Czuję się spełniona

Historia Katarzyny Zygmunt, która mimo niepełnosprawności cieszy się życiem i jest wdzięczna za to, co ma.

Katarzyna Zygmunt

Katarzyna Zygmunt

zdjęcie: Archiwum prywatne

2020-11-05

Chcę Wam opowiedzieć moją historię i uzmysłowić, że człowiek niepełnosprawny też może znaleźć swoje miejsce w tym świecie i że wcale nie musi być nieszczęśliwy i smutny. Jestem właśnie osobą niepełnosprawną od urodzenia – mam dziecięce porażenie mózgowe. W latach osiemdziesiątych nie było badań prenatalnych. W łonie mamy byłam zdrowa. Komplikacje przy porodzie sprawiły, że urodziłam się z porażonymi kończynami. Ponadto mówię bardzo niewyraźnie. Tylko nieliczni rozumieją moją mowę, choć i tak nie zawsze. Mama rozumie mnie w miarę dobrze, lecz tata już nie. Pomimo to podczas nauczania domowego miałam dobre oceny. Lubiłam takie przedmioty jak matematyka. Nauczycielka matematyki podziwiała mnie. Mówiła, że zdrowe dzieci musiały sobie pomagać w rozwiązaniu zadań w zeszycie. A ja zadania matematyczne wykonywałam w głowie, bo w inny sposób nie miałam możliwości. Lubiłam także biologię, chemię, fizykę i muzykę. Potrafię również grać proste utwory na keyboardzie. Nie gram rękami lub stopami, bo to jest niemożliwe, lecz nosem – tak nosem! – dobrze czytacie.

Chociaż są wzloty i upadki, to mogę powiedzieć, że spełniam się w moim życiu. Wielu zna mnie w mojej okolicy i wydaje mi się, że kocha. Jestem lubiana, myślę, że mogę powiedzieć. Gdy dłużej mnie nie widzą, piszą do mnie, dzwonią i przychodzą. Tak po prostu, czuję się akceptowana i potrzebna. Myślę, że Was być może nieco zaskoczę, gdy powiem, że swoje miejsce w życiu znalazłam nie w pubach, nie na dyskotekach, czy w innych, współczesnych, zlaicyzowanych środowiskach. Nie tam! Ale w Kościele! We wspólnotach parafialnych. W mojej parafii ludzie przyjęli mnie, nie patrząc na moją niepełnosprawność, ale na mnie jako na osobę. Może Was to dalej zdziwi, ale prawdziwych przyjaciół znalazłam wśród księży i sióstr zakonnych. To dzięki nim znalazłam swoje miejsce. Rodzice – muszę to przyznać – na początku sceptycznie byli nastawieni do tych innych, „duchownych przyjaciół”. Ale po parunastu latach przyjaźni, i oni zrozumieli, że duchowni są takimi samymi osobami, jak wszyscy. Również potrafią śmiać się, żartować, rozmawiać itp. Przy nich czuję się normalnie, realizuję się. Piszę także wiersze. Napisałam opowieść. I przede wszystkim nie żałuję, że żyję, chociaż uwięziona jestem we własnym ciele i potrzebuję całodobowej opieki. Jednak nigdy nie żałowałam, że mama wydała mnie na świat. Slogan protestujących Pań: „myślę, czuję i decyduję”, powinien być – uważam – odniesiony do dziecka broniącego się przed aborcją i wołającego do swojej Matki: „Mamo! myślę, czuję, pozwól mi decydować, nie zabijaj mnie”. To od Was, Drodzy Rodzice i Dziadkowie zależy, czy Wasze Córki, Wnuczki zaopiekują się Wami, gdy to Wy będziecie potrzebować pomocy. Bo jeżeli One nie wyobrażają siebie w opiece nad własnym, chorym dzieckiem, to co będzie z Wami w przyszłości? Eutanazja? Więc proszę Was w imieniu dzieci, osób chorych i niepełnosprawnych, uświadomcie swoje Córki, Wnuczki, że nie jest ważne, jakie wyjdą wyniki prenatalne. Wyniki te mają na celu przygotować Mamy do przyjęcia dziecka zdrowego lub chorego. Nie mają zaś na celu aborcję. Ten płód – Dziecko również chce żyć, chociaż przez minutę na tym świecie. Dziecko chce być godnie i z miłością przyjęte i z należną czcią pożegnane. A nie rozerwane przed swym narodzeniem. Każdy człowiek nie może być zdrowy, bo Bóg potrzebuje również chorych ludzi, żeby zmienić ludzkie serca na lepsze.

pozostali Autorzy

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 25.04.2024