Siedmiu wspaniałych – Trapiści z Tibhirine

Na terrorystów mówili: „bracia z gór”, na wojsko: „bracia z dolin”. Wszyscy byli dla nich braćmi i siostrami. Za wszystkich oddali życie. Jak Jezus.

zdjęcie: www.telerama.fr

2014-09-09

Historia trapistów z Tibhirine zdaje się być tą, w której w dramatyczny sposób znalazły potwierdzenie słowa Jezusa wypowiedziane niegdyś do uczniów: „Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 10, 22). Warto poznać losy tych siedmiu francuskich zakonników, którzy z zamiarem głoszenia Ewangelii przybyli do Tibhirine – miasteczka położonego w górach Atlasu, w Algierii. Ci współcześni misjonarze oddali życie dla Jezusa oraz dla społeczności, której przez lata służyli.

Tło wydarzeń

By właściwie zrozumieć kontekst tej historii, należy cofnąć się w czasie o blisko 80 lat. Trapiści ze wspólnot w Aiguebelle i w Rahjenburgu w 1938 roku założyli w Tibhirine klasztor Najświętszej Maryi Panny. Żyjący w nim mnisi zajmowali się – zgodnie z regułą – modlitwą i pracą na roli, z której się utrzymywali. Ponadto wykonywali prace na rzecz miejscowej ludności, nauczając dzieci i prowadząc gabinet lekarski. Po uzyskaniu niepodległości przez Algierię, działalność zakonników na rzecz społeczności lokalnej została ograniczona. Władze odebrały mnichom znaczną część posiadanej przez nich ziemi oraz narzuciły ograniczenie liczebności wspólnoty do 12 osób. Z powodu spadku liczby katolików w Algierii mnisi przegłosowali nawet „stopniowe zamykanie klasztoru”. O jego przetrwaniu zdecydowała jednak postawa arcybiskupa Algieru Léona Étienne'a Duvala, który zaapelował do całego zakonu cystersów o jego utrzymanie. W 1964 roku do Algierii przybyło ośmiu braci z klasztorów w Aiguebelle i Timadeu.

Przez lata życie mnichów wypełnione obowiązkami, płynęło dość spokojnie. Nie brakowało oczywiście problemów i trudności we współżyciu z miejscową ludnością, głównie muzułmańską, ale w dużej mierze zakonnicy owocnie wypełniali swoją misję służby i ewangelizacji na algierskiej ziemi. Sytuacja dramatycznie zmieniła się w roku 1991, kiedy w Algierii wybuchła wojna domowa. W klasztorze mieszkało wówczas dziewięciu mnichów. Dwóch z nich pamiątało dawne czasy, pozostali byli tutaj „nowi”.

Chcieli zostać

Po wybuchu wojny domowej doszło w regionie do wzrostu przemocy wymierzonej w chrześcijan. 14 grudnia 1993 roku na ścieżce w pobliżu klasztoru odnaleziono ciała zamordowanych robotników jugosłowiańskich, którzy wcześniej uczestniczyli w nabożeństwach w kościele trapistów. Kilka dni później, w nocy z 24 na 25 grudnia, do klasztoru wtargnął oddział partyzantów islamskich dowodzonych przez emira Sayyata Attiyę, który zażądał od mnichów wypłacenia „podatku rewolucyjnego” i chciał zabrać ze sobą brata Luca, lekarza. Przeor wspólnoty odmówił, oznajmił jednak, iż duchowny przyjmie wszystkich chorych, którzy zgłoszą się do klasztoru. Wówczas napastnicy odeszli. W wewnętrznym głosowaniu mnisi z Tibhirine zdecydowali, że mimo poważnego zagrożenia pozostaną w klasztorze. Odmówili również przyjęcia ochrony wojskowej, deklarując jedynie, że będą zamykać bramę klasztoru każdego dnia o godzinie 17.30 i ograniczą kontakty ze światem zewnętrznym. W konflikcie zbrojnym w kraju zakonnicy zachowywali neutralną postawę, jednak z zachowanych tekstów ich autorstwa wynika, że doskonale zdawali sobie sprawę z zagrożenia, w jakim się znajdowali. Potwierdzają to słowa napisane w tym czasie przez przeora klasztoru, o. Christiana de Chergé: Jeśli pewnego dnia – a może to nastąpić w każdej chwili – przyjdzie mi stać się ofiarą terroru, to chciałbym, żeby moja wspólnota, mój Kościół i moja rodzina nie zapomnieli, że oddałem życie Bogu i temu krajowi. Kiedy będą myśleć o mojej śmierci, chciałbym, żeby pomyśleli również o rzeszach bezimiennych ludzi, którzy tak samo zginęli. Moje życie nie jest więcej warte niż życie innych.

