Cieszymy się życiem

O oswajaniu choroby, o pierwszej myśli po wybudzeniu się z narkozy i o miłości małżeńskiej, która nie cofa się przed niczym, opowiadają Halina i Zygmunt Pałaszewscy z Warszawy.

zdjęcie: canstockphoto.pl

2021-10-14

 

Redakcja: – Proszę krótko przedstawić się naszym Czytelnikom.

Zygmunt Pałaszewski (ZP): – Moja żona i ja mamy po 58 lat, jesteśmy małżeństwem z 35-letnim stażem. Mamy jednego, dorosłego już syna. Poznaliśmy się i pobraliśmy jeszcze na studiach. Z wykształcenia jesteśmy ekonomistami. Pochodzimy z Piotrkowa Trybunalskiego, ale od ponad ćwierćwiecza jesteśmy związani z Warszawą. Przyjechaliśmy tutaj za pracą i tak się złożyło, że zostaliśmy w stolicy na stałe. Sporo podróżowaliśmy po Europie, także przez kilka lat pracowaliśmy za granicą: we Francji, Hiszpanii i Rosji.

– Co sprawiło, że był u Pana konieczny przeszczep nerki?

ZP:– Bezpośrednią przyczyną było przewlekłe niespecyficzne kłębuszkowe zapalenie nerek, którego pierwsze objawy zostały u mnie wykryte, zresztą dość przypadkowo, 30 lat temu. Moja choroba nerek była więc zdecydowanie przewlekła, ale także systematycznie leczona pod opieką lekarzy nefrologów. Ponieważ możliwe było jedynie leczenie objawowe, stan nerek systematycznie się pogarszał. Przez większość czasu nie wpływało to na moje samopoczucie. Mogłem żyć i pracować właściwie bez ograniczeń. Funkcjonowałem całkiem normalnie, jedynie ze świadomością nieuleczalnej choroby, która – na szczęście – postępowała bardzo powoli. Starałem się ją jakoś „oswoić”, aby jej negatywny wpływ na moje codzienne życie był jak najmniej dotkliwy.

– Kiedy dowiedział się Pan o możliwości zastosowania u Pana leczenia poprzez przeszczepienie organu?

ZP: – O możliwości zastosowania przeszczepienia nerki, jako następnego kroku w leczeniu mojej dolegliwości, dowiedziałem się od lekarza nefrologa w czasie rutynowej wizyty. Było to blisko 20 lat temu. Oczywiście wówczas nie było jeszcze ku temu wskazań, niemniej regularne badania potwierdzały, że w pewnym momencie przeszczep stanie się niezbędny. Przez lata uzupełnialiśmy naszą wiedzę na temat sposobów leczenia, szczególnie moja żona śledziła możliwości przeszczepów od dawców żywych, w tym niespokrewnionych. W ostatnich latach pojawiało się coraz więcej informacji w tym zakresie, które można było omówić z lekarzem prowadzącym.

– Jakie były etapy oczekiwania na przeszczep?

ZP: – Mój proces chorobowy był na szczęście powolny. Nie doszedłem nawet do etapu dializ, a możliwość przeszczepu rodzinnego od mojej żony została potwierdzona badaniami na półtora roku przed samą operacją. Od tej pory moim zadaniem było wytrwać jak najdłużej na „starych” nerkach, będąc jednocześnie w stałej gotowości do operacji. Kiedy już wiedziałem, że przeszczep z dużym prawdopodobieństwem się odbędzie, było mi trudno się na niego doczekać. Z jednej strony chciałem mieć to już za sobą, zaś z drugiej strony bardzo się martwiłem, jak oboje z żoną zniesiemy ewentualną operację.

Halina Pałaszewska (HP): – Dla osoby bliskiej choremu najtrudniejsze jest chyba poczucie bezsilności, świadomość że nie można pomóc kochanej osobie. Dlatego dla mnie najtrudniejszy był chyba okres sprzed kilku lat, gdy konieczność przeszczepu była już oczywista, a nie została jeszcze potwierdzona możliwość pobrania nerki ode mnie i przeszczepienia jej mojemu mężowi. Kiedy zostało to już potwierdzone, poczułam się o wiele lepiej. Oczywiście, nadal trudno mi było patrzeć na jego pogarszające się samopoczucie, ale ponieważ z natury jestem optymistką, skupiałam się na nowej drodze leczenia i przez cały czas towarzyszyła mi nadzieja na dalsze, szczęśliwe wspólne życie. Niezwykle ważne było dla mnie to, że powstał jakiś plan działania i przestałam czuć się bezsilna.

– Jak wspominacie Państwo czas bezpośrednich przygotowań do operacji?

ZP: – Przygotowanie do przeszczepu to cała seria badań. Zarówno w przypadku biorcy jak i dawcy jest to bardzo skomplikowany i długotrwały proces. Byłem pod ogromnym wrażeniem sprawnej koordynacji wszystkich medycznych procedur i profesjonalnej pracy lekarzy oraz całego personelu medycznego.

HP: – Dla mnie jako dawcy niezmiernie ważne było traktowanie nas w bardzo życzliwy sposób – informowanie o możliwościach i zagrożeniach, rozmowa z psychologiem, szacunek dla naszych decyzji i planów.

– Jaka była Państwa reakcja, gdy wyniki badań ostatecznie potwierdziły, że przeszczep może dojść do skutku?

ZP: – Żona mówi, że to była dla niej wielka radość, iż będzie mogła mi pomóc. W moim przypadku był to ważny moment w refleksji nad przyjęciem od niej tego daru: z możliwości dotąd teoretycznej, stało się to decyzją do podjęcia. Dodatkowo było zaskoczenie, że zgodność tkankowa jest u nas niemal taka sama, jak u osób spokrewnionych. To zresztą wciąż budzi zdziwienie wielu osób, z którymi rozmawiamy na temat przeszczepu.

