Z przyrody płynie zdrowie

Dr Piotr Kardasz, biolog od lat zajmujący się tematyką przyrodniczą, autor prawie 1300 filmów przyrodniczych zrealizowanych na wszystkich kontynentach, w rozmowie z Katarzyną Widerą-Podsiadło tłumaczy zależności występujące w świecie przyrody i opowiada o ich wpływie na zdrowie człowieka.

zdjęcie: canstockphoto.pl

2021-09-09

Katarzyna Widera-Podsiadło: – Babcine metody, Boża apteczka, dary natury – to określenia, które stosujemy, by podkreślić wartość leczenia metodami niefarmakologicznymi, które mogą być doskonałym wsparciem dla medycyny i apteczki farmakologa. Nie odkrywamy tutaj nic nowego, a jedynie chcemy przypomnieć, że to przyroda najpierw nas leczyła i wspomagała nasz organizm.

dr Piotr Kardasz: – Przyroda tworzy logiczną całość, a my w niej tkwimy, czy chcemy, czy nie w sposób jednoznaczny, będąc od niej całkowicie uzależnieni. Nam się wydaje, ponieważ mamy zdolność abstrakcyjnego myślenia, że możemy rządzić światem, wprowadzać zmiany, które dla nas są korzystne. Takim przykładem były prace nad nowymi odmianami roślin i nie chcę tutaj powiedzieć, że były one negatywne, gdy mówimy np. o wprowadzeniu bardzo odpornych roślin, ale w wielu przypadkach prowadzono również modyfikacje genetyczne. Chodziło o to, by bulwa była większa, owoc efektowniejszy, a niedawno nawet był pomysł taki, by wszystkie marchewki były takie same. Można było na to wpłynąć i zupełnie nie dbać o to, że przyroda rządzi się swoimi prawami. Tymczasem rzeczywistość jest taka, że zdrowie człowieka zależy od czystego pożywienia. Tak zostaliśmy dostosowani do tego środowiska, w którym są składniki budulcowe, energetyczne, regulacyjne z odpowiednią ilością witamin w każdym owocu, czy warzywie, by organizm czerpiąc z przyrody, był zdrów. I początkowo, podobnie jak zwierzęta, wyczuwaliśmy w roślinie potrzebne do naszego właściwego funkcjonowania związki. Gdy np. kot ma problemy gastryczne, wychodzi na łąkę i wie jakie rośliny powinien zjeść, nikt mu tego nie podpowiada.

– Ale człowiek lubi ingerować w przyrodę, chce mieć nad nią władzę i niestety działać na jej niekorzyść bardziej lub mniej świadomie.

– Wszystko zaczęło się zmieniać w momencie, kiedy zaczęliśmy tworzyć enklawy ludzkie i na bazie tego niszczyliśmy: wypalaliśmy lasy, ingerowaliśmy w ekosystem, budowaliśmy miasta, a w ten sposób zaburzyliśmy rytm naturalny. Do naszego organizmu dziś trafia za dużo węglowodanów, cukrów, a za mało regulatorów, śladowych pierwiastków np. selenu, manganu, czy magnezu. To jest problem, bo podobnie jak witaminy, to są koenzymy, czyli czynniki, które aktywują enzymy. Jeżeli ich zabraknie to nasz organizm, który jest zbudowany z 200 bilionów komórek, zacznie niewłaściwie funkcjonować, ponieważ każda komórka potrzebuje tych składników. Prosta zależność: jeżeli komórki budują tkanki, a tkanki narządy, to źle funkcjonująca komórka da początek źle funkcjonującemu narządowi. Wówczas cały organizm będzie źle funkcjonował. W pewnym momencie te czynniki środowiska: niedobór czegoś i nadmiar czynników szkodliwych np. pestycydów, herbicydów, czy benzoalfapirenu, który jest przecież w pyle zawieszonym spowodują, że zmieni się ekspresja genów, funkcjonowanie poszczególnych komórek.

– To, o czym Pan powiedział, tkwi u podstaw działań destrukcyjnych człowieka, ale nie koniec na tym. Poszliśmy dalej.

– Człowiek oczywiście też popełniał inne błędy. Kiedyś przypatrując się roślinom myślał, że np. kształt rośliny dedykowany jest konkretnemu narządowi człowieka i tak fasola, która miała kształt podobny do nerek powinna leczyć nerki, a makówka powinna działać na głowę, a jakieś kolczaste nasiono, czy owoc będzie leczyć kolkę. To oczywiście tak nie działa.

