Mój kontrakt z Panem Bogiem

Zawieraliście kiedyś umowę z Panem Bogiem? Mnie się raz to zdarzyło.

zdjęcie: www.pixabay.com

2019-06-24

Moja „umowa” z Panem Bogiem

Pod koniec pierwszego roku studiów miałam bardzo trudny egzamin z historii literatury staropolskiej. Niezdanie tego egzaminu oznaczało wówczas skreślenie z listy studentów – bez możliwości powtarzania pierwszego roku czy uzyskania wpisu warunkowego. Ten egzamin to było moje „być albo nie być”. Jak nietrudno się domyślić, nie zdałam, we wrześniu miałam mieć poprawkę. Uczyłam się, nie powiem. Ale mimo to przed egzaminem poprawkowym miałam wrażenie, że umiem mniej niż w czerwcu, więc moje dalsze studiowanie stawało pod coraz większym znakiem zapytania.

Przed samym egzaminem wpadłam na szalony pomysł: obiecałam Panu Bogu, że jak zdam egzamin, będę codziennie chodziła na Mszę św. Pan Bóg ma poczucie humoru, ale traktuje nas bardzo serio, więc egzamin rzeczywiście zdałam i do dzisiaj twierdzę, że to był cud. Pan Bóg „wywiązał się” ze swojej części „umowy”. A ja? Najpierw zapomniałam o swojej obietnicy, potem znajdowałam tysiąc powodów, żeby jej nie zrealizować. Ale gdzieś tak w listopadzie uświadomiłam sobie, że przecież wkrótce będzie kolejna sesja i jak mam prosić o Bożą pomoc, skoro nie spełniłam obietnicy.

Znalazłam więc kościół niedaleko uczelni i odpowiadającą mi godzinę Mszy św. I zaczęłam chodzić tam codziennie. Najpierw walczyłam z sennością. Potem nie umiałam się skupić, myślałam o wszystkim i o niczym. Męczyłam się strasznie… Ale kiedy przyszła przerwa świąteczna i wróciłam na kilka dni do domu, okazało się, że nie umiem sobie znaleźć miejsca – brakowało mi codziennej Eucharystii.

Dzisiaj jestem siostrą zakonną, można powiedzieć, że mieszkam pod jednym dachem z Jezusem i nie muszę daleko chodzić, żeby móc uczestniczyć w Mszy św. Cieszę się z tego, bo wiem, że są ludzie, którzy nawet w niedzielę nie zawsze mają taką możliwość. Ale czasem myślę sobie, że gdyby nie tamta studencka „umowa” z Panem Bogiem, nie zależałoby mi tak bardzo na codziennym udziale w Eucharystii.

Eucharystia – „źródło i szczyt życia chrześcijańskiego”

Znamy dobrze te słowa, które za soborową konstytucją Lumen gentium (nr 11) powtórzył Katechizm Kościoła Katolickiego (nr 1324). Do tych samych słów nawiązał również św. Jan Paweł II, rozpoczynając encyklikę Ecclesia de Eucharistia: „Kościół żyje dzięki Eucharystii („Ecclesia de Eucharistia vivit”). Ta prawda wyraża nie tylko codzienne doświadczenie wiary, ale zawiera w sobie istotę tajemnicy Kościoła. Na różne sposoby Kościół doświadcza z radością, że nieustannie urzeczywistnia się obietnica: «A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata» (Mt 28, 20). Dzięki Najświętszej Eucharystii, w której następuje przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Pana, raduje się tą obecnością w sposób szczególny. Od dnia Zesłania Ducha Świętego, w którym Kościół, Lud Nowego Przymierza, rozpoczął swoje pielgrzymowanie ku ojczyźnie niebieskiej, Najświętszy Sakrament niejako wyznacza rytm jego dni, wypełniając je ufną nadzieją.

Słusznie Sobór Watykański II określił, że Ofiara eucharystyczna jest «źródłem i zarazem szczytem całego życia chrześcijańskiego». «W Najświętszej Eucharystii zawiera się bowiem całe dobro duchowe Kościoła, to znaczy sam Chrystus, nasza Pascha i Chleb żywy, który przez swoje ożywione przez Ducha Świętego i ożywiające Ciało daje życie ludziom» (Sobór Watykański II, Dekret o posłudze i życiu kapłanów Presbyterorum ordinis, 5). Dlatego też Kościół nieustannie zwraca swe spojrzenie ku swojemu Panu, obecnemu w Sakramencie Ołtarza, w którym objawia On w pełni ogrom swej miłości” (Jan Paweł II, encyklika Ecclesia de Eucharistia, 1).

Przyjmując Komunię św., stajemy się jedno z Panem Jezusem, dajemy Mu mieszkanie w naszych sercach, przemieniamy się w żywe monstrancje. Ale można powiedzieć, że jednocześnie przygotowujemy się do tego pełnego zjednoczenia, które nastąpi w niebie.

Spotkanie z Jezusem w Eucharystii

W moim domu zakonnym mieszka dużo starszych, schorowanych Sióstr. Niektóre nie mają już dość sił, żeby przyjść do kaplicy na Mszę św., dlatego uczestniczą w niej w swoich pokojach, mając „podsłuch” z kaplicy. W tym samym czasie, kiedy Siostry w kaplicy przyjmują Komunię św., również i te w pokojach mają taką możliwość. Często jest to bardzo wzruszający widok. Jedna z moich Współsióstr ma ogromne problemy z chodzeniem, porusza się z laską, mocno pochylona do przodu. Ale kiedy wchodzi się z Panem Jezusem – klęka na kolano. Nie szkodzi, że potem trzeba pomóc jej wstać, dla niej to rzecz oczywista: wchodzi Pan Jezus, trzeba klęknąć. Inna staruszka nie bardzo już kojarzy, jaki mamy dzień tygodnia czy porę dnia. Za to na widok Siostry przynoszącej Pana Jezusa uśmiecha się promiennie: wie, Kto do niej przychodzi…

Dlatego często robię sobie rachunek sumienia, pytając siebie, czy codzienna Eucharystia mi nie spowszedniała, czy nie za bardzo przyzwyczaiłam się do Komunii Świętej, czy nie straciłam wrażliwości na to, Kogo przyjmuję w tym białym kawałku Chleba.

Codzienny udział w Mszy św. i przyjęcie Komunii Świętej nie pozostają bezowocne. Jeśli dokonują się z wiarą, prędzej czy później serce zostanie przemienione. Po czym to można poznać? Po tym, że człowiek sam zaczyna być jak Eucharystia: pokorny, prosty, dający się innym. Wspominany niedawno św. Brat Albert Chmielowski napisał kiedyś: „Patrzę na Jezusa w Jego Eucharystii. Czy Jego miłość obmyśliła coś jeszcze piękniejszego? Skoro jest Chlebem i my bądźmy chlebem. Skąpy jest ten, kto nie jest jak On”.

Autorzy tekstów, S. Aleksandra, Polecane

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 25.04.2024