Dojrzałość serca
Podczas Mszy Świętej roratniej, nawiązując do roli Świętych, jako przewodników wiary, ksiądz proboszcz zadał dzieciom pytanie: „Ile trzeba mieć lat, aby zostać świętym?”. Padały rozmaite liczby – 50, 60, 80 lat – ale żadna z odpowiedzi nie zadowalała księdza. W końcu jakaś dziewczynka, powiedziała: „Trzeba mieć dorosłe serce”.
2017-05-30
Papież Jan Paweł II 13 maja 2000 roku ogłosił błogosławionymi Kościoła portugalskie rodzeństwo: Hiacyntę i Franciszka Marto. W chwili swej śmierci Hiacynta nie skończyła jeszcze dziesięciu lat a jej brat był niespełna dwa lata starszy. Hiacynta i FranciszekMarto oraz ich starsza kuzynka Łucja Santos należą do najbardziej znanych w świecie dzieci. Stało się o nich głośno za sprawą objawień Maryi, których doświadczyli w 1917 roku. Czy jest to jednak wystarczający powód do wyniesienia na ołtarze? Czy można mówić o heroiczności cnót w przypadku kilkuletniego dziecka? Czy świętość jest w ogóle możliwa w tak młodym wieku? Spróbujmy odpowiedzieć na te pytania, przywołując kilka epizodów z życia błogosławionej Hiacynty – małej dziewczynki o „dorosłym sercu”.
Spotkanie z Aniołem
Hiacynta urodziła się 11 marca 1910 roku w Aljustrel – zapomnianej wiosce w pobliżu Fatimy. Jej rodzice zajmowali się pasterstwem i uprawą roli. Mimo ciężkiej pracy nie zaniedbywali religijnego wychowania dzieci i zawsze znajdowali dość siły i czasu, aby wspólnie z nimi odmówić różaniec. Wszystko zaczęło się jesienią 1916 roku. Pierwsza wojna światowa już od dwóch lat zbierała swoje krwawe żniwo na froncie, a ludność cywilna masowo umierała z powodu głodu i chorób. W tym czasie troje pastuszków: Hiacynta, Franciszek i ich kuzynka Łucja – z właściwą dzieciom beztroską – spędzało czas w Loca do Cabeco, pilnując stad swoich rodziców. To tam Go spotkali. Anioł trzymał w rękach kielich a nad nim hostię, z której spływały krople krwi. Uklęknął tuż obok dzieci i prosił, aby odmawiały modlitwę do Trójcy Przenajświętszej, Najświętszego Serca Jezusowego i Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny. Miały przepraszać za wszelkie grzechy, zwłaszcza za świętokradztwo i obojętność religijną wiernych. To niezwykłe spotkanie bardzo odmieniło życie małych pastuszków. Zawsze spokojny i skłonny do refleksji Franek bez trudu spełniał anielskie polecenie, lecz żywej i ruchliwej Hiacyncie z pewnością nie przychodziło to z łatwością. Jednak cała trójka gorliwie modliła się, próbując zadośćuczynić Jezusowi za zniewagi, które spotykały Go od ludzi.
Piękna Pani
13 maja 1917 roku, pasąc owce na pastwisku w Cova da Iria, dzieci przeżyły kolejne niezwykłe spotkanie. Tym razem nie był to jednak Anioł, lecz Piękna Pani. Umówiła się z nimi na kolejne spotkania, prosząc, by przybywały w to samo miejsce każdego 13 dnia miesiąca, aż do października. Poprosiła też, aby odmawiały różaniec w intencji nawrócenia grzeszników. W czasie kolejnych sześciu objawień, jakich Hiacynta, Franciszek i Łucja doświadczyli od maja do października 1917 roku, otrzymali od Maryi pouczenia dla świata oraz doświadczyli wizji, które miały wielki wpływ na ich życie. Dla najmłodszej, niezwykle wrażliwej Hiacynty najbardziej brzemienna w skutki okazała się wizja piekła, o której w swoich wspomnieniach tak pisze jej kuzynka Łucja Santos: „Dzięki niech będą Matce Najświętszej, która nas przedtem uspokoiła obietnicą, że nas zabierze do nieba. Bo gdyby tak nie było, sądzę, że bylibyśmy umarli z lęku i przerażenia”. Zarazem Matka Boża przekazała dzieciom, że świat mógłby uniknąć wielu złych zdarzeń a grzesznicy potępienia, gdyby ludzie zechcieli wejść na drogę modlitwy, pokuty i nawrócenia oraz przylgnęli do Jej Niepokalanego Serca.
