Serce sercu

24 października 2024 roku papież Franciszek opublikował encyklikę „Dilexit nos”. Tytuł pochodzi od rozpoczynających ją słów: „Umiłował nas”. Inspiracją stały się obchody 350. rocznicy objawień św. Małgorzaty Marii Alacoque, kiedy to Pan Jezus przypomniał światu prawdę o swoim przebitym, kochającym Sercu.

zdjęcie: ARTISANATS.BETHLEEM.ORG

2025-07-04

Tekst ujrzał światło dzienne i – jak to jest zwyczajem w naszych kościelnych realiach – po kilku ogólnych komentarzach teologów, streszczeniach, które ukazały się na stronach internetowych czy na katolickich portalach, ślad po nim zaginął. Dlaczego? Ponieważ za trudny, nie dla „zwykłych” ludzi, niech się teolodzy nad przesłaniem tam zawartym głowią itd. Ale to nieprawda. Lektura „Dilexit nos” nie wymaga zaawansowanej znajomości teologii. Jest prostym przesłaniem papieskim, wypełnionym czułością, troską, prostotą. Powrotem do tego wszystkiego, co niekiedy próbuje się eliminować z chrześcijaństwa jako nazbyt „ludowe”, ludzkie czy zanadto emocjonalne. Franciszek przypomina – zdawać by się mogło – prawdę oczywistą, że Chrystus był w pełni Bogiem i w pełni człowiekiem, że poznanie, budowanie relacji poprzez empatię, współcierpienie, nawet obecne w pasyjnych nabożeństwach, pocieszanie itp. mają sens i wartość – oświecone rozumem i łaską mają wielką wartość.

Bez wątpienia cierpienie papieża Franciszka miało ogromny wpływ na sposób ujęcia zapisanych w encyklice treści. Arcybiskup Bruno Forte napisał, że encyklika „jest kluczem do zrozumienia całego nauczania obecnego papieża”. To prawda. To też swoisty testament, być może „ostatnie słowo” Franciszka, przesłanie dla ginącego świata, chrześcijan coraz mniej rozumiejących Ewangelię, Kościół, powszechne zaproszenie do świętości. „Te bardzo aktualne choroby, od których, gdy już się w nie uwikłamy, nawet nie odczuwamy pragnienia uzdrowienia, skłaniają mnie do zaproponowania całemu Kościołowi nowej pogłębionej refleksji o miłości Chrystusa, o miłości wyrażonej w Jego Najświętszym Sercu” – napisał papież. „Tam możemy odnaleźć całą Ewangelię, tam streszczona jest prawda, w którą wierzymy, tam znajduje się to, co adorujemy i czego szukamy w wierze, czego najbardziej potrzebujemy” (pkt 89).  Pójdźmy tropem tego pytania: czego szukamy w wierze, czego najbardziej potrzebujemy?”.

Nieoczywista oczywistość

Małe dzieci rysują czerwony owal na laurce – jest prostym komunikatem: kocham cię! Dla medyka serce to ważny organ ciała. Zakochanym kojarzy się z emocjami, trzepotem. Słowo „serce” odmieniane jest na wszelkie sposoby w literaturze, filmie, tekstach popkulturowych, na ambonie. Trudno zliczyć, ile razy pada w Biblii. Kiedy kreślimy znak krzyża na sobie, w jego centrum stawiamy dotyk serca. Jest wszechobecne, a zarazem, gdyby przyszło wytłumaczyć precyzyjnie jego znaczenie, mielibyśmy kłopot. Ta „nieoczywista oczywistość” ma swoje przełożenie również gdzie indziej. W minionych wiekach – pisze Franciszek – „serce zajmowało niewiele miejsca w antropologii i jest pojęciem obcym dla wielkiej myśli filozoficznej. Preferowano inne pojęcia, takie jak rozum, wola czy wolność. Jego znaczenie jest nieprecyzyjne i nie przyznano mu konkretnego miejsca w życiu ludzkim. Być może dlatego, że nie było łatwo umieścić go wśród «jasnych i wyraźnych» idei, lub ze względu na trudności związane z poznaniem samego siebie”.

