Siostro, bier sie do roboty!

O drodze do przyjaźni z s. Dulcissimą, łaskach, którym trudno się oprzeć, i marzeniach opowiada s. Małgorzata Cur SMI.

zdjęcie: Archiwum prywatne

2024-03-04

Dobromiła Salik: – Czy nie sądzi Siostra czasem, że po to poszła do klasztoru, by służyć sprawie beatyfikacji s. Dulcissimy?

s. Małgorzata Cur SMI: – Ojej! Jakie pytanie! Aż się obawiam następnych. To, że jestem dziś siostrą zakonną, to dana przed laty odpowiedź na zaproszenie Boga do współpracy z Jego planem wobec mnie. „Dziś” to Dulcissima. To Bóg prowadzi sprawy s. Dulcissimy. Ja tylko otwieram drzwi, gdy ktoś pojawia się w brzeskim klasztorze, modlę się w intencjach, z jakimi do s. Dulcissimy przyjeżdżają poszukujący jej wstawiennictwa, i odpowiadam na pytania dziennikarzy, jeśli takowe mi zadają.

– Bywa jednak tak, że pewne zadania ukazują nam się dopiero z biegiem czasu, nie od razu. Zajrzałam na przykład do wywiadu, jaki przeprowadziłam z Siostrą w 2016 r. dla miesięcznika „List do Pani”. Mówi tam Siostra o swoim powołaniu, o drogach i „znakach”, jakie prowadziły właśnie do marianek; opowiada o pracy z dziećmi w domu dziecka, o biblijnej grupie dla dziewcząt, o Waszym założycielu słudze Bożym ks. Janie Schneiderze. O s. Dulcissimie – ani słowa! Ten etap miał dopiero nadejść? I jak to się stało, że nadszedł?

– Etap Dulcissima – dobrze nazwała Pani to zadanie, jakie powierzyła mi przełożona prowincjalna w 2019 r., tj. przed zakończeniem procesu beatyfikacyjnego służebnicy Bożej na etapie diecezjalnym (archidiecezja katowicka). Przyznaję, że nie wiedziałam zbyt wiele o s. Dulcissimie. Mało się o niej wtedy mówiło w zgromadzeniu. Wprawdzie dopytywałam o nią te współsiostry, które znały ją osobiście, ale były oszczędne w słowach. Odtąd s. Dulcissima jakoś zawsze mnie interesowała, a zajęłam się jej myślą wtedy, gdy sama byłam po operacji żylaków, nieco wyłączona z aktywności. Początkowo mniej się poruszałam i czytałam książki, np. „Oblubienicę Krzyża” o. Józefa Schwetera CSsR. Autor był kierownikiem duchowym

s. Dulcissimy, książka została napisana na prośbę ówczesnej przełożonej generalnej. Więc starałam się każdą chwilę wykorzystywać na wynotowywanie jej myśli, przyswajanie ich. Sporo tego było. Przygotowywałam projekty, plakaty. Nie przypuszczałam jednak wtedy, że w niedalekiej przyszłości zajmę się popularyzacją jej osoby. Potem s. Dulcissima przyśniła mi się – i już wiedziałam, że się zaprzyjaźnimy na dłużej.

– Od kilku lat istnieje prowadzona przez Siostrę strona internetowa: dulcissima.pl. Tam można znaleźć wiele informacji, a także świadectwa otrzymanych łask. Ponieważ nie wszyscy nasi Czytelnicy mają dostęp do internetu, poproszę o jakieś przykłady, fragmenty listów…

– Ważne świadectwo złożyła na przykład, w październiku 2022 r., pani Anna z Raciborza. Pisze na początku: Moja historia i historia mojej córki Magdy już na zawsze będzie związana z osobą służebnicy Bożej s. Dulcissimy, począwszy od wyproszenia za jej wstawiennictwem poczęcia córeczki, przez bezproblemowy okres ciąży, poród, a potem jej chorobę i odzyskane zdrowie.

