Miłość usuwa przeszkody

Rozmowa z księdzem biskupem Grzegorzem Rysiem posługującym w archidiecezji krakowskiej, przewodniczącym Zespołu KEP ds. Nowej Ewangelizacji.

W pierwszych dniach września br. ksiądz biskup Grzegorz Ryś głosił w Lourdes rekolekcje dla kapłanów pracujących w Polskiej Misji Katolickiej. Na fotografii: podczas Mszy świętej sprawowanej w Grocie Massabielskiej.

zdjęcie: ks. Wojciech Bartoszek

2016-11-04

KS. WOJCIECH BARTOSZEK: – W Polsce niedawno zakończyły się Światowe Dni Młodzieży. W tych dniach wiele się mówiło i śpiewało o miłosierdziu. Spotykamy się w Lourdes, gdzie temat miłosierdzia również jest bardzo żywy. Jakie miejsce według Księdza Biskupa ma w Kościele duszpasterstwo chorych?

KS. BP GRZEGORZ RYŚ: – O całym Kościele trudno mówić, bo to różnie się przedstawia w zależności od miejsca. To zależy od wrażliwości wielu ludzi. Jesteśmy we Francji, więc naturalnie przypomina mi się pewien ruch, który właśnie tutaj na francuskiej ziemi się narodził podczas II wojny światowej – Braterstwo Chorych i Niepełnosprawnych. Jego założyciel, o. François odkrył jeden z bardzo ważnych kluczy do spotkania z człowiekiem chorym: że nie trzeba koniecznie patrzeć na niego wyłącznie przez pryzmat choroby. Ojciec François tworzył więzi między chorymi, pokazując im, że mogą przełamywać swoją chorobę i wychodzić do ludzi sobie podobnych albo nieraz jeszcze bardziej poważnie chorych i niepełnosprawnych, że mogą się poczuć za nich odpowiedzialni i że choroba nie jest czymś, co przetrąca w nich zdolność do miłości. To jest – myślę – najważniejsze w życiu każdego człowieka, wierzącego i niewierzącego: zdolność do tego, aby kogoś kochać i być komuś potrzebnym. Duszpasterstwo chorych polega głównie na tym, żeby z chorymi po prostu być. Mam w tym względzie trochę własnych wyrzutów sumienia. Myślę na przykład o chorych księżach. Podziwiałem księdza kardynała Franciszka Macharskiego, który w swoim rocznym planie pracy miał stały punkt: wizyty w domach chorych księży. On zawsze reagował na wiadomość o chorym księdzu i odwiedzał go. Dla mnie to jest rzecz, której muszę się jeszcze nauczyć. Ksiądz kardynał Macharski miał po prostu świadomość rangi wydarzenia, jakim jest bycie przy chorym człowieku. Kto wie, czy właśnie to nie jest ważniejsze od wszystkiego innego, co mamy do zrobienia.

Myślę, że bardzo ważnym wymiarem duszpasterstwa chorych jest to, aby docierać do nich z Komunią świętą nawet codziennie, jeśli to możliwe. Uczyłem się tego w Kościele w Anglii. Tam pierwszy raz widziałem nadzwyczajnych szafarzy Komunii świętej, którzy każdego dnia na zakończenie Mszy świętej zabierali Eucharystię i zanosili ją chorym. To się zawsze odbywało bardzo uroczyście, łącznie z odczytywaniem listy chorych, do których Komunia święta była zanoszona. To uświadamiało całej parafii, kto we wspólnocie cierpi. Marzy mi się coś takiego, żeby również w Polsce była to codzienna praktyka. Trzeba pamiętać, że wielu z tych chorych, którzy nagle są zmuszeni pozostać w swoich domach czy łóżkach, gdy jeszcze mogli, codziennie uczestniczyli we Mszy świętej. I gdy ze względu na swój stan zdrowia są wykluczeni z tego uczestnictwa we Mszy, wówczas czymś pięknym byłoby zanoszenie im Eucharystii nie tylko raz w miesiącu czy w niedzielę, ale nawet codziennie. W tym mogliby wspomagać kapłanów właśnie nadzwyczajni szafarze. Można zatroszczyć się również o to, by ci chorzy mogli jednak w kościele się znaleźć – wielu z nich można tam dowieźć.Trzeba ukazywać chorym obszary ich ewentualnego zaangażowania, możliwej odpowiedzialności i przekonywać, że choroba ich wcale z niczego nie wyklucza. Nawet największa niepełnosprawność nie jest przeszkodą do tego, aby być zaangażowanym w Kościół. Tutaj we Francji osoba, która siedziała na wózku inwalidzkim była swego czasu odpowiedzialna za wspomniane już przeze mnie Braterstwo Chorych i Niepełnosprawnych. Z kolei w Brazylii żył człowiek, który całe życie spędził w łóżku, a jedyne co mógł robić, to ruszać oczami i w ten sposób komunikować się z otoczeniem. Ale to wystarczało, aby mógł zarządzać całą wspólnotą w potężnym kościele lokalnym. To jednak wymaga od nas takiego podejścia, które nie tylko pozwoli nam robić coś dla chorych, ale również odkryć miejsce ich aktywności w Kościele. Bardzo mi się podobało to, że podczas przygotowań do Światowych Dni Młodzieży pojawił się projekt L4, w ramach którego wolontariusze chodzili po domach ludzi chorych i prosili ich o modlitwę w intencji spotkania młodych z całego świata z papieżem. Teraz namawiamy i wolontariuszy i chorych, aby nie przerywali tego kontaktu. Światowe Dni Młodzieży się odbyły, ale intencji raczej przybyło niż ubyło więc mogą ten kontakt podtrzymać i kontynuować zapoczątkowane dobro.

