Służyć znaczy królować - bł. Aniela Salawa

Aniela nie czyniła różnic pomiędzy ludźmi. Dla niej bliźnim był każdy człowiek. Pomagała wszystkim, którzy tego potrzebowali.

2015-06-06

Z okazji 15 rocznicy jej beatyfikacji, przemawiając w sieprawskim sanktuarium, ks. kardynał Stanisław Nagy tak mówił: „Aniela Salawa z Sieprawia przyszła do Krakowa służyć. Z całą świadomością wybrała ten standard życia. Wiedziała, że nie będzie deptała po krakowskich wielkich ścieżkach, błyszczących dostojeństwem, że nie będzie uczęszczała na krakowskie uczelnie, że nie będzie brała udziału w konkursach naukowych. Wybrała życie służącej, a potem stała się niemalże bezdomna… Ale pod szarą powłoką życia służącej płynęła wielka, bystra rzeka, która ją niosła na ołtarze. To była rzeka jej życia wewnętrznego, jej spotkań z Panem Bogiem. Nie siedziała na katedrze Jagiellonki, a przecież była mistrzynią w sprawach najważniejszych. Miała swoją własną szkołę. Szukała przede wszystkim życia pokornego, które na tym świecie jest zupełnie nienormalne, które nie jest łatwe”.

W rodzinnej szkole wiary

Bohaterka tej wypowiedzi przyszła na świat 9 września 1881 roku jako przedostatnie, dziewiąte dziecko Bartłomieja Salawy i jego żony – córki piekarza z Sułkowic – Ewy Bochenek. Mieszkająca w podkrakowskiej wsi Siepraw rodzina, mimo posiadania własnego gospodarstwa i wykonywanej przez ojca pracy kowala, wiodła bardzo skromne życie. Trudno się zresztą temu dziwić wobec stale narastającego wówczas ubożenia prawie wszystkich galicyjskich wsi. Ta bieda nie ominęła i rodziny Salawów. Nie przeszkodziło im to jednak z radością witać na świecie kolejne dzieci, które od początku powierzali Bożej opiece i starali się wychowywać w wierze i pobożności. Zgodnie z zasadami, którym hołdowali, Anielkę już w czwartym dniu życia rodzice po raz pierwszy zanieśli do parafialnego kościoła św. Michała Archanioła, aby poprosić dla niej o chrzest.

Praktykowanym od zawsze zwyczajem rodziny Salawów była wspólna modlitwa i śpiew religijnych pieśni oraz uczestniczenie w Eucharystii i nabożeństwach sprawowanych w parafialnym kościele. Na wiele rzeczy brakowało pieniędzy; sama Aniela nieraz wspominała, że mama uczyła swe dzieci dużo pracować, a mało jeść. Na jedno wszakże nie mogło zabraknąć środków. I choć nie była to wówczas powszechna praktyka, zwłaszcza w ubogich domach, rodzice Anieli bardzo dbali o to, by w skromnej, domowej biblioteczce nigdy nie brakowało religijnych książek, które wieczorami, szczególnie w niedziele i w dni świąteczne, wspólnie czytano i rozważano. Wszystko to, ale zwłaszcza osobisty przykład rodziców, wywierał wielki wpływ na religijne życie dzieci. Świadkowie opowiadali, że ojca Anielki często widywano, kiedy wieczorami, po skończonej pracy, siadywał na progu domu i w cichym skupieniu odmawiał Różaniec, przesuwając ziarenka palcami spracowanych dłoni.

