcom Paryża. Jak bardzo pomoc ta była niezbędna, świadczy list św. Wincentego do papieża: „Dwór królewski jest podzielony przez niezgodę; lud rozbity na przeciwstawne partie; miasta i prowincje zdewastowane przez wojny domowe; miasteczka, wsie i zamki powywracane, zdewastowane i spalone; chłopi nie są w stanie zebrać tego, co zasiali i zasiać na przyszłe lata. Żołnierze pozwalają sobie bezkarnie na zadawanie wszelkich udręk. Lud narażony jest nie tylko na kradzieże i rozboje, ale także na mordy i wszelkiego rodzaju udręki z ich strony: chłopi są torturowani albo przyprawiani o śmierć; dziewice pozbawiane honoru; zakonnice narażone na działania rozpustne i gwałty; kościoły sprofanowane, ograbione, zniszczone; te, które pozostały, w większości opuszczone przez swoich pasterzy, a zatem – lud jest prawie pozbawiony sakramentów...”. 

Dzieło, które trwa 

Wydawało się, że Kościół w swej ówczesnej kondycji nie będzie w stanie zaradzić całemu temu złu. A jednak tę samą, zepsutą Francję fascynowała osobowość św. Franciszka Salezego, kardynała Piotra de Bérulle’a, czy wielu innych świętych, którzy zapoczątkowali odnowę życia chrześcijańskiego w tym królestwie. Należał do nich także św. Wincenty à Paulo, którego słusznie uważa się za prekursora licznych dzieł o charakterze charytatywnym. I choć piastował wysokie stanowisko w Radzie Królewskiej – tak zwanej Radzie Sumienia, znał go także każdy paryski biedak. 
Do tego świętego grona należała również Ludwika de Marillac, jego przyjaciółka i duchowa córka. Zmarła 15 marca 1660 roku, na kilka miesięcy przed nim. W chwili jej śmierci siostry szarytki pracowały już w 30 miastach Francji. Dotarły także do Polski. Ludwikę de Marillac 9 maja 1920 roku beatyfikował Benedykt XV, zaś 11 marca 1934 roku kanonizował Pius XI. W 1960 roku bł. Jan XXIII ogłosił ją patronką dzieł miłosierdzia. Jej ciało spoczywa dziś w szklanej trumnie w kaplicy obecnego Domu Macierzystego Sióstr Miłosierdzia przy Rue du Bac 140 w Paryżu, w pobliżu kościoła, w którym złożono ciało jej duchowego ojca – św. Wincentego ŕ Paulo. 
Ksiądz Wincenty zmarł w 1660 roku, gdy jego misjonarze pracowali już w większości krajów europejskich, także w Polsce, a nawet dotarli do północnej Afryki. W roku 1729 papież Benedykt XIII wyniósł Wincentego do chwały błogosławionych, a Klemens XII kanonizował go w roku 1737. Patronuje nie tylko wszystkim dziełom miłosierdzia w Kościele, ale także kilku zgromadzeniom zakonnym, klerowi, organizacjom charytatywnym, szpitalom oraz więźniom. Trudno się dziwić, że ten niezwykły duet Świętych do dziś inspiruje serca wielu kobiet i mężczyzn na całym świecie, czyniąc go bardziej ludzkim i świętym. 
Na koniec warto przywołać jeszcze jeden fakt z życia św. Wincentego, który stworzył dzieło misji ludowych. Razem z księżmi misjonarzami podejmował głoszenie rekolekcji w parafiach, prowadząc uczestników do odnowy życia duchowego. Papież Franciszek nawiązując do tych czasów również pragnie odnowy duchowej parafii na całym świecie, wysyłając do nich w rozpoczynającym się Roku Jubileuszowym Miłosierdzia misjonarzy.


Zobacz całą zawartość numeru ►

 

Z cyklu:, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2015-nr-08, Dajmund Danuta, Nasi Orędownicy, Autorzy tekstów

nd pn wt śr cz pt sb

25

26

27

28

29

1

2

3

4

5

6

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

Dzisiaj: 29.03.2024