Kapłan niezłomny

Święty Andrzej Bobola jest jednym z głównych patronów Polski. Czczony jest jako opiekun dążeń wolnościowych, a przede wszystkim stawiany nam – jego rodakom – a księżom szczególnie, jako wzór kapłana.

zdjęcie: www.freechristimages.org

2025-05-16

Święty Andrzej Bobola jest jednym z głównych patronów Polski. Czczony jest jako opiekun dążeń wolnościowych, a przede wszystkim stawiany nam – jego rodakom – a księżom szczególnie, jako wzór kapłana.

Kim był o. Bobola?

Andrzej Bobola urodził się w 1591 roku w polskiej rodzinie szlacheckiej, która była wierna katolicyzmowi i hojna we wspieraniu kościelnych dzieł dobroczynnych. W 1611 roku Andrzej wstąpił do zakonu jezuitów w Wilnie. Po dwóch latach złożył śluby zakonne i przeniósł się do wileńskiego Kolegium Akademickiego, gdzie po ukończeniu studiów filozoficzn0-teologicznych w 1622 roku przyjął święcenia kapłańskie.

Na początku swojej kapłańskiej posługi pracował jako kaznodzieja i spowiednik w Nieświeżu. Jako rektor tamtejszego kościoła dążył do uroczystego uznania przez polskiego króla Matki Bożej za Królową Polski. Stało się to 1 kwietnia 1656 roku we Lwowie. Król Jan Kazimierz wraz z senatorami złożył w tym dniu uroczyste ślubowanie. Ogłosił wówczas Matkę Bożą Królową Korony Polskiej i powierzył Jej opiece mieszkańców Rzeczypospolitej. Autorem tekstów lwowskich ślubów był właśnie o. Bobola.

Od 1624 roku o. Andrzej posługiwał przy kościele św. Kazimierza w Wilnie. Tu prowadził działalność duszpasterską  w więzieniach, szpitalach i przytułkach oraz założył Sodalicję Mariańską. Większość swych wypraw duszpasterskich odbywał pomiędzy Pińskiem a Janowem Poleskim. Obchodząc miasteczka i wioski, wstępował do lepianek, głosił kazania, uczył podstawowych prawd wiary oraz udzielał sakramentów. Ze szczególnym umiłowaniem i pobożnością odprawiał msze święte. Głosił niezwykle przejmujące i wzywające do nawrócenia kazania. Podczas epidemii, która w 1628 roku nawiedziła Wilno, o. Andrzej Bobola z narażeniem życia niósł potrzebującym pomoc materialną i wsparcie duchowe. Nie zważając na ryzyko zarażenia się, udzielał chorym sakramentów, pocieszał i podtrzymywał ich na duchu. Z wielką ofiarnością oddawał się pracy misyjno-oświatowej, czym zasłużył sobie na przydomek „Apostoł Polesia”. Ponadto zyskał także przydomek „łowcy dusz”, ponieważ licznych wyznawców prawosławia udało mu się przywrócić Kościołowi katolickiemu.

Trzeba powiedzieć, że Andrzej Bobola miał swój charakter. Odznaczał się wieloma zaletami, ale miał też swoje słabości. Był bardzo gorliwy, ale i porywczy. Miał cechy charakteru, które nie dyskwalifikują świętych – ważne, żeby nad nimi pracować. A że pracował, to pewne, bo porywał dusze. Pociągał nie tylko katolików, ale wszystkich, bo służył wszystkim. Pociągał prawosławnych i innych, których spotkał, szedł do nich, pomagał im. Gdy dowiedział się, że są ludzie ochrzczeni, którzy żyją w lesie, w odosobnieniu i nie wiedzą, czym jest Ewangelia, szedł do nich i niósł im czynne świadectwo miłości bliźniego. To była prawdziwa nowa ewangelizacja na tamte czasy.

Jego gorliwość kapłańska niejednokrotnie była powodem wrogości otoczenia. W czasie wojen kozackich owa wrogość przerodziła się w otwartą nienawiść wobec niego i miała tragiczny finał w postaci jego męczeńskiej śmierci.

Męczennik

Jakie było tło męczeńskiej śmierci o. Andrzeja Boboli? W XVII wieku Kozacy ogłosili wojnę przeciwko tzw. unii brzeskiej oraz jezuitom. Ścigali ich jako niebezpiecznych działaczy szkodzących prawosławiu. Za takiego „szkodnika” uważali też o. Andrzeja, który zjednał dla katolicyzmu wielu prawosławnych. Sukcesy duszpasterskie o. Boboli tylko potęgowały nienawiść prawosławnych do jezuitów.

