Idźcie na cały świat

Dzisiaj wiem, że w tym spotkaniu było coś nadzwyczajnego. Bowiem oprócz mnie, historii Ojca Wilhelma słuchała jeszcze jedna osoba, mój młodszy wojskowy kolega – Grzegorz Wojtkowiak.

zdjęcie: sxc.hu

2013-06-06

Działo się to wczesną wiosną 1989 roku. Pełniłem wówczas dwuletnią służbę wojskową, którą z racji zawodu, odbywałem we wrocławskim Szpitalu Wojskowym przy ulicy Czerskiej.

Ziomkowie
 
Pamiętam, że w niedzielę wróciłem z urlopu, a z samego rana w poniedziałek miałem zameldować się w gabinecie komendanta szpitala. Stanąłem więc o czasie przed swoim przełożonym, który z typowym wojskowym drylem zakomunikował: „Dzisiaj przyjmujemy do szpitala zasłużonego kombatanta, macie się nim osobiście zająć. On już jest i czeka”. Gdy wszedłem do pokoju przyjęć, zastałem stojącego przy oknie niziutkiego, siwowłosego jegomościa, który dokładnie zlustrował mój wygląd. Nastąpiła rutynowa procedura przyjęcia, poprzedzona okazaniem dokumentów. Właśnie w tym momencie spomiędzy różnorakich „papierków” wysunęła się doskonale znana mi legitymacja oblacka z herbem zgromadzenia oraz tekstem: „Evangelizare Pauperibus Misit Me”. („Posłano mnie, bym ubogim głosił Dobrą Nowinę” [red.]).
– Widzę, że jest Ojciec Oblatem – tak jakoś powiedziało mi się spontanicznie. Mój Gość spojrzał na mnie bardzo lustrującym wzrokiem. – A skąd u pana takie rozeznanie w polskich zakonach misyjnych? – Parę minut zajęło mi dokładne tłumaczenie rodzinnej tradycji oblackiej, nakreślenie kapłańskiej drogi mojego wujka i wreszcie określenie siebie w kontekście przekonań religijnych. Chyba mi się wreszcie udało, bo usłyszałem: „No to jesteśmy ziomkami, bo ja pochodzę z Rudnych Piekar, czyli zza miedzy”. Tak oto poznałem Ojca kapitana Wilhelma Stempora, Misjonarza Oblata Maryi Niepokalanej, kapelana legendarnego Dywizjonu 303 Polskich Sił Powietrznych w Wielkiej Brytanii. Misjonarz miał przed sobą dwa tygodnie pobytu w szpitalu. Mogłem go przepytać z całego życia, tym bardziej, że był doskonałym gawędziarzem. Dzisiaj wiem, że w tym spotkaniu było coś nadzwyczajnego, bowiem oprócz mnie, historii Ojca Wilhelma słuchała jeszcze jedna osoba, mój młodszy wojskowy kolega – Grzegorz Wojtkowiak.
 
Misyjne pragnienia
 
Grześ urodził się w 1967 roku w Krotoszynie. Po ukończeniu liceum i studium medycznego pracował w rodzinnym mieście, a potem w Klinice Wojskowej we Wrocławiu, gdzie właśnie skrzyżowały się nasze drogi. Był człowiekiem wielce radosnym, skorym do żartów i ciągle uśmiechniętym. Dobrze być z kimś takim w wojsku. Czas szybciej upływa, a tęsknota mniej dokucza. Bardzo się przyjaźniliśmy i dużo o sobie wiedzieliśmy. Jednak dopiero, kiedy Ojciec Stempor pojawił się w naszym życiu, Grzegorz wyjawił swoje wielkie pragnienie. Byłem tego świadkiem, kiedy powiedział: „Proszę Ojca, bardzo chciałbym pojechać na misje”. Ojciec Wilhelm spoważniał i odrzekł: „Wspaniale! Jak tylko zakończysz służbę, zgłoś się do naszego oblackiego nowicjatu. Misje stoją przed tobą otworem!”.
 