– Pani Anna mówi o odkładaniu decyzji o ciąży, najpierw z powodu studiów, a później pracy zawodowej. Wtedy mama pani Anny poprosiła Zgromadzenie Sióstr Maryi Niepokalanej z Brzezia o modlitwę za pośrednictwem s. Dulcissimy w intencji poczęcia dziecka przez małżonków. Ta prośba została wysłuchana i cała ciąża przebiegała bezproblemowo, ale poród okazał się bardzo ciężki. W ostatniej godzinie porodu zwracałam się do s. Dulcissimy o pomoc. Byłam wyczerpana, a ból wydawał mi się już nie do zniesienia. Również moja mama cicho modliła się do niej, towarzysząc mi przez kilka godzin na sali porodowej – opisuje pani Anna. Magda urodziła się w ciężkiej zamartwicy urodzeniowej, jej szyja była owinięta pępowiną, miała problemy z oddychaniem, ciężkie niedotlenienie okołoporodowe. Dostała niską ocenę w skali Apgar, dlatego po porodzie została zaintubowana i przewieziona ambulansem do szpitala w Zabrzu. Przeżyłam szok, który jest trudny do opisania. Po jakimś czasie dostaliśmy informację o zakażeniu córeczki sepsą. Jej życie było zagrożone. Kiedy już doszłam do siebie, poczułam dziwny spokój w sercu. Ktoś jakby przejął mój ból i strach… Ktoś nie pozwalał mi się załamać. Wiem, że moje cierpienie przyjęła na siebie s. Dulcissima, ona brała na siebie krzyże i cierpienia innych ludzi.

Po kilku tygodniach walki o życie stan Magdy zaczął się stabilizować. Zapalenie zaczęło ustępować, wyniki tomografii mózgu były dobre, nie nastąpiło jego uszkodzenie, choć obawiano się nieodwracalnych zmian. Lekarz neurolog, widząc wyniki tomografii, stwierdził, że „nie ma się do czego przyczepić” – relacjonuje pani Anna i kończy tak: Jestem przekonana, że opieka s. Dulcissimy nie kończy się w momencie, kiedy zostało zażegnane zagrożenie życia naszego dziecka, ani w momencie odzyskania zdrowia przez naszą córkę, ale wykracza poza. Jej opieka będzie towarzyszyć nam już zawsze. Tym świadectwem pragnę podziękować służebnicy Bożej s. Dulcissimie i przyczynić się do jej rychłej beatyfikacji. Dziękuję jej z całego serca za uproszenie łaski zdrowia dla Magdy, za opiekę nad moją córeczką, gdy leżała sama w szpitalu, kiedy ja nie mogłam być przy niej. Wiem, że ona czuwała przy niej w dzień i w nocy.

– To jedno ze świadectw tego typu. Wiem, że jest ich więcej.

– Tak. W tym samym czasie miałyśmy pięć próśb o modlitwę w intencji noworodków, które po porodzie znalazły się na OIOM-ie. Wszystkie dzieci oddawałyśmy wstawiennictwu s. Dulcissimy. Każda z historii zakończyła się pozytywnie.

– Ciekawy jest też przypadek zaleczenia bardzo trudno gojącej się rany u małego chłopca…

– Ta historia rozpoczęła się w maju 2021 r. Trzyletni wtedy chłopczyk doznał poparzenia III stopnia okolicy skroniowej na głowie. Rodzice opisują ten trudny czas tak: Po pierwszej przeprowadzonej operacji rana zaczęła się goić, jednak po jakimś czasie odnowiła się i syn został poddany dalszemu leczeniu. Za każdym razem jednak, po okresie polepszenia rany, ta odnawiała się. Najpierw po dwóch tygodniach, później nawet po 2-3 dniach. Dla lekarzy przypadek ten stanowił zagadkę, sięgali bowiem po najbardziej nowoczesne metody leczenia. Byliśmy u wielu specjalistów na całym Śląsku i w Małopolsce. (…) W okresie dwóch lat wykonano synowi bardzo wiele szczegółowych badań, które jednak nie potrafiły rozwikłać zagadki odnawiającej się rany. Żadne z zastosowanych lekarstw, maści, kremów czy opatrunków również nie potrafiło spowodować zaleczenia się jej.

