Piąty bochenek chleba

2013-06-06

Jacek Glanc

 

„A wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo, połamał chleby i dawał uczniom, by kładli przed nimi; także dwie ryby rozdzielił między wszystkich. Jedli wszyscy do sytości. I zebrali jeszcze dwanaście pełnych koszów ułomków i ostatków z ryb. A tych, którzy jedli chleby, było pięć tysięcy mężczyzn” (Mk 6, 41-44).

Zawłaszczyć Cudotwórcę, który daje chleb w obfitości! Wziąć w jasyr prywatnej użyteczności. Uwięzić na wyłączność, aby eliminował wrogów, usuwał przeszkody, uśmierzał ból i gwarantował życiową szczęśliwość.

W zamian za to: adorować i prawić złotouste laudacje! Byle tylko uśmiercił paniczny lęk, że zabraknie dla mnie miejsca pośród tych pięciu tysięcy sytych, że zabraknie czasu, aby zyskać to, co rzekomo moje. Walczę więc o dystyngowane miejsce, a łokcie mam twarde. Staram się o uznanie i status, a moje aspiracje są niebotyczne. Pragnę głównej roli, bo marzę o nieśmiertelności w ludzkiej pamięci. A jeśli dla mnie przeznaczył rolę drugiego planu? Nie chcę! To wykluczone!

Tabgha – senne izraelskie miasteczko nad Jeziorem Genezaret, jakieś trzy kilometry od osławionego przez Ewangelistów Kafarnaum. Według tradycji to właśnie tutaj, na skale przy drodze Via Maris łączącej Galileę z Damaszkiem dokonał się cud rozmnożenia chleba i ryb. Około 350 r. wybudowano w tym miejscu świątynię, umieszczając pod kamiennym ołtarzem cudowny głaz. Średniowiecze opisało to miejsce terminem Tabula Domini (Stół Pański), zaś kolejne stulecia nie żałowały pożogi głównie z rąk Persów. Dzisiaj stoi tam wzniesiona na bizantyjskich fundamentach bazylika, którą opiekują się niemieccy benedyktyni. Budowla to wyjątkowo ascetyczna, pozbawiona nadmiaru ornamentyki. Tym łatwiej więc dostrzec starożytną mozaikę u stóp ołtarza. Przedstawia ona dwie ryby i kosz z czterema bochenkami chleba.

Gdzie więc podział się ten ewangeliczny – piąty? Podpowiedział mi mnich w brązowym habicie: „Piąty bochenek to Chrystus, który w cudzie Eucharystii daje Siebie każdemu głodnemu Bożej miłości… Każdemu, bo nie zabraknie Go dla nikogo”.

Pokusa egoistycznego zniewolenia Cudotwórcy trwa nieustannie. Już tak niewiele brakuje, abym zaczął Go podejrzewać, że ceni tylko niektórych, tych świętszych. Manifestuję więc: Jestem wierny, jestem jak skała! Nie chcę ułomków i ostatków ryb. Marzę o sytości wytwornej.

Ten sam mnich opowiedział mi epizod ze swego życia: „Kiedyś, w Polsce, przemierzałem ulicę bardzo szacownego miasta. Wkoło strzeliste wieże historycznych kościołów. Zauważyłem kapłana, który podtrzymywał na piersi bursę z wyhaftowanym jerozolimskim krzyżem. W niej bez wątpienia skrywał Pokarm na wieczność dla chorego żegnającego się z tym światem. Spieszył się. Ludzie wokół żyli swoimi sprawami. Nie zauważali samego Mistrza. Tylko ja w odpowiednim momencie przyklęknąłem na granitowym krawężniku. Ucieszyła mnie moja nieobojętność! Potem zaś, przeżyłem coś onieśmielającego. Odczułem, że Pan wcale nie patrzył w tym momencie na mnie. Było tak, jakby nie zauważył mojej gorliwości. On patrzył w stronę tych, którzy udawali, że Go nie dostrzegają! On ciągle czekał na nich…”.

Boże Ciało… płatki piwonii i róż pod stopami dającego Chleb Życia. Boże Ciało… setki tysięcy już nasyconych, a mimo to nieustająco głodnych na ulicach. Jak dobrze, że Niepodzielny jest dla wszystkich! Cudowny – Piąty Bochenek Chleba.

Miesięcznik, Numer archiwalny, 2012-nr-06

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 20.04.2024