Czas zamilknąć

Błagam o cud, a gdy ten się spełnia, twierdzę, że to niemożliwe. Może już pora, by zamilknąć na jakiś czas, a wsłuchać się w to, co Bóg ma mi do powiedzenia?

zdjęcie: canstockphoto.pl

2013-12-19

II Rok czytań
Łk 1,5-25

 

Za każdym razem, gdy czytam tę Ewangelie, jestem tak samo wzruszona. Jakże to piękna – bardzo ludzka, smutna i zarazem… radosna - historia.

On i Ona. Zachariasz i Elżbieta. Starzy ludzie, którym Bóg przez całe życie odmawiał tego, na czym im najbardziej zależało – dziecka. A przecież Ewangelista twierdzi, że to byli dobrzy, prawi, zawsze wierni Bożym przykazaniom ludzie. Czyżby kochali Boga bez wzajemności? Czym zasłużyli sobie na niepłodność, która w czasach biblijnych była największą hańbą dla kobiety i wstydem dla jej małżonka? Nie próbuję się nawet domyślać, ile łez musiała przez te wszystkie lata wylać ta biedna kobieta, jak trudno było znosić Zachariaszowi nieme pytania i ukradkowe spojrzenia sąsiadów, pozostałych kapłanów, przyjaciół a może nawet członków własnej rodziny, którzy podejrzewali, że widocznie nie wszystko w jego życiu jest takie, na jakie wygląda, że pewnie Elżbieta i Zachariasz mają „swoje za uszami”, skoro Bóg aż tak ich ukarał. Jeśli czytać ten ewangeliczny przekaz „między wierszami”, wydaje się, że tylko Elżbieta i Zachariasz nie zadawali ani sobie, ani Bogu pytania „dlaczego?”. Po prostu się modlili – uparcie i z nadzieją. Z nadzieją, która malała z każdą zmarszczką, z każdym siwym włosem. Aż wreszcie zupełnie wygasła, a zastąpił ją – nie, wcale nie bunt – jedynie smutek nie do końca spełnionego życia i dojrzała rezygnacja ludzi, którzy doszli do wniosku, że widocznie tak miało być.

Aż tu nagle pojawia się ten niecodzienny Posłaniec. Tak niespodziewany, że nawet Zachariasz nie potrafił ukryć swego przerażenia. Czy to nie ciekawe, że nie miał żadnych wątpliwości, co do tożsamości Archanioła, a nie potrafił uwierzyć dobrej nowinie, jaką Ten mu przynosił? Tylko że kto przy zdrowych zmysłach dałby wiarę wieściom zaprzeczającym prawom natury? I Zachariasz zachowuje się dokładnie tak, jak pewnie zachowałby się na jego miejscu każdy z nas, a już na pewno ci, którzy mają choć trochę rozsądku.

Tylko, że Bóg nie oczekuje od nas „zdrowych zmysłów”, ani „rozsądku”. Chce „szaleństwa” naszej wiary, pragnie naszego zaufania. Zarówno wtedy, gdy przynosi nam złe, jak i dobre nowiny. Przyjmuje więc wyzwanie starego kapłana, który pyta: „Po czym to poznam? Bo ja jestem już stary i moja żona jest w podeszłym wieku”. Zachariasz pragnie znaku, więc go otrzyma. Pozostanie niemy aż do dnia narodzin syna. Pewnie, że to nic miłego. Czy jednak nie warto okupić cierpieniem spełnienia się Bożej obietnicy?

Jak bardzo Zachariasz przypomina każdego z nas! Jak bardzo przypomina mnie. Błagam o cud, a kiedy ten się spełnia, twierdzę, że to niemożliwe. Proszę o znak, a nie potrafię rozpoznać sygnałów, które Pan posyła mi od tak dawna. Może już pora, bym zamilkła na jakiś czas, a wsłuchała się w to, co Bóg ma mi do powiedzenia? Może czas bym jeszcze w tegorocznym, kończącym się Adwencie nauczyła się przyjmować od Boga Jego „małe” podarunki i lepiej przygotowała się na przyjęcie Daru największego – Bożego Syna?

Dajmund Danuta, Autorzy tekstów, Rozważanie

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 23.04.2024