Oczekuję Cię na Kalwarii – Święta Gemma Galgani
Ukazał się jej Anioł Stróż, trzymający dwie korony – jedną z cierni, drugą z białych lilii. Spytał dziewczynę, którą wybiera. Wybrała cierniową koronę Jezusa.
2013-06-06
Na przestrzeni dziejów Kościół wyniósł do chwały ołtarzy wiele osób, aby dać przykład do naśladowania tym, którzy ciągle jeszcze podążają na spotkanie z Jezusem. Święci i błogosławieni świadkowie wiary ukazują, jak wielki sens ma życie przeżywane w komunii z Bogiem. Choć często wiąże się z ofiarą, wyrzeczeniem, walką z pokusami – to najpewniejsza droga do szczęścia wiecznego. Jedną z takich postaci jest Święta Gemma Galgani. Urodziła się w 1878 roku w Borgo Nuovo di Camigliano, nieopodal toskańskiego miasteczka Lucca we Włoszech, jako piąte z ośmiorga dzieci aptekarza Henryka Galgani i jego żony Aurelii. Matka wahała się czy na chrzcie nadać córce to piękne imię, które po włosku oznacza klejnot, gdyż żadna ze świętych Kościoła wcześniej go nie nosiła. Uspokoił ją jednak zaprzyjaźniony z rodziną kapłan, mówiąc, że może właśnie mała Gemma zostanie kiedyś „rajskim klejnotem”.
Z cierpieniem za pan brat
Od najmłodszych lat Gemma wiedziała, czym jest cierpienie. Także śmierć często gościła w rodzinie Galgani. Najstarszy brat Gemmy zmarł w dzieciństwie, zaś jako ośmioletnia dziewczynka straciła matkę, która zmarła po pięcioletniej chorobie na gruźlicę kości. Dla małego dziecka musiało to być bardzo bolesne doświadczenie. Nieco później Gemma straciła swego ukochanego brata Gino, który studiując w seminarium również zachorował na powszechną w owym czasie gruźlicę. Przez długie miesiące, aż do jego śmierci, pielęgnowała go z wielkim oddaniem nie bacząc na własne, kruche zdrowie. W młodym wieku odeszła także młodsza siostra Gemmy – Giulia.
Opiekunka
Pani Aurelia przed swą przedwczesną śmiercią zdążyła zaszczepić Gemmie pragnienie wiecznego szczęścia i miłość do Boga. Po śmierci matki dziewczynkę powierzono na jakiś czas opiece cioci, Heleny Landi, a od 1987 roku rozpoczęła ona naukę w pensjonacie Instytutu Oblatek Ducha Świętego, nazywanym Instytutem Świętej Zyty. Głęboko religijnej Gemmie bardzo odpowiadała panująca tam atmosfera. 19 czerwca 1887 roku przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej. Spotkanie z Jezusem Eucharystycznym to jedno z najważniejszych wydarzeń jej krótkiego życia. Po latach tak o nim pisała w swoim dzienniczku: „Nie sposób opisać tego, co w owym momencie zaszło pomiędzy mną a Jezusem. Sprawił, że bardzo silnie odczułam Go w mej duszy. Uświadomiłam sobie wtedy, że rozkosze niebieskie różnią się od ziemskich i ogarnęło mnie pragnienie utrwalenia tego mojego związku z Bogiem”. Jako 13-letnia dziewczynka bardzo pragnęła poznać Mękę Chrystusa a jej życie duchowe rozwinęło się zwłaszcza po rekolekcjach, w których uczestniczyła w 1891 roku. Coraz częściej poszukiwała samotności i skupienia, które pomagało jej w pracy nad sobą. Z dala od zgiełku świata mogła lepiej poznawać samą siebie. Gemma wyróżniała się inteligencją, była zdolną i lubianą uczennicą. Cieszyła się też powszechną sympatią koleżanek. Choć z natury żywa i bystra, doskonale potrafiła panować nad emocjami. Nigdy jednak nie skąpiła uśmiechu czy dobrego słowa tym, którzy znajdowali się w jej otoczeniu. Niestety, poważna choroba brata zmusiła ją do opuszczenia szkoły i internatu, a ostatecznie do przedwczesnego zakończenia własnej edukacji. Opiekując się umierającym bratem, czuwała przy nim dzień i noc. Skrajne wyczerpanie doprowadziło do ciężkiej choroby, po której miała już nigdy nie wrócić do pełni sił. Jakby nie dość było tych doświadczeń, w 1897 roku ciężko zachorował ojciec Gemmy – człowiek o wielkiej wspaniałomyślności i hojności. Póki mógł, pożyczał innym pieniądze, nie troszcząc się o ich zwrot, co w efekcie doprowadziło rodzinę Galgani do całkowitej nędzy. Po jego śmierci Gemma przejęła opiekę nad młodszym rodzeństwem. Potem na krótko zamieszkała z ciotką i wujem. Choć bardzo ich kochała, nie czuła się najlepiej w domu, gdzie prowadzono bogate życie towarzyskie, podczas gdy ona pragnęła ciszy. Odrzuciła też dwie propozycje małżeństwa, pragnąc swoje życie poświęcić Chrystusowi. W swoich notatkach pisała: „Jezus jest kochanym Oblubieńcem, któremu oprzeć się nie można. Miłosierdzie Jezusowe całą mnie porywa w tej chwili. Jak można nie kochać Jezusa z całej duszy, ze wszystkiego serca?”.
