Wytrwałość w służbie Bogu i bliźniemu

Homilia na XXIX Niedzielę Zwykłą wygłoszona podczas Mszy Świętej sprawowanej w Szpitalu Wojewódzkim w Tychach.

zdjęcie: canstockphoto.pl

2013-10-20

Wj 17,8-13; Ps 121,1-8; 2 Tm 3,14-4,2; Hbr 4,12; Łk 18,1-8

Siostry i Bracia,

dzięki wytrwałości możemy osiągnąć w życiu bardzo dużo. I przeciwnie: bez niej – niewiele.

Rok temu uczestniczyłem w konferencji „Z innego poziomu do sukcesu” prowadzonej przez osoby niepełnosprawne. Patronat nad konferencją objęła założycielka i prezes Fundacji „Mimo Wszystko” – Anna Dymna. Uczestnikami byli m.in. Bartosz Ostałowski i Rafał Wilk. Pierwszy z wymienionych uczestników jest profesjonalnym kierowcą rajdowym. Być może nie dziwi nas jego zamiłowanie. Dodajmy jednak, iż jest kierowcą rajdowym prowadzącym samochód … stopą. W 2006 roku w wypadku stracił obydwie ręce. Rok później nauczył się jeździć autem kierując lewą stopą.

Drugi zaś z wymienionych uczestników to paraolimpijczyk, zdobywca dwóch złotych medali podczas XIV Letnich Igrzysk Paraolimpijskich w Londynie w 2012 r. W 2006 r. podczas meczu ligowego – był żużlowcem – miał wypadek, po którym stracił władzę w nogach. Nie poddał się.

Historia Bartosza i Rafała mówią o dobrych owocach płynących z systematycznych ćwiczeń fizycznych. Wytrwała rehabilitacja może poprowadzić osoby niepełnosprawne „z innego poziomu” na szczyty ludzkich możliwości.

Siostry i Bracia,

o wytrwałości mówi także dzisiejsza Liturgia Słowa. O wytrwałości w modlitwie, o wytrwałości w życiu, o stałym dążeniu do realizacji Bożych zamierzeń, o nie zniechęcaniu się wobec napotykanych trudności… Przedziwna jest pedagogia Pana Boga. Nasz Bóg nie jest Bogiem nudnym, ale Bogiem ciekawym, dynamicznym, prowadzącym nas do rozwoju. Wchodząc w głębszą relację z Nim, dając się Jemu poprowadzić, możemy doświadczyć wielu przygód. Przyjrzyjmy się dzisiaj tej Bożej pedagogice. Wydaje mi się, iż wiele analogii możemy znaleźć w doświadczeniu wysiłku niepełnosprawnych, jak i w naszym dążeniu do wytrwałej cierpliwości. Ewangelista Łukasz przytaczając przypowieść Jezusa o wdowie, uczy nas takiej wytrwałej cierpliwości.

W ewangelicznej przypowieści widzimy dwóch bohaterów: niesprawiedliwego sędziego oraz wdowę, która jest uosobieniem wszelkiej ludzkiej niedoli. Przeżywając różnego rodzaju trudności życiowe, myślę, iż możemy, odnaleźć się w jej doświadczeniu życiowym. Sędzia niekoniecznie jest obrazem Boga. Jezus zastosował w tej przypowieści pewną regułę. Polega ona na tym, że jeśli przypadek o mniejszym znaczeniu jest prawdziwy, to tym bardziej prawdziwy będzie przypadek o większym znaczeniu.

Wszystko wskazuje na to, iż niesprawiedliwy sędzia uległ natarczywym żądaniom kobiety w cale nie z powodów religijnych, ale żeby mu dała „święty spokój”. Greckie słowo hypopiadzo oddane w tłumaczeniu Biblii Tysiąclecia jako „zadręczać”, dosłownie oznacza „podbić oko”. Czyli sędzia po prostu bał się, że jeśli nie wysłucha tej kobiety, dojdzie do rękoczynów. Nie raz na przychodzą do nas natrętne osoby, prosząc o wsparcie. I otrzymują je – czasami mam wrażenie – wcale nie z pobudek miłosiernych, ale żebyśmy mieli „święty spokój”.

Przesłanie dzisiejszej przypowieści jest takie: jeśli niesprawiedliwy sędzia uległ natarczywym żądaniom kobiety, to tym bardziej dobry Bóg uczyni to wobec tych, którzy nieustanie będą zwracać się do Niego. Jest więc to pochwała modlitwy wstawienniczej. Te intencje mogą być różne: o zdrowie, o wyjście z nałogów, o uzdrowienie relacji… Każdy z nas ma takie intencje…

Siostry i bracia,

im bliżej jednak jesteśmy Pana Boga, tym głębsze winno być nasze rozeznanie Jego woli. Prosząc Boga o łaski, możemy bowiem wpaść w pewne uproszczenie. Relacja człowieka z Bogiem może stać się rodzajem „transakcji handlowej”. Z naszej strony wnosimy „pewną opłatę”, czyli modlitwę. I spodziewamy się ze strony Boga „usługi”, czyli wyświadczenia łaski. Gdy jej nie otrzymujemy, mamy problem; „Boga nie ma” – mówimy.