Gorzkie żołędzie
Odtąd dzieci postanowiły nie marnować ani chwili. Szczególnie mała Hiacynta nie pozwalała prześcignąć się w modlitewnej gorliwości i wykorzystywała każdą okazję do umartwień, aby tylko wynagrodzić Jezusowi zniewagi i pokutować w intencji nawrócenia grzeszników. Siostra Łucja opisała w swoich wspomnieniach wiele takich sytuacji. Kiedyś, w drodze na pastwisko, Hiacynta, Franek i Łucja spotkali dzieci, które wcześniej widywali żebrzące. Hiacynta natychmiast zaproponowała, aby oddać im swój posiłek. Po południu Łucja zauważyła rosnące w pobliżu oliwki, które – choć niedojrzałe – mogły pomóc zaspokoić rosnący głód. Hiacynta zaproponowała, że mogliby jeść żołędzie dębowe. „Powiedziałam jej któregoś dnia: «Hiacynta, nie jedz tego, to bardzo gorzkie » – wspomina s. Łucja. «Jem właśnie dlatego, że gorzkie. A tę ofiarę ponoszę za nawrócenie grzeszników»”. Takich okazji było sporo, bo zadowolone z jałmużny dzieciaki raz po raz zastępowały drogę małym wizjonerom, a Hiacynta za każdym razem obdarowywała ich posiłkiem z taką radością, jakby sama nie odczuwała jego braku. Innym razem, kiedy południowy upał tak bardzo dawał się we znaki, że trudno było wytrzymać, Łucja próbowała podzielić się z kuzynami wodą i pajdą chleba otrzymaną od pewnej staruszki. Hiacynta i Franek odmówili, twierdząc, że chcą cierpieć za grzeszników.
Pragnienie cierpienia
Kiedyś Łucja dla żartu owinęła sobie wokół ręki znaleziony gdzieś sznur od wozu. Zauważyła, że sprawia jej to ból. Wpadła więc na pomysł by podzielić go na trzy części i nosić na sobie jako umartwienie. Tak napisała o tym później: „Czy to grubość i szorstkość sznura była temu winna, a może dlatego, że za mocno go związaliśmy, w każdym razie ten rodzaj pokuty sprawiał nam okropny ból. Hiacynta często nie mogła się powstrzymać od łez. Gdy mówiłam, by go zdjęła, odpowiadała przecząco: „Nie, ja nie chcę go zdjąć. Ja chcę złożyć tę ofiarę Panu Jezusowi na zadośćuczynienie i za nawrócenie grzeszników”. Dopiero na wyraźną prośbę Maryi dziewczynka zgodziła się go zdejmować na czas nocnego odpoczynku. Hiacynta była niestrudzona w wynajdowaniu umartwień. Zrezygnowała nawet ze swojej ulubionej zabawy – tańca w korowodzie z innymi dziećmi. Innym razem, zbierając chwasty, urwała niechcąco kilka pokrzyw, którymi się poparzyła. Czując ból jeszcze bardziej ścisnęła je w rękach i powiedziała: „Patrzcie, znowu coś, aby czynić pokutę”. I tak przypadkowe wydarzenie stało się inspiracją kolejnej praktyki pokutnej. Dużo dotkliwsze od cielesnych były jednak umartwienia innego rodzaju. 13 sierpnia, w dniu umówionego spotkania z Matką Bożą, dzieci zawieziono do więzienia, gdzie groźbami próbowano zmusić je do wyjawienia tajemnic przekazanych przez Maryję, oraz wymóc obietnicę, że już nigdy więcej się z Nią nie spotkają. Choć dzieci nie ugięły się, trudno jednak wyobrazić sobie, co musiała przeżywać najmłodsza Hiacynta, gdy nawet Łucja z lękiem wspominała tamto wydarzenie a zwłaszcza dwudniową próbę, jaką było dla nich poczucie osamotnienia i opuszczenia przez najbliższych.
Prześladowania
Cierpieniem, które można było ofiarować w intencji nawrócenia grzeszników stały się też rozmaite uciążliwości związane z wizytami ludzi, którzy tłumnie przybywali na miejsce objawień. Nie wszystkich wiodły tu pobudki religijne. Częściej była to zwykła ciekawość i poszukiwanie sensacji. Natrętnie nagabywali dzieci i ich rodziców, a nawet zniszczyli pole – jedyne źródło ich utrzymania. W takich okolicznościach trudno było prowadzić normalne życie. Toteż, kiedy któregoś dnia dzieci zauważyły zbliżających się ludzi, Łucja i Franek schronili się, by uniknąć ich pytań. Tylko Hiacynta pozostała na miejscu mówiąc: „Ja się nie skryję, złożę tę ofiarę Panu Bogu”.