Do kultury europejskiej bardzo wiele wniosła kultura egipska, bo ona 800 specyfików opartych na konkretnych ziołach już znała. I tę spuściznę potem przejęli Grecy i przekazali dalej. Na przykład Hipokrates, uznawany za ojca medycyny, potrafił rozdzielić sposób przygotowania produktów ziołowych i sposób rozpoznawania objawów chorobowych. Później Europejczyków wyprzedzili Arabowie, którzy z kultury Dalekiego Wschodu m.in. z Ajurwedy i kultury chińskiej przejęli wiele wypracowanych metod. Tam bowiem, dzięki dużym populacjom ludności,  metodą prób i błędów dochodzono do wniosków, że tylko 100 procent tego, co natura daje, jest w stanie przyczynić się do usuwania dolegliwości człowieka. Nie wybrane 10 czy 15 procent.

– I działa to inaczej niż w farmacji?

– Nie ma w przyrodzie czegoś takiego, jak standaryzacja w farmacji. Rośliny w zależności od ilości dni słonecznych i ilości opadów, zmieniają profil składu określonych związków: jak jest dużo dni słonecznych, to jest więcej cukrów, wobec tego sok z tej samej rośliny, z tego samego miejsca jest słodszy. Gdy słońca jest mniej, to w owocu jest więcej flawonoidów i więcej kwasów organicznych. Chińczycy udowodnili praktycznie, że właśnie dzięki takim zmianom, dochodzi do czegoś takiego, co nazywamy masażem biochemicznym, a czego sami nie jesteśmy w stanie zrobić. Czyli pobudzamy funkcje naszych narządów wewnętrznych, zwłaszcza narządu pokarmowego przez ten fakt, że minimalnie zmieniają się składniki. A co ważne, zdolność oddziaływania naszego organizmu na czynniki zewnętrzne jest taka, że mniej więcej do 25 procent nadwyżki i niedoboru potrafimy sobie wyregulować i organizm sobie z tym poradzi. I w tym momencie, nawet jeśli jakaś roślina pochodząca z uprawy w danym roku zmieni skład, to nie znaczy, że ona nam szkodzi. Natomiast, gdybyśmy przyjęli taką regułę, jak przyjmuje farmacja, to taką roślinę musielibyśmy utylizować, bo ona nie ma takiego składu, co poprzedniego roku. Niestety takie błędy człowiek po dziś dzień popełnia. Oczywiście nie negując wszystkiego innego, co robi farmacja, dla naszego dobra i zdrowia.

– Na przestrzeni wieków, również w naturalnym lecznictwie mieliśmy wzloty i upadki.

– Ważną rolę na przełomie wieków w popularyzowaniu tzw. ziołolecznictwa odegrały zakony np. cystersów, benedyktynów czy franciszkanów. Przecież do dziś znane są nalewki, mające charakter prozdrowotny wypracowane właśnie w tych zgromadzeniach. Znamy zakonników, jak np. ojciec Klimuszko, który nie będąc wykształconym botanikiem, posiadał wiedzę wykraczającą poza umiejętności człowieka w tym kierunku wykształconego.

Przełom w pewnym sensie pozytywny, ale również z aspektami negatywnymi nastąpił na początku XX wieku. Był rok 1907, wówczas okazało się, że arszenik połączony ze związkami siarki dał bardzo skuteczny rezultat całkowitego zlikwidowania w krótkim czasie choroby dotąd nieuleczalnej, jaką był syfilis. Ludzie byli w stanie zapłacić gigantyczne kwoty po to, by wyleczyć się z takiej choroby. Okazało się, że synteza tych związków była tak tania, że można było zacząć zarabiać na tym leku. Stało się to pierwszym impulsem, by tworzyć leki syntetycznie. Dopełniono wszystkiego, by związki organiczne występujące w przyrodzie odtworzyć. Ale czasem popełnienie drobnego błędu, np. przestawienie grupy OH w inne miejsce, powodowało, że grupy danych pierwiastków budujące dany związek, były takie same, ale wspomniana grupa była po przeciwnej stronie. Tak więc struktura chemiczna była ta sama, ale oddziaływanie nieco inne. To spowodowało, że mogło dojść do zaburzenia. Zanim się zorientowano, to część ludzi lecząc się, również sobie szkodziła. To są właśnie te tzw. skutki uboczne leków syntetycznych.