16 maja 1657 roku do Janowa Poleskiego przybyła grupa Kozaków, która urządziła rzeź katolików i unitów. 66-letni o. Bobola został wówczas pojmany. Jego woźnicy udało się nieco wcześniej zbiec, ale sam o. Bobola nie skorzystał z tej możliwości. Pozostał na miejscu, polecając się w modlitwie Bogu. Wiedział dobrze, co go czeka. W tamto wiosenne popołudnie pracowało w polu wielu wieśniaków, którzy byli świadkami tego, co się wydarzyło. „Jestem katolickim kapłanem – powiedział o. Andrzej do Kozaków – w tej wierze się urodziłem i w niej też chcę umrzeć. Wiara moja jest prawdziwa i do zbawienia prowadzi. Wy powinniście żałować i pokutę czynić, bo bez tego w waszych błędach zbawienia nie dostąpicie. Przyjmując moją wiarę, poznacie prawdziwego Boga i wybawicie dusze swoje”.

Wtedy rozpoczęło się „nawracanie” o. Boboli na wiarę prawosławną. Namowy i groźby Kozaków nie odniosły jednak żadnego skutku. Przywiązano go więc do płotu i bito pięściami, przez co stracił kilka zębów. Następnie związano mu ręce, przywiązano go do koni i powleczono przed siebie. Kiedy o. Andrzej tracąc siły, co chwilę upadał, jego oprawcy siekli mu plecy biczami oraz kłuli go szablami. Wpółnagi, z kilkoma głębokimi ranami i licznymi pręgami od chłosty, o. Andrzej został oddany w ręce kozackiej starszyzny, stacjonującej w Janowie. Najpierw otrzymał cięcie szablą wymierzone w głowę. Zapewne zginąłby od niego, gdyby odruchowo nie zasłonił się przed nim ręką, która została okaleczona. Wówczas nakazano dalsze tortury wobec zakonnika.

Jako miejsce kaźni o. Andrzeja wybrano szopę rzeźniczą na janowskim rynku. Wepchnięto go tam i rzucono na stół rzeźnicki. Wpierw ściskano mu głowę wieńcem z moczonych dębowych gałęzi, a potem – namawiając go do wyparcia się katolicyzmu i przejścia na prawosławie – przypiekano jego ciało ogniem. Niezłomność o. Andrzeja wzywającego Imienia Boga i modlącego się za swoich oprawców, doprowadzała ich do coraz większego okrucieństwa. Wbijali mu drzazgi pod paznokcie i w najboleśniejszy sposób kaleczyli nożami jego nogi, ręce i głowę. Zdarli mu także skórę na piersiach i odcięli mu trzy palce.

W odpowiedzi na bluźnierstwa swych oprawców o. Bobola wzywał ich do opamiętania i nawrócenia. Jego stałość w wierze i męstwo jeszcze bardziej jednak ich rozdrażniały. Wykłuli mu prawe oko, zdarli mu z pleców skórę na kształt ornatu, a świeżą ranę posypywali plewami. Następnie obcięli mu nos i wargi. W końcu zmasakrowane ciało jezuity powiesili pod sufitem za nogi. Krwawe widowisko dobiegło końca po dwóch godzinach, kiedy odcięto sznur, na którym o. Andrzej wisiał, i dwukrotnym cięciem szablą w szyję dopełniono jego męczeństwa. Po kilku dniach ciało męczennika zostało pochowane w podziemiach kościoła ojców jezuitów w Pińsku. Andrzej Bobola podzielił los swych 48 współbraci, którzy zostali równie okrutnie zamordowani w tym czasie na Polesiu, po czym na prawie pół wieku zupełnie o jezuickim męczenniku zapomniano.

Orędownik

Święci wspierają nas w ziemskiej pielgrzymce wiary swoją modlitwą i orędownictwem u Boga. Święty męczennik Andrzej Bobola po raz pierwszy przypomniał o tej swojej roli, objawiając się 16 kwietnia 1702 roku. Tego dnia rektor kolegium jezuitów w Pińsku, o. Marcin Godebski udał się na spoczynek bardzo strapiony problemami bytowymi szkoły. Ukazał mu się wówczas ksiądz, który przedstawił się jako Andrzej Bobola. Postać, od której biła dziwna jasność, uczyniła o. Godebskiemu wyrzut, że nie szuka on pomocy i orędownictwa u swych współbraci zakonnych, którzy już są w niebie. Święty Andrzej Bobola zapowiedział wtedy, że weźmie pińskie kolegium w opiekę, gdy jego ciało zostanie odnalezione i przeniesione w oddzielne miejsce.