HP: – Wiedza, że mogę być dawcą nerki dla męża była niejako dwuetapowa. Najpierw dowiedziałam się, że mój stan zdrowia umożliwia pobranie nerki, a potem, że pomiędzy mną i mężem oprócz zgodności grup krwi jest także spora zgodność tkankowa. Już pierwsza wiadomość była dla mnie bardzo radosna i pozwalała planować przyszłość, natomiast druga sprawiła, że poczułam się w pełni szczęśliwa. Prawdę mówiąc, był to jeden z najszczęśliwszych momentów w moim życiu. Wiadomość odebrałam telefonicznie i miałam poczucie, że rozjaśnił się cały świat. Radość towarzyszyła mi przez wiele dni i nie opuszcza mnie do dzisiaj.

– Pamięta Pan pierwszą myśl, po wybudzeniu się z narkozy po operacji?

ZP: – Pamiętam, że pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy była wdzięczność Bogu za to, że się obudziłem i wiem, jak się nazywam. Zaraz potem poczułem wielką ulgę i radość, że przebywająca ze mną w tej samej sali żona, czuje się dobrze.

– Jak Państwa życie wygląda w tej chwili?

ZP: – Jesteśmy obecnie blisko dwa lata po przeszczepie. Życie wróciło do normy, z dwoma istotnymi zmianami w moim przypadku. Czuję się po prostu zdrowy, bo moja nowa nerka zaprowadziła porządek w organizmie. Z drugiej strony, staram się rygorystycznie przestrzegać wszystkich zaleceń medycznych tak, aby nie zmarnować ogromnej inwestycji jaką jest po pierwsze oddanie nerki przez moją żonę, a po drugie budząca nasz szczery podziw praca wykonana przez lekarzy przy samej operacji oraz w procesie rekonwalescencji.

HP: – Pierwszy rok po transplantacji to ciągle czas pewnej niepewności i ograniczeń, dość duże dawki leków immunosupresyjnych i konieczność wzmożonej dbałości o zdrowie (niska odporność). Zdarza mi się z troską obserwować męża, czy aby wszystko w porządku i cieszę się, że nie jestem osobą skłonną do obaw. Z drugiej strony pojawiają się kolejne pokonane bariery, znów można coś robić normalnie, każdy postęp jest źródłem radości – teraz cezurą będą kolejne rocznice przeszczepu. Staramy się spędzać jak najwięcej czasu razem, cieszyć się sobą ze świadomością, że jest to czas darowany i trzeba go wypełnić radością i miłością. Nasza 33. rocznica ślubu była jednocześnie pierwszą po transplantacji, kupiliśmy więc nowe obrączki i wygrawerowaliśmy wewnątrz nich dwie daty: naszego ślubu i transplantacji. Zawsze byliśmy dobrym małżeństwem, ale teraz chyba jeszcze bardziej doceniamy się nawzajem. Także nasz syn zaangażował się w pomoc dla nas w czasie leczenia i był naprawdę nieoceniony. Można chyba powiedzieć, że nasza rodzina po przeszczepie jest jeszcze silniejsza i wszyscy jesteśmy sobie jeszcze bliżsi. Nie chciałabym na siłę doszukiwać się pozytywnych stron choroby, ale nie jestem pewna, czy bez niej kochalibyśmy się równie mocno.

– Jakie ma Pan plany na najbliższą przyszłość?

ZP: – Póki co, dużo czytać, a gdy tylko epidemia się skończy również dużo podróżować. Mam zamiar cieszyć się każdym dniem, doceniać bliskość rodziny i przyjaciół, po prostu normalnie żyć.

– Czy jest coś, co chcieliby Państwo przekazać osobom, które czekają teraz na przeszczep?

ZP: – Samo czekanie na tak ważne wydarzenie w życiu, jakim jest transplantacja, samo w sobie jest bardzo trudne i niewiele potrafię tu doradzić. W moim przypadku wiele obaw budziła sama perspektywa operacji. Miała to być zresztą moja pierwsza operacja w życiu. Teraz, z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że – niezależnie od ryzyka, które zawsze istnieje – moje obawy były przesadzone. Przeszczepy nerek są w Polsce wykonywane już od dziesięcioleci i widać jak ogromne zostało zgromadzone doświadczenie w ich przeprowadzaniu. No a rezultat w naszym konkretnym przypadku mówi sam za siebie.

HP: – Chciałabym poradzić zarówno chorym czekającym na przeszczep jak i ich rodzinom, aby nie tracili nadziei na pomyślne leczenie, szukali różnych możliwości i zaufali lekarzom. Ważne jest odsunięcie obaw, wiara w lepszą przyszłość i podejmowanie wyzwań. Nam pomogło także potraktowanie nieuleczalnej choroby nie tylko jako obciążenia czy jakiejś niezasłużonej krzywdy, ale jako wyzwania, stwarzającego nowe możliwości i pozwalającego na lepsze poznanie samych siebie. Przekonaliśmy się, że wtedy, gdy jest naprawdę ciężko, możemy liczyć na pomoc i wsparcie wielu osób. Taka świadomość rodzi w sercu wielką radość. Teraz, tak jak i przed operacją, po prostu cieszymy się życiem.

– Bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę Państwu zdrowia i jeszcze wielu wspólnych lat życia.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, Cogiel Renata Katarzyna, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2021nr01, Z cyklu:, W cztery oczy

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 26.04.2024