Warto siać!
Nie wolno się zniechęcać. Trzeba siać. Tylko ziarno wrzucone w glebę ma szansę wzrosnąć.
2014-01-31
II Rok czytań
Mk 4,26-34
Kocham wieś; gdybym nie była takim tchórzem, pewnie już dawno zmieniłabym miejsce zamieszkania. A tak jestem mieszczuchem – i to z krwi i kości. Mieszczuchem z urodzenia, choć niekoniecznie z wyboru. O sprawach wsi i rolnictwa wiem mniej więcej tyle, co o kwantowym charakterze materii czy jądrowym rezonansie magnetycznym, czyli… prawie nic. Ale nawet ja wiem, że aby ziemia mogła wydać plon, potrzebuje siewcy, ziarna, odpowiednich warunków wzrostu. Jednak przede wszystkim potrzebuje czasu, nieraz bardzo dużo czasu. Niekiedy może zadowolić się nieudolnym pielęgnowaniem, lecz bez czasu ten niebywały cud rozpoczynający się w ciemnościach ziemi, po prostu się nie zdarzy.
Mówiąc o Królestwie Bożym Jezus często posługuje się obrazami dobrze znanymi słuchaczom z ich codziennego życia. I tym razem mówi: „Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza sierp, bo pora już na żniwo”. Nie trzeba go cały czas doglądać, nie trzeba stosować żadnych wymyślnych zabiegów. Ono kiełkuje i rośnie nawet wtedy, kiedy rolnik śpi. Nie może jednak pozostać w worku siewcy. Potrzebuje gleby, czasu i cierpliwości.
Byłam kiedyś świadkiem skargi pewnego gorliwego, lecz zniechęconego kapłana, który ubolewał, że już po prostu nie ma sił do swoich parafian, że ziarno Bożego Słowa od dwudziestu lat rzuca na wiatr, że ono się marnuje, bo ludzie jak żyli w grzechu tak żyją, jak opuszczali niedzielną Mszę Świętą, tak opuszczają, jak obmawiali sąsiadów, tak obmawiają. Jego skargę często powtarzają również rodzice dorastających dzieci. I oni przecież wiele wysiłku włożyli w ich religijne wychowanie: uczyli je pacierza, posyłali na katechezę, starali się dawać im dobry przykład, mówili o miłości Boga. O nie, na pewno nie spali! I co? Córka zamiast niedzielnej Mszy wybiera towarzystwo zakupoholików w pobliskim markecie, syn mieszka ze swoją dziewczyną, inny związał się z jakąś sektą. Niektórzy rodzice co wrażliwszych pociech mają więcej szczęścia, lecz i oni muszą się zadowolić tym, że ich latorośl bierze udział w nabożeństwach tylko dlatego, by nie sprawić im przykrości.
A jednak nie wolno się zniechęcać. Trzeba siać. Tylko ziarno wrzucone w ziemię ma szansę wzrosnąć. Nieraz potrzebuje trochę więcej czasu. W końcu wzrośnie, nie pomijając żadnego etapu: „najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie”. Czasem musi się znaleźć w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie, w odpowiednim towarzystwie, aby z przegnitego ziarna zaczął się wyłaniać cudowny, żywy pęd. To doświadczenie nie jest obce wielu matkom i ojcom. Znają je duszpasterze czy kierownicy duchowi. Niektórzy z siewców być może nie doczekają pory żniw, może kto inny będzie się cieszył owocami ich zasiewu. Z całą jednak pewnością Pan nie zapomni ich trudu i wynagrodzi życiem wiecznym w Swoim Królestwie.