Wtedy na swojej drodze spotkaliśmy s. Elżbietę Bańdziak, mariankę, która przybliżyła nam postać s. Dulcissimy. Podzieliła się z nami szeregiem materiałów związanych z postacią Heleny Hoffmann, wśród których znajdowała się towarzysząca nam od tej pory każdego dnia nowenna. Modlitwę zaczęliśmy w maju 2023 r., czyli po dwóch latach bezskutecznych prób wyleczenia rany. W ciągu pierwszych dwóch tygodni rana zasklepiła się. To dało nam nadzieję, ale nadal towarzyszył nam ogromny strach związany z wcześniejszymi przeżyciami oraz nawracaniem rany. Po następnych dwóch tygodniach mogliśmy jednak z ulgą stwierdzić, że pierwszy raz od tak dawna nasze dziecko nie ma otwartej rany na głowie. Co więcej – nasz synek mógł położyć się spać bez opatrunku na głowie, o czym wcześniej nie było nawet mowy. To był prawdziwy przełom. Miesiąc z nowenną ku czci s. Dulcissimy pomógł nam bardziej niż dwa lata leczenia u całej rzeszy specjalistów. Towarzyszący nam strach przygasał z każdym dniem, kiedy rana zostawała zamknięta i coraz ładniej się zabliźniała.

Nasz obecnie pięcioletni syn codziennie przed snem dziękuje Bogu i nadal odmawia nowennę. Tak minęły już 4 miesiące, w czasie których ani razu rana nie odnowiła się.

Modlitwa i wstawiennictwo s. Dulcissimy zmieniły nasze życie. Nie boimy się powiedzieć, że byliśmy świadkami prawdziwego cudu. Osobom, które nie znają przypadku naszego syna, pewnie trudno byłoby uwierzyć w rozmiar tego, co wydarzyło się dzięki wstawiennictwu s. Dulcissimy. Nowenna odmieniła przede wszystkim życie naszego dziecka. Jako pięciolatek pierwszy raz mógł pójść do przedszkola czy chociażby po tak długim okresie pobawić się w piaskownicy. Teraz zasypia bez strachu, bez owiniętej opatrunkami głowy. Nie musi spędzać całych dni na badaniach, w szpitalnych salach i korytarzach. Wiara uratowała naszego syna. Z serca dziękujemy Dobremu Bogu i kochanej s. Dulcissimie (rodzice Michałka, 28.09.2023 r.).

– Czy Michałek przyjechał do Brzezia?

– Tak. Rodzice po raz pierwszy przywieźli go do Brzezia w maju 2023 r. Poszli od razu do sarkofagu s. Dulcissimy. Michaś miał tam zapytać „Siostra Dulcissima? To ona nie żyje?”. Dziecko było przekonane, że jedzie podziękować siostrze, która pomaga chorym! W ogrodzie klasztornym był piknik, dlatego wówczas nie przyszli do nas. Potem, w rozmowie telefonicznej, mama Michała powiedziała mi, że jako rodzina doświadczyli wiele dobra dzięki chorobie dziecka i modlitwie za wstawiennictwem s. Dulcissimy. Mąż się nawrócił, zaczął się modlić i chodzić do kościoła.

– Ta historia robi wrażenie. Czy istnieją jeszcze przykłady innych uzdrowień dokonanych przez wstawiennictwo s. Dulcissimy?