Cierpieć jak Jezus
Rozmiłowana w Męce Chrystusa, Gemma bardzo pragnęła wstąpić do zakonu pasjonistek, ale uniemożliwił jej to zły stan zdrowia. Kiedyś, po przyjęciu Komunii usłyszała głos Pana Jezusa: „Odwagi, Gemmo, czekam na Ciebie na Kalwarii”. Następnie ukazał się jej Anioł Stróż, trzymający dwie korony – jedną z cierni, drugą z białych lilii. Spytał dziewczynę, którą wybiera. Wybrała cierniową koronę Jezusa, a w swoim dzienniku napisała: „Chcę iść za Tobą, Jezu, za cenę wszelkiego bólu, chcę iść za Tobą z gorliwością”. To pragnienie realizowało się w jej życiu niemal namacalnie. Zachorowała na zapalenie opon mózgowych, stopniowo traciła słuch, ręce i nogi miała całkowicie sparaliżowane. Nie pomagały żadne leki, więc była przykuta do łóżka niemal przez rok. Z godną podziwu cierpliwością znosiła wszelkie doświadczenia, ofiarując je w intencji nawrócenia grzeszników, o których nieraz potrafiła się „wykłócać” z Panem Bogiem. Jak się później okazało, wielu z nich doznało łaski nawrócenia. Gemma bolała tylko nad tym, że sprawia kłopot swoim opiekunom. Rankiem 3 marca 1899 roku napisała w swoim dzienniku: „Wyspowiadałam się i rano, wciąż przykuta do łóżka, przyjęłam Komunię Świętą. O jakże słodkie chwile, jakie spędziłam z Jezusem. Odnowiłam moje przyrzeczenia Jezusowi, który mnie zapytał: «Gemmo, czy chcesz wyzdrowieć?» Łaska została mi udzielona. Wyzdrowiałam”.
Jednak rozłąka z krzyżem nie trwała długo. Kiedy wyznała Jezusowi: „Mój Jezu, chciałabym tak bardzo Cię kochać, nie wiem jednak, jak to uczynić?”, w odpowiedzi usłyszała: „Czy chcesz zawsze kochać Jezusa? Zatem nie przestawaj ani na chwilę cierpieć dla Niego”. 8 czerwca 1899 roku w oktawie Bożego Ciała a zarazem w wigilię Uroczystości Najświętszego Serca Jezusa, Gemma otrzymała łaskę stygmatów ran Chrystusa. Rany na dłoniach, stopach i piersi, a nieco później i na głowie, pojawiały się w każdy czwartkowy wieczór, sprawiając jej ogromny ból, a w piątek lub w sobotę rano przestawały krwawić. W ich miejscach powstawały białe blizny. Stygmaty przestały się pojawiać po roku, ale białe ślady widoczne były aż do jej śmierci.
Ból odrzucenia
Życie mistyczne Gemmy związane było z licznymi cierpieniami, nie tylko fizycznymi. Niejednokrotnie doznawała napaści diabła, które odpierała z niezwykłym heroizmem. Często też bywała niezrozumiana przez ludzi, nawet przez najbliższych. Jej mistyczne doznania nazywano urojeniami zbyt pobożnej dziewczyny. Niektórzy kpili z niej i nazywali histeryczką. Wszelkie drwiny starała się przyjmować, jako jedną z form pokuty, pamiętając o obelgach, jakimi obrzucano Jezusa kroczącego na Kalwarię. Często odpychana, niezrozumiana przez otoczenie, nie przestawała jednak kochać Boga i bliźnich. To wydaje się najbardziej przekonującym argumentem na rzecz prawdziwości tego, co przeżywała i o czym mówiła. Cierpiąc tak, jak cierpiała Gemma, nie sposób udawać miłości.
Bez słowa skargi
Dzięki pomocy spowiednika Gemma zamieszkała z wielodzietną rodziną Giannini, która opiekowała się nią i chroniła jak własną córkę. Ona starała się odwdzięczyć za otrzymane dobro, ucząc ich dzieci. W styczniu 1903 roku stan zdrowia Gemmy uległ pogorszeniu. Okazało się, że cierpi na gruźlicę kości i zapalenie nerek. Aby ochronić rodzinę jej opiekunów przed zarażeniem, dziewczynę odizolowano w niewielkim mieszkaniu niedaleko ich domu. Przez cztery miesiące znosiła swą chorobę bez słowa skargi. Bez jednej łzy i z uśmiechem na ustach 11 kwietnia 1903 roku odeszła po wieczną nagrodę. Papież Pius XI w 1933 roku zaliczył Gemmę Galgani do grona błogosławionych, a papież Pius XII w roku 1940 dokonał jej kanonizacji. Ta niezwykła dziewczyna, która na drodze swego życia znaczonego cierpieniem potrafiła odnaleźć prawdziwą radość, mawiała: „Kiedy jesteśmy ściśle związani z Jezusem, nie ma ani krzyża, ani smutku”. Niechaj jej przykład pomaga nam wykorzystywać w duchu wiary trudne doświadczenia dnia codziennego, by lepiej naśladować Chrystusa cierpiącego.