Moc łez i modlitwy

"Nie potrafię wyrazić słowami, jak bardzo mnie kochała i o ile bardziej cierpiała, rodząc mnie do życia duchowego, niż wtedy, gdy mnie wydawała na świat” - tak napisał o swojej świętej Matce jej syn - św. Augustyn. Dziś, wiele wieków później, papież Franciszek na Twitterze napisał: "Jakżeż liczne mamy wylewają dziś łzy, niczym św. Monika, aby ich dzieci wróciły do Chrystusa! Nie traćcie nadziei w łaskę Bożą!".

Św. Monika, Luis Tristan de Escamilla, 1616 r., Muzem Prado, Madryt

zdjęcie: wga.hu

2017-08-29

„Widzi Pani, taki już los matki. Robiłam wszystko, co mogłam, naprawdę wszystko, żeby dobrze wychować dzieci. I nie upilnowałam. Mój syn przedawkował, kiedy miał 16 lat, a ja nawet nie wiedziałam, że bierze narkotyki” - opowiada siedząca naprzeciw mnie w przedziale kolejowego pociągu kobieta. Jesteśmy same, przed nami godzinna podróż, a ona tak bardzo chce to komuś powiedzieć. W jej głosie ciągle jeszcze słyszę tamto niedowierzanie, z którym pewnie przyjęła wiadomość o śmierci swojego dziecka, a potem także tę drugą, jeszcze gorszą: zmarł z przedawkowania. Współczuję jej tak bardzo, jak tylko matka może współczuć innej matce. Próbuję sobie wyobrazić siebie w podobnej sytuacji i nie potrafię, i nie chcę…

Ile jest takich kobiet? Większość z nich naprawdę kocha swoje dzieci i chce dla nich wszystkiego, co najlepsze. Większość z nich przyjęłaby na siebie niemal każde cierpienie, byle tylko synowi czy córce „udało się w życiu”, byle „wyrósł na dobrego człowieka”, byle „żył po Bożemu”. Część z tych pięknych marzeń, które każda z matek snuje pochylona nad łóżeczkiem swego nowonarodzonego skarbu a czasem nawet jeszcze wcześniej, nigdy się nie ziści. Czasem dlatego, że zabrakło dojrzałej rodzicielskiej miłości, że kochano „za bardzo” – nie wymagając i obniżając poprzeczkę; czasem z lenistwa – bo kariera zawodowa, bo „mnie się przecież też coś od życia należy”, bo nie mogę być tylko „domową kurą”, a mojemu dziecku przyda się trochę wolności; a czasem z innych powodów, „zewnętrznych: – złe towarzystwo, trudny charakter, rozbita rodzina.

Dwa dni temu obchodziliśmy wspomnienie św. Moniki, wczoraj liturgiczne wspomnieni jej syna - św. Augustyna. Choć św. Monika żyła siedemnaście wieków temu, jej los mógłby być biografią niejednej współczesnej żony czy matki. Zresztą „pod górkę” miała dużo wcześniej, jeszcze nim została matką. Nie dość, że wydano ją za mąż bardzo młodo i wbrew jej woli, jej małżonek – poganin – okazał się człowiekiem bardzo gwałtownym a do tego niewiernym. Jakby tego było mało, Monika nie mogła liczyć na niczyje zrozumienie. Przeciwnie – teściowa robiła wszystko, aby uprzykrzyć jej życie. Nietrudno wczuć się w położenie młodej żony, którą obwiniano za wszystkie „grzeszki” męża. Ale Monika postanowiła, że się nie podda. Mądrej i cierpliwiej kobiecie udało się w końcu zjednać teściową a nawet zmienić charakter męża. Jej wielką radością był chrzest, który mąż zdążył przyjąć przed swoją śmiercią.

Gdybyż na tym, kończyły się zmartwienia Moniki! Całe jej życie pochłaniała troska o trójkę dzieci, spośród których najwięcej kłopotu przysporzył jej syn o imieniu Augustyn. Ileż to bezsennych, przepłakanych nocy stało się udziałem Moniki za jego przyczyną? Augustyn – syn gorliwej i pobożnej katoliczki – łatwo ulegał modnym podówczas trendom filozoficznych i w końcu związał się z sektą. Nie ugiął kolan nawet w obliczu niebezpieczeństwa utraty życia. Szukał też szczęścia u boku rozmaitych kobiet, aby w końcu związać się jedną z nich. Nie miał jednak zamiaru przypieczętować swojego związku sakramentem małżeństwa. Jakiż to ból dla kochającego serca matki! Nie takiego życia pragnęła przecież dla swojego syna. Cóż jednak mogła zrobić, zwłaszcza teraz, kiedy był już dorosły? Pozostało jej tylko cierpienie i… modlitwa o to, by Bóg nie zrezygnował z duszy jej dziecka. I Niebo nie pozostało głuche. Kiedy opuściwszy swe rodzinne strony udała się do Mediolanu i Rzymu, by być w pobliżu syna, gdyby jej potrzebował, Augustyn był już na drodze do Boga. Monika nie tracąc wiary, że doczeka całkowitego nawrócenia syna nie ustawała w modlitwach. Tak bardzo wierzyła w Bożą obietnicę, że w końcu „kołaczącemu otworzą”. I Bóg wysłuchał jej modlitw na swój hojny sposób. Augustyn nie tylko przyjął chrzest i zbliżył się do Jezusa, ale także został jednym z Jego kapłanów.

Po latach w swoich słynnych „Wyznaniach” bardzo krytycznie ocenia lata swojego życia poprzedzające nawrócenie, zaś swojej Matce wystawia najpiękniejszą laurkę. Pisze: „Gdybym umarł w tym stanie, serce mojej matki już by nigdy nie przestało krwawić po takim ciosie. Nie potrafię wyrazić słowami, jak bardzo mnie kochała i o ile bardziej cierpiała, rodząc mnie do życia duchowego, niż wtedy, gdy mnie wydawała na świat”.

Niech święta Monika – patronka matek, które jak ona pragną dla swoich dzieci wszystkiego, co w życiu najlepsze, pomaga im mądrze i z cierpliwością „ingerować” w duchowe życie córek i synów, którzy zboczyli z właściwej drogi. Niech zbiera ich macierzyńskie łzy i modlitwy, i niech je zanosi do tronu Niebieskiego Ojca. Niech składa je w dłonie Chrystusowej Matki – Tej zatroskanej o życie Niemowlęcia w betlejemskiej Grocie i tej Kalwaryjskiej, tulącej do serca martwe Ciało Syna - na Golgocie.

Dajmund Danuta, Autorzy tekstów, Najnowsze

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

14

15

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 23.04.2024