– Istotną kwestią w duszpasterstwie chorych jest wspólne działanie kapłanów i świeckich. Z jednej strony istnieją specjalistyczne ośrodki dla niepełnosprawnych, gdzie sprawowana jest opieka, ale na poziomie parafii takie działania opierają się głównie o wolontariat. Wydaje mi się, że tutaj potrzeba wiele wysiłku, by uświadomić wartość takiej posługi i kapłanom i świeckim.

– Warto też uświadamiać kapłanom i świeckim, że ze strony chorych otrzymujemy duży kredyt zaufania. Znam takie parafie w Krakowie, gdzie grupa charytatywna – grono młodych wolontariuszy prowadzonych przez starszego pana – odwiedza chorych w domach, poświęcając im swój czas. Ów opiekun każdego z tych młodych wolontariuszy osobiście wprowadza w środowisko chorych. On sam cieszy się tak wielkim zaufaniem i szacunkiem chorych, że oni niejednokrotnie dają mu klucze do swoich mieszkań i traktują jak członka rodziny. Nie bez powodu papież wskazuje na konieczność wyobraźni miłosierdzia. Bo my sobie pewnie nawet nie zdajemy sprawy z tego, ilu ludzi żyje samotnie w dużych miastach, samotnie ze swoją starością, niepełnosprawnością, chorobą. Natychmiast więc tę wyobraźnię miłosierdzia trzeba uruchamiać, bo inaczej nie dotrzemy do tych ludzi.

– W przypadku kapłanów istnieje także możliwość posługi chorym w szpitalach. Wydaje się, że potrzeba przygotowania do takiej pracy. Niestety czasem zdarza się, że kiedy nie wiadomo, co począć z konkretnym księdzem, posyła się go do posługi kapelana szpitalnego, wychodząc z założenia, że tam sobie na pewno poradzi. Tymczasem on właśnie tam może sobie nie poradzić…

– Dzisiaj na szczęście to posyłanie księdza do szpitala, bo się nigdzie indziej nie nadaje, zdarza się jednak rzadziej niż częściej. Jakiś czas temu toczyła się w Kościele debata na temat potrzeby profesjonalnego przygotowania kapłanów do posługi chorym. Ojcowie bonifratrzy we współpracy z kilkoma środowiskami, także uniwersyteckimi, powołali dwuletnie studium, które kształci w tym kierunku nie tylko kapłanów, ale całe zespoły duszpasterskie. Dzisiaj kapelan w pojedynkę nie jest w stanie wszystkiego w szpitalu zrobić. On potrzebuje wsparcia i współpracy innych. Kapelan musi mieć czas dla chorego i wielką cierpliwość, by do niego dotrzeć. Zdarzają się przecież pacjenci, którzy potrzebują czasu, by przełamać się i poprosić o spowiedź czy Komunię świętą. Niekoniecznie musi być tym, który w dużym tempie przebiega po kolei wszystkie szpitalne oddziały z Komunią świętą. Czasem potrzeba, by zastąpili go w tym inni, na przykład nadzwyczajni szafarze. Z pewnością szpital nie jest najłatwiejszym miejscem w duszpasterstwie. Przeciwnie, jest bardzo wymagające. Trzeba szukać nowych form docierania do chorych. Zachęcamy na przykład grupy ewangelizujące, aby się wybrały do szpitali na ewangelizację na salach szpitalnych, zakończoną wspólną Eucharystią. To się dzieje.

– Jak to wygląda w praktyce? Czy nie ma przeszkód prawnych, by osoby świeckie tak po prostu mogły wejść na teren szpitala?

– Na takie działania potrzebna jest oczywiście zgoda dyrekcji szpitala, także kapelana. Nie można tego robić bez żadnego przygotowania czy pozwolenia. Wszystko to musi się odbywać oczywiście bez nachalności, bez jakiegokolwiek przymusu. Takie spotkania, rozmowy i modlitwy z chorymi przynoszą wiele dobra.

