Dwa razy cud poproszę

Każdy wierzący, choćby podświadomie oczekuje potwierdzenia Bożej obecności w jego życiu. Dojrzała wiara współdziała także z rozumem, pozbawiona sfery intelektualnej staje się tylko pustym, zewnętrznym rytuałem, który nic nie wnosi w ludzkie sumienia, może jedynie w kulturę i tradycję. Jan Paweł II we wstępie do encykliki „Fides et ratio” napisał: Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy. Czy zatem słusznie oczekujemy znaku od Boga potwierdzającego nasz wybór?

2017-01-25

I Rok czytań
Mk 16,15-18

Od czasu do czasu można przeczytać spektakularne wiadomości opisujące różnorodne, niezwykłe doświadczenia dotyczące uzdrowień, czy innych cudów. Ostatnio w Polsce było głośno o pojawieniu się tkanki ludzkiego serca na konsekrowanych hostiach w Legnicy i Sokółce. Pewnie każdy, kto jest blisko Pana Boga słucha, czy też ogląda podobne historie nie tylko z zaciekawieniem, ale lekką nutą zazdrości. Może lepiej napisać pragnieniem, aby sam mógł także doświadczyć niezwykłego działania Boga w naszym życiu. To normalne, lubimy być pewni swoich decyzji i przekonani, że nasz wybór nie okazał się pomyłką. Codzienna rzeczywistość pokazuje jednak, że o takie przeżycia jest niezwykle trudno. O wiele łatwiej odkryć Boga w prostych, zwyczajnych doświadczeniach: w swoim sumieniu, w drugiej osobie, w dobru jakiego doświadczamy każdego dnia (choćby niewielkim). W tej materii nie różnimy się wiele od świętych, nawet od tych, którzy byli najbliżej Jezusa. Pamiętamy przecież wątpliwości Tomasza, czy opuszczenie Jezusa w Ogrojcu przez apostołów. Takich przykładów można by mnożyć.

Jeszcze inna, także częsta postawa ludzi, to tłumaczenie swojego oddalenia od Boga i Kościoła brakiem znaku z nieba. Niektórzy powtarzają, że gdyby doświadczyli czegoś niezwykłego, to z pewnością uwierzyliby w Boga. Oczekując na tego rodzaju sygnał, niekiedy tracą całe swoje życie pozostając w oddaleniu od wiary.

Tymczasem zmartwychwstały Chrystus zapewnia swoich uczniów o tym, że jeśli uwierzą, to rzeczywiście doświadczą cudów w swoim życiu. Najpierw nakazuje im iść i opowiadać o Dobrej Nowinie, ale przekonuje ich także, że jeśli będą to czynić w postawie wierności, oddania i zaufania, to sami będą mogli dokonywać cudów. To o wiele więcej niż tylko bierne oglądanie niezwykłych zdarzeń, czy nawet uczestniczenie w nich. To obietnica stania się narzędziem takiego cudu.

Dzisiaj, to my jesteśmy tymi, którzy mają głosić Ewangelię. Jesteśmy zatem spadkobiercami obietnicy dotyczącej możliwości uzdrawiania, pozostawania obojętnym na zatrute rzeczy, czy dzikie zwierzęta… Gdzie jest to wszystko? Trudno sobie przypomnieć kiedy ostatnio uzdrowiliśmy kogoś, albo oczyścili z działania złego ducha. Odpowiedzią na ten problem jest kolejność. Pragniemy cudów, by uwierzyć. Chcemy ich doświadczać, by potwierdzić obecność Boga w naszym życiu. Tymczasem Jezus wyraźnie powiedział: tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą… (Mk 16,17). A więc najpierw musi być akt wiary, głębokiego zaufania, dopiero potem można oczekiwać cudów. Mówiąc inaczej, cud nie może być przyczyną wiary w Boga, efektem sprawczym, inicjatywą, która napędzi naszą relację ze Stwórcą. Cud może być efektem tej wiary i jest możliwy dla tych, którzy naprawdę zaufali Bogu. Tylko mocna, głęboka wiar umacnia nas w bliskości naszego Odkupiciela, ale również w życiu codziennym dając nadzieję. przypomina nam o tym Psalm 125: Ci, którzy Panu ufają, są jak góra Syjon, co się nie porusza, ale trwa na wieki! (Ps 125,1).

Ks. Wąchol Grzegorz, Autorzy tekstów, Rozważanie

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 27.04.2024