– Oto przypadek Doroty. Pisze: Jestem po artroskopii kolana, ból towarzyszył mi od dłuższego czasu. Wchodzenie po schodach, klękanie itp. potęgowały ból. Pojechałam na pielgrzymkę, by prosić o wstawiennictwo służebnicy Bożej s. Dulcissimy w intencji chorej na raka młodej krewnej. Siedziałam na krześle na półpiętrze i modliłam się [krzesło, na którym siadywała s. Dulcissima idąc do kaplicy – przyp. s. M.C.]. Przyszedł czas na dalszą drogę. Z trudem wchodziłam do autobusu, ból kolana był bardzo nasilony. Musiałam wziąć tabletkę przeciwbólową… I była to ostatnia tabletka, jaką wzięłam od tamtej pory! Następnego dnia w kościele zauważyłam, że klękanie nie sprawia mi bólu. Myślałam z początku, że to efekt zażytego przeze mnie leku. Po jakimś czasie przyszło mi do głowy, że możliwe, iż zostałam uzdrowiona, chociaż nie prosiłam w swojej intencji… Bóg działa, gdzie chce i jak chce. Wierzę, że stało się to za wstawiennictwem s. Dulcissimy.

– Jest też sporo świadectw otrzymania łask duchowych…

– W tych dniach dostałam list od pewnej matki, która prosiła nas o modlitwę w intencji syna: aby się zmienił, aby znowu odnalazł Pana Boga, aby się usamodzielnił, aby stał się lepszym człowiekiem, aby pogodził się z sąsiadem. Pisze tak: Moje drogie Siostry, wczoraj mój syn pierwszy raz od kilku lat był na Mszy świętej (…). To cud. Wynajął też mieszkanie i chce się usamodzielnić. Kocham Was i kocham s. Dulcissimę. Proszę, aby miała go w opiece (Janina).

Co do świadectw, które opowiadają o duchowej więzi z s. Dulcissimą, to jest też list ze zdjęciem z Anglii od pana Wojciecha. Od 15 lat mieszka w Manchesterze, a pisze po śląsku. Na zdjęciu widać ołtarzyk w jego pokoju z kwiatami przy fotografii s. Dulcissimy. List zakończył komentarzem do zdjęcia: Tu s. Dulcissima jest obecna cały czas, to moje wewnętrzne przekonanie. Dyskretnie pomaga. Na pierwszy rzut oka, to może nie... ale z perspektywy czasu widać, że macza palce. A kwiaty w oczekiwaniu na beatyfikację. Wcześniej natomiast napisał m.in.: Czcigodne panny klosztorne, jestem Ślązakiem, dlatego taki tytuł do was. Za bajtla moja babcia straszyła mnie wami, że jak nie będę grzeczny, to mnie „klosztorne panny” wezmą. A tak poważnie, to s. Dulcissima jest moją opiekunką i „przyjaciółką”. Kiedy jest jakiś problem i po ludzku myśli się, że już to jest dno, to zawsze modlę się do swojej rodaczki słowami: „Siostro, bier sie do roboty i pomóż mi, bo ciemna noc sie zbliżo” i nigdy jeszcze mnie nie zawiodła. Siostra Dulcissima nie śni mi się, ale posyła ludzi. Podali mi pomocną dłoń, ale bardzo dyskretnie, szanując moją godność człowieka. Pomogła mi w problemach finansowych oraz w szukaniu pracy; wystarczy, że westchnę do „przyjaciółki” i za parę dni rozwiązuje się wszystko. (…) Urodzony jestem w Piekarach Śląskich, dzieciństwo i młodość to Ruda Śląska (…), a starość spędzam w Wielkiej Brytanii. Naprawdę to nic nadzwyczajnego, każdego dnia palę świeczki i sobie pogadamy, a ona tylko słucha i działa, taką mam nadzieję. Tylko proszę nie pomyśleć, że ze mną coś jest nie tak (…). Proszę tylko o modlitwę za mnie przy jej sarkofagu (Wojciech). Odpisałam panu Wojciechowi, że s. Dulcissima to światowa marianka – skoro dotarła też do Anglii!

