Piekarska Lekarka Chorych

W kapliczce po dziś dzień odnaleźć można ślady uzdrowień w postaci drewnianych bereł, szczudeł, lasek a także medalionów i plakiet. Zawsze pełno tu świeżych kwiatów, zawsze brakuje miejsca na klęczniku.

Do Piekarskiej Lekarki Chorych nieustannie płynie rzeka pielgrzymów, błagających o cud uzdrowienia. Wielu z nich odchodzi sprzed Jej oblicza z nowymi siłami i nadzieją.

zdjęcie: Archiwum prywatne

2013-07-30

Było upalne lato 1659 roku. Piekarską parafię objął kolejny proboszcz – Jakub Roczkowski, młody i energiczny kapłan z Gliwic. W pierwszych dniach posługi bardzo wnikliwe zlustrował budynek kościoła. To wtedy, w bocznym ołtarzu odnalazł zapomniany i zakurzony obraz Matki Boskiej. Po oczyszczeniu przeniósł go do głównego ołtarza.

Wypożyczyć Matkę Bożą

Źródła historyczne nie są pewne dokładnej daty przenosin, jedno wszak pozostaje faktem bezspornym – od tego momentu zaczął się spontanicznie rozwijać kult Maryi Panny Piekarskiej. Przed Jej wizerunkiem gromadzili się ludzie strapieni życiem, zwłaszcza zaś udręczeni chorobami i kalectwem. Rosła wiara w przemożne wstawiennictwo Piekarskiej Lekarki Chorych. Kiedy w 1676 roku w sąsiednich Tarnowskich Górach, wybuchła zaraza pochłaniająca setki ofiar, nikt nie miał wątpliwości – po ratunek trzeba pielgrzymować do Piekarskiej Panienki. Nic też dziwnego, że obraz, który zaczęto tytułować „Cudownym i Łaskami Słynącym”, został wypożyczony w 1680 roku do Pragi z powodu szalejącej epidemii. Później, przy dźwiękach dzwonów, obnoszono go też ulicami Hradec Kralove, Ołomuńca, Kłodzka, Nysy i Opola. Ludzie pełni nadziei i ufności zyskiwali zdrowie. W krótkim czasie Piekary stały się słynne w Galicji, na Morawach, Słowacji i Pomorzu. Nie dziwi więc fakt, że przed obliczem Maryi skłaniali głowy możni tego świata z Janem III Sobieskim, królem Augustem II Mocnym, księżną Lanckorońską oraz cesarzem Fryderykiem Wilhelmem IV na czele. Umacniała się też wdzięczność wiernych za otrzymane łaski. Złote i srebrne serca, ryngrafy, wysadzane szlachetnymi kamieniami kielichy i monstrancje oraz zdobne ornaty i potężne świece wotywne były dowodem ludzkiej wdzięczności: „Bogu niech będą dzięki”.

Ukochane miejsce

Wieki mijają, a do „świętego obowiązku” w czasie pielgrzymki do Piekar należy nawiedzenie po Mszy Świętej kaplicy Matki Bożej Lekarki. To jedna z trzech kaplic wokół kościoła, ta – najbliższa zakrystii. Historycznie wiadomo, że to ona właśnie zawsze musiała być otwarta. Odprawiano w niej Msze Święte za chorych na życzenie ofiarodawców. Pielgrzymi przychodzący przed oblicze Maryi zabierali od zawsze wodę święconą z kropielniczki, by później obdarowywać nią chorych w domach i szpitalach. To właśnie Maryi przypisuje się ocalenie bazyliki od ostrzału artyleryjskiego i bombardowań sowieckich w czasie II wojny światowej. Piekarzanie kochają to miejsce. Jak wspomina historyk, ksiądz prof. Jan Górecki: „W święta maryjne, a także w październiku Sodalicja Panien wraz z orkiestrą po nieszporach zbierały się przy kaplicy Matki Bożej Lekarki i śpiewały pieśni maryjne. (…) Również Towarzystwo Alojzanów w tym miejscu gromadziło się na wspólną modlitwę. Młodzież idąca do szkół, wstępowała do kaplicy na jedno Zdrowaś Mario”. W kapliczce po dziś dzień odnaleźć można ślady uzdrowień w postaci drewnianych bereł, szczudeł, lasek a także medalionów i plakiet. Zawsze pełno tu świeżych kwiatów, zawsze brakuje miejsca na klęczniku.