Równie bolesne musiały być dla dzieci przejawy niezrozumienia czy powątpiewanie w prawdziwość objawień, które nawet ich bliscy nazywali niekiedy „wymysłem dziecięcej wyobraźni”. Pewna niezrównoważona sąsiadka, widząc małych wizjonerów w pobliżu swego domu miała zwyczaj bardzo im ubliżać. Hiacynta w jej intencji składała Bogu wiele ofiar. Pewnego dnia, nie zważając na obelgi kobiety, przerwała zabawę i zaczęła odmawiać modlitwę. Kobieta wyznała później matce Łucji, że to, co wówczas zobaczyła, tak nią wstrząsnęło, iż nie potrzebuje już innych dowodów na prawdziwość objawień. Odtąd nie tylko nie obrażała dzieci, ale prosiła je o wstawiennictwo u Matki Bożej, aby uzyskać przebaczenie grzechów. Kiedy inna kobieta, klęknąwszy przed Hiacyntą błagała ją, aby uprosiła jej u Pięknej Pani uzdrowienie z ciężkiej choroby, wzruszona dziewczynka natychmiast uklękła obok chorej i wspólnie z nią zanosiła modlitwy do Maryi. Nie ustawała w modlitwach popartych rozmaitymi umartwieniami także przez następne dni. Wkrótce kobieta powróciła, by dziękować Maryi za odzyskane zdrowie. Do rozmaitych umartwień dobrowolnie podejmowanych przez dzieci dołączyła realna groźba utraty życia. Wobec tej groźby najbardziej zaskakuje męstwo najmłodszej Hiacynty. „Pewnego dnia przyszło trzech panów rozmawiać z nami – wspomina Łucja. Po bardzo nieprzyjemnym przesłuchaniu, żegnając się powiedzieli: «Naradźcie się, w jaki sposób powinniście tę tajemnicę wyjawić, bo jeżeli nie, to starosta jest zdecydowany was zlikwidować». Hiacynta z rozpromienioną twarzą powiedziała: «Ach, jak to dobrze. Ja tak kocham Pana Jezusa i Matkę Boską, a wtedy wkrótce Ich ujrzymy»”.
Ostateczna próba
Wkrótce dla Hiacynty i jej brata nadszedł czas ostatecznej próby. Szalejąca w Europie hiszpańska grypa nie ominęła także rodzin małych wizjonerów. 4 kwietnia 1919 roku zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią Matki Bożej zmarł Franciszek. Hiacynta bardzo boleśnie przeżyła jego stratę. Sama także już wtedy chorowała i podobnie jak brat wszystkie swoje cierpienia ofiarowała Bogu w intencji nawrócenia grzeszników, a także w intencji Ojca Świętego, którego darzyła szczególną miłością i szacunkiem. Po śmierci Franciszka, u Hiacynty w wyniku choroby wystąpiło zapalenie opłucnej z wieloma bolesnymi powikłaniami. Nigdy jednak nie uskarżała się nawet przed najbliższymi, a swoje cierpienia ofiarowała jako zadośćuczynienie za grzechy przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi. 10 lutego 1920 roku w szpitalu w Lizbonie usunięto jej dwa żebra. Każdorazowe czyszczenie pooperacyjnej rany wielkości dłoni i zmiana opatrunku sprawiały Hiacyncie ból trudny do zniesienia. Jednak dla umierającej małej dziewczynki najcięższym przeżyciem była samotność i oddalenie od najbliższych. 20 lutego przeczuwając, że wkrótce umrze, pragnęła przyjąć Komunię Świętą, więc ksiądz przyrzekł, że zjawi się następnego dnia z samego rana. Niestety, dziewczynka nie doczekała tej pociechy. Odeszła do Pana jeszcze tej samej nocy – małe, niespełna 10-letnie dziecko – całkowicie osamotnione w obliczu śmierci.
Na spotkanie świętości
Proces beatyfikacyjny pastuszków z Fatimy – Franciszka i Hiacynty Marto – zakończył się 13 maja 1989 roku. W obecności Ojca Świętego Jana Pawła II ogłoszono dekret Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych o heroiczności ich cnót. Podczas homilii beatyfikacyjnej 13 maja 2000 roku Jan Paweł II powiedział: „Hiacynta mogłaby równie dobrze zawołać za św. Pawłem: «Raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół» (Kol 1,24)”. Bo świętość nie zależy od wykształcenia, piastowanych godności lub czasu trwania ziemskiej pielgrzymki. Tak naprawdę liczy się tylko dojrzałe, kochające serce, gotowe do ofiary dla Chrystusa.