Początki służby

Rodzice bardzo kochali wszystkie swoje dzieci, ale trudne okoliczności życia sprawiły, że nie mogli zapewnić swej licznej gromadce szeroko pojętej edukacji. Aniela, choć była inteligentnym dzieckiem, podobnie jak reszta rodzeństwa ukończyła jedynie funkcjonującą w Sieprawiu dwuklasową szkołę powszechną. W tych czasach wielodzietne rodziny rzadko stać było na kształcenie dzieci poza rodzinną miejscowością. Zatem – po zakończeniu nauki czytania i pisania – wzorem sióstr, Aniela starała się pomagać rodzicom w gospodarstwie. Jej pomoc okazała się bardzo przydatna zwłaszcza wtedy, gdy starsze siostry wyprowadziły się już z rodzinnego domu. Kiedy Aniela ukończyła 16 rok życia, rodzice, chcąc poprawić byt materialny córki, planowali wydać ją za mąż, lecz ona stanowczo sprzeciwiła się ich woli. Nieoczekiwanie dziewczynę poparły starsze siostry, namawiając Anielkę, by tak jak wcześniej one, podjęła pracę służącej w mieście. I tak w 1897 roku rozpoczął się krakowski etap życia Anieli Salawy. Siostry, już nieco obeznane w krakowskim środowisku, pomogły jej pokonać tęsknotę za rodzinnym domem i znaleźć pierwszą pracę. Czyniły też wszystko, by ustrzec młodszą siostrę przed niebezpieczeństwami czyhającymi w mieście na młodą, przybyłą ze wsi dziewczynę. Wielkim oparciem dla Anieli była zwłaszcza jej siostra Teresa, z którą czuła się związana szczególnie mocnymi więziami. Dlatego w styczniu 1899 roku tak bardzo wstrząsnęła nią choroba, a w końcu przedwczesna śmierć siostry. Gruźlica zbierała wówczas wśród młodych ludzi swoje obfite, śmiertelne żniwo. Po tej tragicznej stracie Aniela jeszcze usilniej niż wcześniej zaczęła poszukiwać oparcia w Bogu, spędzając wiele chwil na osobistej modlitwie i kontemplacji. Mając 18 lat złożyła dozgonny ślub czystości, pragnąc poprzez ten akt oddania jeszcze bardziej zbliżyć się do Jezusa. Marzyła, by wieść życie zakonnicy, ale wiedziała, że brak posagu i słaby stan zdrowia nie pozwolą jej na to.

Praca i modlitwa

Ciężka praca służącej w różnych krakowskich domach, nigdy – w ciągu całych dwudziestu lat jej wykonywania – nie była w stanie oderwać myśli Anieli od religii i wiary. Nie marnowała też żadnej okazji, aby być blisko Jezusa. To w bliskości z Nim odnajdowała siłę do wykonywania codziennych, niełatwych obowiązków, od Jezusa uczyła się też pokornej służby ludziom i pełnej zgody na życie, jakie stało się jej udziałem i ostatecznie powołaniem. Wszędzie, gdzie pracowała, czyniła to najlepiej, jak potrafiła. Starała się również, najczęściej jak było to możliwe, uczestniczyć we Mszy Świętej i przyjmować Komunię. To była jej prawdziwa duchowa Uczta. Aniela szczególnie upodobała sobie odwiedzanie kościołów ojców redemptorystów i ojców franciszkanów, gdzie dekorowała ołtarze, przynosząc do kościoła kwiaty zakupione za zarobione pieniądze oraz haftowane przez siebie obrusy. Na adorację Najświętszego Sakramentu miała zwyczaj wstępować do kościoła sióstr bernardynek.

W 1900 roku Aniela zapisała się do założonego zaledwie rok wcześniej Stowarzyszenia Sług Katolickich, któremu patronowała św. Zyta. Stowarzyszenie prowadziło schronisko dla bezdomnych dziewcząt, niewielki szpitalik, kuchnię i bibliotekę. Działalność w Stowarzyszeniu sprawiała Anieli wiele radości i w dużej części wypełniała jej wolny czas. 15 maja 1912 roku rozpoczęła też nowicjat Trzeciego Zakonu św. Franciszka, a 6 sierpnia 1913 roku złożyła tercjarską przysięgę. Należała również do Sodalicji Mariańskiej oraz do prowadzonego przez ojców redemptorystów Arcybractwa Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Udział we wszystkich tych wspólnotach traktowała bardzo poważnie, uczestnicząc aktywnie w podejmowanych przez nie inicjatywach. Pomagały jej one również pogłębiać wiedzę religijną, uwrażliwiały na ludzkie potrzeby i umacniały w wierze. Dzięki nim poznała też misyjne potrzeby Kościoła i starała się, na miarę swych skromnych możliwości, wspierać je swoją modlitwą i ofiarami materialnymi. Nie zapominając zaś o długu wdzięczności, jaki zaciągnęła wobec własnych sióstr, zawsze starała się pomagać koleżankom, najczęściej służącym, kiedy tylko znalazły się w trudnej sytuacji życiowej.

W domu Fischerów

Aniela chętnie korzystała z duchowych rad i wskazówek swego spowiednika, którym był gorliwy kapłan ks. Stanisław Maciątek. Specjalnie dla niej przygotował on zbiór wielu praktycznych zasad, jakimi starała się kierować przez całe życie. Przez lata ta prosta służąca czytała również książki, których autorami byli najwięksi chrześcijańscy mistycy: św. Jan od Krzyża, św. Teresa z Avila czy św. Katarzyna z Genui. Własne doznania duchowe, a także przemyślenia zainspirowane dziełami tych Świętych opisywała w Dzienniku, który prowadziła od 1916 do 1921 roku. To z tego Dziennika pochodzi jej znane wyznanie odnoszące się do Jezusa: „Pragnę, abyś był tak uwielbiony, jak jesteś wyniszczony”.