Taki kolejny przełom nastąpił, kiedy w 1928 roku Fleming odkrył, porządkując naczynia z kulturami bakterii, że rozwijająca się kolonia bakterii, miała zdolności zabijania pleśni. I wówczas wynalezienie penicyliny pomogło w zlikwidowaniu wielu chorób. Oczywiście, cały proces wytworzenia syntetycznego leku musiał być poprzedzony rozlicznymi badaniami pokazującymi, że działanie korzystne dla organizmu wielokrotnie przewyższa ewentualne skutki uboczne. Za penicyliną poszło mnóstwo kolejnych antybiotyków i to była z pewnością rewolucja w lecznictwie.

– Tak zaczął się zachwyt nad antybiotykiem, który dziś coraz częściej (przy wszystkich płynących z niego korzyściach) jest podawany jako lek ostatniego ratunku. Przesadziliśmy z antybiotykami.

– Niestety dzisiaj doszliśmy do momentu, w którym bakterie coraz częściej wykazują odporność na antybiotyki i w świecie medycznym istnieje taka opinia, że jeżeli do 2030 roku nie wymienimy dotąd stosowanych metod leczenia, zwłaszcza antybiotycznych, to one nie tylko, że nie będą leczyć, ale będą generować nowe przypadki chorób, których dotąd nie było. To oznacza, że świat mikroorganizmów, który mógł się przyczynić do powstania tych chorób, już wcześniej dostosował się do tego niż człowiek potrafił to zlokalizować.

– Co wobec tego możemy zrobić?

– W USA niezależnie od tak zwanej medycyny akademickiej (choć moim zdaniem nie można oddzielać wiedzy specjalisty badającego działanie związków organicznych od wiedzy osoby badającej syntetyki) rozwija się również ta gałąź, która bada związki organiczne i teraz te obie siły należy połączyć. W USA są to specjalizujące się w obu dziedzinach osoby, tzw. biolodzy totalni, albo kliniczni, którzy są asystentami lekarzy specjalizujących się w bardzo wąskich (z oczywistych przyczyn) działach medycznych. Daje to nadzieję, że również w Polsce lekarze kończący uczelnie medyczne, będą zdobywali większą wiedzę z ziołolecznictwa i będą łączyć obie możliwości leczenia – lekami syntetycznymi przy wsparciu dobra płynącego z ziół. Gdyby nie cała ingerencja człowieka w przyrodę, to nasz organizm leczyłby się przez układ pokarmowy, bo regulacje w organizmie czerpiącym ze zdrowej żywności, byłyby naturalne. Ale ponieważ zaburzyliśmy przyrodę przez wprowadzenie herbicydów i pestycydów, bo chcemy mieć większą ilość pożywienia, a w konsekwencji mamy ubogie we wszelkie związki owoce i warzywa, które z kolei niosą jeszcze te związki o charakterze zaburzającym funkcjonowanie organizmu, to sami sobie nie jesteśmy w stanie pomóc. Dlatego właśnie musimy czerpać z przyrody w inny sposób, niż dotąd stosowany, wzbogacając się dobrem płynącym z ziół.

– Jak bardzo zmienił się ów świat owoców i warzyw?

– Ja często podaję przykład polskich, bardzo smacznych jabłek, koszteli. W latach sześćdziesiątych prof. Pieniążek w skierniewickim Instytucie Polskiej Akademii Nauk robił badania, gdzie stwierdził, że jabłko, które nie jest liderem w zawartości witaminy C, jednak zawiera jej tyle, że gdyby dziecko jadło każdego dnia 3 takie owoce, jest w stanie zaspokoić swój organizm w tę niezbędną do życia witaminę. Dzisiaj robiąc te same badania, odkrywamy, że aby dziecko uzyskało ten sam efekt, co w latach sześćdziesiątych, musiałoby zjeść 6 kilogramów tych jabłek. I ten przykład najlepiej pokazuje, że musimy się zastanowić, w jakim kierunku zmierzamy, jak powinniśmy dalej budować swój świat i jak połączyć swoje siły, by służyć zdrowiu człowieka.

– Dziękuję za rozmowę.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2021nr09, Z cyklu:, W cztery oczy

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 23.04.2024