Każdy może być wolontariuszem

Rozmowa z Patrykiem Wolańskim, studentem pedagogiki specjalnej i wolontariuszem w Domu Dziennego Pobytu dla Osób Niepełnosprawnych.

2019-12-17

- Patryku, jesteś studentem pedagogiki specjalnej, planujesz w przyszłości związać swoje życie zawodowe z osobami niepełnosprawnymi. Już teraz jednak w ramach wolontariatu służysz chorym i niepełnosprawnym. To nie jest pomysł na łatwe życie.

- Tak. Gdy przyjęto mnie na wolontariat w Domu Dziennego Pobytu dla Osób Niepełnosprawnych, zaproponowano mi, abym towarzyszył Małgosi chorej na zespół Downa. Już podczas pierwszego spotkania zrozumiałem, jak trudnego zadania się podjąłem. Pomimo odczuwanego lęku zacząłem od najprostszej rzeczy, czyli od rozmowy. Dziś już jestem przekonany, że osoby niepełnosprawne musimy traktować jak normalnych członków naszego społeczeństwa. Nie wymagają one specjalnego podejścia, trzeba je przyjąć takimi, jakimi są, a przecież niczym się od nas – zdrowych – nie różnią, gdyż posiadają tę samą ludzką godność. Faktycznie więc nie jest to pomysł na łatwe życie, ale w tym sensie, że trzeba coś z siebie dać, trzeba chcieć.

- Ale dlaczego jako miejsce swojego zaangażowania w wolontariat wybrałeś akurat środowisko osób niepełnosprawnych?

- Osoby niepełnosprawne niczym nie różnią się od nas – pełnosprawnych i zdrowych. Chcę pomagać konkretnemu człowiekowi, który ma swoje myśli, pragnienia, marzenia, uczucia. Który chce żyć w społeczeństwie w sposób jak najmniej ograniczony. Tak jak my, zdrowi, tak osoby niepełnosprawne chcą czuć się potrzebne, posiadać jakieś obowiązki, czasem bardzo proste, ale na miarę swoich możliwości. Jako wolontariusz chcę im w tym po prostu pomóc i towarzyszyć.

- Do takiego towarzyszenia potrzeba jakichś specjalnych zdolności?

- Myślę, że najważniejsza jest czułość. Bez wątpienia jest ona powiązana z współodczuwaniem tego, co kryje serce drugiego człowieka. Można by powiedzieć, że tak jak w tańcu trzeba umieć wczuć się w partnera, tak w relacji z osobą niepełnosprawną trzeba wejść w jej tempo, rytm i nauczyć się kroków, które stawia. Nie podkreślając jej kalectwa, choroby, nie zwracając uwagi na czasem dziwne zachowania, które jakoś do nas nie przystają.

- Czego zatem najbardziej potrzebują osoby niepełnosprawne?

- Przede wszystkim wspólnego bycia razem. Potrzebują, aby poświęcić im swój czas i cierpliwość. Do tego zdolny jest każdy człowiek. Nie potrzeba wyższego wykształcenia, ale zwykłej ludzkiej wrażliwości. W pomaganiu ludziom chodzi o to, aby najzwyczajniej w świecie znaleźć dla nich czas. „Miłość się mnoży, gdy się ją dzieli”. Swego czasu odebrałem te słowa bardzo dosłownie i doszedłem do wniosku, że im więcej będę dawał z siebie, tym więcej będę otrzymywał, tym więcej będę miał z życia radości i szczęścia. Kompetencje kompetencjami, ale to, że potraktujemy drugiego jako kogoś, komu chcemy dać trochę siebie, jest prawdziwie potrzebne nie tylko osobom niepełnosprawnym, ale każdemu człowiekowi. Mimo umiejętności i wiedzy, które też trzeba posiąść, nieodzowna jest czułość i wrażliwość, chęć wsłuchania się w drugiego człowieka, ale i w siebie.

- Służąc bezinteresownie osobom niepełnosprawnym, napotykasz na jakieś przeszkody, trudności?