– Gdy jestem w Lourdes, z zazdrością patrzę na bardzo liczne grupy młodych wolontariuszy, którzy towarzyszą chorym. Droga wolontariatu jest tutaj bardzo rozwinięta. Marzę o tym, by taka forma posługi rozszerzała się również w Polsce.

– Charakterystyczne jest to, że łatwiej o grupy wolontariatu w szkołach niż w parafiach. Wydaje mi się, że to wynika stąd, że nieraz katecheci w szkołach bywają odważniejsi niż księża w parafiach. Ale wolontariat młodzieżowy robi się powoli modny także u nas. Wbrew pozorom nie trudno jest znaleźć młodych ludzi do działań, które są sensowne. Ja w trwającym Roku Miłosierdzia mogłem spełnić marzenie, które miałem przez pół życia kapłańskiego: wziąć niepełnosprawnych do Ziemi Świętej. Wzięliśmy prawie 40 osób niepełnosprawnych, z czego absolutna większość z nich poruszała się na wózkach, oprócz nich były osoby sprawne ruchowo, ale niewidome. Bez kłopotu znalazłem 40 młodych ludzi chętnych do tego, żeby pojechać i pomagać niepełnosprawnym w tej przygodzie życia. Nie było przeszkód, których byśmy nie byli w stanie pokonać. Nawet do Grobu Pańskiego każda z osób niepełnosprawnych została wniesiona, bo nie można tam wjechać wózkiem. Prawosławny mnich, który pilnował wejścia do Grobu Pańskiego wstrzymał nawet z naszego powodu ruch turystów na 1,5 godziny, żeby każdy z tych niepełnosprawnych mógł znaleźć się w środku. Wrażenie dla wszystkich było bardzo mocne. Największą barierą okazała się dla tych osób kwestia finansowa. Ale i z tym sobie poradziliśmy wspólnymi siłami, organizując kwesty na ten cel. Pieniądze zbierały także inne osoby niepełnosprawne, które nie jechały z nami. One chciały bezinteresownie pomóc swoim przyjaciołom. Uczestnicy wyjazdu nie byli całkowicie zwolnieni z opłat, wpłacali tyle, ile mogli. Myślę, że takiego zrozumienia jest wbrew pozorom dużo. Polska bardzo się zmieniła pod tym względem. Dzisiaj już nikt nie traktuje niepełnosprawności jako czegoś, co piętnuje. Dzisiaj niepełnosprawni są na ulicach, są w kościołach, są wszędzie.

– Proszę Księdza biskupa o kilka słów przesłania dla osób chorych.

– Ja zawsze mówiłem do chorych, tak jak się mówi do każdego. Tak naprawdę nie widzę wielkiego powodu żeby mówić inaczej. Jeśli jest jakieś przesłanie skierowane szczególnie do ludzi chorych, to takie, że krzyż jest zawsze miejscem spotkania z Jezusem. Oczywiście dokąd człowiek ma możliwość to powinien krzyża unikać. Choroba jest czymś czego nie należy łatwo akceptować, z czym trzeba się zmagać i leczyć dopóki jest to możliwe. Chrystus unikał krzyża dokąd mógł, uciekał przed krzyżem. Natomiast ostatecznie gdy krzyż Go dopadł, wtedy wyszedł mu naprzeciw w wolności i zaufaniu do Boga, że Go nie opuści w swojej miłości, w swojej mocy. I to jest właśnie orędzie chrześcijańskie na temat choroby i cierpienia, które przecież nie wiemy ani skąd się bierze, ani czemu dotyka konkretnego człowieka. Odpowiedzi udziela nam Jezus w krzyżu. Kiedy my wchodzimy w sytuację krzyża, On jest z nami. Zawsze jest z nami. To jest szczególny moment, w którym jest możliwa komunia z Nim, bo On jej pragnie, On nas zawsze uprzedza i czeka. Pan Jezus najbardziej utożsamia się z osobami cierpiącymi. Kiedy dotykam przez doświadczenie tej tajemnicy, zawsze mnie ono do głębi porusza. Myślę, że istotną sprawą jest także to, by się nie zamykać w swojej chorobie, ale otworzyć się na innych. Życzę chorym, by umieli przekraczać swoje ograniczenia, swoją niepełnosprawność i by pamiętali, że cierpienie nie zabiera im możliwości kochania drugich. Ta ich miłość, często praktykowana z tak ogromnym wysiłkiem i determinacją, jest przez to bardziej zasługująca. Bo nie liczy się przecież wielkość czynu, ale ważna jest wielkość miłości, która za czynem się kryje.

– Bardzo dziękuję Księdzu biskupowi za rozmowę.


Zobacz całą zawartość numeru 

 

 

Z cyklu:, Miesięcznik, Numer archiwalny, Kapłan wśród chorych, Bartoszek Wojciech, 2016-nr-11, Autorzy tekstów

nd pn wt śr cz pt sb

25

26

27

28

29

1

2

3

4

5

6

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

Dzisiaj: 28.03.2024