Po raz drugi o. Andrzej Bobola przypomniał o sobie w 1819 roku. W wileńskim klasztorze przebywał wówczas o. Alojzy Korzeniewski, fizyk i kaznodzieja, prześladowany przez carskie władze. Ów dominikanin żywił szczególne nabożeństwo do o. Boboli. Pewnego dnia modlił się on do niego, zawierzając mu sprawę niepodległości Polski. Ujrzał wówczas męczennika, który polecił mu otworzyć okno. Ukazała się za nim rozległa równina. Ojciec Bobola objaśnił wówczas dominikaninowi, że jest to ziemia pińska, na której oddał życie za wiarę. Następnie ukazał o. Alojzemu niezwykle zacięty bój, który toczyli żołnierze różnych narodowości. Bobola miał wówczas powiedzieć: „Gdy wojna, której masz obraz przed sobą, zakończy się pokojem, Polska zostanie odbudowana i ja zostanę uznany za jej patrona”. Przepowiednia ta rozpowszechniła się z czasem wśród zniewolonego narodu polskiego. Dokładnie 100 lat później, po traktacie wersalskim (1919 r.), proroctwo to się urzeczywistniło, kiedy niepodległość Polski stała się faktem.

Patron na nasze czasy

Męczeńska śmierć św. Andrzeja Boboli była ukoronowaniem jego życia, heroicznym aktem wyznania wiary w Jezusa Chrystusa. Swoim życiem i śmiercią św. Andrzej Bobola dał świadectwo prawdzie, o której tak pisze św. Paweł: „Wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim” (Flp 3, 8-9).

Święty Andrzej Bobola uświadamia nam, że nasze szczęście jest tylko w ścisłym zjednoczeniu się w miłości z Jezusem Chrystusem przez codzienną wytrwałą modlitwę, sakramenty pokuty i Eucharystii oraz przez wypełnianie Jego woli. Uczy nas odrazy do grzechów oraz wzywa do nawrócenia i cierpliwej pracy nad sobą. Uczy nas codziennego zawierzania siebie oraz wszystkich swoich spraw Jezusowi. Tylko wtedy Jezus będzie mógł kształtować nasze serca, abyśmy stawali się posłuszni i pokorni, zdolni z odwagą i męstwem przyjmować życiowe doświadczenia i bronić katolickiej wiary. Święty Andrzej Bobola jest naszym orędownikiem, który wspiera nas na drodze wiary. Przykład jego heroicznych cnót – odwagi, wierności i męstwa, umiłowania prawdy – dodaje nam, a także wszystkim prześladowanym wyznawcom Chrystusa odwagi.

Prośmy o kapłanów i za kapłanów

Nie ulega wątpliwości, że św. Andrzej Bobola jako człowiek i kapłan bezgranicznie poświęcił swoje życie Bogu i bliźnim. Głosił Ewangelię, służył potrzebującym oraz mężnie stawał w obronie wiary i wolności Ojczyzny zagrożonej wówczas przez Kozaków na polskich kresach. Jego ofiarne kapłańskie posługiwanie uwieńczone zostało męczeństwem. Jedną z ważniejszych cnót każdego kapłana powinna być wierność powołaniu. Z nią wiąże się także posłuszeństwo, bo zawsze „trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5, 29). Obecnie, w świecie rozmytych wartości potrzeba nam kapłanów – świadków na wzór wielkiego męczennika św. Andrzeja Boboli. Takich, którzy niestrudzenie głoszą prawdę, ofiarnie i bezinteresownie służą cierpiącym oraz mężnie bronią ewangelicznych wartości. Wymadlajmy sobie oraz przyszłym pokoleniom świętych kapłanów. Takich, którzy na wzór św. Andrzeja Boboli podtrzymywać będą w trwaniu Polskę katolicką. Prośmy o takich kapłanów, którzy będą chcieli żyć i nauczać według ewangelicznej zasady: „Tak, tak; nie, nie” (Mt 5, 37) – bez kompromisów ze złem, bez ulegania duchowi tego świata, bez rozmywania doktryny i bez naginania Ewangelii do życia.

Autorzy tekstów, Cogiel Renata Katarzyna, Najnowsze, bieżące