Gdyby postawić pytanie: czego bardziej potrzebujesz: miłości, akceptacji, afirmacji czy teologicznej formuły albo wiedzy, co byśmy powiedzieli? Myślę, że większość wskazałaby na pierwszy człon pytania. Ktoś to lapidarnie i obrazowo ujął: gdy dziecko naje się zielonych, niedojrzałych porzeczek i przybiegnie do mamy z płaczem, bo boli je brzuch, ona (choć wcześniej prosiła, ostrzegała, by tego nie robić) najpierw je utuli i pocieszy. Na reprymendę przyjdzie czas później. Potrzebujemy Boskiego Serca – kochającego, cichego, cierpliwego i pokornego. Aby nasze serca stały się na wzór Serca Jego.

Bóg daleki – Bóg bliski

Starotestamentalna idea „dalekiego Boga” kryjącego się w obłokach na świętej górze Horeb, groźnego, odległego, nierozpoznanego jest ciągle obecna w naszych wyobrażeniach o Nim – pomimo faktu, że każdego roku śpiewamy czułe kolędy o Jezusie, który „opuścił śliczne nieba i obrał ziemskie barłogi”. Już w II wieku po Chrystusie pojawiała się herezja – doketyzm, wedle której Jezus Chrystus był tylko pozornie człowiekiem. Nie miał fizycznego ciała ludzkiego, a jedynie eteryczne ciało niebiańskie. Tym samym pozorne były również Jego cierpienia i śmierć na krzyżu. Jakbyśmy to dziś „przetłumaczyli”: wszystko, co dokonało się na Golgocie, stanowiło swoisty hologram, obraz 3D. Papież Franciszek przyznaje, że pod wpływem myśli greckiej, „teologia przez długi czas relegowała ciało oraz uczucia do obszaru przedludzkiego, podludzkiego lub do sfery pokusy prawdziwego człowieka. Niemniej to, czego teologia nie rozwiązała na poziomie teoretycznym, znalazło swoje rozwiązanie w praktyce duchowości. Duchowość oraz religijność ludowa utrzymały silny związek z somatycznymi, psychologicznymi i historycznymi aspektami Jezusa. Droga krzyżowa, nabożeństwo do Jego Ran, duchowość przenajdroższej Krwi, nabożeństwo do Serca Jezusa oraz praktyki eucharystyczne […]. Te elementy wypełniły luki teologii, zasilając wyobraźnię i serce, miłość i czułość do Chrystusa, nadzieję i pamięć, pragnienie oraz tęsknotę. Rozum i logika podążyły innymi ścieżkami”.

Teoretycznie papież nie odkrywa niczego nowego, ale przypomina coś, co często nam w teologicznych dywagacjach umyka. Proponuje (inaczej, jak o tym pisał św. Jan Paweł II) odkrycie człowieczeństwa Jezusa, Jego kochającego Serca jako drogi do odkrycia Ojca w bogactwie całej Trójcy Świętej. I odkrycia wielkości człowieka. Odkrycia Chrystusa – Brata w radości i cierpieniu. Fizyczne „dotknięcie” Jego, a nie zimnej, teologicznej, abstrakcyjnej prawdy, często niezrozumiałej, odległej, hermetycznej. Spotkanie Kogoś bliskiego, kochającego, utożsamiającego się z moją konkretną sytuacją egzystencjalną.

Franciszek proponuje, aby w relacji „Serce-serce” nabrać śmiałości w pragnieniu bliskości z Nim. Takie podejście zaowocowało wieloma formami uwielbienia w pobożności ludowej, dziś często pogardzanej i wyśmiewanej. Nakazującej płakać z płaczącym, być solidarnym, współcierpiącym, pocieszać. Uruchamiającej wyobraźnię, uczucia, wewnętrzne poruszenia. Pomagającej odkryć człowieczeństwo Syna Bożego wnikliwiej niż studium dogmatów. „Wchodząc do Serca Chrystusa, czujemy się kochani przez serce ludzkie, pełne uczuć i emocji podobnych do naszych” – przypomina Franciszek. „Jego ludzka wola chce nas kochać w wolności, a ta wola duchowa jest w pełni oświecona łaską i miłością. Kiedy docieramy do głębi tego Serca, jesteśmy ogarnięci niezmierzoną chwałą nieskończonej miłości odwiecznego Syna, której nie możemy już oddzielić od Jego ludzkiej miłości. To właśnie w Jego ludzkiej miłości, a nie w oddaleniu od niej, odkrywamy Jego Boską miłość: znajdujemy «w skończoności to, co nieskończone»”.

