Gdy ktoś nas potrzebuje

Nie skazujmy nikogo na samotność. Wspierajmy własnym cierpieniem i módlmy się za tych, którzy na wszystkich ołtarzach świata sprawują Najświętszą Ofiarę Chrystusa – Najwyższego i Wiecznego Kapłana.

zdjęcie: www.freechristimages.org

2014-06-12

II Rok czytań
Mt 26, 36-42

W dniu dzisiejszym czcimy Jezusa jako Najwyższego i Wiecznego Kapłana. Brzmi to bardzo dostojnie i uroczyście. Sugeruje bowiem Jego chwałę i wywyższenie. Tymczasem kalendarz liturgiczny proponuje nam dziś do rozważenia fragment Ewangelii, który zdaje się temu wszystkiemu zaprzeczać. Wcześniej wiele razy mieliśmy okazję widzieć Jezusa w różnych sytuacjach: jako Nauczyciela i Mistrza, jako Uzdrowiciela i Cudotwórcę, jako Tego, którego pragną ogłosić królem i któremu ścielą do stóp palmowe gałązki. Tak, to były chwile chwały! Ale dziś? Dziś Jezus z uczniami „przyszedł do posiadłości Getsemani”, aby się modlić. Przeczuwał, że to będą trudne chwile i pewnie dlatego nie chciał być sam. Na miejsce odosobnienia zabrał z sobą Piotra i dwóch synów Zebedeusza.

Kiedy czujemy się słabi, odczuwamy lęk i smutek, czyż nie pragniemy, by ktoś był blisko, by zechciał z nami – choć do pewnego stopnia – dzielić naszą samotność i trwogę? Sytuacja Jezusa była jeszcze trudniejsza – On wiedział, czego się lęka, czego już wkrótce będzie musiał doświadczyć, dlatego prosił: „Smutna jest dusza moja aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną”.

Ale kiedy Jezus przeżywał duchową mękę, oni po prostu zasnęli. Dlaczego nie spełnili Jego prośby teraz, kiedy pierwszy raz to On ich potrzebował? Gdzie ich solidarność z Nauczycielem, za którego chcieli oddać życie? Zawsze byli tak blisko, chłonęli każde Jego słowo… a teraz, kiedy nie ukrywa przed nimi swojej ludzkiej słabości, zachowują się, jakby nic nie rozumieli?

Ostatni mój pobyt w szpitalu przypadł w dość niefortunnym czasie. Mąż akurat przebywał 500 km ode mnie, a że na zewnątrz panował iście tropikalny upał, więc zaproponowałam synom, aby tego dnia nikt do mnie nie przyjeżdżał, bo przecież mam wszystko, czego mi potrzeba i nic strasznego się nie dzieje. Z samego rana zdenerwowało mnie jednak zachowanie jednej z pielęgniarek w stosunku do współpacjentki, w południe okazało się, że kolejny dzień stracony, bo znów nie zrobią mi żadnych badań, na sali temperatura bliska 40 stopniom, a jakby tego było mało dowiedziałam się, że pacjent przyjęty na oddział razem ze mną właśnie zmarł. Moja „czara goryczy” się przepełniła. Uciekłam do toalety, żeby ukryć łzy. Godzinę później odwiedziła mnie koleżanka z pracy. Nie spodziewałam się, że komuś w taką pogodę będzie się chciało „bez potrzeby” tłuc miejskim autobusem. A ona po prostu przyjechała. Przywiozła coś do picia, książkę, wentylator. Podarowała mi swoją obecność. Nigdy nikomu nie byłam tak wdzięczna!

Domyślam się, jak musiał czuć się Jezus. Samotny i opuszczony prosi: „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich. Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty niech się stanie!” Czy miał na myśli tylko jutrzejszą mękę i śmierć na krzyżu? A może także i tę nocną samotność w ogrodzie Getsemani?

Ludzie potrzebują siebie nawzajem. Także kapłani. Nie skazujmy nikogo na samotność. Wspierajmy własnym cierpieniem i módlmy się zwłaszcza za tych, którzy codziennie sprawują na wszystkich ołtarzach świata Najświętszą Ofiarę Chrystusa – Najwyższego i Wiecznego Kapłana.

Dajmund Danuta, Autorzy tekstów, Rozważanie

nd pn wt śr cz pt sb

28

29

30

1

2

3

5

11

12

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

Dzisiaj: 17.05.2024