Porwanie

Niestety intuicja nie zawiodła mnichów. Ich przeczucia i obawy znalazły potwierdzenie w rzeczywistości. Była chłodna noc z 26 na 27 marca 1996 roku. W klasztorze panowała cisza. Nagle od strony bramy rozległ się łomot, a po chwili korytarze wypełniły się stukotem butów i krzykiem biegających mężczyzn. Nieproszeni goście z karabinami otwierali jedne drzwi po drugich. „Wychodzić!” – wrzeszczeli, wyciągając z cel wyrwanych ze snu mnichów. Niebawem siedmiu mężczyzn w białych habitach znalazło się w samochodach i kolumna ruszyła, znikając w ciemności. Porwani mnisi nigdy już nie wrócili do klasztoru. Porywacze sądzili, że zabrali wszystkich braci. Nie wiedzieli, że w budynku pozostało jeszcze dwóch zakonników: brat Jean Pierré i sędziwy brat Amédée.

Bezpośrednio po zdarzeniu dwaj ocaleli zakonnicy zdali sobie sprawę z sytuacji i usiłowali telefonicznie zawiadomić sąsiadów oraz policję. Linia telefoniczna została jednak odcięta. Z powodu godziny policyjnej udali się więc na posterunek policji dopiero następnego dnia. Na miejscu zostali poinformowani, że dowodzący oficer jeszcze śpi i nie ma potrzeby go budzić. Zakonnicy udali się zatem na posterunek policji w Al-Mediji, gdzie spisano ich zeznanie. W tym momencie nie podjęto jednak żadnych dalszych działań. O porwaniu poinformowano również francuską ambasadę oraz miejscowego arcybiskupa. Ogłoszono powstanie jednostki kryzysowej poszukującej zakonników, jednak przez miesiąc przekazywano jedynie zdawkowe deklaracje, iż śledztwo jest na właściwej drodze.

Najwyższa cena

Do porwania zakonników przyznała się Zbrojna Grupa Islamska w oświadczeniu z 27 kwietnia. 23 maja tego samego roku grupa wydała kolejny komunikat, w którym poinformowała, iż dwa dni wcześniej zakonnicy zostali zabici. 31 maja na polu obok Al-Mediji odnaleziono odcięte głowy zamordowanych. Zostały one pochowane na cmentarzu klasztoru w Tibhirine 4 czerwca 1996 roku, dwa dni po uroczystościach pogrzebowych, które miały miejsce w katedrze w Algierze. Przez cały okres przebywania zakonników w niewoli, w katedrze Notre Dame w Paryżu płonęło siedem świec – znak nadziei na ich odnalezienie. Zostały one zgaszone po wydaniu komunikatu o śmierci mnichów. Gdy o losie francuskich zakonników dowiedział się świat, wielu ludzi było zszokowanych. Dziwiono się, że w tak bestialski sposób można było zamordować spokojnych, bezbronnych ludzi. Przecież ci mnisi nikomu nie przeszkadzali. Przeciwnie – służyli swoim muzułmańskim sąsiadom, leczyli ich chorych, a z wieloma się przyjaźnili. Choć sami żyli skromnie, nikomu nie odmawiali pomocy i chętnie dzielili się tym, co mieli. Mnisi byli wielokrotnie ostrzegani przez władze o niebezpieczeństwie. Nie chcieli jednak opuścić tych, wśród których mieszkali. Tamci ludzie ich potrzebowali. Ufali im. Dzięki zakonnikom widzieli, że Jezus ma prawdziwych uczniów, dla których miłość bliźniego jest ważniejsza niż życie. I to również wtedy, gdy ten bliźni nie jest chrześcijaninem. Ich odejście byłoby złym świadectwem. I choć trapiści z Tibhirine nie byli wolni od lęku, uznali, że powinni zostać.

Na terorystów mówili: „bracia z gór”, na wojsko: „bracia z dolin”. Wszyscy byli dla nich braćmi i siostrami. Za wszystkich oddali życie. Jak Jezus. Obecnie toczy się ich proces beatyfikacyjny.

Testament miłości

Po śmierci zakonników otwarto list przeora wspólnoty, ojca Christiana de Chergé. Okazało się, że już kilka lat przed śmiercią spodziewał się czekającego go losu. Pisał w liście, że przypuszczalnie spotka go śmierć z rąk muzułmanów. Poczucie zagrożenia jednak zupełnie nie odebrało mu wobec nich życzliwości. Nawet przeciwnie – prosił w liście, żeby jego śmierć nie spowodowała niczyjej nienawiści: Za życie utracone dziękuję Bogu, który jak gdyby tylko dla tej radości je stworzył, radości ze wszystkiego i mimo wszystko. Do tego „dziękuję” za całe moje życie wraz z tym, co jeszcze może się w nim zdarzyć, włączam Was wszystkich, przyjaciół dawnych i dzisiejszych. A także ciebie, przyjacielu mojej ostatniej minuty, który nie będziesz wiedział, co czynisz. Tak, ciebie też do mojego „dziękuję” włączam i do mojego „adieu – z Bogiem”, którego widzę także w twojej twarzy. Oby dane nam było się spotkać, jak dobrym łotrom, w Raju: bo tak spodobało się Bogu, który jest Ojcem nas obu. Amen.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Z cyklu:, 2014-nr-08, Numer archiwalny, Miesięcznik, Cogiel Renata Katarzyna, Nasi Orędownicy, Autorzy tekstów

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 26.04.2024