– Będąc tak blisko, sądzi Siostra, że bardziej istotne są świadectwa dotyczące zdrowia, czy te duchowe?

– Siostra Dulcissima wołała na modlitwie: „Jezu, pomóż ludziom, którzy prosili mnie o modlitwę”. Ta jej myśl zawsze mnie porusza. Wybrałam tę myśl na mój obrazek jubileuszowy profesji zakonnej, a powinnam dodać, że nie wiedziałam wtedy jeszcze, że będę się zajmować popularyzacją osoby służebnicy Bożej. Dulcissima modli się i prosi, „Jezu, chciałabym widzieć ludzi szczęśliwych w Bogu”. Nie wiem, czy to jest odpowiedź na postawione pytanie, ale jeśli uzdrowienie duszy czy ciała otwiera i prowadzi człowieka do uwielbienia Boga, do oddawania Mu chwały – to cieszę się razem z uzdrowionym i chwalimy razem Boga. Każda łaska jest ważna!

– Czy ma Siostra jakieś konkretne plany?

– O, tak! Właśnie à propos tego, co przed chwilą zostało powiedziane, mam myśl. Jedno z nadesłanych świadectw nosi tytuł: „Od artykułu do uzdrowienia”. To świadectwo pani redaktor katolickiej gazety, z którą rozmawiałam o nieznanej jej s. Dulcissimie, po czym Dulcissima zadziałała w życiu jej córki i planowana operacja na dłoni została odwołana. Modlitwa nowenną do s. Dulcissimy przyniosła owoce. Zatem „Od uzdrowienia do uwielbienia” – to byłby dobry cykl programów.

– Przywołała Siostra tylko kilka przykładów z ostatnich lat. Świadectw są jednak setki – począwszy od pierwszych lat po śmierci s. Dulcissimy. Nie sposób ich omówić, choćby pobieżnie. Ale może jest coś, co wywarło na Siostrze największe wrażenie?

– Wciąż jestem poruszona faktem, jak wiele osób doświadcza pomocy s. Dulcissimy i właściwie gdziekolwiek jestem – czy w sklepie, czy na parkingu – jeśli powiem, że jestem z Brzezia, to od razu słyszę świadectwo i dźwięczy imię „Dulcissimka” i słowa: „Ona mi pomogła”. Bardzo wzruszają mnie opowieści o Dulcissimie, która przychodzi we śnie i zaprasza do siebie albo upomina. Pyta Pani o świadectwo, które najbardziej mnie poruszyło... Trudne pytanie. Bo dotyka do żywego sytuacja dziecka bez czynności życiowych, które wraca do zdrowia, albo młodej dziewczyny czekającej na operację, a na skutek modlitwy operacji już nie było trzeba; porusza sytuacja księdza z nowotworem nieoperowalnym, gdzie po modlitwie okazuje się, że nie ma śladu raka. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych – naprawdę!

– Marzenia siostry Małgorzaty? Na dziś? Na najbliższe lata? Na przyszłość?

– Na najbliższe lata? W Brzeziu planujemy Multimedialną Izbę Pamięci, bardzo bym się cieszyła, gdyby ten projekt udało się sfinalizować. Na przyszłość? Oczekujemy beatyfikacji służebnicy Bożej s. Dulcissimy. To będzie ogromna radość dla wielu przyjaciół naszej siostry. To, co najważniejsze, powtórzę za s. Dulcissimą: by ludzie byli szczęśliwi w Bogu.

– Bardzo dziękuję za rozmowę!

– To ja dziękuję bardzo. I zapraszam do raciborskiego Brzezia. Warto zaprzyjaźnić się z s. Dulcissimą!


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, Salik Dobromiła, Numer archiwalny, 2024nr03, Z cyklu:, W cztery oczy

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 27.04.2024