Znamienne są ostatnie słowa dzisiejszej Ewangelii. Jest to pytanie retoryczne, które Jezus kieruje do uczniów, czyli do każdego z nas: „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” Na tym kończy się dzisiejsza Ewangelia. Myślę, że warto spojrzeć jeszcze na jej dalszy kontekst. Jezus ucząc apostołów życia z wiary, stawia przed ich oczy małe dzieci. To one mają prostotę serca i to one mają najgłębszą wiarę. One potrafią do końca zaufać Bogu. „Pójść w ciemno za Nim”.

Bóg czasami prowadzi nas w te miejsca i w takie doświadczenia życiowe, które dla nas mogą stać się nieprzeniknioną ciemnością. Tak było w życiu pewnego małżeństwa, któremu urodziło się drugie dziecko – Hania. Krótko po przyjściu na świat Hania zachorowała na nowotwór. Zarówno ojciec i matka z głęboką wiarą modlili się, pielgrzymowali do sanktuariów maryjnych. Hania mając 6 miesięcy, zmarła. Był to wielki dramat zwłaszcza dla matki Hani. Kilka miesięcy później napisała takie świadectwo: „Widać wyraźnie, że życie Hani, mimo iż bardzo krótkie, niesamowicie ubogaciło naszą rodzinę. I chociaż nie ma jej z nami, jej istnienie wciąż zdaje się na nas promieniować. Rodzina, również dalsza, wydaje się być bliżej. Śmierć tak małego dziecka wstrząsnęła sercami, niektórzy otworzyli się na drugich, stali się wrażliwsi na wzajemne potrzeby.” Możemy uczyć się od matki Hani wiary. Po odejściu Hani, Bóg poprowadził małżonków do cudu w ich życiu – przyjścia na świat kolejnego, trzeciego dziecka.

Siostry i bracia

przeciwieństwem wytrwałości jest zniechęcenie. Gdy napotykamy różnego rodzaju trudności w życiu, gdy nie idzie coś po naszej myśli, zniechęcamy się. Odchodzimy od postawy ufającego dziecka, zapominamy, iż Bóg nas zawsze kocha. Albo trudno nam w to uwierzyć. Przez te doświadczenia Bóg jednak próbuje naszą wiarę i uczy głębszego zaufania Jemu.

Zniechęcenie możemy symbolicznie odnieść do obrazu z pierwszego czytania, z Księgi Wyjścia – do opadających rąk Mojżesza. Mojżesz modlił się o pomyślność bitwy Izraelitów z Amalekitami. Gdy mu ręce drętwiały i opadały ze zmęczenia, Izrealici przegrywali bitwę. Gdy poddajemy się zniechęceniu, rezygnujemy z modlitwy ze względu na oschłości, również przegrywamy nasze życie. Wracając do bitwy Izraelitów – konieczna była pomoc Aarona i Chura, którzy podtrzymywali opadające ręce Mojżesza. Dzięki tej pomocy Izrealici zwyciężyli przeciwników. Mojżesz chociaż był leaderem, potrzebował współpracowników. Konieczna była wspólnota w realizacji misji.

Bł. Matka Teresa z Kalkuty wraz ze współsiostrami nieraz kładły się spać bez środków do życia na następny dzień. Z ufnością prosiły Boga o pomoc. Nie miały jedzenia nie tylko dla siebie, ale także i dla tych, którym posługiwały. Czytając zaś duchowe listy bł. Teresy widzimy, iż Matka choć na zewnątrz zawsze uśmiechnięta, w swoim sercu przeżywała wielkie oschłości. Bóg jakby stawał się dla niej daleki, obcy. Można zauważyć pewną zależność w jej życiu: im więcej napotykała trudności, tym głębiej ufała Bogu. Owoce jej życia widzimy dzisiaj.

Siostry i bracia

gromadzimy się w szpitalu w dniu, w którym pragniemy podziękować całej Służbie Zdrowia za posługę wobec chorych. Za ich samarytańskie poświęcenie. Również pragniemy podziękować księdzu kapelanowi.

Przywołując dzisiejszą Liturgię Słowa, uczymy się wytrwałości w życiu, także wytrwałości w posłudze wobec chorych. Cierpliwa wytrwałość wobec poznawania Boga, Jego woli, jest nierozerwalnie powiązana w szpitalu z misją Służby Zdrowia. Uczymy się więc, aby nasze relacje z bliźnimi nie były „transakcją handlową”, ale wypełnieniem powołania. Ono zaś jest związane z działaniem we wspólnocie, nie pojedynczo. Gdy zaś napotykamy na trudności, których obecnie w Służbie Zdrowia, jest niemało, prośmy Boga, abyśmy się nie zniechęcali i starali się realizować główny cel: służbę Bogu w cierpiącym człowieku. Amen.


Zobacz galerię fotografii z uroczystości tutaj

Bartoszek Wojciech, Homilie, Autorzy tekstów, Najnowsze

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 26.04.2024