Całe kości i gladiole

Osobiście znam to miejsce doskonale. Od Piekar Śląskich oddziela mnie ledwo kilka samochodowych kilometrów albo „Księża Góra”, jeśli zdecydować się na pieszy szlak pątniczy. Urodziłem się 2 sierpnia, w święto Matki Boskiej Anielskiej. Rodzinno-urodzinowym zwyczajem było nawiedzanie Sanktuarium piekarskiego właśnie w tym dniu. Można było zyskać odpust Porcjunkuli, nade wszystko jednak trzeba było uklęknąć przed wizerunkiem Bożej Lekarki, aby podziękować za całe kości uratowane z karkołomnych dziecięcych „wyczynów” i prosić o zdrowie na kolejny rok życia. Pamiętam, że na pamiątkę wspólnej modlitwy ofiarowywaliśmy Piekarskiej Panience bukiet ciemnoczerwonych gladiolii. Taka coroczna tradycja wchodzi w krew. Tym łatwiej przenieść ją na późniejsze – własne, rodzinne życie. Wszak wstawiennictwa Boskiej Lekarki z Piekar nigdy za wiele! Czy jednak mam stałą tego świadomość…

Opatrzność kontra postęp

Pod koniec ubiegłego roku oglądałem program telewizyjny, w którym na zasadzie rysu historycznego unaoczniano postęp – żeby nie powiedzieć triumf – w diagnostyce medycznej oraz metodach i technikach terapeutycznych. Z poznawczego a także zawodowego punktu widzenia było to doświadczenie bardzo pouczające i bez wątpienia budzące otuchę. Wszak nauka i nowoczesna technika zaprzęgnięte w walkę o zdrowie i życie pacjentów zasługują na uznanie, a ich sukcesy są w istocie spektakularne. Czyżby więc współczesny pacjent zabezpieczony przez farmakologiczne, techniczne i diagnostyczne „cuda” nowoczesnej i skomputeryzowanej medycyny nie wykazywał już pragnienia opieki Stwórcy i orędownictwa Świętej Uzdrowicielki? Czy moc intelektu medyków, skuteczność medykamentów, doskonałość oprzyrządowania i mistrzowska ręka chirurga zapewniają człowiekowi poczucie bezwarunkowego bezpieczeństwa w obliczu zdrowotnej niedomogi?

Proście!

Dręcząc się tymi pytaniami, wybrałem się do Śląskiej Gospodyni na wtorkową Nowennę. Kiedy już ucichły wspaniałe organy, a eucharystyczny Chrystus zadomowił się pośród rozmodlonej gromady ludzi, zaczęto odczytywać prawdziwą litanię tradycyjnych prywatnych intencji – „zalecek”. Czego tam nie było... Większość to prośby… o dobre wyniki badań, o pomyślną operację i szczęśliwe rozwiązanie, o doczekanie się potomstwa, ale też błaganie o ulgę w cierpieniu, cierpliwość w leczeniu, o męstwo w chorobie, niezłomną nadzieję i wewnętrzną zgodę na przyjęcie krzyża żywota. Kilka chwil przed bielusim Chlebem Żywym wystawionym w złocistej monstrancji, a wszystko stało się jasne! Całe ludzkie pokolenia przynależące do wspólnoty „chorych na śmierć”, których bez wyjątku dopadnie „ból przygodnego istnienia”, pragną Absolutu! Bo tylko Ten, który w pierwotnej nicości zrodził pierwszą cząstkę energii, zdolny jest obłaskawić śmiercionośny lęk cierpienia i trwogę przed chorobą. To On wyrywa z otchłani psychicznego i fizycznego uciemiężenia. Dlatego to przed Nim człowiek pada na kolana, aby zyskać ukojenie i uleczenie, odnaleźć sens życia, powtarzając: „Bądź wola Twoja”.

Wolne terminy

Cudowna Piekarska Lekarka wyczekuje cierpliwie na kolejnych pacjentów. Dla wszystkich ma dużo czasu i najkrótsze z możliwych – „wolne terminy” do przyjęcia. Zresztą… Najświętsza Maryja Panna Uzdrowienie Chorych „przyjmuje” we wszystkich maryjnych sanktuariach, rozsianych po całej Polsce. Każdy do Niej zdąży, każdy trafi i każdy zostanie wysłuchany. Warto o tym pamiętać…


Zobacz całą zawartość miesięcznika »

Z cyklu:, 2013-nr-07, Numer archiwalny, Miesięcznik, Z bliska, Autorzy tekstów, Glanc Jacek

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 23.04.2024