Najdłużej – bo aż 11 lat – Aniela pracowała jako służąca w rodzinie krakowskiego adwokata Edmunda Fischera, gdzie cieszyła się dużym poważaniem swoich pracodawców. Pani Maria Fischerowa traktowała ją jak serdeczną przyjaciółkę. Wiele czasu wspólnie z chlebodawczynią Aniela spędzała na duchowych, ubogacających obie kobiety rozmowach. W rodzinie Fischerów Anielę zastała też pierwsza wojna światowa. Kiedy prawie wszystkich mieszkańców Krakowa ewakuowano z powodu zbliżającego się frontu, Aniela pozostała w opuszczonym przez Fischerów domu sama. Miała teraz mniej zwykłych obowiązków, ale postanowiła nie marnować czasu. Chciała czuć się potrzebna, więc niosła pomoc i pociechę rannym żołnierzom. Odwiedzała ich w szpitalach i izbach chorych, dzieliła się z nimi swoimi racjami żywnościowymi, a gdy tych brakowało, przynosiła im choć słowa pociechy i nadziei oraz zachęcała do przyjęcia sakramentów świętych. Żołnierze w zamian odnosili się do niej z wielkim szacunkiem. Niektórzy nazywali ją nawet „świętą panienką”. Aniela nie czyniła różnic pomiędzy ludźmi. Dla niej bliźnim był każdy człowiek. Przychodziła z pomocą nie tylko polskim żołnierzom. Pomagała też jeńcom wojennym, zaś po wojnie dzieliła się swoimi skromnymi racjami żywnościowymi z najbiedniejszymi mieszkańcami miasta.

Okres spędzony na służbie w rodzinie Fischerów należał do najszczęśliwszych w życiu przyszłej Błogosławionej. Ale jej sytuacja zmieniła się drastycznie po śmierci chlebodawczyni, a zwłaszcza wtedy, gdy z jej owdowiałym mężem zamieszkała bez ślubu kobieta, która miała stać się odtąd nową panią domu. Pobożność i wyznawane wartości moralne nie pozwalały Anieli akceptować w milczeniu zaistniałej sytuacji. Kiedy pewnego dnia zwróciła swej nowej pani uwagę, że w ten sposób nie powinna żyć, jej sytuacja stała się nie do pozazdroszczenia. Na biedną, praktycznie bezbronną służącą rzucono tak wiele oszczerstw, pomówień i oskarżeń, że w końcu musiała opuścić dom pana Fischera. Trudno wyobrazić sobie gorszą sytuację. Brak dachu nad głową i pracy oznaczał w praktyce brak środków do życia; nie miała też żadnych oszczędności. W dodatku długoletnia wytężona praca i kiepskie odżywianie się bardzo podkopały już i tak słabe zdrowie Anieli.

Opuszczona w chorobie

Wspomniany wcześniej ks. kardynał Nagy mówił: „Aniela Salawa była profesorką życia w bardzo trudnych warunkach, gdy jest bardzo ciężko, gdy łatwo o narzekanie. Była też mistrzynią innej szkoły. Szkoły najtrudniejszej. Szkoły cierpienia. To bardzo ważne uczyć się znoszenia cierpień. Krzyż prędzej, czy później każdemu z nas na drodze stanie. I będziemy musieli trwać w tej szkole, aby ten krzyż udźwignąć. Aniela Salawa nie buntowała się, gdy przygniatał ją krzyż cierpienia tak fizycznego jak i duchowego”.

Z ogromną cierpliwością Aniela przyjmowała coraz bardziej nasilające się dolegliwości, które już wcześniej dawały o sobie znać. Co najmniej od czasu wojny chorowała również na stwardnienie rozsiane, o którym w owych czasach wiedziano dużo mniej niż obecnie. Nie ułatwiało jej to życia, zwłaszcza, że objawy jej choroby spotykały się z dość powszechnym niezrozumieniem. W jej wyniku miewała coraz większe trudności z chodzeniem, traciła wzrok i słuch. Poważnie zachorowała też na raka żołądka i gruźlicę. To zrozumiałe, że przy tak nadwyrężonym zdrowiu znalezienie nowej pracy graniczyło z cudem.