- Trudne jest dla mnie patrzenie na ludzkie dramaty, na niesprawiedliwość, której wokół nas jest bardzo wiele. Ale jednocześnie wychodzę z założenia, że nie można się zatrzymywać na tym, co trudne i niesprawiedliwe. Staram się działać. Dzięki osobistemu zaangażowaniu i poświęceniu własnego czasu zrozumiałem, że to jest największa pomoc pośród ludzkich dramatów. Mogę powiedzieć sam przed sobą, że naprawdę zmieniam rzeczywistość wokół siebie. Dzięki temu ogrom zła, z którym mam do czynienia, nie jest aż tak przytłaczający. Nieraz słyszymy, że w społeczeństwie jest duży odsetek osób niepełnosprawnych. Zgoda, ale spróbujmy ich dostrzegać z osobna, podejdźmy do nich w sposób indywidualny, tak jak Pan Jezus, który kocha każdego konkretnie, znając i wołając nas po imieniu. Wiara dodaje mi otuchy w tym wszystkim, dodaje mi pewności, że nie muszę się martwić o swój czas, jeśli poświęcam go drugiemu człowiekowi. Wierzę, że Pan Jezus wynagrodzi mi to swoim błogosławieństwem w innych moich spawach. Ponadto wiara pomaga mi odkrywać powołanie, misję, którą jako człowiek mam do spełnienia.

- Ci, którym pomagasz, muszą mieć do Ciebie zaufanie. Ale takie zaufanie –   szczególnie zaufanie osoby niepełnosprawnej lub chorej – nie jest łatwo zdobyć?

- Odpowiem na to pytanie, podając przykład. W ostatnim czasie powierzono mi opiekę nad Wiktorem, któremu jako wolontariusz miałem za zadanie pomóc dotrzeć na rozmowę o pracę. Ta czynność wymagała ode mnie czujności, punktualności i odpowiedzialności za jego bezpieczeństwo. Gdy byliśmy na rozmowie o pracę, musiałem pełnić rolę jego „tłumacza”, gdyż ma on problemy z wyraźnym mówieniem. Spotykamy się pół roku i rozumiemy się na tyle, że jestem z nim w stanie porozmawiać nawet przez telefon. Jednak gdy ktoś go nie zna, ma z tym problem. Wiktor, mimo swojej niepełnosprawności, znalazł pracę w firmie budowlanej. Pracował zdalnie we własnym domu, kontaktował się mailowo z pracownikami firmy. Był cenionym pracownikiem. I tutaj wracamy do tego, że aby przywrócić osobom niepełnosprawnym miejsce w społeczeństwie, musimy zejść niejako do ich poziomu. Właśnie w ten sposób buduje się wzajemne zaufanie. Nie ukrywam, że najtrudniej jest jednak zmierzyć się zarówno mnie, jak i osobie niepełnosprawnej z czynnościami, które dotyczą sfery intymnej. Otarcie buzi, gdy ktoś się ślini, pomoc w skorzystaniu z toalety, karmienie. Wówczas szczególnie musimy się zdobyć na wzajemne zaufanie i pozwolić sobie na przystęp do siebie. Z Wiktorem pomogły nam w tym dystans do samych siebie i poczucie humoru.

- Przebywanie wśród osób niepełnosprawnych jest prawdziwą szkołą życia. Oni zwykle niczego nie udają, są prawdziwi, otwarci i szczerzy.

- Owszem, i możemy się od nich bardzo wiele nauczyć. To nie jest tak, że ja jestem wspaniały, bo poświęcam się dla innych przez wolontariat. Jest dokładnie na odwrót – bohaterami są moi podopieczni, moi przyjaciele. Oni pokazują mi prawdziwe życie i to, co jest w nim najważniejsze.

- W jaki sposób zachęciłbyś innych do zaangażowania się w jakąś formę wolontariatu?

- Z doświadczenia wiem, że wolontariuszem może być każdy. Jeśli tylko ma trochę czasu, który chce dać innym, to uważam, że warto spróbować. Aby być wolontariuszem nie trzeba od razu angażować się w nie wiadomo jak wielkie akcje i przedsięwzięcia. Można być wolontariuszem w swoim najbliższym otoczeniu, w sąsiedztwie. Wystarczy, że zaproszę samotną sąsiadkę na kawę lub zadzwonię do kogoś, o kim wiem, że cierpi. Osobą, wobec której mogę być pierwszym wolontariuszem jest np. synowa, z którą mam kiepskie relacje albo wnuczka, do której się pofatyguję, chociaż teoretycznie to ona powinna przyjść do mnie, bo jest młodsza. Czasem naprawdę warto złamać pewne konwenanse, aby doświadczyć czegoś pięknego. Bywa, że panuje w nas przekonanie, że to nam się coś należy. Wówczas stać nas tylko na osobistą dumę i tkwimy w patowej sytuacji, która do niczego nie prowadzi. Gdyby jednak zmienić spojrzenie i zaryzykować to, że zamiast czekać na kogoś, ja dam coś od siebie, wówczas dostrzeżemy, jak wielką radością jest dawanie.

- Bardzo dziękuję Ci za rozmowę.

Autorzy tekstów, Cogiel Renata Katarzyna, Najnowsze

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 26.04.2024