Spotkanie serc

Co nam owe prawdy: o Przenajświętszym Sercu Jezusa, o bliskości z Synem Bożym w tej samej ludzkiej naturze komunikują w XXI wieku, w którym jest coraz więcej pogardy dla ludzkiego życia i ludzkiej cielesności, traktowania słabości, cierpienia jako porażki – elementu rzeczywistości, który trzeba jak najszybciej i najlepiej po cichu zutylizować? Jakie to ma znaczenie dla nas, dla chorych, dla kapelanów szpitalnych? Ogromne!

Jezus mówi: „Nie bój się bliskości. Idź, pocieszaj, umacniaj, bądź! Tak, jak Ja, który Cię posyłam!”. Chrystus jest BLISKO chorych, potrzebujących, znękanych, grzesznych. Jest cierpliwy, nie przeszkadza Mu zapach gnijącego ciała trędowatych, bezradność niemych, krzyk zrozpaczonych. „Staje się to wyraźne, gdy widzimy Go w działaniu” – pisze Franciszek. „Zawsze poszukuje, zawsze jest blisko, nieustannie otwarty na spotkanie. Kontemplujemy Go, gdy zatrzymuje się, aby porozmawiać z Samarytanką przy studni, gdzie przychodziła czerpać wodę (por. J 4, 5-7). Widzimy Go, gdy późno w nocy spotyka Nikodema, który bał się pokazać razem z Jezusem (por. J 3, 1-2). Podziwiamy Go, gdy bez zażenowania pozwala nierządnicy umyć sobie nogi (por. Łk 7, 36-50), gdy mówi, prosto w oczy do cudzołożnej kobiety: «I ja ciebie nie potępiam» (J 8, 11), albo gdy mierzy się z obojętnością swoich uczniów, i z czułością pyta niewidomego przy drodze: «Co chcesz, abym ci uczynił?» (Mk 10, 51). Chrystus pokazuje, że Bóg jest bliskością, współczuciem i czułością. Jeśli kogoś uzdrawiał, wolał podejść bliżej: «Jezus wyciągnął rękę, dotknął go» (Mt 8, 3); «ujął ją za rękę» (Mt 8, 15); «dotknął ich oczu» (Mt 9, 29). I zatrzymywał się nawet, aby uzdrowić chorych własną śliną (por. Mk 7, 33), jak matka, aby nie czuli, że jest obcy w ich życiu. Gdyż Pan potrafi obdarzyć pieszczotą. Czułość Boga! Ofiarowuje nam swoją miłość z czułością. Jest blisko nas i swą bliskość daje nam odczuć nawet w najdrobniejszych sprawach […] szepcze nam do ucha: «Ufaj, synu!», «Ufaj, córko» (Mt 9, 2)”.

Posługując chorym, doskonale wiemy, że czasem bardziej niż słowa przemawia milczenie, obecność, akceptacja… Cisza wypełniona miłością i afirmacją do końca. Pełen miłości dotyk. Jezus rodzi się w ciszy, umiera w ciszy, powstaje z martwych w ciszy. Ciszy, która jest Obecnością. Może dlatego Bóg zapraszając nas, ludzi do jedności ze Sobą, stawia na naszej drodze Boga-człowieka, Boga-Brata? Aby spotkały się serca. By skrócić dystans pomiędzy niebem i ziemią. I aby miejscem, przestrzenią tego spotkania stało się Jego przebite Serce.


Zobacz całą zawartość numeru

Miesięcznik, Numer archiwalny, 2025nr06, Z cyklu:, Z bliska