Ostatnie pięć lata życia Aniela przeżyła w skrajnym ubóstwie, zdana niemal wyłącznie na ludzkie miłosierdzie i dobroczynność. Zmieniała mieszkania na coraz skromniejsze, aż ostatecznie zamieszkała w malutkiej izbie, w niezdrowej suterenie przy ul. Radziwiłłowskiej 20. Jednocześnie, im bardziej była chora, tym większego doznawała opuszczenia; ludzie nie wiedzieli, w jaki sposób jej pomóc, termin „rehabilitacja” praktycznie był nieznany, a poza tym po prostu obawiali się zarażenia. Aniela do nikogo nie żywiła o to urazy, wdzięczna za każdy okruch ludzkiej dobroci. Czas znaczony chorobą i niesprawnością spędzała na modlitwie, a wszystkie swe cierpienia ofiarowała w intencjach Ojczyzny, modląc się o wolną, wierną Chrystusowi Polskę. Wielkim duchowym wsparciem były dla Anieli wizyty, które z posługą sakramentalną składali jej ojcowie jezuici. To dzięki tej posłudze nie obawiała się cierpień, a zdarzało się, że prosiła o nie, chcąc mieć większy udział w krzyżu Chrystusa. Tak było między innymi w przypadku pewnego młodego człowieka, który z powodu nieuleczalnej choroby chciał popełnić samobójstwo. Aniela prosiła wówczas Boga, aby mogła przyjąć na siebie jego cierpienia, a Bóg wysłuchał jej wielkodusznej prośby.

Kult niezwykłej służącej

Na krótko przed śmiercią Anielę przeniesiono do szpitalika przy ul. Mikołajskiej, którym opiekowało się Stowarzyszenie św. Zyty. To tam przyjęła sakrament namaszczenia chorych. Zmarła 12 marca 1922 roku w opinii świętości, mając zaledwie 41 lat. Jej pogrzeb prowadzili ojcowie franciszkanie. Brali w nim udział także jezuici i redemptoryści. Doczesne szczątki Anieli Salawy pogrzebano na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie, lecz po ekshumacji, 13 maja 1949 roku ostatecznie spoczęły w Kaplicy Męki Pańskiej kościoła św. Franciszka z Asyżu.

Stale rosnący kult krakowskiej służącej stał się podstawą wszczęcia procesu beatyfikacyjnego. Dokumentacją jej życia zajęli się ojcowie franciszkanie. Oni również zbierali i spisywali przypadki uzdrowień przypisywanych jej wstawiennictwu. Dla potrzeb procesu beatyfikacyjnego przyjęto uzdrowienie ośmioletniego mieszkańca Nowego Targu – Grzegorza Serafina. Dekret o heroiczności cnót Anieli ogłoszono 23 października 1987 roku w Rzymie, a 13 sierpnia 1991 roku papież Jan Paweł II podczas uroczystej Mszy Świętej w Krakowie ogłosił ją błogosławioną. Przyznając, że wiele razy, jeszcze jako kardynał, modlił się przy doczesnych szczątkach Anieli Salawy, przywołał słowa nowej Błogosławionej, które niegdyś zanotowała w swoim Dzienniku: „Panie! Żyję, bo każesz, umrę, bo zechcesz, zbaw mnie, bo możesz”. Słowa te mogą stać się źródłem większej bliskości z Ukrzyżowanym Jezusem dla tych wszystkich, którym nieuleczalna choroba, jaką ciągle jest stwardnienie rozsiane, odebrała sprawność fizyczną i znacznie ograniczyła możliwości życiowe.

Patronka chorych na SM

Dzięki staraniom Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego kilka lat temu Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów ogłosiła bł. Anielę Salawę patronką osób dotkniętych stwardnieniem rozsianym.

Przykład bł. Anieli uczy, że można być świadkiem Chrystusa wiodąc zwyczajne, naznaczone cierpieniem życie. Nie ma też znaczenia, jakiego rodzaju pracę wykonujemy, jakie powołanie realizujemy, czy jak dalece są ograniczone nasze życiowe możliwości. Aniela Salawa może być inspiracją także dla tych wszystkich, którzy starają się służyć Bogu poprzez pomoc ludziom chorym i niepełnosprawnym. Rozumiał to Jan Paweł II, który w swoich wypowiedziach często stawiał bł. Anielę obok św. Jadwigi Królowej Polski. Mówił: „Niech się zjednoczą w naszej świadomości te dwie kobiece postaci: królowa i służąca! Czyż całe dzieje świętości chrześcijańskiej duchowości budowanej na ewangelicznym wzorze, nie wyrażają się w tym prostym zdaniu: służyć Bogu – to znaczy królować? Tę samą prawdę wyraża życie wielkiej królowej i życie prostej służącej”. 


Zobacz całą zawartość numeru ►

Z cyklu:, Miesięcznik, Numer archiwalny, Dajmund Danuta, 2015-nr-05, Nasi Orędownicy, Autorzy tekstów

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 24.04.2024