Szaleniec Boży
 
Problem polegał na tym, że Grześ nie myślał o stanie duchownym. On chciał być misjonarzem świeckim. Ojciec Stempor rozwinął zaraz szczegółowo temat; wspomniał o świeckiej Formacji Misyjnej, o szkoleniach, badaniach medycznych, dbaniu o kondycję, nauce języka a przede wszystkim o modlitwie o wytrwanie w misyjnych zamierzeniach. Jakiś czas później, po rekonwalescencji, misjonarz powrócił do wrocławskiego klasztoru. Wiem, że Grzegorz bywał u niego, często też korespondowali. Jak to mówił: „Każdym naszym spotkaniem ładuję akumulatory na wyjazd do Kamerunu!”. Zaraz potem łapał książki i „szlifował” swój francuski. Nie ukrywam, że z całego serca życzyłem Grzesiowi spełnienia zamierzeń. Byłbym jednak nieszczery, gdybym nie wyznał, że nie do końca wierzyłem, że temu niepozornemu i ciągle parskającemu radosnym śmiechem chłopakowi uda się coś, co w moim odczuciu było poza jego zasięgiem. Powtarzałem sobie: misje – to przecież zajęcie dla Bożych szaleńców, nie dla Grzesia!
 
Spełnione pragnienie
 
W 1990 roku nasze drogi rozeszły się. Ja wyszedłem do cywila a Grzegorz miał przed sobą jeszcze pół roku służby. Upływający czas dowiódł, że moje powątpiewanie w misyjny sukces wojskowego kolegi było nieuzasadnione. Przekonałem się o tym później. Grzegorz odczuwał prawdziwe powołanie! Trzy lata po wyjściu z wojska rozpoczął przygotowania w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie. Od 10 grudnia 1994 roku pracował już jako pielęgniarz w szpitalu „Hospital Catholique de Logbikov” przy katolickiej misji w diecezji Edea, w Kamerunie Zachodnim.
 
Strata
 
23 grudnia 1996 roku w drodze do polikliniki w Duala uległ śmiertelnemu wypadkowi samochodowemu. Na cmentarzu parafialnym w Krotoszynie spoczął 7 stycznia 1996 roku. Ta informacja była dla mnie doznaniem porażającym. Wyczytałem ją w „Gościu Niedzielnym”. Długo nie potrafiłem oswoić się z jej wymiarem. Nie umiałem sobie też wybaczyć, że tak długo nie wierzyłem w misyjne powołanie Grzegorza. Lata mijają. Emocje ustąpiły miejsca dojrzałej refleksji.
 
Dać wsparcie
 
Ciągle może się zdarzyć, że tuż obok przemknie człowiek z misyjną pasją, gotowy podejmować największe chrześcijańskie wyzwanie: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię” (Mk 16, 15) oraz „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). Czego potrzebują ci współcześni Boży szaleńcy? Szukając odpowiedzi na to pytanie, sięgnąłem do fachowych źródeł. W prasie misyjnej, a także na stronach internetowych zgromadzeń, wolontariatów i świeckich stowarzyszeń misyjnych wyczytałem, że w przygotowaniu do misji najważniejsze są: animacja misyjna z budzeniem gorliwości do głoszenia Słowa wśród wszystkich katolików, formacja i opieka nad misjonarzami oraz wsparcie finansowe i organizacyjne.

W kontekście moich wrocławskich przeżyć chciałbym jeszcze ze swojej strony dodać do tej wyliczanki – dbałość o każdy, choćby zupełnie z ludzkiego punktu widzenia nierealny, błysk misyjnego marzenia w sercu młodego człowieka. No i najważniejsze – nieustanną modlitwę za misje i misjonarzy. Być może z takiej gorliwej modlitwy zrodzi się następne prawdziwe powołanie…

Numer archiwalny, Z cyklu:, Z bliska, 2013-nr-04

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 24.04.2024